sobota, 27 czerwca 2015

Rozdział dwudziesty pierwszy

*Harry*
- Nie ma takiego numeru...Nie ma takiego numeru... - cudem powstrzymałem się od rzucenia telefonem o ścianę. Od dwóch dni, kiedy próbuję dodzwonić się do Camili nie słyszę nic innego... Nie mogę pojąć o co chodzi... Zrozumiałbym jeszcze gdyby "miła pani" informowała mnie, że telefon Cam jest poza zasięgiem lub po prostu jest wyłączony... Ale nie! Ten numer najzwyczajniej w świecie przestał istnieć... A mi coraz bardziej nie podoba się ta cała sytuacja... Przecież numery nie giną z dnia na dzień... Chyba, że o czymś nie wiem... Najbardziej irytujące jest jednak to. że Natalie Mandy unikają jakiegokolwiek kontaktu ze mną, a chłopcom też nie mówią nic na temat Camili... Czy tylko dla mnie to wszystko jest jakieś podejrzane? Każda minuta przynosi tysiące niepokojących myśli... Ostatnia rozmowa z  Cam nie przyniosła oczekiwanych rezultatów, a mówiąc szczerze zadziałała wręcz przeciwnie... Wszystko zaczęło mnie dobijać ze dwojoną siłą... Z każdą chwilą boję się o nią co raz bardziej... Wrażenie, że dzieje się u niej coś złego nie opuszcza mojej głowy ani na chwilę. Brak najmniejszego kontaktu i żadnych informacji to wszystko pogarsza... Jakiś cichy głos
podpowiada mi, że gdybym był w Londynie to cała ta sytuacja wyglądałaby całkiem inaczej... Wtedy mógłbym pojechać pod dom Cami, i po prostu upewnić się, iż wszystko u niej w porządku... Nie musiałaby od razu ze mną rozmawiać... Sam widok, że nic jej nie jest podziałałby jak tabletka na uspokojenie... Czuję, że nie zdzierżę kolejnych dwóch miesięcy w trasie... Nasz menadżer jest bezdusznym człowiekiem... Przecież nikt na tym nie korzysta... Ani ja, bo chciałbym wyjaśnić całą tą idiotyczną sytuację z Cami... Ani chłopcy, bo też brakuje im dziewczyn, a przede wszystkim wytchnienia i wolności... Ani fani, bo widzą, że nie jesteśmy w dobrej formie i nie dajemy z siebie wszystkiego na koncertach... Ani Cami, bo cierpi przeze mnie, a ja nie wytłumaczyłem jej wszystkiego... No dobrze, ale co robić? Jak wyrwać się z tego całego kieratu? Przecież... Nie mógłbym tak... Chociaż... Ale z drugiej strony... Myśli bez ustanku kotłowały się w mojej głowie, a ja miałem wrażenie, że za chwilę niekontrolowanie wybuchnę... Kiedy nagle dotarła do mnie jedna najbardziej istotna rzecz. Koniec z tym! Camila jest dla mnie najważniejsza... Więc postawię swojemu szefowi warunek... Albo skracamy trasę i koncertujemy tylko i wyłącznie do końca miesiąca, albo wracam do Londynu sam...

*Camila*
Dziś wstałam o wiele później... Nawet najcudowniejsze zapachy nie zdołały mnie obudzić... Pewnie
dlatego, że kilka razy budziłam się w nocy... Dlaczego? Śniło mi się kilka koszmarów... Głównie z Ashton'em w roli głównej, ale Harry też nie omieszkał się w nich pojawić... Prawdę mówiąc to ten ze Styles'em najbardziej mnie wystraszył... Śniło mi się bowiem, że zielonooki w jakiś sposób mnie odnalazł i odebrał mi moje maleństwo... Obudziłam się zlana potem i nie mogłam zasnąć przez dobrą godzinę... Cały czas uświadamiałam sobie, że to tylko sen, który nie ma prawa się wydarzyć, ale kiedy tylko zamykałam oczy widziałam złowrogi obraz Harry'ego z dzieciątkiem na rękach... To była jedna z najgorzej przespanych nocy...
Wyciągnęłam rękę w stronę szafki nocnej i wzięłam z niej telefon, w celu sprawdzenia godziny. Było już sporo po jedenastej... Najwyższy czas opuścić ciepłe łóżeczko. Odrzuciłam kołdrę na bok i od razu podeszłam do lusterka... Muszę przyznać, że ostatnio co raz więcej czasu przed nim spędzam... Pwodem tego jest moje nieustanne niedowierzanie... Czasami mam wrażenie, że to, iż za kilka
miesięcy w swoich ramionach będę trzymać synka albo córeczkę jest jednym wielkim kłamstwem... Ale wtedy właśnie staję przed lustrem i widzę swój lekko zaokrąglony już brzuszek. To utwierdza mnie w przekonaniu, że za kilka miesięcy zostanę mamą... Nie da się opisać uczucia, które towarzyszy tym myślom... Jest wręcz niesamowite... Uśmiechnęłam się szeroko do swojego odbicia i zeszłam w piżamie na dół.
- No nareszcie moje słoneczko wstało! - wykrzyknęła ciocia na mój widok... Powoli przyzwyczajałam się do jej pieszczotliwych ksywek. Nawet zaczynały mi się one podobać... Kiedy ciocia ich używała czułam się w jakiś sposób bezpieczniejsza i dopieszczona. Nie to, żeby z tatą było mi źle, jednak taka jakby kobieca nadopiekuńczość była mi potrzebna szczególnie w moim obecnym stanie. No bo... Na zewnątrz pokazuję, że jestem twarda... Że fakt iż niedługo zostanę samotną matką mnie tak jakby nie rusza... Jednak w moim wnętrzu panuje jedna wielka rozsypka... Dlatego potrzebuję chociaż kilku miłych słów, które dadzą mi świadomość, że ktoś mnie kocha i jestem komuś potrzebna...
- Dzień dobry ciociu... - odparłam, a uśmiech na mojej twarzy delikatnie zbladł.
- Wiesz co... Chociaż jeszcze tego dobrze nie widać to muszę przyznać, że ciąża Ci służy - podeszła do mnie i pogłaskała swoją dłonią moją głowę... Właśnie o tym mówię... To właśnie ciocia okazywała mi tyle uczuć ilu potrzebowałam... Co jak co, ale przeważnie facet nie jest dobry w ich okazywaniu...
- Dziękuję... - powiedziałam i z lekkim rumieńcem weszłam do kuchni. Postanowiłam w końcu coś zjeść... Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Po zlokalizowaniu tostera już wiedziałam z czego będzie składało się moje śniadanie. Nalałam wody do czajnika i postawiłam go na gazie. W między czasie wrzuciłam saszetkę z herbatą do kubka i włożyłam dwie kromki chleba do tostera. Krzątałam się po kuchni i wyjmowałam kolejne rzeczy, które były mi potrzebne. Zawsze było tak, że kiedy przyjeżdżałam do cioci to już po dwóch dniach czułam się jak u siebie w domu.
- Kochanie... Korzystając z ładnej pogody pójdę popracuję trochę w ogródku, bo później wychodzę do pracy na nocną zmianę i wrócę dopiero nad ranem... - w progu znów pojawiła się rozpromieniona ciocia.
- Okeej. - odparłam i się uśmiechmęłam. Ciocia pokręciła tylko głową jakby z niedowierzaniem i tak jak zapowiadała wyszła z domu. Ja natomiast mogłam w końcu zjeść swoje śniadanie. Dwa tosty z dżemem truskawkowym i herbatka... Pyszności. Zaopatrzona w jedzenie wróciłam do swojego pokoju. A co! Taka będę szalona. A tak na serio to w pokoju zostawiłam witaminy, które muszę brać codziennie, więc wykorzystałam to jako pretekst zjedzenia śniadania w swoich czterech ścianach. Można? Można! Po skonsumowaniu posiłku i połknięciu witamin pościeliłam łóżko... Dzisiejsza noc nieźle dała mi się we znaki dlatego postanowiłam zrobić sobie dzień relaksu i leniuchowania... Pośpiesznie wyjęłam z szafki szare dresy, po czym pobiegłam do łazienki. Długa kąpiel z duużą ilością piany to jest to czego w tym momencie najbardziej pragnę! Odkręciłam kurek z gorącą wodą i zaczęłam zdejmować swoją piżamę... Po chwili leżałam zanurzona w wannie po samą szyję... Cały czas nucąc nakładałam na siebie kolejne cudownie pachnące żele i odżywki... Spędziłam w wannie jakieś pół godziny i może posiedziałabym sobie dłużej, ale woda z każdą chwilą była coraz bardziej zimna... Następnie umyłam swoje długie ciemne włosy i nałożyłam na twarz nawilżającą maseczkę... Po zrobieniu porządku w łazience wreszcie mogłam wrócić do swojego pokoju. Zmierzając w stronę
swojego łóżka, wzięłam po drodze jedną książkę. Niemalże rzuciłam się na swoje miękki posłanie, przykryłam się kocem i przeniosłam się w świat fantazji...
Byłam w trakcie czytania trzeciego rozdziału kiedy w  pokoju rozbrzmiał dzwonek mojej komórki. Wciąż zapatrzona w książkę błądziłam dłonią po szafce nocnej, aż w końcu udało mi się odnaleźć komórkę. Nie patrząc na wyświetlacz odebrałam od razu...
- Hej Córcia! - usłyszałam te słowa kiedy tylko przyłożyłam telefon do ucha... Na mojej twarzy od razu pojawił się szeroki uśmiech...
- Cześć Tato! Już po pracy??
- Właśnie wracam do domu... Stęskniłem się za Tobą wieesz? - zaśmiałam się mimo tego, że bardzo chciało mi się zapłakać...
- Ja też bardzo za Tobą tęsknie, ale jakoś się trzymam... - zdławiłam rosnącą gulę w gardle i powstrzymałam łzy kryjące się w kącikach oczu.
- No właśnie... Co tam u Ciebie? Co porabiasz?
- Dziś akurat nic, bo ciocia ma nocną zmianę dlatego zostaję w domu, ale jutro pójdę na pierwsze poważniejsze zakupy... - odparłam zgodnie z prawdą...
- Może się wstrzymaj... Przyjadę w piątek wieczorem... To już tylko dwa dni... - czy mi się zdaje, czy on się czymś martwi?
- Nie wiem czy wytrzymam... Mam ochotę poszukać już czegoś dla dziecka... Albo po prostu pooglądać wystawy... Z każdym dniem co raz bardziej chcę być mamą... - odpowiedziałam z ogromnym uśmiechem...
- To chyba dobrze kochanie... Zrobisz tak jak będziesz uważała... W końcu jesteś już dorosła... - jego głos teraz brzmiał tak nostalgicznie... Jakby sam nie mógł pogodzić się z tym, że już nie jestem małą dziewczyneczką...
- A Ty co jeszcze powiesz? - spróbowałam jakoś odwrócić temat od mojej osoby. Na całe szczęście udało mi się... I tak rozmowa toczyła się jeszcze przez pół godziny... Kiedy już mieliśmy się rozłączyć, któreś z nas przypominało sobie o "czymś ważnym" i dyskusja trwała nadal... Po upłynięciu tych trzydziestu minut w momencie gdy odkładałam telefon znów usłyszałam jego dzwonek... W pierwszej chwili myślałam, że to tata znów o czymś zapomniał, ale kiedy spojrzałam na ekran zobaczyłam zdjęcie Natt... Ojeeej... Czułam, że podczas tej rozmowy poleją się łzy... I miałam rację kiedy tylko usłyszałam głosy przyjaciółek zaniosłam się szlochem... One też co chwilę siąkały nosami... Plotkowałyśmy o wszystkim... Cały czas dopytywałam czy aby na pewno nie powiedziały, któremuś z chłopców, że "uciekłam", ale zapewniły mnie, że moja tajemnica jest i będzie bezpieczna... Dziewczyny pytały o to jak się czuję, co robię i tak dalej... Ale to było na początku... Później jak już opowiedziałam o sytuacji z Ashton'em... Wtedy dopiero wszystko się ożywiło... Przegadałyśmy coś koło dwóch godzin, a skończyłyśmy tylko dlatego, że mój telefon się rozładował... Tak więc gdy po zakończeniu wszystkich rozmów, było już koło dziewiętnastej, a na dworze zrobiło się ciemno... Zeszłam na dół w celu zamknięcia drzwi na klucz, ale zamiast tego wyszłam na zewnątrz. Choć było już dość późno, nie było jakoś przerażając zimno dlatego postanowiłam chwilę tu zostać. Miałam
szczęście, że cioci nie było w domu, bo zaraz usłyszałabym: "Wracaj do domu, bo się przeziębisz... Musisz na siebie uważać..." I tak dalej, i tak dalej... Rzeczywiście jest trochę nadopiekuńcza, ale za to kocham ją najbardziej... Opierając się o balustradę wpatrzyłam się w gwieździste niebo. Było takie śliczne... W głowie zaczęłam wyobrażać sobie, że w tym momencie znajduje się na wrzosowisku i z tamtego miejsca obserwuje złote punkciki na granatowym niebie... Nagle usłyszałam ciche wzdychanie i siąkanie nosem... Miałam wrażenie, że moje serce najpierw się zatrzymało, a później zaczęło bić dwa razy szybciej... Wsłuchałam się w odgłosy i już po chwili wiedziałam, że dochodzą sprzed domu obok. A to oznaczało tylko jedno... Ashton! Czy on płacze?? To chyba byłoby niemożliwe... Ten umięśniony i złowrogo nastawiony do wszystkiego chłopak, nie mógłby płakać... Mimo moich zapewnień w głębi serca czułam, że to jednak on... Że potrzebuje czyjejś pomocy... Zeszłam z jednego schodka, ale zaraz się cofnęłam... Nie mogę tam pójść... Nasze pierwsze spotkanie nie wyglądało zbyt dobrze... On mnie nienawidzi... Co on sobie pomyśli kiedy nagle pojawię się obok niego... Kiedy już miałam wejść do domu usłyszałam stłumiony szloch, który mnie zatrzymał... A jeżeli coś mu się stało? A jeżeli potrzebuje pomocy, i jego rodziców nie ma w domu? Wzięłam głęboki oddech i zeszłam po schodach. Niepewnie stawiałam kroki, ale mimo wszystko cały czas przemieszczałam się w tamtą stronę i słyszałam co raz głośniejszy płacz... Nie byłam w stanie pojąć jakim cudem człowiek taki jak on może płakać... Myślałam, że jest wyzuty z jakichkolwiek uczuć, ale chyba jednak się myliłam... Przez moje ciało cały czas przechodziły dreszcze... I choć w głowie miałam plan ucieczki to wiedziałam, że nie mogę się już wycofać... W tych ciemnościach trudno było cokolwiek lub kogokolwiek dostrzec. Jednak po dokładnych oględzinach zlokalizowałam miejsce pobytu chłopaka. Ashton siedział na schodach przed swoim domem... Głowę miał schowaną w dłoniach, a jego ciało całe się trzęsło... Teraz zrozumiałam, że nie powinnam tu przychodzić... W ogóle się nie znamy... Pierwsza rozmowa nie toczyła się w zbyt przyjaznej atmosferze... A z tego co zdołałam zauważyć to Ashton jest bardzo porywczy... Nie mam pojęcia jak zareaguje kiedy mnie tu zobaczy... No nic... Odwrotu niestety już nie ma... Kucnęłam przed nim i zdołałam wydobyć z siebie jakiś cichy szept.
- Przepraszam... Czy wszystko w porządku. - chłopak gwałtownie podniósł głowę i spojrzał na mnie załzawionymi oczami....
- Przepraszam... Co Ty tu robisz i skąd się wzięłaś? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Jego głos brzmiał ostro, ale widziałam, że nie był zły... Wystarczyło spojrzeć w jego czekoladowe oczy.
- Nie wiem czy wiesz, ale kilka dni temu się tu przeprowadziłam i tym samym zostaliśmy sąsiadami... A przyszłam tutaj, bo usłyszałam, że... Myślałam, że coś Ci się stało i potrzebujesz pomocy... - powiedziałam łagodnym głosem, a moje ciało trzęsło się z zimna i ze strachu...
Chłopak wstał tak gwałtownie, że aż się zachwiałam i gdyby nie wyciągnął dłoni w moją stronę, zapewne leżałabym teraz na ziemi. Nie rozumiem jego zachowania... Z jednej strony się na mnie wścieka, a z drugiej "ratuje" przed upadkiem...
- Dzięki za troskę i fatygę, ale umiem o siebie zadbać - powiedział oschle, ale już nie tak bardzo jak wcześniej... Może jest nadzieja na normalną rozmowę... A co do jego dbania o siebie to... hmmm słyszałam co innego, no ale na razie pomińmy ten fakt...
- Czyli wszystko w porządku? - spytałam, a on zmierzył mnie swoim lodowatym spojrzeniem... Tak jakby chciał mnie jeszcze bardziej przestraszyć, żebym uciekła i przestała zadawać trudne dla niego pytania... A ja mimo tego, że strasznie się bałam nie miałam zamiaru odpuszczać...
- Tak. Jest ok. Tak w ogóle to... Mam na imię Ashton. - powiedział już całkiem spokojnie, a mnie na chwilę zatkało... Po wczorajszym spotkaniu myślałam, że już nigdy się do siebie nie odezwiemy, a tu nagle całkiem odmienna sytuacja... Otrząsnęłam się z krótkiego zamyślenia i drżącym głosem odparłam:
- Ja nazywam się Camila... - jednak zanim zdołałam rozwinąć swoją wypowiedź, Ashton mi przerwał.
- No to... Miło było Cię poznać i w ogóle... Przepraszam za to na wrzosowisku... Poniosło mnie trochę... A teraz mogłabyś już sobie pójść... - powiedział to wszystko na jednym wydechu, a moje oczy powiększyły się do rozmiaru pięciozłotówek... Jeszcze nigdy nie widziałam tak "przejrzystego" człowieka... Z jego twarzy można było wyczytać wszystko nie słuchając tego co mówił... Bo słowa, które wychodziły z jego ust nie zawsze odzwierciedlały uczucia mu towarzyszące... Kiedy mówił, że wszystko jest okeej w jego oczach widziałam żal i smutek, który temu zaprzeczył. Gdy wypowiadał słowa przeprosin jego wzrok diametralnie się zmienił i już wiedziałam, że w tym momencie mówi prawdę i rzeczywiście żałuje tego co stało się wczoraj... A ostatnia delikatna sugestia, żebym już
sobie poszła tak naprawdę była prośbą... Hah! Znalazłam sposób na rozgryzienie Ashton'a... Wystarczy tylko słuchać co mówi i patrzeć w jego oczy... W sumie to dobrze mi poszło jak na drugie spotkanie!
- No to sobie idę... Również się cieszę, że Cię poznałam od tej lepszej strony, bo nasze pierwsze spotkanie... No, nieważne... Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy - odparłam tak samo jak on, na jednym wydechu i ruszyłam w stronę domu cioci... Niby już wszystko było w porządku... Rozmawialiśmy w miarę normalnie, ale mimo wszystko moje nogi nadal były jak z waty, a serce dopiero zaczynało funkcjonować normalnie... Nie mam pojęcia czy takie nerwy i stres to dobre dla dziecka... Raczej nie, ale mam nadzieję, że nic takiego się już więcej nie powtórzy. Kiedy znalazłam się w swoim pokoju, od razu znalazłam się pod kołdrą... Trochę zmarzłam, ale było warto... Myślę, że Ashton nie jest aż taki straszny jaki wydawał się być na pierwszy rzut oka... "Pozory często mylą"- od dłuższego czasu coraz bardziej się przekonuję do tego stwierdzenia... No, bo na przykład taki Harry... Wydawał się być chłopakiem kochającym, troskliwym, czułym i w ogóle idealnym, ale po nie aż tak długim czasie ujawniła się jego prawdziwa strona... Tylko dlaczego ja znów o nim myślę skoro chcę zapomnieć??? Czemu znów po moich policzkach płyną łzy, kiedy chcę chociaż raz szczerze się uśmiechnąć?? A no dlatego, że ja jak głupia idiotka nadal kocham Styles'a... Mimo tego jak bardzo mnie zranił, mimo tego, że uciekłam i urwałam z nim wszelakie kontakty nadal żywię do niego to wspaniałe uczucie jakim jest miłość... Nie wiem ile tak przeleżałam i przepłakałam, jednak po długim czasie udało mi się w jakiś sposób zasnąć...
*********************************************************************************

