niedziela, 12 kwietnia 2015

Rozdział czternasty cz. 1

Godzina 7.00... Najwyższy czas wstać... Wstać i realizować wczorajsze postanowienie... Tylko... Powiedzieć coś jest bardzo łatwo, ale żeby to później wykonać jest o wiele trudniej... Szczególnie dotyczy to spraw i słów wypowiedzianych w gniewie... Kiedy kierują nami emocje jesteśmy zdolni do wielu rzeczy, o których nawet byśmy normalnie nie pomyśleli... Jednak z drugiej strony... Może rzeczywiście przyszedł czas żeby pokazać znajomym i "przyjaciołom", że nie jestem malutką i naiwną dziewczynką, która potrafi wybaczyć każdemu kto powie przepraszam... Tak... Wreszcie nastała pora wielu ogromnych zmian! Wstałam z łóżka w odrobinę buntowniczym nastroju i spojrzałam za okno. Pogoda już nie była tak piękna jak wczoraj... Można nawet rzec, że odzwierciedlała mnie i moje uczucia chowane w głębi serca z ogromnym wysiłkiem... Po niebie snuły się ciemne chmury, z których nieustannie padał deszcz... Jestem prawie pewna, że gdyby nie moje wczorajsze postanowienie to również wylewałabym łzy, oglądając jakieś
bezsensowne romansidła...  No ale, nie ma co gdybać! Trzeba żyć dalej jakby nigdy nic... Choćby nie wiem jak bardzo bolało...
 Podeszłam do szafki i wybrałam pierwsze lepsze ubrania... Doszłam do wniosku, że nie ma sensu w strojeniu się skoro za chwilę i tak będę musiała się przebierać i malować w teatrze... Szybkim krokiem poszłam do łazienki. Tam wzięłam szybki prysznic i umyłam włosy. Miałam nadzieję, że poczuję się choć trochę lepiej... Myślałam, że moje problemy spłyną razem z ciepłymi kroplami wody, ale niestety tylko się łudziłam... Czułam się tak samo, a może nawet trochę gorzej... Tego nie jestem pewna... Kiedy w szlafroku przemieszczałam się z łazienki do pokoju, zauważyłam, że mój tata wchodzi na górę...
- Hej Słońce! Jak się czujesz? - spytał, a w jego głosie słyszałam zmartwienie i ogromną troskę... Podeszłam i wtuliłam się w niego, a on objął mnie swoimi ogromnymi ramionami... Potrzebowałam tego... Potrzebowałam miłości, czułości, poczucia bezpieczeństwa, a także poczucia, że jestem komuś potrzebna, że komuś na mnie zależy... Wydarzenia z wczorajszego dnia bardzo obniżyły moją i tak dość niską samoocenę... I choć starałam nie dopuszczać do siebie takich myśli to wszystko było zbyt
świeże, żeby ot tak odgrodzić się od tego wszystkiego i zapomnieć... Stałam tak w objęciach moje
go ojczulka i miałam wrażenie, że dosłownie za sekundę się rozpłaczę... Co z moich postanowień o jakiejkolwiek zmianie, kiedy moje serce nadal odczuwa wszystko tak samo... Nagle przypomniałam
sobie, że tata zadał mi pytanie, na które powinnam w końcu odpowiedzieć...
- Szczerze? Bywało lepiej, ale jakoś się trzymam... - odparłam i w tym samym momencie z mojego gardła wydostał się tłumiony od dłuższego czasu szloch... Nie dość, że okłamuję siebie to próbuję również oszukać moich bliskich... Czuję się beznadziejnie!!! Czuję się koszmarnie! Ale jak mam się czuć??? Jak może czuć się osoba, która z telewizji dowiaduje się o tym, że jej chłopak ją zdradził. Tak po prostu... Bez żadnych zahamowań... Z pierwszą lepszą... No jak?? Ma być szczęśliwa i skakać z radości?? No chyba raczej nie! Najchętniej to  rzuciłabym się z jakiegoś mostu, albo weszła pod jadącą ciężarówkę... Wydaje mi się, że i tak ból byłby mniejszy od tego, który przeżywam teraz... Jednak dzięki wczorajszym wydarzeniom sporo zrozumiałam... Dotarło do mnie, że osoby, które kochałam, które były najważniejsze w moim życiu, uważają mnie za bezwartościową zabawkę... Taką bezużyteczną lalkę czy kukiełkę, którą bawią się do znudzenia... A później dostają nową, ładniejszą i zapominają o tej starej... Wyrzucają w kąt, aby tam powoli pokrywała się warstewką kurzu... Tylko, że ja nie jestem głupią zabawką!!! Ja mam serce i uczucia! Tak łatwo mnie zranić... Jednak nie wszyscy o tym wiedzą... A może ja rzeczywiście stwarzam pozory takiej naiwnej, bezwartościowej kukły...
Nie mam pojęcia  w jaki sposób znalazłam się w swoim pokoju na kolanach mojego taty, ale czułam, że zaczynam się uspokajać... Duża dłoń mojego taty głaskała mnie po głowie i plecach, a to dawało coraz większe ukojenie... Po dłuższej chwili moje oczy przestały wylewać łzy, a z moich ust  nie wydobywały się już żadne szlochy... Oparłam się o tors mojego taty i głęboko oddychałam...
- Przepraszam, że wczoraj nie przyszedłem, ale stwierdziłem, że musisz pobyć trochę sama i przemyśleć niektóre sprawy... - zaistniałą ciszę przerwał cichy, niepewny głos taty. Kiedy usłyszałam jego słowa jeszcze mocniej się w niego wtuliłam... Od dnia, w którym zamieszkał u mnie zobaczyłam jak bardzo mi go brakowało... Cały czas żyłam w przekonaniu, że jestem w stanie poradzić sobie we wszystkim sama, ale niestety tak nie jest... Dobrze mieć przy sobie osobę, która Cię kocha i której możesz zaufać... Wzięłam kolejny oddech i postanowiłam się w końcu odezwać...
- To ja przepraszam za to, że musisz oglądać mnie w takim stanie... Ale już jest Ok. Czuję się o wiele lepiej... Dziękuję za zrozumienie i ogromne wsparcie, a teraz przepraszam, ale muszę się szykować... Dziś wielki dzień... - wstałam z kolan taty i sztucznie się uśmiechnęłam...
- Będę siedział w pierwszym rzędzie! - powiedział, poklepał mnie po ramieniu i nim się obejrzałam
już nie było go w moim pokoju.
 Potrzebowałam takiego wypłakania się... Teraz czuję się o wiele lepiej... Wprawdzie muszę teraz poprawić makijaż, ale przynajmniej nie jest mi tak ciężko na sercu. Po naprawieniu make up'u wróciłam do pokoju i zaczęłam się przebierać... Stojąc przed lustrem i zakładając bluzkę, zauważyłam, że ostatnio sporo przytyłam... Doszłam do wniosku, że i to powinnam w sobie zmienić!  Szybko wysuszyłam włosy, złapałam torebkę i zbiegłam po schodach. Pożegnałam się z tatą i wyszłam z domu. Postanowiłam, nie jeść śniadania, a co się z tym wiąże zaoszczędzić trochę czasu.  Dzięki temu zamiast jechać samochodem będę mogła przebiec się do studia. Wyjęłam swój telefon po czym włożyłam słuchawki do uszu i zaczęłam biec... Dosłownie po kilkudziesięciu metrach powoli zaczynały mnie boleć nogi i brakowało mi oddechu... Wiem! To przerażające... Moja kondycja jest w stanie krytycznym... Popracujemy nad tym... Stanęłam na środku chodnika i zaczęłam głęboko oddychać... A może to nie był taki dobry pomysł... W sumie to nie jadłam nic od wczorajszego śniadania, a teraz bieganie... Cami skończ! Już na samym starcie się poddajesz??