Hej Haj Heloooł! Jakbyście jeszcze nie zauważyli to pragnę Was powiadomić, że od wczoraj mamy WAKACJE!!! No więc teraz nie będzie wymówek, że nauka czy coś innego macie baaardzo dużo czasu na pisanie komentarczy!!! (Oczywiście żartuję i do niczego nie zmuszam, aczkolwiek byłoby miło gdyby pojawiało się ich trochę więcej niż podczas roku szkolnego)...


Chyba jestem na tyle zmotywowana, że uda mi się sklecić standardowe trzy pomocnicze pytanka tak więc...
1. Czy Harry osiągnie swój cel i przyczyni się do skrócenia trasy czy zostanie? A może wróci sam tak jak zapowiedział?? Jak myślicie??
2. Czy Cami dobrze zrobiła ryzykując i idąc pod dom Ashton'a?
3. Czy po tym spotkaniu ich relacje się poprawią choć odrobinę?
Hah... A ja już znam odpowiedzi na wszystkie pytania... Mimo wszystko chciałabym się przekonać, czy macie podobne teorie więc bardzo proszę o pisanie ich w komentarzach...
No dobrze, będę już kończyć, bo przyjechał do mnie gość i trochę mi głupio, że tak siedzi koło mnie i czeka, aż skończę więc...
Dedykuję ten rozdział mojej kochanej Lucy, która po dłuugiej przerwie znów powróciła na mojego bloga i napisała przepiękny komentarz! Przeogromnie Ci za to dziękuję Słońce!!!
No, a teraz to już naprawdę kończę!
Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie i ślę mnóstwo całusów!!!
Do następnego!!! <3