Idiotka! Gruba... Głupia... Naiwna... Łatwowierna... Te określenia i szybsza piosenka w słuchawkach bardzo mnie zmotywował dlatego wznowiłam bieg. I choć po chwili odczuwałam jeszcze większe zmęczenie cały czas przed oczami stawiałam sobie mnie stojącą przed lustrem... Ten ogromny brzuch i boczki, które nie mieściły się w spodniach! Jaaak? Jak mogłam się tak zaniedbać?
Po dwudziestu minutach byłam w teatrze... I choć czułam ogromne zmęczenie i ból łydek to byłam z siebie dumna! W sali byli już wszyscy włącznie z naszą panią reżyser.
- Witaj Cami! Już wszystko w porządku? - spytała uśmiechając się promiennie jakby w ogóle nie przejmowała się tym, że za kilka godzin wystawiamy jej sztukę... Bardzo ją podziwiam... Widzę w jej oczach bezgraniczną ufność... Zastanawia mnie jedno... Czy ona nigdy nie została zraniona, czy po prostu jest w stanie wybaczyć wszystko... - Cami??
- Tak... Już jest Ok. - odparłam i uśmiechnęłam się sztucznie... Chyba jednak jestem dobrą aktorką, bo Amy mi uwierzyła i już o nic więcej nie pytała...
- W takim razie zaczynamy... Musimy przećwiczyć tylko akt drugi, ponieważ on nam najsłabiej wychodzi... Na scenie zostaje Rose, a po chwili wchodzi Camila.. Zaczynamy!
Wszyscy zeszli ze sceny, a ja stanęłam za kurtyną.
Rose siedziała na stoliku... Była załamana... Schowała twarz w dłonie i płakała... W tym momencie wyszłam zza kurtyny... 
- Ej Słońce! Co się stało?? - na widok zrozpaczonej przyjaciółki podbiegłam i zajęłam miejsce obok niej... Dziewczyna przez dłuższy czas się nie odzywała... 
- W tym momencie możesz ją pogłaskać po głowie czy ręce! - krzyknęła Amy. Automatycznie moja
dłoń znalazła się na ramieniu Rose. 
Dziewczyna spojrzała na mnie "zapłakanymi" oczami i zdławionym głosem opowiedziała mi całą historię o tym jak jej wspaniały chłopak z nią zerwał i z tego powodu nie może iść na imprezę... W tym momencie ja zeskoczyłam ze stolika i podeszłam do szafy przyjaciółki. Wyciągnęłam z niej sukienkę, którą kupiłyśmy w pierwszym akcie i podałam ją dziewczynie... 
- Nie możesz płakać przez tego idiotę! Skoro z Tobą zerwał to nie posiada oczu, uszu, a co najgorsze mózgu! Ale to już jego problem, a Ty masz się dobrze bawić na dzisiejszej imprezie... - coraz bardziej wczuwałam się w rolę... Zadziwiające było to, że scena, którą graliśmy, była podobna do zdarzeń z wczorajszego dnia... Jedyną różnicą było to, że patrzyłam na wszystko jako osoba trzecia i cała ta sytuacja wydawała mi się idiotyczna... Rzeczywiście po co płakać, po co się zamartwiać... Życie jest życiem... Trwa krótko i trzeba je wykorzystać jak najlepiej...
- Camila jesteś z nami?? Teraz Twoja następna kwestia! - z zamyślenia wyrwał mnie głos Amy... Potrzebowałam chwili na otrząśnięcie się i już z powrotem byłam na planie...
- Przepraszam, zamyśliłam się, ale już jestem...

***
Za piętnaście minut premiera naszego spektaklu... Siedzę sobie we wspólnej garderobie, na sobie mam już kostium "zwariowanej imprezowiczki", a w tym momencie jedna z naszych "stylistek" robi mi makijaż... To takie śmiechowe uczucie kiedy wszyscy biegają wokół Ciebie... Czujesz się wtedy
jak prawdziwa gwiazda... W garderobie pojawiła się uradowana Amy.
- Czy wszyscy gotowi?! - krzyknęła, a my chórkiem odpowiedzieliśmy, że oczywiście...- No to świetnie... Za dziesięć minut zaczynamy... Sala jest pełna - dodała i wyszła... A ja... Zaczęłam się stresować... Pełna sala obcych mi osób... Patrząca się na mnie... Ja się pomylę... Na pewno! Albo się potknę, spadnę ze sceny i się połamię... Jedno z dwóch jest pewne... Moje ciało niekontrolowanie zaczęło drżeć, a a Kate - stylistka popatrzyła na mnie z delikatnym politowaniem...
- Camila nie denerwuj się... Jesteś tu najlepsza i dobrze o tym wiesz! Makijaż już gotowy... - wstałam z krzesła i podeszłam do ogromnego lustra... WOOW! Czy to naprawdę ja?? Chyba nigdy nie wyglądałam tak... WOW! Nie no... Zawsze nosiłam jakieś tam sukieneczki, spódniczki w kwiatuszki, delikatny makijaż, a teraz... całkiem inna Camila! I powiem szczerze, ta podoba mi się bardziej... Chociaż... Nie wiem czy to dobry pomysł z tym odkrytym brzuchem... Przecież kiedy wszyscy mnie zobaczą wybuchną śmiechem... Już miałam zwrócić się z tym do Kate, ale nie zdążyłam, bo do garderoby zajrzała Amy i kazała wychodzić wszystkim aktorom... No nic jakoś będę musiała przeżyć... Wyszłam z garderoby i skierowałam się na salę widowiskową... Kurtyna była zasłonięta, ale na scenie już stali Rose i Max - główni bohaterowie... Po chwili czerwony materiał rozsunął się.
Zaczynamy! Wydawało mi się, że na próbach moje wejście było o wiele później... Nim się obejrzałam już musiałam postawić pierwsze kroki na scenie... Troszkę niepewnie weszłam i spojrzałam na publiczność... Nikt się nie zaśmiał, ani nawet nie uśmiechnął kpiąco... W sekundę zlustrowałam spojrzeniem całą widownie. Tak jak myślałam w pierwszym rzędzie siedział mój tata, ale obok niego znajdowały się osoby, których się tu nie spodziewałam... Natalie, Niall, Mandy, Zayn, Liam, Louis no i Harry... Na widok tego ostatniego od razu moja niepewność... zniknęła... No to teraz pokażę jaka jest prawdziwa Camila... Przemierzyłam całą scenę szybkim, pewnym krokiem i zaczęłam wypowiadać swoje kwestie tak jakbym żyła w tej właśnie sztuce... Nie patrzyłam na nic,.. Na nikogo... Czułam tylko jak z każdą minutą moje serce przyśpiesza... Co jakiś czas zerkałam w stronę publiczności... Z tego co zauważyłam to niejeden chłopak miał oczy otwarte szeroko... Co niektórym zdarzyło się jeszcze otworzyć buzię... Byłam z siebie coraz bardziej dumna...
I tak zakończył się akt pierwszy. Kurtyna znów zasłoniła scenę, a my zaczęliśmy się powoli uspokajać... Pierwsze koty za płoty... Teraz już tylko z górki...
 Zapomniałam już jakie to cudowne uczucie grać w teatrze... Być aktorem to znaczy mieć możliwość zostania każdym... Jednego dnia mogę być szaloną imprezowiczką, ale już następnego szarą myszką, która siedzi w kącie i boi się wszystkich.... To jest w tym zawodzie
najwspanialsze i najcudowniejsze... Dopiero teraz dotarło do mnie, że praca tutaj jest o wiele lepsza od tej na planie filmowym... Tu są prawdziwe emocje, które oglądają ludzie na żywo, a nie na ogromnym ekranie kina czy telewizora... Kiedy ja o tym rozmyślałam na scenie zaczęła zmieniać się scenografia... Piętnaście minut zleciało nie wiadomo kiedy i znów kurtyna ukazała scenę, na której znajdowała się zapłakana Rose... Tak to ten sam moment, który "próbowaliśmy" przed premierą... Weszłam na scenę i znów żyłam swoją rolą, a kiedy wypowiadałam swoją kwestię " Nie możesz płakać przez tego idiotę! Skoro z Tobą zerwał to nie posiada oczu, uszu, a co najgorsze mózgu! Ale to już jego problem, a Ty masz się dobrze bawić..." - patrzyłam w stronę publiczności. Zauważyłam, że Harry zaciska szczęki... Czyli też zauważył minimalne podobieństwo... Czyli nie jest ze mną aż tak źle... 