Aleksandra *.*

sobota, 20 czerwca 2015

Rozdział dwudziesty

Obudziłam się tylko dzięki pięknemu zapachowi, który dotarł do moich nozdrzy i sprawił, że po prostu musiałam otworzyć oczy. Przez pierwsze kilka minut byłam nieco zdezorientowana, bo zapomniałam o całej przeprowadzce i nie miałam pojęcia gdzie się znajduję, ale już po chwili się ogarnęłam i wszystko wiedziałam. Wstałam z łóżka i wyjrzałam przez okno... O dziwo była dość ładna pogoda. Może słońce nie świeciło jakoś promiennie, ale nie było ogromnego zachmurzenia, a TO.
co najważniejsze nie padał deszcz. To sprawiło, że mój humor uległ minimalnej poprawie. Przetarłam oczy i ziewając podeszłam do białej szafy. W co by się tu ubrać?? Analizowałam całą jej zawartość i znów doszłam do wniosku, że nie mam się w co ubrać. W tym mi będzie za zimno, w tym znów za gorąco... To nie pasuje do tego, a to znów do tamtego... Taaak. Jestem dziewczyną! Humorzastą i zmienną dziewczyną! Więc takie zachowanie to u mnie norma... Na szczęście, po jakichś dziesięciu minutach przeglądania ciuchów zdecydowałam się na
Ostatnio zauważyłam, że staje się coraz większym leniem... Na przykład teraz nie chce mi się zrobić tych kilku kroków i pójść do łazienki... No nic... Przebiorę się w pokoju. W ekspresowym tempie zmieniłam ubrania i przejrzałam się w lustrze... Wpatrując się w swoje odbicie mimowolnie podniosłam bluzkę. Zaczęłam pilniej przyglądać się mojemu brzuchowi. Nie powiem, ale byłam w lekkim szoku. To dopiero trzeci miesiąc, a on już dość urósł... Przynajmniej mam dowód na to, że dobrze zrobiłam uciekając z Londynu. Jakby nie patrzeć swego czasu zrobiłam się "sławna" dlatego ktoś mógłby zauważyć jakieś zmiany i to nagłośnić, a przecież wszyscy dobrze wiemy, że bardzo
bym tego nie chciała... Kiedy się tak przeglądałam. usłyszałam, że podłoga w moim pokoju zaskrzypiała dlatego szybko opuściłam tunikę i w lekkim popłochu odwróciłam się w stronę drzwi.
- Dzień dobry Camilko. Zrobiłam śniadanie więc jeżeli jesteś głodna to zapraszam Cię do kuchni... - w progu stała ciocia z promiennym uśmiechem na twarzy. Od razu go odwzajemniłam i w pośpiechu ruszyłam za nią, ponieważ mój brzuch zaczął dawać się we znaki. Zanim dotarłyśmy do kuchni ciocia zdołała mnie wypytać dosłownie o wszystko. O miesiąc ciąży, ojca dziecka, natychmiastową przeprowadzkę... Przyznam szczerze, że mój uśmiech zniknął tak samo szybko jak się pojawił... Zdawkowo odpowiadałam na każde pytanie... Na moje szczęście ciocia chyba zauważyła, że nie są to dla mnie zbyt przyjemne tematy dlatego po chwili sobie odpuściła... Byłam jej za to bardzo wdzięczna, ponieważ... Każde pytanie było falą wspomnień, a zarazem ukłuciem w sercu... Odetchnęłam głęboko i tym razem to ja postanowiłam zadać cioci nurtujące mnie od wczoraj pytanie. Między kolejnymi kęsami odważyłam się wreszcie odezwać.
- Ciociu kto mieszka w domu obok? - spojrzałam na nią z wyczekiwaniem. Kobieta nie ukrywała
zaskoczenia... Moja głowa już zaczęła tłoczyć myśli. Ciekawe o co może chodzić... Czy to jakaś patologiczna rodzina, a może... Może przestań wyciągać pochopne wnioski i poczekaj na odpowiedź... Ciotka długo się zastanawiała zanim cokolwiek odpowiedziała. Jednak po kilku minutach doczekałam się słów z ust cioci.
- Mieszkają tam państwo Montgomery wraz ze swoim dwudziestojednoletnim synem. - Mówiąc szczerze coś mi się tu nie podobało... Dziwny ton głosu ciotki, to głębokie zamyślenie i jeszcze ten chłopak w oknie... To wszystko jest jakieś podejrzane. Chciałam znać więcej szczegółów dlatego po skończonym posiłku zadałam kolejne pytanie.
- Czy coś jest z nimi nie tak?  - teraz to ciotka spojrzała na mnie jakoś tak podejrzliwie i znów przez dłuższy czas nie odpowiadała. Jednak ja nadal nie miałam zamiaru odpuszczać. Wstałam od stołu  i zaczęłam myć po sobie naczynia wciąż oczekując na jakieś słowa z jej ust... Dopiero kiedy z powrotem usiadłam na przeciwko niej przy stole dowiedziałam się czegoś więcej.
- Nieee... To znaczy... Od początku kiedy się poznaliśmy byli naprawdę mili i przyjaźni, nawet ten Ashton... - czyli już znam imię chłopaka. Jest dobrze! No, ale słuchajmy dalej! - Jednak jakiś rok temu coś się tam wydarzyło... Chłopak bardzo się zmienił i to na niekorzyść. Zaczął uciekać z domu, a kiedy wracał był mocno poobijany... Zamknął się w sobie, unikał kontaktu nawet z najbliższymi... Zaczął wariackie podróże na motorze... Tak na marginesie to wszyscy twierdzą, że w końcu się zabije... Do tej pory nie wiadomo co przyczyniło się do jego diametralnej zmiany... Jego rodzice od tamtego czasu również stali się nieufni, dlatego też nie utrzymujemy zbyt dobrych relacji... No, ale koniec tych dramatycznych informacji... Bardzo ładnie wyglądasz. Wybierasz się gdzieś może? - kiedy zaczęło się robić ciekawie ona sprytnie zmieniła temat... Mimo wszystko zaintrygowała mnie
trochę tą jakże mroczną opowieścią... Nie wiem czy dobrze robię, ale myślę że dowiem się wszystkiego na temat tego całego Ashton'a i jego "diametralnej zmiany"...
- Wychodzę na spacer... Chcę zobaczyć ile się zmieniło od mojego ostatniego pobytu. - odpowiedziałam, a ciocia kiwnęła tylko głową i promiennie się uśmiechnęła. Czy wspominałam już, że uwielbiam jej uśmiech?  Jest identyczny jak ten mojego taty. Po prostu jakby przerysowany przez kalkę... Może to dlatego tak mi się podoba... Dokładnie nie wiem... No właśnie... A tata pewnie jest teraz w pracy... Muszę wziąć telefon w razie gdyby zadzwonił. Pobiegłam na górę, spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do małej torebki i wróciłam z powrotem.
- Tylko wróć na obiad przed czternastą... - usłyszałam głos cioci dobiegający z jej "gabinetu".
- Tak jest! - odkrzyknęłam i pospiesznie wyszłam z domu. Zbiegłam po schodach i obróciłam się kilka razy wokół własnej osi. Nie mam pojęcia dlaczego, ale w tym momencie poczułam całkowitą wolność, a przy tym niepohamowaną radość. Tak jestem dziwna i w pewnym stopniu zwariowana co nie pasuje do dwudziestoletniej dziewczyny, ale taka już moja natura. Szybkim krokiem ruszyłam po wybrukowanej alejce i nim się spostrzegłam już mijałam ogromną bramę prowadzącą do parku. To był jeden z plusów tego miejsca... Dosłownie wszędzie można dostać się w kilka minut. Tutaj wszystko jest rozmieszczone bardzo blisko siebie... Naprawdę mi się to spodobało, ale zachwycanie się miastem nie było teraz moim głównym celem. W tym momencie moją głowę zajmowało tylko jedno pytanie czy "ono" jeszcze tam jest. Kiedyś jak byłam młodsza i baaardzo ciekawska lubiłam przechadzać się po tym parku i odkrywać jego najmniejsze zakamarki. Pewnego razu udało mi się przedostać przez gęste chaszcze różnych traw i krzewów, a dzięki temu znalazłam dla siebie własną samotnię... Była to hmmm... niewielka łąka, a raczej mini wrzosowisko... Coś przepięknego! Miałam ogromną nadzieję, że i tym razem uda mi się tam przedostać. Przeszłam przez cały park i powoli traciłam wiarę w to, że w ogóle znajdę moje miejsce, aż w końcu nie wiadomo skąd wyrosła przede mną gęsta, zielona ściana. Moje serce, aż podskoczyło ze szczęścia. Rozejrzałam się dookoła, a że nikogo nie zauważyłam zaczęłam się przedzierać przez liczne warstwy traw i krzewów. Po kilkunastu minutach osiągnęłam swój cel i przedostałam się na drugą stronę. Mimo mojego wyczerpania i obolałego ciała byłam mega szczęśliwa. W momencie kiedy ujrzałam małe
wrzosowisko zaparło mi dech w piersiach... Szczerze mówiąc we wspomnieniach nie wyglądało to tak jak w rzeczywistości. Tu jest po prostu cudnie!!! Wszędzie fiolet tylko gdzieniegdzie jaskrawa zieleń... W dodatku to świeże powietrze! I piękne odgłosy ptaków... Gdybym tylko mogła zostałabym w tym miejscu na zawsze. Usiadłam na ziemi i wpatrzyłam się w błękitne niebo... Jednak po kilku minutach mój kark tak ścierpł, iż postanowiłam się położyć. Tak było o wiele lepiej... Błękitne obłoczki płynęły sobie spokojnie układając się przy tym w różne kształty... Przebywanie w tym miejscu równało się z zatrzymaniem czasu... Człowiek zapomina o wszystkim... O bólu, o przemijaniu, o życiu w ciągłym biegu... Po prostu się zatrzymuje i jest w stanie dostrzec piękno miejsc i chwil, których na co dzień nie widzi. Zamknęłam oczy i  spróbowałam wyciszyć wszystkie swoje myśli kłębiące się w moim umyśle... Byłam tylko ja i szum wiatru, trawy oraz cichy śpiew różnych ptaków... Wzięłam głęboki oddech i przejechałam rozpostartymi dłońmi po trawie. Znów poczułam się jak czternastolatka bez żadnych większych problemów... Gdyby tak można było cofnąć czas...
Nie miałam pojęcia czy zasnęłam, czy po prostu zatraciłam się w uroku tego miejsca, ale do świata żywych przywróciło mnie jakieś szamotanie wśród krzewów.  Zerwałam się na równe nogi, a moje serce gwałtownie przyspieszyło... Boże, żeby to był tylko mały zajączek, albo inne niegroźnie zwierzę... Błagam... Jednak kiedy do moich uszu dotarły ciche wiązanki przekleństw już wiedziałam, że to nie może być żadne zwierze... Miałam wrażenie, że moje serce ulokowało się na ramieniu. W gardle już wyrosła ogromna gula, a nogi zrobiły się jak z waty. Kto to może być? Czy ktoś mnie śledził? A jeżeli tak to kto? Jakie ma zamiary? Milion pytań przeleciało w ciągu sekundy przez moją głowę... Nie miałam pojęcia co robić... Uciekać, ale gdzie? Schować się, ale gdzie?? Postanowiłam nie ruszać się z miejsca i czekać na dalszy przebieg wydarzeń. Po kilku minutach z zielonego gąszczu wydostał się... Ashton. O... Mój... Boooże... No to teraz czeka mnie pewny zgon. Ale momencik!
Skąd on się tu wziął? Czy rzeczywiście mnie śledził? Ponownie głęboko westchnęłam, tak aż zachłysnęłam się powietrzem. Chłopak natychmiast spojrzał w moją stronę, a jego oczy zaszły mgłą...  W momencie jego klatka piersiowa zaczęła unosić się w szaleńczym tempie. Był wściekły...
- Kim jesteś i co tu robisz? - warknął, a moje kolana się ugięły... Mamo... Boże... Ktokolwiek... ratujcie! Przecież on może mnie zabić nawet wzrokiem...
Cami co się z Tobą dzieje? Gdzie zniknęła Twoja odwaga? Na początku znajomości z Harry'm mogłaś być pyskata i zarozumiała a teraz? Zaryzykuj! - usłyszałam jakiś głos w mojej głowie. Wprawdzie nie był to głos mojej mamy, ale  w sumie czemu nie posłuchać tej rady?
- Równie dobrze mogę spytać Cię o to samo. - powiedziałam spokojnym, opanowanym głosem mimo tego, że nadal miałam ogromną ochotę stąd wiać. Zauważyłam, że jego dłonie zaciskają się w pięści, a szczęki nerwowo zazgrzytały. Może to zabrzmi głupio i nieprawdopodobnie, ale dzięki temu dostałam jakąś małą dawkę odwagi.
- Ja odkryłem to miejsce i nikt nie ma prawa tutaj przychodzić! - niemalże krzyknął szczególnie akcentując "Ja"... Jednak już mnie to zbytnio nie wzruszało. Tym bardziej iż przypomniałam sobie o swoim postanowieniu poznania tego chłopaka.
- Jakoś nigdzie nie zauważyłam, żeby było podpisane iż jest czyjąś własnością. - ooops chyba zbyt ostre posunięcie. Ashton zbliżył się w moją stronę, popatrzył głęboko w moje oczy i już miał coś powiedzieć kiedy nagle cofnął się o krok. Przyznam szczerze, że to było dziwne, nawet baaaardzo. Jednak dalsze wydarzenia wprowadziły mnie w jeszcze większą dezorientację... Ashton odwrócił się ode mnie plecami i twardym tonem powiedział.
- Odejdź stąd... Proszę... - gdyby nie dodał tego prawie płaczliwego proszę możliwe że bym została... Jednak tym ostatnim słowem zmienił wszystko.  Powoli ruszyłam w stronę "wyjścia". Ponownie zaczęłam przedzierać się przez chaszcze. W głowie miałam ogromny mętlik... Ta cała sytuacja była dziwna i mega przerażająca... A mimo to osoba Ashton'a jeszcze bardziej mnie zaintrygowała. Dlatego też umocniłam się w swoim postanowieniu.
Kiedy ponownie znalazłam się w parku mogłam odetchnąć z ulgą...

***

W domu byłam już po godzinie dwunastej. Pewnie gdyby nie Ashton to wróciłabym o wiele później, no ale wyszło jak wyszło. Mimo wszystko mam nadzieję, że kiedyś będę miała jeszcze okazję tam wrócić... Chociaż kto wie... Mam wrażenie, że Ashton nie lubi, kiedy ktoś mu się sprzeciwia... Może rzeczywiście powinnam sobie odpuścić to miejsce... Dla własnego bezpieczeństwa... Ale zaraz! Co ja w ogóle wygaduję? Przecież to ja odkryłam wrzosowisko pięć lat temu... I nigdy go tam nie spotkałam, a to może równie oznaczać, że to ja pierwsza się tam hmm zadomowiłam... No więc przepraszam bardzo, ale kto tu ma większe prawo do tego miejsca co? A tak w ogóle to zastanawia mnie jedno... Jak udało mu się znaleźć to miejsce? Pamiętam, że pierwszy raz znalazłam się na polanie tylko z jednego powodu... Próbowałam uciec, zniknąć, zaszyć się gdzieś... Teraz już nie
wiem przed kim lub przed czym... Kto by tam wiedział co kryło się w umyśle czternastoletniej dziewczynki? No, ale ten fakt chyba jest w tym momencie najmniej istotny... Najważniejszy jest fakt, ze wtedy szukałam jakiejś kryjówki, odosobnienia, miejsca gdzie mogłabym w spokoju wszystko przemyśleć. Cudem udało mi się znaleźć to moje małe wrzosowisko... Pewnie zastanawiacie się do czego zmierzam... Już śpieszę z wyjaśnieniem. Otóż wydaje mi się, że Ashton również szukał jakiegoś ukrycia lub schronienia... I nadal nurtuje mnie jedno pytanie... Co go trapiło lub przed kim uciekał??  Im dłużej się nad tym wszystkim zastanawiałam tym nasuwało mi się więcej pytań, a odpowiedzi jakoś nie mnożyły się w ten sam cudowny sposób... Miałam tylko nadzieję, że uda mi się dowiedzieć wszystkiego w najbliższym czasie... 
Z racji tego, że wróciłam do domu wcześniej, postanowiłam pomóc cioci w robieniu obiadu. Nie mam pojęcia czy tylko ja tak uważam, ale wydaje mi się, że w pomieszczeniu jakim jest kuchnia rozmawia się najlepiej... A szczególnie przy gotowaniu lub pieczeniu...  Może rzeczywiście to tylko moje dziwne spostrzeżenia, ale nawet teraz o  wiele przyjemniej rozmawia mi się z ciocią na niektóre tematy... Szczerze mówiąc to rozmawianiem bym tego nie nazwała... Czemu? Bo głównie to ja opowiadałam, a ciocia zadawała pytania. Wypytywała o pracę w filmie, o powód rezygnacji, o podjęciu pracy w teatrze... Gadałam jak najęta... Niestety nie mogłam ominąć tematu Harry'ego, a przez dłuższy czas jakoś mi się to udawało... I choć wiedziałam, że w końcu będę musiała powiedzieć prawdę to miałam nadzieję, że nastąpi to trochę później... Ku mojemu zdziwieniu wyszło tak, że podczas jedzenia obiadu ciocia dowiedziała się wszystkiego na "nasz" temat... Muszę przyznać, że podziwiałam samą siebie, bo podczas moich opowieści nie uroniłam ani jednej łezki, co było ostatnio nie lada wyczynem. Może wreszcie rozpoczął się proces gojenia ran? Może z każdym dniem będzie co raz lepiej... Może po jakimś czasie rany zabliźnią się aż w końcu znikną na dobre... Aby ich tylko nie rozdrapywać, a będzie dobrze!
*********************************************************************************
Witam, witam!!! Jak się czujecie tydzień przed zakończeniem roku? Oceny już powystawiane? Pasek na świadectwie będzie?? Ja jestem rozdarta na pół, bo z jednej strony cieszę się, że wakacje i w ogóle, a z drugiej rozstanie po sześciu latach z najlepszą klasą to dla mnie zbyt wiele... A jeżeli chodzi o moje oceny... Hmm nie są tak zadowalające jak mogły być, ale średnią 5.3 chyba udało mi się osiągnąć... Poza tym wyniki z egzaminu też całkiem spoko więc muszę przyznać, że wczorajszy dzień był dość pozytywny! Mam nadzieję, że dzisiaj to Wy sprawicie, że będzie pozytywny przez pisanie dłuuugich komentarzy! Bo nawet nie wiecie jak kocham czytać Wasze opinie czy teorie na przyszłe rozdziały. No więc... Co sądzicie o tym czymś nad gwiazdkami? Bo ja tam uważam, że tekst nie jest, aż taki zły, ale same wiecie, że nie da się obiektywnie ocenić własnych "prac"... No więc czekam na Wasze zdanie! Chyba nie będę pisała pytań. Znów dam Wam pole do popisu... Aaale zapomniałabym o najważniejszym... W końcu było więcej Ashton'a. Hah. Zastanawiam się tylko czy właśnie w takiej wersji się go spodziewałyście... Wszystko piszcie w komentarzach!!! Ja będę powoli kończyć gdyż muszę się zacząć zbierać na próbę...
Kocham mocno i gorąco pozdrawiam! <3
Do następnego!!! *.*