***
Spektakl dobiegł końca... Wszyscy aktorzy wraz ze mną stoją na środku sceny i po raz kolejny się kłaniamy... Widzowie stoją, wszędzie brzmią oklaski, a ja zamiast się z tego cieszyć rozmyślam, czy Harry nie wziął sobie zakończenia do serca... No bo spektakl tak jak każdy inny kończy się happy endem... Główni bohaterowie dają sobie jeszcze jedną szansę i żyją długo, no i szczęśliwie... Na całe szczęście ja nigdy nie lubiłam szczęśliwych zakończeń... Od zawsze uważałam, że takie przedstawienia i filmy są trochę bez sensu... I tak wszyscy dobrze wiedzą, że rzadko kiedy zdarza się miłość, która przetrzyma wszystko... W każdym bądź razie jeżeli Harry ma taką nadzieję no to się grubo myli... Już nie jestem osobą, która po jednym przepraszam jest w stanie wybaczyć wszystkie krzywdy... Jestem wrażliwą osobą, a nie jakąś kukłą!
Ostatnią rzeczą którą wszyscy aktorzy zrobili razem było zejście ze sceny... Później wszyscy ruszyli do swoich garderóbek... Miałam zamiar jak najszybciej się przebrać i wrócić do domu... Chciałam odpocząć po tych wszystkich przeżyciach, ale nim doszłam do mojej małej garderoby złapała mnie
Rose...
- Teraz to ja wyciągam Cię na dyskotekę... - powiedziała i pociągnęła mnie w stronę wyjścia... 
- Ale poczekaj Rose! Nie mam ochoty na dyskotekę... Chcę do domu, do ciepłego łóżeczka... - powiedziałam na jednym oddechu... Dziewczyna zatrzymała się, spojrzała na mnie i pokręciła przecząco głową...
- Dobrze wiem dlaczego nie było Cię wczoraj na planie... Bardzo Ci z tego powodu współczuję, ale "nie możesz się załamywać przez tego idiotę... Skoro miał czelność Cię zdradzić to nie posiada oczu, uszu, a co najgorsze mózgu... Ale to już jego problem, a Ty masz się dobrze bawić..." zacytowała przez co obydwie się roześmiałyśmy... - Poza tym oni też tam będą... Pokaż mu, że nie musisz być z nim, żeby się dobrze bawić! 
Tymi słowami całkowicie mnie przekonała... No jak inaczej mam wcielić swoje wczorajsze postanowienia w życie... Dokładnie w ten sposób...
- No dooobrze - zgodziłam się w końcu - poczekaj chwilkę tylko poinformuję tatę, żeby na mnie nie czekał... - jak powiedziałam tak zrobiłam. Pobiegłam szybko na salę widowiskową... Wszyscy widzowie powoli się rozchodzili... Nie powiem był to spory tłumek i musiałam nie źle wytężyć wzrok, żeby odszukać ojczulka... Na szczęście już po chwili go "namierzyłam". Przecisnęłam się jakoś przez ten tłum i oznajmiłam tacie, że dziś wrócę później... Nie miał nic przeciwko. Twierdził, że należy mi się jakaś nagroda po tak wspaniałym występie... Nie powiem bardzo ucieszyły mnie komplementy... Dobrze wiem, że mój tata zna się na sztukach teatralnych... Szkoda tylko, że nie powiedział nic więcej i szczegóły poznam dopiero jutro... No nic... Teraz w tył zwrot i na imprezę marsz!