Aleksandra 

sobota, 13 czerwca 2015

Rozdział dziewiętnasty

*Kilka dni później*

*Camila*

Dziś wstałam dość wcześnie... Muszę załatwić kilka spraw przed wyjazdem...  Tak  już za kilka
godzin wyjeżdżam do Swindon! Usiadłam na łóżku i przetarłam oczy rozpostartymi dłońmi. Rozejrzałam się dookoła i jakoś nie mogłam uwierzyć, że znajduję się w tym samym pomieszczeniu. Wszystko było tu takie opustoszałe i odludne... No może przesadzam, ale w momencie kiedy ze wszystkich szafek zniknęły pamiątki i zdjęcia zrobiło tu się tak pusto, aż obco. Wstałam z łóżka, po czym wzięłam z krzesła przygotowany wczoraj strój  i poszłam do łazienki gdzie wzięłam szybki prysznic, i się przebrałam... Teraz wystarczyło tylko zrobić makijaż, związać włosy w koka i będę gotowa! Po dwudziestu minutach spędzonych w łazience wyszłam jak nowo narodzona... Nie patrząc na nic od razu zbiegłam na śniadanie... Mojego taty nie było w domu, ponieważ od niecałej godziny jest w pracy...   Mam ogromną nadzieję, że uda mu się wyrwać wcześniej, bo jak nie to automatycznie mój wyjazd się opóźni, a to oznacza więcej czasu na przemyślenia i ewentualną zmianę planów... Zaczęłam się krzątać po kuchni w celu znalezienia miski, płatków i mleka. Ze zrobieniem sobie śniadania wyrobiłam się w niecałe dziesięć minut. Kiedy jadłam posiłek rozplanowywałam co mam zrobić po kolei. Ostatnio zaczęłam robić się bardzo dokładna... Nie mówię, że to coś złego, wręcz przeciwnie, tylko zastanawiam się skąd ta nagła zmiana... Zawsze byłam roztrzepaną i zmienną dziewczyną, a teraz... Możliwe, że dzieje się tak przez świadomość iż już za pare miesięcy zostanę mamą i będę musiała świecić przykładem dla mojego maluszka... No, ale przyczyna jest akurat najmniej ważna. Najistotniejszy jest fakt iż zachodzi we mnie taka pozytywna zmiana... No, a teraz

wacajmy do planowania najbliższych godzin. Obecnie jest dziewiąta...  Muszę wyrobić się do trzynastej. Czyli najpierw pożegnam się z mamą, a dopiero potem z dziewczynami. Dlaczego akurat tak? Chcę poświęcić więcej czasu swojej rodzicielce, bo wiem, że dziewczyny będą mnie odwiedzać, a z mamą może zobaczę się dopiero za kilka miesięcy... Po skończonym śniadaniu wstawiłam miskę do zmywarki i opuściłam kuchnię. W przedpokoju założyłam buty oraz czarną, skórzaną kurtkę, a następnie wyszłam z domu. Kiedy tylko otworzyłam drzwi moje ciało owiał zimny wiatr.  Zapięłam kurtkę pod samą szyję i zamknęłam dom. Szłam bardzo powoli i przez cały czas się rozglądałam... Chciałam zapamiętać te okolice jak najlepiej.. Kto wie kiedy tu wrócę,
czy w ogóle wrócę... Mijałam znajome domy, drzewa, ławki  i nie mogłam się nadziwić ile rzeczy nie zauważałam podczas zwykłych spacerów czy nieustannym biegu do pracy.   Droga na cmentarz zajęła mi dwa razy więcej czasu niż zwykle, ale to tylko dlatego, że zagadałam się trochę z kwiaciarką... Tak. Z nią też postanowiłam się w pewien sposób pożegnać... No, ale ostatecznie po półgodzinnym spacerze znalazłam się na cmentarzu. Odprawiłam swój rytuał to jest położyłam różę i zmówiłam krótką modlitwę, po czym usiadłam na swojej ławeczce. Delikatnie dotknęłam plecami oparcia i zamknęłam oczy. W głowie od razu pojawiły się obrazki przedstawiające wszystkie chwile spędzone z mamą... Te dobre i te złe... Te wesołe i te smutne... W tej właśnie chwili dotarło do mnie, że tak naprawdę nigdy w życiu nie rozstawałyśmy się na dłużej niż kilka dni. Nawet po jej śmierci starałam odwiedzać ją regularnie... Przynajmniej raz w tygodniu... A teraz nie wiem nawet czy kiedykolwiek tu jeszcze wrócę... To wszystko jest zbyt przytłaczające... Spod mich powiek zaczęły wypływać pojedyncze, słone krople.
- Hej mamciu! Tak jak ostatnio wspominałam... wyjeżdżam do Swindon, do cioci Becky. Nadal uważam, że podjęłam słuszną decyzję mimo tego, że opuszczam wszystkich i
 wszystko co mi najbliższe... Podjerzewam, że znajdą się osoby, które stwierdzą, iż postąpiłam egoistycznie i patrzyłam tylko na to, aby mi było dobrze, jednak to nie jest prawda.
Bardzo boli mnie rozstanie z Tobą, z tatą, z dziewczynami, z Londynem po prostu ze wszystkim, ale... Jestem pewna, że tak będzie łatwiej i mi, i Hary'emu. Najstraszniejsze jest to,
 że nie wiem czy kiedykolwiek tu wrócę. Wiem jednak, że nawet w Swindon Ty będziesz przy mnie i w każdej chwili mi pomożesz.. A teraz przepraszam Cię najmocniej, ale muszę
wracać, bo zostało mi jeszcze kilka spraw do załatwienia, a mam mało czasu... Mam nadzieję, że jeszcze się tu pojawię, ale nie jestem w stanie niczego obiecać... - skończyłam
swój szeptany monolog, otarłam łzy i gwałtownie wstałam ze swojego miejsca... Mówiąc szczerze poczułam się teraz gorzej... Ból i zawroty głowy, mdłości, kłucie w sercu -
z takimi dolegliwościami musiałam się teraz dodatkowo zmagać, ale nie chciałam dzwonić po taksówkę... Ruszyłam między wąskimi uliczkami z nadzieją, że dzięki kolejnej dawce
tlenu poczuję się choć odrobinę lepiej.

***

Pod dom Mandy dotarłam dość szybko jak na moje dzisiejsze tempo. Nie chciałam przeciągać tego wszystkiego w nieskończoność. Weszłam po schodach i zapukałam
najgłośniej jak potrafiłam. Nie musiałam długo czekać na jakąkolwiek reakcję. Dosłownie po kilku sekundach w progu ujrzałam obydwie przyjaciółki. Bez zbędnych słów
wpadłyśmy sobie w objęcia... Wiedziałam, że to pożegnanie będzie najcięższe ze wszystkich, które już odbyłam. Tyle lat razem... Tyle wspaniałych wspólnych przygód... Tyle niezealizowanych jeszcze planów i marzeń...  O żadnych rozłąkach nie było nawet mowy, a teraz... Jedna z nas wszystko przekreśla jedną grubą linią i jakby nigdy nic
sobie stąd wyjeżdża... Wiem to nie jest sprawiedliwe, ale tak już po prostu musi być... Dziewczyny
wpuściły mnie do środka. Kiedy tylko znalazłyśmy się w ciepłym korytarzu znów wtuliłyśmy się w siebie...
- Będziemy za Tobą bardzo tęsknić - wyszeptała Natt i nagle rozpłakała się... Sama ledwo powstrzymywałam łzy... Jak ja nienawidzę pożegnań!
- Ja będę tęsknić za Wami jeszcze bardziej! - powiedziałam i  tym momencie dałam upust wszystkim emocjom kryjącym się w moim sercu...
Słone krople popłynęły po moich policzkach po raz kolejny dzisiejszego dnia... Kiedy minęło pare ładnych minut i powoli zaczęłyśmy się ogarniać, oznajmiłam moim przyjaciółkom,
że za niecałe dwie godziny będę musiała wracać do domu dlatego powinnyśmy wykorzystać ten czas lepiej niż na bezsenswnym płakaniu...
Moje wspaniałomyślne przyjaciółki stwierdziły, iż najlepszym sposobem będzie pójście na stary plac zabaw czyli miejsce, w którym się poznałyśmy. Dotarcie tam zajęło nam jakieś
piętnaście, może dwadzieścia minut... Kiedy byłyśmy już na miejscu zaczęłyśmy wspominać... Właśnie tak minęły nam ostatnie wspólne godziny.

***

- Na pewno wszystko wzięłaś? - po raz kolejny usłyszałam to pytanie z ust mojego taty... Nie powiem, ale powoli zaczynam się przez to denerwować... Czy on uważa mnie za jakąś
 niekompetentną nastolatkę???
- Tak tato. Powtarzam po raz kolejny, że sprawdziłam dziesięć razy caluteńką walizkę... Możemy już jechać? - tym razem to ja zadałam pytanie...
Mówiąc szczerze to byłam lekko sfrustrowana i poirytowana. Jest już piętnasta, a my jeszcze nie wyruszyliśmy... Ten fakt natomiast działał na mnie jak płachta na byka...
Chciałam mieć to za sobą jak najszybciej, a wyjazd cały czas się opóźniał...
- Więc chodźmy - nareszcie do moich uszu dotarły tak długo wyczekiwane słowa... Pewnym krokiem podążałam za moim tatą, ale w momencie kiedy miałam przekroczyć próg coś
mnie zatrzymało. Odwróciłam się i ostatni raz popatrzyłam wgłąb wnętrza mojego mieszkania.
- Żegnaj domku - wyszeptałam, a po moim policzku spłynęła jedna, samotna łza... Nienawidzę pożegnań. Wiem, wiem.. Już o tym wspominałam. Mam nadzieję, że wybaczycie mi moje
powtarzanie się.
Zamknęłam drzwi na klucz i ruszyłam w stronę samochodu gdzie tata pakował moją walizkę... Zajęłam miejsce pasażera, po czym zapięłam pasy bezpieczeństwa.
Nim się obejrzałam ojczulek usiadł za kierownicą i już jechaliśmy szarą, długą ulicą. Położyłam swoją głowę na zimnej szybie i wbiłam swój wzrok na mijanych, znajomych
widokach. Z każdym kilometrem pustka i ból w sercu rosła. Tak wiem, że to moja decyzja! Tak wiem, że wcale nie musiałam jej podejmować, a skoro już to zrobiłam to powinnam
się cieszyć z wyjazdu i gdzieś tam głęboko tliła się iskierka szczęścia, ale ocean smutku i rozpaczy po opuszczeniu najbliższych nieustannie ją gasił... Zamknęłam oczy, bo im dłużej
patrzyłam przez szybę tym więcej łez gromadziło się w moich oczach.
Panującą w samochodzie ciszę przerwały ciche dźwięki znanej mi melodii. Przez kilka chwil nie mogłam rozpoznać co to za piosenka jednak po krótkim namyśle dotarło do mnie, iż był to ulubiony utwór mojej mamy.
Mimo wszystkich smutków blady uśmiech zagościł na mojej twarzy. Nie mam pojęcia czy to przez kojący ton muzyki czy przez ciepłe powietrze dmuchające wprost na mnie, ale już po dwóch minutach spałam jak dziecko.

***

- Cami obudź się! Jesteśmy na miejscu! - usłyszałam głos mojego taty, który dobiegał gdzieś z zaświatów. Otworzyłam oczy i od razu wyjrzałam przez okno. Tak to właśnie tu!
Ogromna willa mojej ukochanej cioci. Nic się nie zmieniła, a byłam tu ostatnio jakieś pięć lat temu... Otworzyłam drzwi i energicznie wysiadłam z samochodu. Chłodne
powietrze owinęło moje ciało, ale i tak uważałam je za dość przyjemne. Krótki sen przyniósł ze sobą nowe spojrzenie na całą tą sytuację. Odetchnęłam głęboko i już wiedziałam,
że nowy rozdział który rozpoczynam będzie wspaniały! Kiedy tylko owo stwierdzenie pojawiło się w mojej głowie drzwi willi się otworzyły, a z nich wybiegła ciocia Becky i pędem
 ruszyła w moją stronę...
- Camiiilka!!! - krzyknęła na cały głos. Już po chwili byłam wtulona w jej ciepłe i przyjemnie pulchniutkie ciało. Poczułam się jak mała pięcioletnia dziewczynka, która po długiej rozłące wraca do domu, do swojej kochającej mamy, która zawsze potrafiła najlepiej okazywać swoje uczucia... Na moje usta wkradł się promienny uśmiech. Teraz byłam w stu procentach pewna, że podjęłam słuszną decyzję.  Po dobrych kilku minutach ściskania mnie ciocia przypomniała sobie o swoim bracie,
a moim ojcu i w jednym momencie to on znalazł się w jej objęciach. Kiedy wszystkie uściski, całusy i inne ceregiele dobiegły końca ciocia zaprosiła nas wreszcie do środka. Wnętrze willi również nie uległo jakimś diametralnym zmianom, dlatego też od razu poczułam się tu jak we własnym domu. Szliśmy powoli długim, wąskim korytarzem i słuchaliśmy cioci. Siostra mojego taty jest bardzo miłą, kochaną, otwartą i dość gadatliwą osobą dlatego cały czas "trajkotała" o tym, jak bardzo się cieszy z mojego przyjazdu i że już nie może się doczekać chwili kiedy zobaczę swój "nowy pokój". Dlatego też od razu po zdjęciu wierzchnich ubrań ciotka zaprowadziła nas na górę. Wszyscy stanęliśmy przed ogromnymi białymi drzwiami. Szczerze mówiąc to sama chciałam jak najszybciej zobaczyć wnętrze nowej sypialni. Wzięłam głęboki oddech i pchnęłam lekko drzwi. To co ukazało się moim oczom było nie do opisania... Czyli jednak ciotka postanowiła trochę pozmieniać, bo nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek wcześniej widziała to wnętrze. A przyznam szczerze, że takich widoków się nie zapomina. Weszłam do środka i rozejrzałam się po pokoju. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to, to że był na pewno dwa razy większy od mojego poprzedniego. Ogólna kolorystyka pomieszczenia to biel i ciemny fiolet. Informacja dla dociekliwych: trzy ściany były pokryte fioletową farbą, a tylko jedna była biała i dzięki temu pokój wydawał się bardziej przytulny i odrobinę jaśniejszy. Meble wpadały w delikatny odcień kremu natomiast dywan i zasłony były w jaśniejszych odmianach fioletu. Jednak miejscem, które spodobało mi się najbardziej było duże, ogromne wręcz okno z widokiem na przepiękny ogród. Dlaczego? Ponieważ był tam też dość spory parapet, na którym można było sobie usiąść pomarzyć, pomyśleć lub najzwyczajniej w świecie poczytać książkę. Śmiało mogłabym nazwać go "moim nostalgicznym kącikiem". Ogólnie rzecz biorąc całość prezentowała się idealnie! 
- Myślę, że ten pokój najbardziej przypadnie Ci do gustu i jest dość duży, aby pomieścić w nim ł
óżeczko kiedy urodzi się maleństwo - głos ponownie zabrała ciotka. Odwróciłam się w jej stronę i bez żadnego uprzedzenia znów wpadłam w jej objęcia. 
-Dziękuję... Baardzo Ci dziękuję ciociu za to, że pozwoliłaś mi przyjechać i za to, że...
- Ćsiiii... Nic już nie mów. W końcu jesteś moją jedyną siostrzenicą więc ktoś od czasu do czasu musi Cię rozpieszczać... - odparła przez śmiech i pogłaskała mnie po głowie... - Peter zostaw tutaj walizkę Camili, a teraz chodźmy zjeść kolację, bo na pewno jesteście głodni... Po kolacji my sobie porozmawiamy, a Cami będzie miała czas na rozpakowanie się - ciotka mrugnęła do mnie, po czym chwyciła za dłoń i razem zeszliśmy na dół.

***

- Ciociu to było przepyszne! Nawet nie wiesz jak bardzo brakowało mi takich domowych obiadków - powiedziałam od razu kiedy tylko uporałam się z ogromną porcją przygotowanego przez ciotkę dania. Zauważyłam, że tata w pewien sposób karci mnie wzrokiem dlatego postanowiłam szybko uratować tę sytuację - Nie twierdzę, że tata źle gotuje, ale kuchnia kobieca to całkiem co innego. - dopowiedziałam i odetchnęłam z ulgą. Ciocia Becky ponownie zaczęła się śmiać... Dlaczego ponownie? Odkąd usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść w pomieszczeniu nie było słychać niczego innego jak śmiech ukochanej cioci. Bawiło ją dosłownie wszystko. Nasze opowieści... Jej
wspomnienia... Od razu wiedziałam, że dzięki niej mój humor ulegnie diametralnej zmianie. 
- Już się najadłaś kochanie? - spytała troskliwie, na co ja kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się promiennie - W takim razie zmykaj na górę i zacznij się rozpakowywać, a ja tu sobie jeszcze porozmawiam z Twoim tatą. Wstałam, odsunęłam krzesełko i w ekspresowym tempie znalazłam się na górze. Jednak zanim zaczęłam się rozpakowywać, położyłam się na łóżku i wbiłam swój wzrok w fioletowy sufit...
Udało się... Jestem w Swindon... Zmieniłam numer... Harry o niczym nie wie... Dziewczyny obiecały, że mnie nie wydadzą... UCIEKŁAM! Teraz byłam bardziej szczęśliwa aczkolwiek gdzieś w głębi mojego serca krył się smutek, żal, niepewność, zwątpienie, strach... Coś podpowiadało mi, żebym nie cieszyła się na zapas, bo już niedługo znów mogę to wszystko stracić... Zapewne to tylko moje fobie i lęki, ale mimo wszystko na razie nie dawały mi spokoju... 
- "Córeczko tak szybko dziś ode mnie wyszłaś, że nie zdołałam Ci nawet odpowiedzieć... Akurat w tym przypadku się mnie nie posłuchałaś i postawiłaś na swoim... Mam nadzieję, że wiesz co robisz i masz pewność, że to było najlepsze rozwiązanie... Zawsze powtarzałam Ci, że uciekanie od problemów nie jest rozwiązaniem, ale może teraz jest inaczej... Czas płynie i wszystko się zmienia, więc może rzeczywiście Ty masz rację... Tego nie wie raczej nikt oprócz Ciebie... A dla mnie najważniejsze jest to, żebyś Ty była szczęśliwa więc jeżeli uważasz, że postąpiłaś słusznie to mi pozostaje mi nic innego tylko się z Tobą zgodzić... " - nagle i niespodziewanie usłyszałam cichy głos mojej mamy... Przyznam szczerze, że tym razem nie pomógł mi za bardzo, a nawet jeszcze bardziej przytłoczył...Sama nie
wiem czy to co robię jest właściwe, ale wiem, że już w najbliższej przyszłości życie da mi odpowiedź... Musiałam zaryzykować... Kto nie ryzykuje ten nie zyskuje. A nuż mi się uda i rzeczywiście będę szczęśliwą mamusią... Czas rzeczywiście płynie i to bardzo szybko, dlatego wiem, że na odpowiedź nie będę czekać długo.
No dobra! Koniec tego rozmyślania i jednoczesnego leniuchowania. Czas się rozpakować i ostatecznie zadomowić... Wstałam z miękkiego, wygodnego, dużego łóżka i podeszłam do walizki. Zaczęłam z niej wyjmować po kolei kosmetyczkę, ubrania, zdjęcia, pamiątki, ulubione książki... Tych rzeczy było tyle, że nie mam pojęcia jak ja je wszystkie pomieściłam. Ułożenie ciuchów w szafce nie zajęło mi zbyt dużo czasu, natomiast porozkładanie zdjęć, drobiazgów, pamiątek z tym było gorzej. Żeby znaleźć odpowiednie miejsce dla każdego przedmiotu potrzeba sporo czasu, ale i z tym wkrótce się uporałam. Około godziny 19.00 mój pokój był urządzony. Postanowiłam tu trochę przewietrzyć, dlatego też podeszłam do ogromnego okna i delikatnie je uchyliłam. W momencie kiedy miałam odejść zauważyłam, że firanka w oknie na przeciwko się
poruszyła. Wytężyłam wzrok i przez szybę zobaczyłam jakiegoś chłopaka... Wprawdzie dzieliła nas dość spora odległość mimo wszystko dzięki mojemu sokolemu wzrokowi udało mi się dostrzec, że chłopak jest mniej więcej w moim wieku i ma kręcone włosy. W mojej głowie pojawiło się tylko
jedno imię - Harry. Na samo wyobrażenie, że to może być on, aż się cofnęłam i gwałtownie zaciągnęłam firankę... Nie. To nie możliwe! To nie może być on! Skąd? Jak? Dlaczego? Po co? Ale moment Cam! Ogarnij się... Harry jest w trasie przez najbliższe dwa miesiące... To tylko Twoja wyobraźnia która po raz kolejny płata Ci figle. Uspokojona w pewnym stopniu odetchnęłam z ulgą i zeszłam na dół, ponieważ usłyszałam głos taty informujący ciotkę, że będzie już jechał. Kiedy znalazłam się w hallu mój tata zakładał już kurtkę. Mimowolnie moje oczy się zaszkliły, a w gardle pojawiła się ogromna gula. Mój tata momentalnie to zauważył dlatego mocno mnie objął, a ja wtuliłam się w niego. 
- Trzymaj się córcia! Dzwoń codziennie o każdej porze nawet w nocy... Postaram się przyjechać w niedzielę - powiedział głosem o ton głośniejszym od szeptu, poklepał mnie po plecach i wypuścił ze swoich objęć. Chwilę później zniknął za drzwiami razem z ciocią, która postanowiła go odprowadzić do samochodu. Pobiegłam do kuchni i pomachałam ojcu ostatni raz przez okno. Nie mam pojęcia skąd w moim organizmie tyle wody... Mogę płakać non stop, a łez mi nie braknie... 
- To co Cami wykąpiesz się i pójdziesz spać prawda? Ciężki dzień za Tobą, a w dodatku podróż... Na pewno jesteś zmęczona.  Jutro będziemy miały duuużo czasu na pogaduchy... - powiedziała ciotka w momencie kiedy tylko pojawiła się w kuchni. Otarłam łzy i tylko jej przytaknęłam, po czym dałam jej całusa w policzek i ponownie poszłam na górę... Zgodnie z jej słowami wykąpałam się, przebrałam w piżamy i położyłam na łóżku... Rzeczywiście byłam zmęczona, bo kiedy tylko przyłożyłam twarz do poduszki momentalnie zasnęłam.

*********************************************************************************
Hejoł!!! Nareszcie jest ten długo wyczekiwany, przez niektóre osoby rozdział, w którym pojawia się Ashton. Choć nie było tutaj o nim za wiele przyszłe rozdziały będą kręciły się głównie wokół niego więc fanki Ashton'a będą usatysfakcjonowane... No dobrze skoro to już mam za sobą chyba pora na kilka pytań.
1. Jak myślicie w jaki sposób potoczy się historia Ashton'a z Cam??
2. Czy Harry zrobi wszystko i odnajdzie swoją ukochaną czy odpuści?
3. Czy pomysł z przeprowadzką był słuszny?
Standardowe trzy pomocnicze pytanka, na które możecie, ale nie musicie odpowiadać... ;)
Rozdział z dedykacją dla Karo, która chyba nie opuściła jeszcze żadnego rozdziału jeżeli chodzi o komentarze. Uwierz mi, że nawet te kilka słów, które piszesz motywują mnie do dalszego działania! Za to bardzo Ci dziękuję! No dobrze pora już kończyć!
Kolejny rozdział już sobotę... No chyba, że zaskoczycie mnie jakąś dużą liczbą komentarzy (więcej niż dwa :D ) to może wstawię wcześniej... Zastanowię się jeszcze nad tym... W każdym bądź razie do następnego!

Pozdrawiam bardzo serdecznie *.*

Aleksandra! <3 

środa, 10 czerwca 2015

Rozdział osiemnasty cz.2

- Wychodzę - krzyknęłam zakładając buty i skórzaną kurtkę... Ostatnio zaczęło się robić coraz zimniej, no ale mamy połowę października więc czemu ja się w ogóle dziwię...
- Dokąd? - dobiegł do mnie głos taty, który w tym momencie brał prysznic.
- Najpierw do mamy, a później do dziewczyn... Muszę obgadać z nimi "Pewną Sprawę" - odkrzyknęłam i nie czekając na odpowiedź opuściłam dom... Tak jak myślałam... W momencie moje ciało owiał zimny wiatr... Zapięłam kurtkę pod samą brodę i wolnym krokiem zaczęłam iść w stronę cmentarza... Znałam tę drogę tak dobrze, że po prostu nogi same mnie niosły, a dzięki temu ja mogłam oddać się szukaniu  odpowiedzi na pytania taty.  "A co z przyjaciółkami? A co z moją pracą? A tak w ogóle to gdzie moglibyśmy się przeprowadzić?" Jego głos cały czas rozchodził się w mojej głowie... Wydawało się, że to nie będzie takie trudne... a jednak... Ale muszę znaleźć odpowiedzi w dodatku muszą być bardzo przekonujące... Jeśli nie o przeprowadzce mogę tylko pomarzyć... Hmmm... No więc... Co z przyjaciółkami?? Przed oczami od razu pojawiły mi się smutne twarze Mandy i Natt. Nie wątpię, że ich pierwszą reakcją mogłoby być niedowierzanie i "rozpacz", ale uważam, że po dokładnym wyjaśnieniu wszystkiego zrozumieją moją sytuację... Muszą to zrobić! Przecież od tego właśnie są... No, ale... Nawet jeśli się wyprowadzimy to... nie będzie to drugi koniec świata tylko jakieś niedaleko położone miejsce, żeby dziewczyny mogły mnie odwiedzać! No dobrze, ale od razu nasuwa się drugie pytanie... Skoro nie na drugi koniec świata to gdzie dokładnie? Ugh! Czy to wszystko musi być takie skomplikowane... No bo jakby nie patrzeć zmienienie dzielnicy nic nie wskóra... To byłoby zbyt proste... No więc gdzie się podziać?? Gdzie szukać mieszkania??
Skąd zaczerpnąć pomysł???  Momencik!!! Ciocia Becky! Swindon! - BINGO! Już chwileczkę.... Śpieszę z wyjaśnieniem. "Ciocia Becky" to młodsza i jedyna siostra mojego taty. Trzydziestosiedmioletnia kobieta mieszkająca w Swindon (miasteczku położonym o około 130 km od Londynu). Niecałe sześć lat temu wyszła za mąż... Niestety już rok po ślubie jej mąż zginął w tragicznym wypadku samochodowym... Od tamtej pory z nikim się nie spotykała bynajmniej ja o nikim takim nie słyszałam od... No właśnie... Ostatni raz kiedy ją widziałam to... Rok temu na pogrzebie mamy... Jaaaacie... Jak ten czas szybko leci... Bardzo dobrze pamiętam, że kiedy byłam młodsza, ostatnie dwa tygodnie każdych wakacji spędzałam właśnie u niej... Stare, dobre czasy... Myślę, że i  teraz znalazłaby dla mnie jakiś kąt w swoim dość sporym mieszkaniu... No więc... Zostaje tylko odpowiedź na pytanie dotyczące pracy mojego taty... Hmm...  Mógłby dojeżdżać... Jednak codzienne pokonywanie stu trzydziestu kilometrów w jedną i drugą stronę byłoby czymś bardzo nużącym i nieefektywnym...  Ewentualnie pojechałabym do cioci sama... Tak. Druga opcja wydaje mi się bardziej odpowiednia... Oj... Moim zdaniem ten "problem" jest najmniej skomplikowany. Tym oto sposobem znalazłam trzy odpowiedzi uzasadnione argumentami... W samą porę, bo jeszcze kilka kroków i stałam przed "moją kwiaciarnią". Pociągnęłam za szklane drzwi i już po chwili znalazłam się w przytulnym, ciepłym, małym pomieszczeniu, w którym unosił się zapach przeróżnych kwiatów.
- Dzień dobry - przywitałam się z bladym uśmiechem na twarzy, a starsza kobieta od razu wyjęła błękitną różę spod lady i również obdarzyła mnie swoim promiennym uśmiechem... Rozumiałyśmy się już bez słów. Zapłaciłam, podziękowałam, pożegnałam się i pośpiesznie wyszłam... W głębi serca czułam, że muszę się znaleźć przy mamie jak najszybciej.  Po pięciu minutach szybkiego marszu już znajdowałam się na cmentarzu. Energicznym krokiem przeszłam przez znajome uliczki i stanęłam przy marmurowym nagrobku... Położyłam na nim błękitną różę i zmówiłam krótką modlitwę. Dopiero teraz mogłam usiąść na ławeczce, zamknąć oczy i rozpocząć wewnętrzny dialog z moją
najdroższą mamą...
- Witaj mamciu... Dziś przychodzę do Ciebie, ponieważ potrzebuję Twojej rady, aby podjąć ostateczną decyzję w pewnej sprawie... Otóż... Rozmawiałam dzisiaj przez telefon z Harrym... I... On powiedział, że jak wróci z trasy za dwa miesiące to porozmawiamy no wiesz tak w rzeczywistości... Twarzą w twarz...  A ja... mówiąc szczerze nie mam zamiaru się z nim nigdzie i nigdy spotykać dlatego też postanowiłam, że powinniśmy się z tatą przeprowadzić... Rozumiesz mnie prawda??  Po prostu nie chcę żeby Harry dowiedział się, że będzie miał ze mną dziecko no i ogólnie nie chcę mieć z nim nic wspólnego... Chcę uciec, zmienić numer i jeżeli dobrze pójdzie to zapomnieć... - zamknęłam oczy, a po moich policzkach zaczęły spływać słone łzy... Wszystkie wspomnienia znów powróciły i przelatywaly przez moją głowę jak klatki w filmie... Pierwsze spotkanie przed kawiarnią... Kolacja... Wypad nad jezioro... Dzień w Holmes Chapel... Weekend na domkach z przyjaciółmi... Szybko się zaczęło... Szybko się rozwijało... Szybko się skończyło... Takie jest moje życie i nic już tego nie zmieni.
 Nagle poczułam czyjś dotyk na swoim ramieniu... Możecie mi nie wierzyć, ale chyba jeszcze nigdy się tak nie przestraszyłam. No, ale sami pomyślcie... Siedzicie samotnie na cmentarzu, a tu nagle czujecie jak ktoś Was łapie za ramię... ZAWAŁ MUROWANY! Niepewnie otworzyłam oczy i ujrzałam przed sobą... Anne Styles... Słodki Jezu... Błagam Cię! Spraw, żeby to była tylko fatamorgana! Mrugnęłam kilka razy, ale niestety moja przyszła niedoszła teściowa nie zniknęła... Pasowałoby się jakoś przywitać co nie?
- Dzień dobry pani Styles. - szepnęłam i uśmiechnęłam się blado... Kobieta była bardzo smutna... Nawet nie odwzajemniła mojego wymuszonego uśmiechu... Coś jest na rzeczy.
- Witaj Camilo... Chciałabym z Tobą porozmawiać... Czy znalazłabyś dla mnie kilkanaście minut? - patrzyła na mnie błagalnym wzrokiem... Odetchnęłam głęboko i przez chwilę analizowałam jej ton głosu... O co może chodzić?? No na pewno o Harry'ego, ale... Czy jako jego matka będzie mnie prosić o wybaczenie czy wręcz przeciwnie przyzna mi rację? Pewnie kiedy zgodzę się na rozmowę to dowiem się wszystkiego... Wprawdzie boję się konsekwencji, ale... Kto nie ryzykuje ten nie zyskuje..
- Wprawdzie umówiłam się już, ale myślę że mogę pani poświęcić te kilkanaście minut... - zabrzmiało to chyba zbyt oschle... Moja stara natura wraca... A przecież nie chciałam być wobec niej niemiła... Co jak co, ale rodziców Harry'ego niemalże pokochałam... Poza tym to nie jego mama odpowiada za jego czyny... Styles jest już dorosły!
- Wobec tego przejdźmy się, dobrze? - spytała jakby trochę bardziej pewna siebie aczkolwiek nadal na jej twarzy nie widniał nawet cień uśmiechu... Nic z tego nie rozumiem...Wstałyśmy jednocześnie i wyszłyśmy z cmentarza, dopiero wtedy pani Styles zaczęła mówić...
- Camilko... Nie wiem od czego mam zacząć... Widziałyśmy się ponad dwa miesiące temu, a przez ten czas zdarzyło się tyle spraw... Przyznam szczerze, że długo zwlekałam z tą rozmową, ale tylko dlatego aby dać Ci trochę czasu na przemyślenie i ogarnięcie tego wszystkiego... Uwierz mi, że jestem tak samo wstrząśnięta tą całą sytuacją... Uważam, że Harry zachował się bardzo nieodpowiedzialnie i okropnie, ale mimo wszystko powinnaś dać mu szansę na wytłumaczenie... - czyli jednak się myliłam... Ale skąd w ogóle pomysł w mojej głowie, że matka stanęłaby przeciwko swojemu dziecku... Przecież to irracjonalne!
- Pani Styles... ja rozumiem, że bardzo kocha pani swojego syna i chce dla niego jak najlepiej, jednak... są rzeczy, których nie da się ani wyjaśnić, ani wybaczyć... Choćby nie wiem co... Naprawdę bardzo kochałam Harry'ego był pierwszą, a zarazem największą miłością mojego życia, ale nie jestem na tyle dobroduszna, aby wybaczyć mu zdradę... To zbyt  duże cierpienie i upokorzenie... A teraz przepraszam, ale muszę już iść... - przyśpieszyłam i bez żadnego pożegnania ją minęłam... Po
moich policzkach ponownie zaczęły spływać łzy... W tym momencie podjęłam ostateczną decyzję! Bez względu na to co powiedzą dziewczyny, z tatą czy bez niego przeprowadzam się do cioci! Opcja, że ciotka mogłaby nie zgodzić się na mój przyjazd nie przechodziła mi obecnie przez głowę. Energicznym krokiem szłam w stronę domu Natalie... Miałam ogromną nadzieję, że Mandy też tam będzie... Nie, nie umawiałyśmy się ze sobą... Tak skłamałam... Przepraszam ale nie jestem taka dobra w wymyślaniu kłamstw na poczekaniu jak Harry... Byłam trochę zła, ale też odrobinę zrezygnowana... To wszystko jest takie skomplikowane... Jedna osoba... Jedna chwila... Jeden moment... Zmienił wszystko w moim życiu... Na początku wydawało mi się, że z każdym dniem jest coraz lepiej, ale do czasu... To tak samo jak z Titanic'em. Ja i Harry płynęliśmy po spokojnych wodach oceanu, aż tu nagle pojawia się góra lodowa o imieniu Caroline... Rozbijamy się o nią i powoli spadamy na dno... Czy takie właśnie jest życie?? Czy z tym też muszę się pogodzić? Czy już nigdy nie zaznam szczęścia? Kolejne pytania zaczęły maltretować moją głowę co przyprawiło mnie o jej ból. Na szczęście jeszcze tylko kilkanaśnie metrów dzieliło mnie od domu Natalie... Szybko przemierzyłam tę odległość oraz te kilka schodków. Nacisnęłam biały przycisk dzwonka i z niecierpliwością czekałam na jakąś reakcję... Już po kilkunastu sekundach drzwi otworzyła mi Mandy. Chyba jeszcze nigdy się tak nie cieszyłam na jej widok.  Dziewczyna była lekko zdziwiona moim entuzjazmem, ale przywitała się i wpuściła mnie od razu do środka. Razem udałyśmy się do pokoju Natalie, gdzie dziewczyna właśnie malowała paznokcie.
- Witaj Cam! - krzyknęła rozpromieniona, ale kiedy przyjrzała mi się dokładniej, dopowiedziała - Coś się stało. - nie było to zdanie pytające.. Brzmiało raczej jak stwierdzenie... Kto jak kto, ale Natt zna mnie najlepiej... Zajęłam miejsce obok niej na łóżku, Mandy usiadła na pufie i w tym momencie obydwie przyjaciółki wgapiły się we mnie oczekująco...
- Rozmawiałam dzisiaj z Harrym - pomińmy fakt, że zaczynam tę historię już po raz trzeci od tego samego zdania.. - I doszłam do wniosku, że muszę się stąd wyprowadzić... - dokończyłam na jednym wydechu i spojrzałam na dziewczyny. Mandy szerzej otworzyła oczy, a Natalie w momencie przerwała malowanie paznokci... W pokoju zapanowała niezręczna cisza... No tak muszą to przetrawić i w ogóle, jednak to milczenie jest troszkę męczące i przytłaczające...
- Zaraz, zaraz! Jak to się wyprowadzić? Dlaczego? Dokąd? - zaczęły się przekrzykiwać i zadawać pytania... Czyli to również  nie będzie takie proste jak mi się wydawało... W sumie to powinnam się już przyzwyczaić...
- Jak już mówiłam zadzwonił dziś do mnie Harry i oznajmił, że kiedy tylko wróci będziemy musieli porozmawiać... Zapewne wiecie, że nie chcę, aby Styles dowiedział się o tym, że jestem z nim w ciąży dlatego też wolę stąd wiać... Wydaje mi się, że willa mojej ciotki Becky w Swindon będzie idealnym miejscem dla mnie i mojego dziecka więc... jeżeli siostra mojego taty się zgodzi w najbliższym czasie się tam wprowadzę... - skończyłam swój monolog i oparłam się plecami o poduszki... Tłumaczenie tego wszystkiego kolejny raz przyprawiło mnie o małe zawroty głowy... Moje przyjaciółki nadal siedziały w osłupieniu... Tak jakby to wszystko co im przed chwilą powiedziałam docierało do nich w jakimś zwolnionym tempie...
- No dobrze... Ale co z nami? Przecież jesteśmy przyjaciółkami, widujemy się praktycznie codziennie, a kiedy się wyprowadzisz to... - Natalie spojrzała na mnie smutnym wzrokiem... Zauważyłam, że w jej oczach pojawiły się łzy, Objęłam bliżej siedzącą brunetkę ramieniem, wzięłam głęboki oddech i  zaczęłam mówić głosem o ton głośniejszym od szeptu:
- Spokojnie... Z Londynu do Swindon jest dwie godziny drogi samochodem... Będziecie mogły mnie odwiedzać kiedy tylko zechcecie... Poza tym jest jeszcze skype i telefony... A skoro już o tym mowa... Zmieniam numer. I pod żadnym pozorem ani mój adres, ani mój nowy numer telefonu nie może dostać się w łapska, któregoś z chłopaków! Zrozumiano?!
Dziewczyny kiwnęły głowami i w tym momencie wszystkie trzy wybuchnęłyśmy śmiechem, który
po chwili zamienił się w rozpaczliwy szloch. Mandy wstała z pufy i wcisnęła się obok nas na łóżko
- Nie chcemy, żebyś wyjeżdżała - wychlipała Natt i mocniej się we mnie wtuliła...
 - A co będzie jeżeli ciotka nie zechcę Cię przygarnąć? - tym razem to Mandy zadała trafne pytanie... Jednak nie musiałam się długo zastanawiać...
- Znajdę jakieś inne miejsce... Jedno jest pewne! Nie zostanę w Londynie dłużej niż półtora miesiąca...

***
*Peter Evans (tata Camili)*

- Witaj Becky... Na początku... Chciałbym Cię przeprosić za to, że od tak dawna się nie odzywałem... - po długich namowach Camili w końcu odważyłem się zadzwonić do mojej siostry... Boże jak to
brzmi... No ale taka jest prawda... Po pogrzebie Megan straciłem kontakt ze wszystkimi członkami rodziny...
- O mój Boże! Peter to naprawdę Ty!? Jak dobrze znów Cię usłyszeć... Czy wszystko u Ciebie w porządku? Jak się trzymasz? Dlaczego milczałeś? Co u Cami? - kiedy usłyszałem jej głos w słuchawce od razu się uśmiechnąłem... Wprawdzie dzieli nas pięć lat różnicy, ale od początku dogadywaliśmy się wspaniale i zawsze mogliśmy na siebie liczyć...
- W porządku... Powoli wszystko wraca do normy... Milczałem ponieważ... Musiałem to wszystko ogarnąć, poradzić sobie z kilkoma problemami i... tak jakoś wyszło... A co do Camili to właśnie w jej sprawie dzwonię... - nie dokończyłem mówić, bo ona już weszła mi w słowo.
- Coś się stało z moją najdroższą kruszynką? Nie radzisz sobie z dwudziestoletnią dziewczyną? - w  jej głosie usłyszałem troskę, a zarazem oburzenie.  Camila od zawsze była oczkiem w głowie zarówno swojej cioci jak i babci dlatego jej reakcja w ogóle mnie nie dziwi... Mówiąc szczerze z każdą chwilą wydaje mi się, że moje obawy co do odrzucenia propozycji Camili były niepotrzebne... Jednak w głębi duszy czułem, że fakt iż Cami będzie miała dziecko może wszystko zmienić...
- Becky spokojnie... Sama powiedziałaś, że jest już dwudziestoletnią dziewczyną więc ona sama umie już o siebie zadbać...  
- No więc o co chodzi- odparła i zaśmiała się perliście... Kiedy usłyszałem jej śmiech od razu w mojej głowie pojawiły się wspomnienia... I pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno słuchanie jej głosu było dla mnie codziennością... A teraz... Nawet nie wiedziałem, że tak bardzo mi jej brakuje.
- Otóż... hmmm. To dość długa historia więc może zacznę od konkretów. Camila chciałaby się do Ciebie przeprowadzić na trochę o ile to nie byłby żaden kłopot...
- Co Ty mówisz?? Moje małe, najdroższe Słoneczko chcę odwiedzić ciotkę... - uśmiech na mojej twarzy coraz bardziej się powiększał...- mój dom jest dla was zawsze otwarty... 
- Tylko jest jedna mała rzecz, o której powinnaś wiedzieć i nie jestem pewien czy nie zmienisz przez to zdania....
- Peter co masz na myśli? Mów prędko o co Ci chodzi - głos mojej siostry od razu zmienił barwę na dość zdenerwowaną więc postanowiłem nie owijać w bawełnę...
- Cami spodziewa się dziecka, które ma przyjść na świat za sześć miesięcy - usłyszałem jak Becky bierze głęboki oddech. Boże błagam Cię spraw, żeby przygarnęła moją małą bez względu na wszystko... Skoro ona uważa, że tak będzie najlepiej...
- Naprawdę? Moje słoneczko będzie miało swoją własną małą kruszynkę?! Toż to cudowna wiadomość! Przecież wiesz jak ja lubię dzieci! - chyba jakoś akurat to mi umknęło... - Tym bardziej niech przyjeżdża! Nawet jutro! 
- Naprawdę? - spytałem z niedowierzaniem...
- Oczywiście, że tak! Już się nie mogę doczekać!
- No to świetnie! Zapewniam Cię, że jeszcze w tym tygodniu ją przywiozę.. Trzymaj się siostrzyczko i do zobaczenia!
- Do zobaczenia Peter. - usłyszałem jej roześmiany głos i sygnał zakończonego połączenia. Szybkim krokiem podszedłem do drzwi i je otworzyłem. Tak jak myślałem zastałem tam niespokojną Camilę .
- Możesz zacząć się pakować... W tym tygodniu jedziesz do ciotki - oznajmiłem, a moja córka niemal rzuciła się na mnie z okrzykami wdzięczności...

*********************************************************************************
Hej Haj Heloł! Rozdział w środku tygodnia - tego jeszcze nie było! Ale już śpieszę z wytłumaczeniem. Jak wyjechałam z domu nad ranem czwartego czerwca tak wróciłam wieczorem dziewiątego i nie miałam możliwości wstawienia rozdziału. Dlatego, żeby wynagrodzić Wam dłuższe oczekiwanie wstawiam drugą część... Jest sporo wyjaśnień, ale także mnożą się pytania, których dziś nie zadam i zdaję się na Waszą inwencję twórczą co do komentarzy! Kochani moi z racji tego, że do końca roku zostały jakieś dwa tygodnie, a do wystawiania ocen jeszcze mniej muszę już kończyć gdyż chcę mieć średnią powyżej 5.0, a to się wiąże z poprawianiem kilku przedmiotów więc... Żegnam Was serdecznie i do następnego już w sobotę! <3

Aleksandra *.*

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Rozdział osiemnasty cz. 1

Komentując okazujesz szacunek autorowi!!! <3 *.*

*Harry*  NASTRÓJ
Od naszego wyjazdu minęły już dwa miesiące... Dwa długie miesiące bez jakiegokolwiek kontaktu z Camilą... Dwa miesiące bez oglądania jej pięknej twarzyczki, bez słuchania jej melodyjnego głosu... po
prostu bez niej. Czy muszę mówić jak się czuję? Wolałbym tego nie robić, bo za każdym razem opowiadanie o tym kończy się tak samo, no ale skoro już zacząłem... Czuję się jakby ktoś pozbawił mnie serca... Tak po prostu podszedł i wyrwał mi je z klatki piersiowej... Nie mam na nic siły... Nie mam na nic ochoty... Nie rozmawiam z chłopcami... Nie wysilam się na sztuczną radość i żywiołowość na koncertach... Moje życie straciło jakikolwiek sens... Jestem jak spragniony człowiek na pustyni... A moją wodą, której tak bardzo potrzebuję jest choć najmniejszy kontakt z Camilą... Tym bardziej, że od jakiegoś czasu  w podświadomości czuję, że coś się z nią dzieje... Nie jestem tylko pewien czy dobrego, czy złego... Moją głowę przepełniają różne scenariusze, przeważnie te czarne... Może to kolejna afera klubowa, albo związana z "nietypomwym wywiadem" na mój temat... Ta niewiedza w pewien sposób mnie zabija! Targają mną ogromne wyrzuty sumienia... Przez moją zdradę Camila ogromnie cierpi, a obiecywałem, że przy mnie nikt jej nie zrani... Nie kłamałem... Nigdy nie pozwoliłbym, żeby ktoś ją skrzywdził... A zrobiłem to sam i w najgorszy sposób z możliwych... Gdyby nie ta cholerna gala... Gdyby nie Louis i Caroline wszystko byłoby jak dawniej... To znaczy... Obecnie też bylibyśmy w trasie, ale... Jej przebieg wyglądałby całkiem inaczej... Każdą przerwę wykorzystywałbym na rozmowy z moją ukochaną, a nie na wspominaniu jej
śnieżnobiałego uśmiechu i brązowych oczu... Dokładnie tak... Ale przecież "pan Styles" zawsze musi wszystko zepsuć!!! Przez miesiąc byłem najszczęśliwszym człowiekiem na całym świecie. Znalazłem dziewczynę moich marzeń i zakochałem się w niej, a ona odwzajemniła moje uczucia kto wie czy nie ze zdwojoną siłą. Jednak jestem człowiekiem, który nie potrafi docenić niczego. Właśnie dlatego wszystko zniszczyłem... jedną nieprzemyślaną "decyzją"... Nic tylko pogratulować... W każdym bądź razie użalanie się nad sobą i patrzenie w przeszłość nie da mi odpowiedzi na pytanie: "Czy z Cam wszystko w porządku?" Choćby nie wiem jak bardzo chciał... Tak się o nią boję, a w mojej głowie cały czas słyszę głos, który uświadamia mi, że coś się tam dzieje... Jednak w zaistniałej sytuacji nie mam możliwości dowiedzenia się czegokolwiek, ponieważ Camila nie odbiera moich  telefonów, a jej przyjaciółki również nie udzielają mi żadnych informacji po tym co się stało... Co robić? A gdyby tak...
Rzeczywiście, to może się udać... Wyjąłem słuchawki z uszu i wyjrzałem przez okno... Jeżeli jeszcze się nie domyśliliście to w tym momencie jedziemy do kolejnego miasta, na koncert... Mówiąc szczerze już mam dość tego wszystkiego, a to dopiero dwa miesiące. Optymista mógłby powiedzieć, że już połowa za mną nieprawdaż? Jednak jeżeli chodzi o mnie to mam świadomość, że to kolejne dwa miesiące bez Cami. Rozejrzałem się po wnętrzu samochodu. W sumie to nic się tu nie zmieniło przez te kilka godzin... No oprócz tego, że Niall, Liam i Zayn zasnęli...  Louis przez cały czas wpatrzony był w swój telefon i się uśmiechał... Ten to ma szczęście... Jest z Eleanor już dwa lata i nic między nimi się nie psuje... Oboje są ze sobą bardzo szczęśliwi i nigdy im przez myśl nie przeszło jakieś zrywanie czy coś podobnego...  Tylko ja jestem na tyle powalony, żeby zepsuć związek po miesiącu.
- Lou... - szepnąłem, a on od razu  zwrócił swoją twarz w moją stronę... - Mógłbyś wyświadczyć mi
pewną przysługę? - spytałem cicho, a on tylko kiwnął głową na znak, że się zgadza... Właśnie za to go lubię... Jest moim przyjacielem, ufa mi bezgranicznie i zawsze mi pomaga...  Ma w sobie cechy idealnego przyjaciela... Przynajmniej w tym przypadku mi się poszczęściło. Reszta chłopców udaje, że wszystko jest w porządku, ale od pamiętnego dnia nasze relacje bardzo się popsuły. Takie jest życie... Mogłem przewidzieć konsekwencje tego czynu... - Wiesz, że Camila nie odbiera telefonów ode mnie, ale może na Ciebie się nie obraziła, dlatego chciałbym... - nie dokończyłem, a telefon Tomlinsona znalazł się w mojej dłoni. - Dziękuję - dodałem tylko i od razu zająłem się komórką.
Wystukałem numer Cam i wcisnąłem zieloną słuchawkę... Jeden sygnał... Drugi sygnał... Trzeci...
- Halo... - usłyszałem TEN głos... Melodyjny, piękny, subtelny, cichy głos Camili... Zatkało mnie... Mimo wszystko nie sądziłem, że to się uda. Mówiąc szczerze byłem święcie przekonany, że czeka mnie kolejna porażka, a tu taka niespodzianka... - Halo? - po raz kolejny usłyszałem jej trochę już zniecierpliwiony głos.
- Cami to naprawdę Ty?? - spytałem, wiedząc, że jeżeli się nie odezwę to połączenie zostanie zakończone... Usłyszałem tylko jak gwałtownie "łapie powietrze". No tak... Ona również była
zaskoczona... Nie spodziewała się, że usłyszy mój głos... Po raz kolejny poczułem to już dobrze mi znane ukłucie w sercu... W słuchawce nastała cisza... - Camila błagam Cię przynajmniej powiedz czy wszystko u Ciebie w porządku... - powiedziałem już trochę bardziej odważnie, ale i tak mój głos był przepełniony ogromnym bólem i strachem...
- Wszystko jest okej, a czemu miałoby nie być?- Teraz jej głos był już całkiem inny...  Oschły i przepełniony goryczą... Ten ton słyszałem  tylko raz w życiu... Camila mówiła w taki sposób podczas naszej ostatniej rozmowy... Mimo wszystko postanowiłem się nie poddawać...
- Od dłuższego czasu mam wrażenie, że coś się u Was dzieje... -  w słuchawce usłyszałem westchnięcie... Czyli jednak coś jest na rzeczy! No więc czemu nie jest ze mną szczera?? Odpowiedź na to pytanie akurat jest prosta... Ja też próbowałem ją oszukać i zataić swoją zdradę... Człowiek popełnia jeden błąd w życiu, a rani i zmienia wszystkich dookoła...
- Nie, wszystko jest w porządku... Nie musisz się o mnie martwić... - byłem w stu procentach pewien, że kłamała... Coś jest na rzeczy... Tylko co? -  A teraz wybacz, ale nie mam ochoty na dalszą wymianę zdań...
- Rozumiem... - już miałem zakończyć rozmowę kiedy postanowiłem powiedzieć coś co płynęło prosto z serca... -Cami chcę żebyś wiedziała tylko jedno... Od samego początku kochałem tylko i wyłącznie Ciebie... Nikt i nic nigdy tego nie zmieni... Wracam za dwa miesiące wtedy sobie wszystko wyjaśnimy i...-  w tym momencie się rozłączyła. Oddałem Louisowi telefon i gwałtownie się odwróciłem, po czym oparłem głowę o szybę... Czy to jest normalne, że płaczę?? Niby to dziewczyny są  ckliwe, ale kiedy wali Ci się cały świat to nie jesteś w stanie powstrzymać łez niezależnie od płci.... Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze raz do niej dodzwonić, ale kto wie... A co jeśli ona naprawdę mnie już nie kocha??

*Camila*
Rozmawiałam z Harrym... Tak z tym Harrym... Czemu odebrałam?? Czemu jak głupia nie
sprawdziłam kto dzwoni? Czemu jak głupia nie zmieniłam od razu numeru?? Czemu zawahałam się przed skłamaniem? Czemu żałuję, że nie powiedziałam prawdy? Czemu żałuję, że zakończyłam tę rozmowę tak szybko? Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi... Minęły już dwa miesiące od całego incydentu... Dwa miesiące... Myślałam, że po tym wszystkim z czasem przestanę żywić do Harry'ego jakiekolwiek uczucia , jednak bardzo się myliłam...  Może gdyby nie ta ciąża byłoby mi łatwiej, ale teraz wszystko jest tak jak dawniej, a może nawet i gorzej... Czasami zastanawiam się nawet czy nie mogłabym dać mu drugiej szansy i stworzyć z nim szczęśliwej rodziny... Jednak szybko tłumię te myśli... Chyba nie byłabym w stanie patrzeć na niego i udawać, że wszystko jest w porządku... Chociaż... co będzie za te dwa miesiące kiedy się spotkamy? Czy będę w stanie racjonalnie myśleć i działać?? Czy jednak jego zielone oczy będą w stanie mnie zahipnotyzować i mu wybaczę??
A może pomysł odcięcia się od przeszłości nie jest taki zły? Kilka razy przychodził mi do głowy "plan ucieczki z Londynu", ale do tej pory widziałam w nim więcej minusów... Jednak gdyby tak... Wyjechać... Zmienić numer... Zapomnieć... - no dobra nie oczekujmy cudów, ale... Może rzeczywiście byłoby mi łatwiej ze wszystkim...  Muszę poważnie porozmawiać na ten temat  z tatą i dziewczynami... Jednak z racji tego że mój ojciec wraca z pracy dopiero o 16.00 to mam teraz dwie godziny na ogólne przemyślenia i inne rzeczy. Postanowiłam włączyć komputer i w międzyczasie zająć się "czymś". Tym czymś okazało się przeglądanie starych zdjęć z Harrym i oglądanie najnowszych filmików z trasy chłopców... Dziewczyny miały rację mówiąc, że Styles bardzo się
zmienił... Zniknął ten jego promienny uśmiech, a przy tym słodkie dołeczki, blask w oczach też jakby zgasł... Czyli naprawdę boli go to, że zniszczył nasz związek... Ale co z tego?  Skoro raz dopuścił się zdrady nie miałabym pewności, że nie zrobi tego ponownie... Cam... Nie zadręczaj się... Dobrze zrobiłaś... Właśnie o to mu teraz chodzi, żebyś miała poczucie winy. NIE!  Nie możesz teraz żałować... Podjęłaś trafną decyzję!
Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić... Jak nie żałować tego, że zakończyło się związek z osobą, którą kochało (kocha?) się najbardziej na świecie?! To jest niewykonalne!!! I choć nie wiem jakby się chciało to się nie da... Nie można ot tak zapomnieć... Szczerze mówiąc to w ogóle nie można zapomnieć... Jakaś cząstka mnie, mojego serca zawsze będzie kochała Harry'ego mimo wszystko... Tym bardziej, że za sześć miesięcy na świat przyjdzie owoc naszej miłości... Ale wybaczyć mu też nie mogę i właśnie dlatego pojawił się pomysł wyjazdu...
No dobra pora się ogarnąć i zacząć robić obiad. Za pół godziny przyjeżdża tata... Otarłam łzy, które od jakiegoś czasu zaczęły spływać po moich policzkach, i udałam się na dół. Kiedy znalazłam się w kuchni od razu zajrzałam do lodówki i po dokładnym jej przejrzeniu zdecydowałam się na zrobienie spaghetti. Proste i w miarę szybkie danie, a jakie smaczne... I nie należy do zakazanych w "moim stanie"... Idealne... Wyjęłam wszystkie odpowiednie produkty, podkasałam rękawy i zabrałam się do gotowania... Kiedy woda się gotowała ja zabrałam się za przygotowywanie sosu pomidorowego... Na koniec zostało mi tylko wrzucić makaron do wody i poczekać aż i on się ugotuję... Za piętnaście minut w domu zjawi się tata. Starałam się wszystko robić jak najszybciej i wykorzystywać każdą wolną chwilę, ale jednak trochę za późno się do tego zabrałam i raczej się nie wyrobię przed jego przybyciem... No nic. Postawiłam na stole dwa talerze, sztućce i dwa kubki, do których nalałam sok pomarańczowy. W tym momencie usłyszałam odgłos otwieranych drzwi...
- Hej córcia! Ale pięknie pachnie - do kuchni dobiegł głos mojego taty. Od razu się uśmiechnęłam...Przez ten okres kiedy ojciec u mnie zamieszkał bardzo się ze sobą zżyliśmy... Szczerze mówiąc to tylko dzięki niemu i dziewczynom w miarę możliwości się trzymam...
- Hej tato! Myj ręce i chodź na obiad... - odkrzyknęłam w międzyczasie nakładając porcje makaronu na talerze... Po pięciu minutach wszystko było gotowe. Tata też wyszedł już z łazienki i zajął miejsce przy stole...
- Jak się czujesz? - spytał i umieścił widelec ze spaghetti w swoich ustach.
- Psychicznie czy fizycznie - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. W takich sprawach trzeba wszytko precyzować...
- I jedno i drugie... - odparł i spojrzał na mnie podejrzliwie... Chwilę zastanawiałam się nad odpowiedzią. W końcu skleciłam kilka słów.
- Fizycznie całkiem dobrze... Najgorszy okres już za mną... Psychicznie natomiast... - tu zawachałam się przez chwilkę... Nie byłam pewna czy powiedzenie tacie o dzisiejszej rozmowie będzie najlepszym rozwiązaniem. Jednak wiedziałam, że muszę się komuś w pewien sposób zwierzyć, a jak
na razie nie miałam nikogo innego pod ręką... - Nie najlepiej. Rozmawiałam dziś z Harrym.
Tata na moje słowa, aż zakrztusił się sokiem. Biedny ojczulek...
- Z Harrym?? Jak? O czym? - był w szoku... Możliwe, że jeszcze większym niż ja po odebraniu telefonu... Mówiąc szczerze to już w tym momencie jestem bardzo ciekawa jak zareaguje na moją propozycję "przeprowadzki"... To wszystko jest takie TRUDNE! Zbyt trudne jak na dwudziestoletnią dziewczynę!!!
- Harry zadzwonił dziś do mnie... Pytał czy wszystko ze mną w porządku - nie dokończyłam swojej wypowiedzi, bo tata przerwał mi w połowie.
- Powiedziałaś mu, że jesteś w ciąży? - tym razem to ja o mało co się nie zachłysnęłam... No chyba postradał zmysły... Nigdy! W! Życiu! Harry! Nie! Dowie! Się! Że! Ma! Ze! Mną! Dziecko!!! Spokojnie Cami.. Spokojnie... Nerwy w Twoim stanie nie są wskazane... Wdech i wydech... Wdech... Wydech...
- Nie! Właśnie o tym chciałam z Tobą poważnie porozmawiać... - odparłam z odrobiną irytacji w głosie... Tata ponownie spojrzał na mnie w podejrzany sposób...
- Zamieniam się w słuch... - powiedział, a ja nie miałam pojęcia jak przekazać mu ten "wspaniały plan", który teraz wydawał mi się o wiele mniej wspaniały... Boże dopomóż...
- Otóż... Po dzisiejszej rozmowie z Harrym doszłam do wniosku, że musimy się stąd wyprowadzić. Skoro chcę wszystko utrzymać w tajemnicy przed nim nie mogę tu zostać. Za dwa miesiące on wróci i... zechce się ze mną spotkać. Dobrze wiesz, że chcę tego uniknąć... - spojrzałam na tatę... Jego oczy były jak piłeczki pingpongowe, usta miał otwarte, a dłoń, w której trzymał widelec zastygła w bezruchu. Siedzieliśmy w milczeniu przez dobre pięć minut, aż w końcu moje nerwy nie wytrzymały.
- Powiedz coś błagam! - mój płaczliwy ton przywrócił go na ziemię...
- Córciu... Wiesz, że bardzo Cię kocham i chcę dla Ciebie jak najlepiej, ale... Nie sądzisz, że to zbyt pochopna decyzja... A co z przyjaciółkami? A co z moją pracą? A tak w ogóle to gdzie moglibyśmy się przeprowadzić? - no taak. Mój tata zadał tylko kilka niby prostych pytań, o których nawet nie pomyślałam... Jednak... Nie mogę poddać się tak łatwo... Jeszcze raz wszystko przemyślę, aż w końcu coś sensownego wymyślę... Muszę!
*********************************************************************************

Siemaneczko moje kochane "dzieciaki"! Jak dla mnie w tym dniu nie ma wyjątków i każdy jest dzieckiem dlatego postanowiłam zrobić niespodziankowy prezent wszystkim moim czytelniczkom i wstawiłam rozdział już dziś! <3 Los mi sprzyjał, bo miałam w nim wszystko dopracowanie więc teraz tylko dopisać sensowną notkę i... SUPRISE :D Najpierw chciałam podziękować za wszystkie komentarze i te pod postem, i te bardziej prywatne! <3 Każdy daje mi tyle motywacji, że aż trudno to opisać... :)
Może teraz kilka pytanek?? :D
1) Co myślicie o pisaniu z perspektywy Harry'ego??
2) Reakcję Cami na telefon Harry'ego już znacie... Ale jak myślicie co teraz zrobi Styles??
3) Popieracie pomysł Cam co do przeprowadzki czy wręcz przeciwnie?
Zadałam tylko trzy pytania, ale można się na ich temat tak rozpisać, że oczekuję dłuuugich komentarzy!
Nie wiem co mam jeszcze napisać więc powoli będę kończyć...

DEDYKACJA DLA FOREVER YOURS <3 

No i na końcu chcę życzyć wszystkim czytającym "dzieciakom" zdrowia, radości, spełnienia marzeń, dobrych wyników w szkole i świadectw z czerwonym paskiem, bo to już tylko trzy tygodnie do końca roku szkolnego!!!
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i do następnego!!! <3

Aleksandra *.*