 Kiedy przemieszczałam się z powrotem niechcący wpadłam na kogoś. Podniosłam wzrok i zaraz tego pożałowałam... Przed sobą ujrzałam tak dobrze mi znane zielone tęczówki... Szepnęłam ciche "sorki" i postanowiłam jak najszybciej wyjść z tego pomieszczenia... Czułam jak mój umysł szaleje... Z jednej strony znów miałam ochotę się rozpłakać, a z drugiej czułam jak zbiera się we mnie złość. Przyspieszyłam swoje kroki jednak na nic się to nie zdało, bo jak zawsze zostałam zatrzymana.
- Camila błagam Cię daj mi wyjaśnić... - usłyszałam za sobą płaczliwy ton Harry'ego... Odwróciłam się w jego stronę... Jego twarz wyrażała ból i rozpacz... Był blady i miał podkrążone oczy. Nie mam pojęcia jakim cudem udało mu się doprowadzić do takiego stanu w jeden dzień... Chociaż... Gdyby nie mój makijaż to pewnie również wyglądałabym nie lepiej... Dobra Cami skup się na rzeczach
ważnych.
- To ja Cię błagam zostaw mnie w spokoju. Po pierwsze wszystko już jest jasne, a po drugie nie rozmawiam ze zdrajcami i kłamcami. - powiedziałam szybko i wyrwałam swoją dłoń z jego uścisku...O dziwo nie pobiegł za mną, nie wołał ani nic z tych rzeczy... W spokoju dotarłam na miejsce gdzie zostawiłam Rose...
- To co idziemy?? - spytała, a ja bez zawahania odparłam
- Idziemy!
*******************************************************************************

Przepraszam, przepraszam, przepraszam!!! Od razu na wstępie chcę się wytłumaczyć dlaczego rozdział pojawia się dziś, a nie wczoraj... Otóż zachorowałam... Oczywiście nic wielkiego tylko masakrycznie bolące gardło przez które nie mogę nic mówić i nieustannie męczący katar, ale czułam się tak fatalnie, że nie byłam w stanie zrobić niczego... Dziś czuję się tak samo, a może nawet trochę gorzej, ale postanowiłam spiąć przysłowiowe cztery litery i napisać notkę oraz ostatecznie wstawić rozdział na bloga... No więc usprawiedliwienie już za mną, teraz przejdźmy do rzeczy najistotniejszych czyli tekstu powyżej gwiazdek.
1.Co sądzicie o tym wszystkim?
2. Czy Cami zachowała się odpowiednio, a może powinna rzeczywiście od razu dać mu drugą szansę?
3. Czego spodziewacie się w części drugiej tego rozdziału (nie będę spoilerować, ale muszę przyznać, że nieźle mnie korci)?
4. W niektórych rozdziałach pojawia się tzw. nastrój muzyczny... Czy to Wam przeszkadza czy wręcz przeciwnie??
5. Co myślicie o oprawie graficznej? (Moja najlepsza przyjaciółka jakimś cudem znalazła link do mojego opowiadania, a z racji tego, że nie przepada za One Direction to nie czyta opowiadania tylko ogląda obrazki i gify, i stwierdziła, że jej się podobają, dlatego postanowiłam zapytać o to Was).
No dooobrze chyba już o wszystko zapytałam... No więc teraz przepraszam, ale będę powoli kończyć...
 Aha! Jeszcze jedno pytanko! Zastanawiałam się ostatnio nad tym czy nie opublikować nowej strony o nazwie "PYTANIA"... Myślę, że każda/y z Was chce o coś zapytać i niekoniecznie o opowiadanie więc jeżeli jesteście na tak to napiszcie mi o tym w komentarzu!
No a teraz to już serio lecę, bo muszę wziąć leki, a jeszcze śniadania nie jadłam! Zdrówka Wam życzę, bo to najważniejsze i spokojnego rozpoczęcia tygodnia ;)

Pozdrawiam Bardzo Serdecznie!!! <3

Aleksandra. *o*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz