piątek, 24 lipca 2015

Rozdział dwudziesty czwarty

*2 godziny później*

Upłynięcie tych stu dwudziestu minut wpłynęło zbawiennie na poprawę mojego humoru i samopoczucia... Uspokoiłam się, poczytałam dłuższą chwilę, aż w końcu byłam w stanie zabrać się za gotowanie obiadu... Za niecałe pół godziny z pracy wraca ciocia więc... Muszę się uporać z tym
wszystkim przed jej powrotem.
Starałam się jak mogłam zagłuszać swoje myśli... Włączyłam radio, wstawiłam zmywarkę, a nawet nastawiłam pranie... Robiłam wszystko, żeby nie słyszeć głosów, które produkowała moja głowa, a jednak... Nie udawało mi się robić tego skutecznie... Wprawdzie nie było to już tak straszne jak cała akcja sprzed kilku godzin, ale mimo wszystko nadal dotyczyło tego samego problemu... Czy ja już nigdy nie uwolnię się od Harry'ego? Czy kiedy on wspaniale bawi się podczas trasy, imprezuje, nie przejmuje się mną i moimi uczuciami, ja mam mieć go cały czas w pamięci i płakać przez jego błędy? Tak ma wyglądać moja przyszłość? Na tym ma się opierać całe moje życie? Jestem w stu procentach pewna, że większość z Was myśli sobie, iż jestem zbyt wrażliwa, że za bardzo to przeżywam, że czas leczy rany i już wkrótce poczuję się lepiej, ale ja... w głębi serca czuję, że nigdy do tego nie dojdzie... Są rzeczy, których po prostu nie da się zapomnieć... Są sprawy, których nie da się wybaczyć... I choćbym starała się z całych swoich sił to... Nie widzę dla siebie świetlanej przyszłości... Mówiąc szczerze ten fakt martwi mnie najmniej gdyż nie moja osoba jest tu najważniejsza... Najistotniejsze jest dla mnie to, że kiedy moje dziecko przyjdzie na świat od
początku będzie zdane na porażkę... Brak ojca... Zły stan psychiczny matki... Na kogo wyrośnie ta mała istotka? Może powinnam pójść do jakiegoś psychologa... Nie jestem pewna czy to nie zahacza już o jakieś przejawy depresji... Muszę się poważnie nad tym zastanowić, ale na tą chwilę powinnam dokończyć gotowanie obiadu.
Rozstawiłam talerze, sztućce i szklanki, a teraz czekałam na "dogotowanie" się dania... Ni stąd ni z owąd usłyszałam pukanie do drzwi. Przyznam szczerze, że ten odgłos trochę mnie zdziwił... Ciocia miała własne klucze więc po co miałaby pukać, a oprócz niej nikt tu raczej nie przychodził... No ostatnio Ashton pojawił się kilka razy, ale... on przecież nie puka... Kto to może być?? Hmm... Zapewne dowiem się gdy otworzę drzwi. Wytarłam ręce w fartuszek i szybkim krokiem przeszłam przez hall. Niepewnie uchyliłam drzwi, a w progu ujrzałam mojego tatę i dziewczyny. W pierwszej chwili myślałam, że mam zwidy... No bo gdybym zobaczyła samego ojczulka to jeszcze zdolna byłam uwierzyć, ale dziewczyn nie spodziewałam się tutaj tak szybko... Przez dłuższą chwilę stałam w progu jak kołek gdyż nadal nie docierało do mnie, że to wszystko dzieje się naprawdę... Na szczęście sekundę zajęło mi ogarnięcie się...
- O Mój Boże... Tato, dziewczyny... Co Wy tutaj robicie?? - oczywiście gdy tylko otworzyłam
usta musiałam okazać wszystkim swój brak taktu i jakiejkolwiek ogłady. Dopiero po chwili dotarło do mnie jak ich powitałam, dlatego chcąc naprawić swój błąd szybko dodałam - Po co ja się w ogóle pytam... Wchodźcie do środka... Bardzo dobrze trafiliście za chwilę będzie obiad...
Kiedy już wszyscy znaleźliśmy się w hallu przyszedł czas na uściski, buziaki, powitania i różnego typu ceregiele... Nigdy nie pomyślałabym, że przez jeden tydzień mogę tak bardzo stęsknić się za swoimi najbliższymi... Jeżeli chodzi o moje przyjaciółki to rzeczywiście rzadko kiedy rozstawałyśmy się na dłużej niż jeden dzień... Zawsze znalazłyśmy jakiś sposób i chwilę czasu, żeby się zobaczyć i najzwyczajniej w świecie poplotkować... No ale... Taka była przeszłość, a teraz przez pewną osobę wszystko się zmieniło... W jednej chwili ze szczęśliwej dziewczyny mającej przyjaciółkę, chłopaka i tatę stałam się wrakiem człowieka oddalonym od domu, z dzieckiem rosnącym pod moim sercem... Gdyby tylko istniała możliwość połączenia tych cech w najbardziej korzystny sposób...  Niestety tak po prostu już musi być.
Jakby tego było mało właśnie w tym samym czasie ciocia wróciła z pracy i cała wrzawa jeszcze bardziej ogarnęła towarzystwo... Jednak ja musiałam szybko oprzytomnieć gdyż zdałam sobie sprawę, że zostawiłam gotujący się obiad na kuchence. Wyplątałam się z objęć taty i w podskokach ruszyłam do kuchni...  Na całe szczęście nic się nie przypaliło, ani nie wykipiało. Z nałożeniem dania również uporałam się szybko więc już po chwili mogłam zasiąść do stołu razem z ciocią i niespodziewanymi gośćmi... Jedliśmy, rozmawialiśmy, śmialiśmy, wymienialiśmy się wydarzeniami z minionego tygodnia oczywiście tymi najbardziej istotnymi... Niektóre zachowałam na późniejszą rozmowę sam na sam z dziewczynami. Po skonsumowaniu obiadu ciocia oznajmiła nam, że ona pozmywa, a my możemy udać się do swojego pokoju, jednak ja w głowie miałam już inny plan... Chciałam wykorzystać przyjazd taty do zrobienia większych zakupów... Owszem dużo osób może stwierdzić, że kupowanie łóżeczka i wózka w czwartym miesiącu ciąży jest czymś absurdalnym, ale ja po prostu chciałam się do wszystkiego powoli przyzwyczajać... Dlatego też nie zastanawiając się ani chwili wsiedliśmy w samochód i wyruszyliśmy do pobliskiego miasteczka... Chodziliśmy po różnych sklepach, oglądaliśmy wystawki, rozmawialiśmy z ekspedientkami, aż w końcu udało nam się nabyć najpotrzebniejsze i najbardziej niezbędne rzeczy... Po jakichś trzech godzinach, wyczerpani i zmęczeni, mogliśmy wrócić do domu. Droga minęła nam bardzo szybko i w miłej atmosferze... Muszę przyznać, że zapomniałam o dzisiejszym poranku, a nawet o wszystkich smutnych wydarzeniach z ostatniego okresu... Nawet chwilowa ulga przynosiła ze sobą wiele korzyści.
 Kiedy dotarliśmy na miejsce nie dany nam był długi odpoczynek. Z mojego powodu oczywiście. Otóż wspaniałomyślna Camila stwierdziła, że "skoro zrobiliśmy zakupy to powinniśmy już je rozpakować, złożyć i umieścić na przeznaczonych dla nich miejscach". Moi drodzy w teori nie było to, aż takie złe, jednak w praktyce... A z resztą. Przekonajcie się o tym sami... Bez jedzenia żadnej kolacji ani niczego podobnego zabraliśmy się do dalszej pracy. Zanieśliśmy wszystko do mojego pokoju i... zaczęło się przemeblowywanie. No właśnie... Zanim zaczęliśmy umeblowywanie trzeba bylo jeszcze zrobić przemeblowanie... Dlaczego??? No bo przecież wszystkie meble, które już się tam znajdowały trzeba było rozmieścić tak, aby zajmowały mniej miejsca. Było to dość trudne gdyż nagle "zawartość" całego pokoju musiała pomieścić się na jego połowie. Jednak z siłą mojego taty i dekoratorskiemu zmysłowi ciotki udało się to zrobić... Teraz pozostało nam zmontowanie łóżeczka... Owszem mogłam to zostawić na jutrzejszy dzień, ale po prostu chciałam, żeby wszystko było już uporządkowane. Z racji tego, że ani tata, ani dziewczyny nie miały nic przeciwko temu
natychmiast rozpoczęliśmy kolejny etap przemeblowania... Mój ojczulek zajął się składaniem łóżeczka natomiast ja wraz z moimi przyjaciółkami zaczęłyśmy kompletować pierwsze zakupione ubranka dla maleństwa i wkładałyśmy wszystkie na przeznaczoną do tego półkę w mojej szafie...
Wszystkie nasze poczynania zakończyliśmy dopiero po godzinie dwudziestej... Na szczęście wszyscy byli tego samego zdania, że opłacało się poczekać na efekt końcowy... Co z tego, że każdy z nas był conajmniej dwa razy bardziej zmęczony niż kilka godzin temu... Najbardziej liczyło się to, że teraz mogliśmy odetchnąć z ulgą gdyż teraz mieliśmy pewność, że wszystko jest dopięte na ostatni guzik... Zjedliśmy razem szybką kolację przygotowaną przez ciocię Becky po czym ja wraz z dziewczynami wróciłyśmy do mojego pokoju. Ciocia wprawdzie proponowała Nat i Mandy odzielne pokoje jednak  stwierdziłam iż moje łóżko jest tak ogromne, że pomieści nas wszystkie. Jak za starych dobrych czasów... Wiem, wiem to brzmi jakbyśmy się z dziesięć lat nie widziały. No nieważne... Tak jak już wcześniej wspomniałam po zjedzonej kolacji wróciłyśmy na górę, umyłyśmy się i przebrałyśmy w piżamy. W tym momencie znajdujemy się już na moim łóżku pod ciepłą kołderką i nazwyczajniej w świecie plotkujemy... Dałam dziewczynom pierwszeństwo w zdawaniu relacji dlatego głos zabrała Natalie.
- Cami mamy dla Ciebie bardzo ważną wiadomość...
- Tylko się nie denerwuj - dopowiedziała Mandy czym automatycznie spowodowała moje zirytowanie...
- Przecież wiesz, że gdy mówisz żeby się nie denerwowała to ją jeszcze bardziej stresuje - Natalie zaczęła strofować przyjaciółkę, a ja coraz bardziej się niecierpliwiłam...
- Czy mogłybyście mi łaskawie przekazać tę ważną wiadomość... - powiedziałam w końcu i tym samym uciszyłam obydwie dziewczyny...
- Otóż... Chłopcy nie wracają za półtorej miesiąca... - powiedziała Mandy i spojrzała na mnie przerażonym wzrokiem... Jednak ja nadal nie pojmowałam powagi sytuacji... Im dłużej ich nie ma tym lepiej dla mnie czyż nie??
- Skoro przedłużyli trasę to znaczy, że dobrze się bawią i...
- Cami Ty nie rozumiesz... Harry wywalczył skrócenie trasy... Będą w Londynie za jakieś dwa tygodnie - Natalie powiedziała to na jednym oddechu, a ja aż podniosłam się do pozycji siedzącej...
Nie... Jeżeli będą w Londynie wcześniej to zwiększają im się szanse na szybsze odnalezienie mnie... A to oznacza, że Harry może dowiedzieć się, że jestem w ciąży i... STOP! Wdech...
Wydech... Wdech... Wydech... Po to przeprowadziłam się do Swindon, żeby nikt nie dowiedział się, że tu jestem... Czy to za dwa tygodnie, czy półtora miesiąca... NIGDY! Mogą sobie wrócić nawet jutro, ale jeżeli dziewczyny, ani tata nie poinformują ich o mjejscu mojego pobytu to mnie nie znajdą!
- Natalie... Mandy... Dziewczyny... Musicie zachować spokój i za żadne skarby nie możecie wyjawić mojego adresu... Tak jak się umawiałyśmy... Wszystko będzie dobrze... Nie panikujmy... - mówiłam tak powoli jakbym przekonywała samą siebie, a nie moje przyjaciółki...
- Cami wiesz co? Zauważam w Tobie wiele zmian... Coraz bardziej nam doroślejesz i poważniejesz... - oznajmiła Natt, a ja się roześmiałam...
- Może troszeczkę, ale to nie jest tak, że jestem w stanie opanować wszystkie swoje emocje... Na przykład dzisiaj rano... Kiedy zobaczyłam na ekranie laptopa moje zdjęcie z Harrym niemalże wyłam i nie wiem co by się działo gdyby nie... - w tym momencie się zawahałam... Przecież dziewczyny nie wiedzą jeszcze nic o Ashtonie... Jakie to wszystko dziwne... Minęło tylko siedem dni, a przyniosły ze sobą tyle zmian i nowości...
- Gdyby nie kto? - z osłupienia wyrwało mnie pytanie Mandy.
- Gdyby nie Ashton... Można rzec, że po raz drugi mnie uratował...
- Zaraz, zaraz wróć! Kto to jest Ashton? I co masz na myśli mówiąc, że uratował Cię dwa razy? - zaskoczone miny przyjaciółek były bezcenne. Stwierdziłam, że zapowiada się dłuższa historia dlatego ułożyłam się wygodniej na łóżku i zaczęłam opowiadać...
- No więc to było tak... Kiedy przyjechałam do Swindon po rozpakowaniu się ruszyłam w poszukiwaniu swojego tajemniczego miejsca... Gdy już się tam znalazłam ktoś zakłócił mi spokój... Tą osobą był właśnie Ashton i od tego się zaczęło...
Opowiedziałam wszystko... Poczynając od pierwszego spotkania, zahaczając o jego rozpacz przed domem, uratowanie mnie przed Jason'em, kończąc na dniu dzisiejszym...Kiedy skończyłam swoją historię zaczęłyśmy analizować wszystkie pytania kołaczące się w mojej głowie na przykład: Kim może być Emily lub skąd Ashton zna Jasona... Tym samym zapomniałyśmy o naszym chwilowym zmartwieniu, którym jak zwykle był Harry... Po długich spekulacjach, które nie doprowadziły nas do niczego padłyśmy z wyczerpania...
*********************************************************************************
Witam Wszystkich Bardzo Serdecznie! Pewnie zastanawiacie się dlaczego widzicie rozdział 24 już dziś... Otóż miałam dwa powody, aby go wstawić: 1. Jedna z moich ulubionych czytelniczek ma dziś urodziny!!! <3 2. Wczoraj minęło pięć lat od powstania zespołu One Direction! Myślę, że zrozumiecie.
 Z racji tego, że ostatnio były pytania, a dziś nie mam na nie pomysłu to macie pole do popisu!
Ostatnio zapomniałam o tym wspomnieć, ale zauważyłam, że kolejna osoba dodała się do obserwatorów! Do tej pory jestem z tego powodu mega szczęśliwa! Dziękuję tej osobie, a także wszystkim odwiedzającym moje opowiadanie. Wiem, że jest sporo osób, które tu zagląda, ale nie pisze komentarzy no bo przecież dwie czy trzy osoby nie nabiłyby 6290 wyświetleń tak mi się przynajmniej wydaje!
A tak na końcu dedykuję ten rozdział mojej przenajdroższej (jest w ogóle takie słowo?? no nieważne :D ) Eragona aa. Słoneczko jeszcze raz życzę Ci wszystkiego najlepszego!!! <3

Pozdrawiam Wszystkich Czytelników, ślę uściski i miliony całusów!!! <3

PS. Mam nowy user na tt ---> @Alexandra_aa99

Aleksandra *.*

sobota, 18 lipca 2015

Rozdział dwudziesty trzeci

Komentując okazujesz szacunek autorowi!!! <3 KLIK - Nastrój ;)

*Perpektywa trzecioosobowa*

Po długich namowach i rozmowach z menadżerem Harry'emu udało się załatwić skrócenie trasy... Chłopcom zostały tylko dwa tygodnie do jej zakończenia... Styles jeszcze nigdy w życiu nie był tak bardzo szczęśliwy. Po dwóch miesiącach rozpaczy i smutku, na jego twarzy zagościł promienny uśmiech. Chłopcy od razu zauważyli, że ta decyzja dobrze wpłynęła na Harry'ego przez co sami
zrobili się weselsi i spokojniejsi... Jakby nie patrzeć każdy na swój sposób martwił się o przyjaciela... No, ale wróćmy do samego Styles'a.  W jego głowie już tworzył się plan spotkania z Camilą i pierwszej rozmowy z nią  po tak długim okresie milczenia... Wszystko widział we wspaniałych barwach. W jego głowie nie było miejsca na myśli o jakimś niepowodzeniu... Był pewny, że skoro powoli zaczęło mu wychodzić naprawianie wszystkiego to reszta pójdzie jak z płatka...  Szkoda tylko, iż nie wiedział że po przyjeździe do Londynu czekają go dwie niezbyt przyjemne niespodzianki...

*Camila*
Jest godzina dwunasta z minutami, ale nie myślcie sobie, że dopiero wstałam. Nie śpię już od dobrych czterech godzin. Co zdążyłam zrobić w tym czasie? Umyłam się, ubrałam, zjadłam śniadanie, posprzątałam w pokoju, zrobiłam listę zakupów, które będę musiała w najbliższym czasie nabyć. Owszem sporo udało mi się ogarnąć, ale to tylko dlatego, że ciocia miała do pracy na szóstą i
obudziła mnie tak wcześnie... Wprawdzie ciocia chciała mnie tylko poinformować, że wychodzi i kazała mi dalej spać jednak ja na tyle się rozbudziłam iż nie mogłam z powrotem wrócić w objęcia Morfeusza... Wszyscy dobrze wiemy, że bezczynne siedzenie czy leżenie powoduje rozmyślanie na różne tematy. Zapewne też domyślacie się, że moje myśli dotyczyły tylko i wyłącznie przeszłości tak więc postanowiłam wstać z łóżka i zająć się czymś pożytecznym. Kiedy już stwierdziłam, że zrobiłam wszystko co mogłam, rozsiadłam się na moim przytulnym łóżeczku i włączyłam swojego laptopa. Od mojego przyjazdu nie miałam okazji zajrzeć na żaden portal społecznościowy, a nawet włączyć swojego komputera. Postanowiłam więc nadrobić zaległości. Nie patrząc na klawiaturę wstukałam dobrze znane mi hasło i już po chwili ujrzałam tapetę, przez którą w
moich oczach momentalnie pojawiły się łzy. No tak... Jej również nie miałam okazji zmienić... Właśnie w tym momencie z ekranu spoglądają na mnie dwie rozpromienione twarze. Z ich oczu bije nieograniczona radość pomieszana z zakochaniem. Ileż uczuć niemalże wypływa z samego zdjęcia... Szkoda, że tylko jedne są w stu procentach prawdziwe...
Pewnie zdążyliście się już domyślić, że widniejące zdjęcie przedstawia mnie i Harry'ego. Fotografia która została zrobiona niecałe cztery miesiące temu dziś jest kompletnie nieaktualna. Oczy zaszły mi "mgłą", a oddech nagle stał się szybszy... Podniosłam drżącą dłoń i palcem wskazującym dotknęłam zimnego ekranu w miejscu gdzie widniał policzek Harry'ego. Nie miałam pojęcia jakim cudem, ale miałam wrażenie, że rzeczywiście głaszczę jego miękką i delikatną skórę... W tym momencie z moich oczu popłynęły dwie, ogromne łzy. Powoli wodziłam palcem po płaskiej powierzchni laptopa, w głowie odtwarzając sobie każdy centymetr jego twarzy... Nagle z mojego gardła wydobył się cichy jęk. To nie tak miało być! Nie tak to sobie wyobrażaliśmy! Nasza miłość miała trwać wiecznie, bez żadnych przeszkód i kłótni... Tak wiele rzeczy mi obiecywał! Tak wiele słów rzuconych na wiatr...
Wszystko znów zaczęło wracać... Wspomnienia... Obrazy... Widoki... Głosy... Wszystko bolało dwa razy mocniej... I już kiedy wystarczyło tylko raz kliknąć i zmienić tapetę coś mnie powstrzymywało... Nie mogłam się opanować... Łzy cały czas płynęły po policzkach... Z moich ust wydobywał się jakiś nieskładny szept pomieszany ze szlochem, a moje ciało zaczęło się trząść... Wszystko co udało mi się poskładać przez trzy miesiące ponownie się rozpadło w jeszcze mniejsze
kawałeczki... Miałam ochotę wrzeszczeć, kopać, bić, zrzucać, drzeć wszystko naraz... Znów dotarło do mnie, że skoro Harry mnie tak potraktował to oznacza, że nie jestem niczego i nikogo warta... W tej chwili zapomniałam o wszystkim innym... Kim jestem, gdzie jestem, w jakim stanie jestem... Liczył się tylko ON... To co mi zrobił... To jak nieświadomie zniszczył mnie od środka... Te myśli były nie do zniesienia... Ból w sercu rozprzestrzeniał się w niepohamowany sposób i już po chwili ogarnął całe ciało. Nie byłam w stanie się ruszyć... Mój oddech stał się płytki, a każde nawet najmniejsze zaczerpnięcie powietrza łączyło się z ogromnym uciskiem w klatce piersiowej... Znałam już takie uczucie. Dokładnie ten sam ból towarzyszył mi w momencie kiedy prześliczna prezenterka mówiła o zdradzie Harry'ego w codziennych wiadomościach...  Znów spazmatyczny szloch zatrząsł moim ciałem... W tym samym momencie drzwi do mojego pokoju się otworzyły i w progu stanął Ashton...
- Przepraszam, że tak bez pukania, ale... - w tym momencie spojrzał na mnie i urwał w połowie zdania... - Camila co się stało? - spytał nagle, a jego wyraz twarzy ze skruszonego zmienił się na
zmartwiony i przejęty.
- O nic nie pytaj... Proszę... Tylko mnie przytul... - Jedynie tyle zdołałam wychlipać... Czułam, że z każdą chwilą jest ze mną co raz gorzej i jeżeli ktoś mnie zaraz w jakiś sposób nie opanuje to konsekwencje mogą być okropne... Byłam na tyle zdesperowana, żeby prosić Ashton'a o przytulenie... Chłopak zawahał się przez chwilę, ale kilka sekund zajęło mu podjęcie decyzji. W trzech krokach przemierzył cały pokój, usiadł obok mnie  i objął moje ciało swoimi ramionami, a ja wtuliłam się w niego cały czas płacząc...
- Ćsii... Już dobrze... Już w porządku... - słyszałam tylko jego szept oraz czułam dużą dłoń głaszczącą mnie po głowie i plecach... To co teraz powiem może zabrzmieć niewiarygodnie, ale...  Jego obecność, głos i ciepło, którym otoczył moje bezbronne ciało zaczęły działać na mnie bardzo kojąco...  Powoli opanowywałam swoje trzęsące się ciało, jednak z moich oczu nadal płynęły łzy... W pomieszczeniu zrobiło się tak cicho, że słyszeliśmy tylko wzajemne oddechy i bicie serc.
- Możesz powiedzieć mi co się stało? - spytał cicho i bardzo niepewnie... Jakby miał wrażenie, że głośniejszym tonem może wyrządzić mi krzywdę... Jednak ja nie byłam w stanie odpowiedzieć. Skupiłam swój tępy wzrok na jednym punkcie i nic innego mnie w tym momencie nie obchodziło... Do chwili kiedy kolejne słowa nie padły z ust Ashton'a:
- Camila zaczynam... się o Ciebie niepokoić... - powiedział tym samym szeptem co przed chwilą... Jego słowa wzbudziły we mnie kilka sprzecznych uczuć, takich jak na przykład radość, smutek, a nawet gniew... Ostatnie oczywiście wygrało... Odwróciłam głowę w jego stronę i wychrypiałam:
-Niepotrzebnie... Nawet mnie dobrze nie znasz... Nic Cię ze mną nie łączy... Poza tym nie warto... Szkoda zachodu na kogoś takiego jak ja... - po czym ponownie odwróciłam się i zatrzymałam wzrok nad framugą drzwi. Wiem, byłam niesprawiedliwa... Po tym co wczoraj dla mnie zrobił... Po tym jak zmienił swoje podejście... Powinnam być wdzięczna i miła, ale teraz nie liczy się nic innego tylko... No właśnie... Harry... Jemu zawdzięczam moją tak niską samoocenę... Byłam i jestem bardzo głupia... Byłam, bo mu zaufałam... Jestem, bo przez wspomnienia z nim związane nie panuję nad sobą i swoimi emocjami... Chyba zaczynam współczuć swojemu dziecku... Nie będzie miało ojca, a jego matka jest niezrównoważona emocjonalnie, a może nawet i psychicznie...
- Cami... Co Ty opowiadasz? Owszem nie zdążyłem Cię jeszcze poznać, ale... Jesteś piękną, młodą dziewczyną... Poza tym niedługo zostaniesz mamą... To już są wspaniałe cechy... Nie rozumiem dlaczego twierdzisz, że szkoda dla Ciebie zachodu... Opowiedziałem wczoraj o Tobie mojej mamie, a ona stwierdziła, że musi Cię poznać i... Dlatego tutaj jestem... Miałem zamiar zaprosić Cię do mnie na obiad... No i znów uważam siebie za Twojego wybawcę więc... Chyba będziesz zmuszona wyświadczyć mi przysługę... - wsłuchałam się w jego monolog i muszę przyznać, że jego opinia na chwilę poprawiła mi humor, ale nie trwała ona długo... Mimo to odwróciłam się i spojrzałam na uśmiechniętego chłopaka...
- Ashton przepraszam i Ciebie, i Twoją mamę, ale sam widzisz, że dziś nie czuję się najlepiej, a nie chcę źle wypaść przed Twoją rodziną więc... Może przełóżmy to na inny dzień ok?
Chłopak patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, aż w końcu przystał na moją propozycję...
- No dooobrze... A teraz mi powiedz co Cię tak bardzo zasmuciło? - jego uśmiech szybko zniknął, a oczy znów wyrażały niepokój i zainteresowanie...
Spodziewałam się tego pytania, aczkolwiek jakaś część mnie twierdziła, iż Ashton nie odważy się o to zapytać... Jak zwykle się myliłam...
W mojej głowie po raz kolejny tego dnia zaczęła się toczyć walka... Z jednej strony wiedziałam, że nie znam Ashton'a zbyt dobrze, a nasze początkowe relacje były dość oziębłe i chłodne, a z drugiej... po wczorajszej akcji coś we mnie pękło i miałam wrażenie, że mogę mu powiedzieć wszystko. I kiedy już miałam zacząć swoją nieszczęśliwą historię powstrzymała mnie kolejna myśl. Harry'ego też na początku nie lubiłaś, a później dałaś mu szansę... Nie skończyło się to zbyt dobrze dla Ciebie więc może jeszcze się wstrzymaj z tymi zwierzeniami... Tym bardziej, że Ashton wczoraj też nie był zbytnio rozmowny kiedy spytałam o niejaką Emily.
- Wybacz, ale to jest zbyt świeży temat, żeby rozmawiać o nim z osobą, którą ledwo się zna więc...- w tym momencie możecie zacząć klaskać... Wiem, że postąpiłam jak idiotka, ale po prostu nie panuję nad tym co wychodzi z moich ust, a towarzyszący mi nastrój zmienia się co pięć sekund. Moja wypowiedź zabrzmiała zbyt dosadnie i ostro dlatego też Ashton od razu się ode mnie odsunął i wstał z łóżka...
- No tak... Masz rację... Chyba już sobie pójdę... - widziałam tę jego niepewność... Zmieszanie połączone z bólem... Nie wiedziałam tylko jak mam zareagować... Nie miałam pojęcia czy w ogóle mam jakoś reagować... Jednak kiedy Ashton zrobił kilka małych i niepewnych kroków w stronę drzwi i chwycił za klamkę podniosłam się gwałtownie, a z moich ust wydobyło się tylko jedno krótkie słowo:
- Przepraszam...
W tamtej chili Ashton odwrócił się, a na jego twarzy widniał najszczerszy uśmiech jakikolwiek widziałam w życiu... Podeszłam chwiejnym krokiem w jego stronę i sekundę później staliśmy na przeciwko siebie...
- Naprawdę przepraszam... Wydarzenia z ostatniego okresu źle wpływają na moje samopoczucie... Tym bardziej, że teraz jestem podatna na częste zmiany nastrojów... Mam nadzieję, że to zrozumiesz... - uśmiechnęłam się dość niepewnie i spuściłam głowę... Po chwili poczułam jego dłoń na swoim podbródku, która zmusiła mnie do spojrzenia mu w oczy.
- Rozumiem Cię w stu procentach... Sam jestem człowiekiem porywczym i... często mówię lub robię coś czego później żałuję... No cóż z dzisiejszego obiadu nici, ale mam nadzieję, że podczas weekendu poczujesz się lepiej i przyjmiesz zaproszenie mojej mamy... Aha i jeszcze jedno. On - skinął głową w stronę laptopa - nie jest wart Twoich łez, kimkolwiek by nie był... - po tych słowach wyszedł z pokoju. Tym samym zostawił mnie z totalnym mętlikiem w głowie, ale w odrobinę lepszym humorze... Kilka dowartościowujących słów z ust ledwo znajomego, ale niezastąpionego sąsiada potrafi tak dużo zmienić. Szybkim krokiem podeszłam do laptopa i nie czekając, aż się rozmyślę zmieniłam tapetę na moje zdjęcie z dzieciństwa... O wiele przyjemniej jest patrzeć na pięcioletnią dziewczynkę trzymającą za ręce mamę i tatę nieprawdaż? Kiedy już to zrobiłam, postanowiłam przewietrzyć pokój i ogarnąć to co się stało z moją twarzą. Tak właśnie postąpiłam. Otworzyłam okno po czym powędrowałam do łazienki i poprawiłam makijaż, który spłynął wraz z moimi łzami... Po niecałych dziesięciu minutach wróciłam do pokoju, wyłączyłam komputer i zajęłam się czytaniem pierwszego rozdziału "Poradnika dla przyszłych mam".
*********************************************************************************
Hej Haj Helooł! Czy tylko ja mam wrażenie, że te wakacje mijają zbyt szybko!?? W czasie roku szkolnego tak długo wyczekiwałam tych sobót, żeby dodać Wam rozdział, a teraz nim się obejrzę już mija tydzień, a ja jestem w totalnej rozsypce... No, ale na szczęście dzień ma 24 godziny dzięki czemu udaje mi się wszystko ogarnąć... Co myślicie o tym tekście nad gwiazdkami?? Ja na przykład uważam, że jest całkiem spoko jak na moje zdolności :D Ale to tylko moje nic nieznaczące zdanie ;)
A co powiecie na kilka pytań??  
1. Jaka druga niezbyt miła niespodzianka czeka na Harry'ego?
2. Czy Ashton ma racje mówiąc, że "On" nie jest wart łez Camili, a co najważniejsze czy przekona ją do tego faktu?
3. Czy Ashton ma jakieś szanse u zranionej Cam??
Czekam na Wasze odpowiedzi... Chociaż nie wiem czy w przyszłym tygodniu nie zrobię strajku, bo w sumie nikt tych moich wypocin nie czyta... Nie no przesadziłam trochę... Czytają dwie osoby, z czego tylko jedna się ujawnia publikując komentarze... Ja wiem, że są wakacje i chcecie odpocząć od wszelkiego typu wypracowań, ale żeby chociaż jednego zdania czy nawet emotki nie napisać?? No proszę Was... Mam nadzieję, że teraz się poprawicie i hmm... Nie chcę Was szantażować w żaden sposób, ale jeżeli to ma być motywacją to napiszę tak... Minimum dwa komentarze = kolejny rozdział. 
Dedykuję ten rozdział mojej kochanej Forever Yours! Dlaczego? Ponieważ... To właśnie ona jest zawsze ze mną... To właśnie ona jako jedyna poświęca swój czas i piszę chociaż kilka zdań, które dodają mi sił i weny do dalszego tworzenia! Dziękuję Ci za to, że tutaj jesteś i mnie wspierasz!!! <3 :***
No, a teraz już kończę, bo zaraz tu stworzę drugi rozdział! Przesyłam uściski i całusy! Czekam na jakiś odzew z Waszej strony! Do następnego!!! <3 

Aleksandra *.*

sobota, 11 lipca 2015

Rozdział dwudziesty drugi cz. 2

Komentując okazujesz szacunek autorowi!!! *.* Nastrój - (Link) (Nie wiem co mnie naszło ostatnio na takie piosenki) :D 

Kilka minut później już znajdowaliśmy się pod moim domem. Zeszłam z motoru, zdjęłam kask i szybkim krokiem ruszyłam w stronę schodów, jednak sekundę później musiałam się zatrzymać i odwrócić gdyż tak jak myślałam Ashton nie ruszył się ze swojego miejsca...
- Przepraszam... Potrzebujesz jakiegoś specjalnego zaproszenia?  - powiedziałam lekko zirytowana jednak chłopak w ogóle nie zwracał na mnie uwagi... Patrzył nieobecnym wzrokiem w
jakiś punkt... Podeszłam do niego i dotknęłam jego ramienia.
- Ashton... No chodź... Muszę Cię opatrzyć... - dopiero teraz jakby zaczął mnie zauważać. Bez słowa zszedł z motoru i niepewnym krokiem ruszył za mną... Weszliśmy po schodach i w momencie kiedy miałam chwycić za klamkę uświadomiłam sobie, że pewnie ciotka już wróciła i zamartwia się na śmierć... Co ja jej powiem? Jakie znajdę wytłumaczenie? Przecież nie powiem prawdy... W dodatku jest jeszcze Ashton, który aktualnie nie wygląda najlepiej... Boże czemu ze mną nie współpracujesz? Zadałam sobie w duchu to pytanie i chwyciłam za klamkę. Okazało się jednak, że drzwi są zamknięte, a to oznaczało tylko jedno... Ciotka jeszcze nie wróciła... Nie powiem, ale poczułam się jakbym zrzuciła
ze swojego serca przeogromny ciężar. Zaczęłam przeszukiwanie torebki, no bo przecież czymś trzeba otworzyć te drzwi...  Ashton patrzył na mnie z dziwnym wyrazem twarzy... Wiedziałam, że moje wyznanie może zmienić nasze krótkie, ale jakże zagmatwane relacje, jednak nie sądziłam, że aż w takim stopniu... Chłopak wciąż był w niezłym szoku i miał problem z normalną komunikacją... A może to wszystko przez tę bujkę... Może ten cios w głowę sprawił, że ucierpiał na tym jego mózg i sam opatrunek nie wystarczy... Taaa. Teraz tylko tego by mi brakowało. W końcu znalazłam te kluczyki i otworzyłam mieszkanie. Zaprowadziłam Ashton'a do salonu, nakazałam mu stanowczo, żeby usiadł na kanapie i się stąd nie ruszał. Ja sama pobiegłam do łazienki i zaczęłam szukać apteczki... Kiedy już zdobyłam wodę utlenioną, plastry, waciki i miskę z letnią wodą, zajrzałam do kuchni i wyjęłam z zamrażarki kilka woreczków z lodem. Zaopatrzona we wszystkie pomoce medyczne ponownie znalazłam się w salonie. Chłopak zwrócił wzrok w moim kierunku i przyjrzał się mi przenikliwie, jakby sam chciał stwierdzić iż naprawdę jestem w ciąży... Przyznam szczerze, że Ashton coraz bardziej mnie zadziwia swoimi licznymi obliczami, ale jak na razie nie mam zamiaru zajmować się jego duszą czy rozumem, tylko obolałym ciałem. Ustawiłam swój cały ekwipunek na małym stoliczku do kawy i usiadłam obok chłopaka po czym położyłam woreczek z lodem na jego odkrytym i zasiniałym brzuchu. Dopiero wtedy mogłam zająć się zmywaniem zaschniętej krwi z okolic nosa i ust. Zamoczyłam wacik w letniej wodzie i delikatnie przycisnęłam go do lekko napuchniętej wargi na co zareagował grymasem. Mimo to czułam jak
jego wzrok przenika moje ciało i wywierca dziury w mojej skórze...
- Camila... Gdybym nie był w tamtej okolicy to... Aż strach pomyśleć co mogłoby Ci się stać... Tym bardziej w Twoim stanie... - jego cichy głos rozniósł się niespodziewanie po całym salonie, a ja zamarłam w bezruchu.
- Czy w tym momencie chcesz mi wypomnieć, że jeszcze Ci nie podziękowałam? Owszem jestem Ci bardzo wdzięczna za ratunek, i... - zaczęłam z dość sporą irytacją w głosie... No okej stanął w mojej obronie i w ogóle, ale żeby od razu się tak upominać o wyrazy wdzięczności... Trochę nie po dżentelmeńsku czyż nie? Ale zanim rozwinęłam mój złośliwy monolog on stanowczo mi przerwał...
- Nie chodzi mi o podziękowania! Po prostu chcę Ci zwrócić uwagę, na to, że nie powinnaś wychodzić sama z domu w Twoim stanie...
- Ashton proszę Cię! W moim stanie... W moim stanie! Ciąża to nie jest jakaś śmiertelna choroba... Wręcz przeciwnie... Nie mogę się odizolować od wszystkiego i wszystkich tylko z tego powodu... Skąd mogłam wiedzieć, że zwyczajny spacer, może nieść ze sobą taki nieprzewidywalny zwrot
akcji... - mój głos z każdą chwilą wchodził w głośniejsze rejestry, a niczego nieświadoma ja coraz mocniej przyciskałam gazik do ust Ashton'a. Dopiero w momencie gdy usłyszałam jego ciche, ale przeciągłe syknięcie w popłochu podniosłam rękę i zaczęłam go przepraszać... Chłopak zaśmiał się tylko i powiedział, że mi wybacza... Jego śmiech słyszałam po raz pierwszy od momentu kiedy się poznaliśmy i muszę przyznać, że jest bardzo zaraźliwy...
- Możesz mi wierzyć lub nie, ale od dziś uważam siebie za Twojego prywatnego opiekuna... - powiedział i śmiał się jeszcze głośniej, a jego twarz wykrzywiła się w grymasie... No tak opuchnięte usta w połączeniu z tak gromkim śmiechem nie wróżą nic dobrego...
- Nie potrzebuję niańki. - odparłam obrażonym tonem i wstałam z kanapy uważając swą pomoc w opatrywaniu za zakończoną... Jednak chłopak złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie tak, iż z powrotem siedziałam na miękkiej sofie, ale znacznie bliżej Ashton'a.
- Próbuję naprawić nasze relację i pokazać Ci, że nie jestem takim gburem za jakiego mnie uważasz od naszego pierwzego spotkania...
- Wcale tak nie... - zaczęłam zaprzeczać jednak jego "karcący" wzrok powstrzymał mnie od dalszego wypowiadania kłamstw... - Kim jest Emily - spytałam nagle przypominając sobie imię zasłyszane w odmętach ślepej uliczki. Uśmiech zniknął z twarzy Ashton'a natychmiastowo, a jego oczy znów wydawały się być nieobecne... - Skąd znasz tego chłopaka? - zadałam kolejne pytanie... Jednak teraz już wiedziałam, że popełniłam ogromny błąd... Ashton popatrzył na mnie tym samym wzrokiem co podczas naszego pierwszego spotkania... Odsunęłam się od niego nieznacznie, ponieważ jego spojrzenie mroziło krew w żyłach.
- Przepraszam nie powinnam pytać... A teraz pozwól, ale muszę zrobić obiad, na który Cię serdecznie zapraszam...
- Nie będę Ci robić kłopotów - wstał gwałtownie, ale po chwili znów usiadł i syknął z bólu. Zrobilo mi się go jeszcze bardziej żal... Wiedziałam iż z każda minutą wszystkie obrażenia stają się bardziej
bolesne...
- Siedź tutaj i odpoczywaj... Zaproszenie na obiad jest wyrazem wdzięczności za to, że stanąłeś w mojej obronie... Tak w ogóle to zastanawiam się dlaczego to zrobiłeś...
Rzeczywiście dopiero teraz to pytanie zaistniało w mojej głowie... Przecież nasze pierwsze spotkanie nie wyglądało najlepiej... Można rzec, że oboje pałaliśmy do siebie jakimś rodzajem nienawiści... No więc co nim kierowało... Coś podpowiadało mi, że to wiąże się z jego przeszłością, o której jak na razie nie chce ze mną rozmawiać... Przyznam szczerze, że to wydaje się trochę niesprawiedliwe bo ja wyznałam mu prawdę o mnie i o "moim obecnym stanie", a on... No nieważne... Mam nadzieję, że po tym wszystkim nasze relacje ulegną poprawie...
- Na moim miejscu każdy by tak postąpił... - odpowiedział po dłuższym na myśle...
Wszyscy dobrze wiemy, że to nieprawda... W rzeczywistości raczej nikt nie zainteresowałby się tym co miało miejsce w tej ślepej uliczce... Jednak nie chciałam drążyć tego tematu... To wszystko jest zbyt świeże, żeby się w to zagłębiać. Włączyłam telewizor i powiedziałam Ashtonowi, żeby czuł się jak u siebie. Ja natomiast powędrowałam do kuchni i zabrałam się za przygotowywanie obiadu.
Podczas krzątania się po kuchni w mojej głowie cały czas gromadziły się pytania na temat tego całego dzisiejszego zdarzenia... Dlaczego ten koleś mnie zaatakował? Czy to może się jeszcze powtórzyć? Skąd zna się z Ashton'em? Kim jest Emily? Dlaczego tak bardzo denerwuje Ashtona? Czy to normalne, że moja głowa produkuje milion pytań na minutę, a ja nie mogę znaleć racjonalnej odpowiedzi na żadne z nich??? Te, które wymieniłam przed chwilą to jest nic... Ale o dziwo po przeanalizowaniu większości stwierdziłam, że przez to całe dzisiejsze zamieszanie zapomniałam na chwilę o Harrym... Najzwyczajniej w świecie nie było dla niego już miejsca w mojej głowie... To chyba dobry "objaw" co nie?? Moim motywem przewodnim stał się teraz Ashton i jego zmienność... Jeszcze dwa dni temu niemalże zabijał mnie wzrokiem, a dziś uratował mnie z opresji jak jakiś rycerz... Nie wiem czy ten chłopak nadaje się na kolegę czy przyjaciela... Obawiam się, że on jest w pewnym stopniu niezrównoważony emocjonalnie... Jednak cały czas mam wrażenie, że to wszystko przez jego tajemniczą przeszłość... I wydaje mi się, że jeżeli pomogłabym mu się od niej uwolnić Ashton stałby się całkiem innym człowiekiem... Pytanie tylko czy chcę i czy jestem w stanie podjąć się takiego wyzwania... Nie wiem... Nie jestem w stu procentach pewna, aczkolwiek zawsze można spróbować...
Rozstawiłam talerze, sztućce i szklanki, jednak moje danie potrzebowało jeszcze kilku minut, aby uznać je ostatecznie za przygotowane... Właśnie w tym momencie usłyszałam odgłos otwieranych
i zamykanych drzwi... Ciocia wróciła... Jezu... Jednak tego nie przemyślałam... Co ja powiem cioci na temat poobijanego Ashton'a siedzącego w salonie? Tak jak już wcześniej wspominałam nie mogę wyznać jej prawdy, bo wtedy zaczęłoby się pilnowanie mnie na każdym kroku, a uwierzcie mi, że to byłoby coś strasznego... No nic... Zobaczymy jak to się wszystko potoczy... Działanie spontaniczne - może tym razem przyniesie jakieś pozytywne efekty.
- Witaj Cami! Jestem tak zmęczona, że chyba zjem obiad i pójdę spać... Tak swoją drogą ślicznie pachnie... Co pichcisz?
- Cześć ciociu... Tak naprawdę to nic specjalnego... Myj ręce, a ja już nakładam...
Jak powiedziałam tak zrobiłam. Kiedy wszystko już było na stole poszłam do salonu. Widok jaki tam zobaczyłam po części mnie rozśmieszył, a po części rozczulił... Ashton próbował przemieszczać się z miejsca na miejsce bez dawania oznak, jak bardzo boli go każdy krok... Miałam świadomośc tego ile go to wszystko kosztuje...
- Camilko spodziewasz się jeszcze kogoś? Dlaczego w kuchni są trzy... - ciocia weszła do salonu i zamarła w pół zdania. Widziałam ogromne zaskoczenie malujące się na jej twarzy. Jednak ciocia postanowiła zachować respekt:
- Witaj Ashtonie! - przywitała się po czym skierowała pytające spojrzenie na mnie - Czyżbyś zajęła się poznawaniem sąsiadów podczas mojej nieobecności?
- Można tak powiedzieć... Nudziło mi się i wyszłam na zewnątrz... Spotkałam Ashton'a i zaprosiłam go na obiad...
Zerkałam panicznym wzrokiem to na ciotkę, to na chłopaka... Moje kłamstewka brzmiały dość przekonująco, aczkolwiek osoby, które znają mnie bardzo dobrze i przebywają ze mną niemalże dwadzieścia cztery godziny na dobę rozpoznałyby, że kłamię... Na szczęście ciocia niczego się nie domyśliła...
- No więc chodźmy na ten obiad - powiedziała z promiennym uśmiechem na twarzy i ruszyła w stronę kuchni. Mrugnęłam do Ashton'a na co on blado się uśmiechnął i oboje poszliśmy śladami cioci. Podczas konsumowania rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym... Owszem nie obyło się bez delikatnych spięć, ale obawiałam się, że to wszystko wypadnie o wiele gorzej... Po zjedzonym obiedzie Ashton podniósł się ostrożnie, podziękował za "gościnność" i oznajmił, że będzie już uciekał do domu. Coś podpowiedziało mi, że powinnam go odprowadzić, dlatego też gwałtownie wstałam i ruszyłam za nim. Kiedy znaleźliśmy się już za drzwiami, wzięłam głęboki oddech i powiedziałam nieśmiało.
- Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję... Miałeś rację... Gdyby nie Ty to...
- Nie ma o czym mówić... Ludzki odruch i tyle... - przerwał mi...
- Może i tak, ale hmm... po tym co usłyszałam od ciotki na Twój temat nie spodziewałabym się czegoś takiego po Tobie...
Chłopak spojrzał na mnie i ponownie się zaśmiał, jednak szybko przestał i znów na jego twarzy pojawił się grymas...
- Nie wierz ludziom... Wszyscy patrzą tylko na Twój wygląd i zachowanie... Nie mają pojęcia
co dzieje się w Twoim wnętrzu... - wyszeptał i chyba sam nie był świadomy, że te słowa przeszły przez jego usta... Nagle jego oczy przybrały lekko spłoszony wyraz... Nie miałam zamiaru teraz wyciągać prawdy o tym co miał na myśli... Przyjdzie jeszcze na to czas... Przynajmniej mam taką nadzieję...
- Idź do domu i wypoczywaj...
- Tak zrobię... Do zobaczenia niedługo... - odparł, odwrócił się i powolnym krokiem odszedł w stronę swojego domu...
Ufff... Wreszcie mogłam odetchnąć z ulgą... Teraz tylko dostać się do swojego pokoju i tam spędzić resztę dnia... Wróciłam do domu i bezszelestnie przemknęłam przez hall. Kiedy miałam wchodzić na pierwszy schodek usłyszałam wołanie ciotki.
- Camilko chciałabym z Tobą porozmawiać... Głos dobiegał z kuchni... A ja myślałam, że ciocia jest już w gabinecie i mnie nie zauważy. Szlag! Powolnym krokiem cofnęłam się i zajrzałam do kuchni. Z niewinnym uśmieszkiem na ustach odparłam:
- Słucham Cię ciociu...
Kobieta skończyła nastawianie zmywarki po czym zajęła miejsce przy stole i gestem pokazała, że mam uczynić to samo... Niepewnie usiadłam na przeciwko niej i z niecierpliwością oczekiwałam jej słów...
- Kochanie martwię się o Ciebie... Przecież mówiłam Ci, że ten chłopak jest niebezpieczny... Czyżbyś nie zauważyła jego siniaków na twarzy... - zaczęła mówić spokojnym tonem jednak ja już zdążyłam się zirytować... Stek bzdur i kłamstw... Ashton mówił prawdę co do powierzchownego oceniania ludzi!
- To nieprawda! Przekonałam się o tym na własnej skórze - wybuchłam i dopiero po chwili ugryzłam się w język... Świetnie... Teraz to już nie ma odwrotu...
- O czym Ty mówisz? - jej wyraz twarzy diametralnie się zmienił... UGH! Muszę zacząć panować nad emocjami... - Co tak naprawdę się dziś stało? Camila... Odpowiedz w końcu na moje pytanie...
Przez głowę szybko przelatywały różne myśli... Jeżeli teraz wyjdę to zachowam się nieodpowiednio i niestosownie, a nie powinnam się narażać ciotce, bo przecież ona mnie przygarnęła! Jeżeli powiem prawdę to... Będę musiała mieć prywatnego opiekuna... Jakby nie patrzeć ktoś już zaoerował mi kandydaturę na to stanowisko... Można byłoby zaryzykować...
- No dooobrze... Wybrałam się dziś na zakupy... Kiedy już wychodziłam z ostatniego sklepu i miałam wracać do domu wpadłam na jakiegoś chłopaka, a on miał niezbyt przyjazne zamiary w stosunku do mnie... Gdyby nie interwencja Ashton'a to źle bym skończyła... Stąd te obrażenia... - skończyłam swoją wyowiedź i niepewnym wzrokiem patrzyłam na ciotkę... Jej oczy miały teraz rozmiar piłeczek ping-pongowych... Kobieta wstała, zbliżyła się i objęła mnie swoimi ramionami. W moich oczach natychmiast zebrały się łzy... W głowie pojawiały się straszne wizje tego co mogłoby się stać gdyby nie przybycie Ashton'a...
- Przepraszam Cię... Zbyt pochopnie go oceniłam... Ale zrozum... Po tych wszystkich rozmowach z jego rodzicami... Wszyscy twierdzą, że Ashton jest niebezpieczny dla otoczenia... - mówiła szeptem i głaskała mnie po głowie...
- Każdy zaczął oceniać go po zmianie zachowania i nastawienia... Ale dlaczego nikt nie
spróbował dowiedzieć się co jest przyczyną tego wszystkiego?? Dlaczego rodzice czy znajomi pozwolili mu zatonąć w problemach?? Dlaczego nikt nie podał mu pomocnej dłoni i nie wyciągnął go z bagna, w które powoli wpadał?? - zadawałam te pytania, a w mojej głowie zrodziło się postanowienie... To ja będę osobą, która spróbuje dowiedzieć się wszystkiego o przyczynach jego zmian... To ja podam mu pomocną dłoń...
- Zmykaj do pokoju, połóż się i odpocznij... Dzisiejszy dzień był dla Ciebie pełen nieprzyjemnych wrażeń...
Nie mogłam uwierzyć, że już jestem wolna... Myślałam, że ciocia da mi teraz półgodzinny wykład na temat tego, że nie będę mogła samotnie wychodzić z domu i tak dalej, a tu taka miła niespodzianka... Wyplątałam się z jej objęć i powoli poszłam do swojego pokoju... Niemalże rzuciłam się na łóżko, wyjęłam swój telefon razem ze słuchawkami, które po chwili znalazły się w moich uszach, włączyłam jedną z piosenek na mojej playliście i odpłynęłam...
*********************************************************************************
Hej! Obiecałam no więc wstawiam... Co z tego, że dopiero jakieś piętnaście minut temu uświadomiłam sobie, że dziś to już sobota, a nie mam jeszcze ani gifów, ani notki... Jak możecie zauważyć tekst nad gwiazdkami został upiększony ( to dzięki tym obrazkom i gifom z Ashton'em), a notka się jakoś tworzy... Hmm... Jak w tamtym rozdziale miałam wenę na napisanie "trudnych" pytań tak tym razem nic nie mogę stworzyć... Chyba tym razem dam Wam wolną rękę... Chooociaż... Może chociaż ze trzy pytanka uda mi się sklecić...
1.  Kim jest Emily i dlaczego Ashton i Jason o niej rozmawiali?
2. Co może kryć przeszłość Ashton'a?
3. Czy Cam postępuje słusznie chcąc pomóc Ashtonowi?
To są chyba najistotniejsze rzeczy, o które chciałabym zapytać... Oczywiście jak zwykle przypominam, że są to pytania pomocnicze, a w komentarzu możecie zawrzeć też swoje własne pomysły i opinie na temat innych kwestii poruszonych w rozdziale... Może coś innego przykuło Waszą uwagę... Ja tam nie wiem co siedzi w Waszych głowach ;)
To by było chyba na tyle... Ja jeszcze się muszę pozachwycać tymi gifami, bo po prostu są świetne! No więc widzicie, że ze mnie już nic więcej nie będzie w takim razie żegnam się i pozdrawiam!!! <3

Aleksandra *o*

środa, 8 lipca 2015

Rozdział dwudziesty drugi cz.1

Komentując okazujesz szacunek autorowi!!! <3 (Nastrój - KLIK)

*Camila*
Obudził mnie głośny warkot silnika... Wprawdzie ten samochód czy co to tam było minął mój dom bardzo szybko, ale mimo wszystko brutalnie wydarł mnie z objęć Morfeusza... Otworzyłam oczy i od razu stwierdziłam, że czuje się masakrycznie... Nie, to nie przeziębienie ani żadna choroba... Po prostu wczorajsza wyczerpująca noc dała mi się we znaki... Nie musiałam podchodzić do lusterka, aby wiedzieć jak wyglądam... Zapuchnięte, podkrążone oczy; zapchany i czerwony nos; zaschnięte ślady łez na policzkach... I to wszystko przez jednego chłopaka, który w tym momencie nawet o mnie nie myśli i dobrze się bawi grając koncerty... Taak. Po raz pierwszy od zdrady Harry'ego zechciałam, żeby sobie o mnie przypomniał i zainteresował się moją osobą... Wprawdzie kobieta zmienną jest, ale żeby aż tak? Jestem pewna, że to tylko chwilowe załamanie nerwowe... Ale... Co jeśli tak nie jest? A może jednak powinnam spotkać się z Harrym i dać mu szansę na wyjaśnienie całej tej sytuacji? Może jego mama miała rację... Może powinnam to wszystko jeszcze raz przemyśleć... Może...  CAMILA CO TY GADASZ!? Facet twierdził, że Cię kocha i nie widzi świata poza Tobą, a na drugi dzień poszedł do łóżka z inną... Co tu jest do wyjaśniania? Jaka druga szansa? Jakie przemyślenia? Skoro było mu z Tobą tak źle to niech żyje sobie długo i szczęśliwie ze swoją... jakiej tam... Nooo! Wreszcie coś przywołało mnie do porządku... Wstałam z łóżka i momentalnie zrobiło mi się zimno... Ugh... Zaczynają się te zimne poranki i wieczory... Szybkim krokiem podeszłam do szafy i bez dłuższego zastanawiania się wybrałam jakieś dżinsy, zwykłą koszulkę i bluzę... Wprawdzie mam iść dziś na zakupy, ale wydaje mi się, że lepszego stroju nie potrzebuję. Z ubraniami w rękach poszłam do łazienki. Przebrałam się w ekspresowym tempie... Miałam wrażenie, że za chwilę zamarznę... Mam nadzieję, że po wypiciu ciepłego kakałka od razu zrobi mi się cieplej. Jednak zanim zeszłam do kuchni musiałam zrobić parę istotnych rzeczy, a mianowicie: pomalować się, uczesać, sprzątnąć
swoje porozwalane rzeczy... W między czasie sprawdziłam telefon, na którym miałam dwa nieodebrane połączenia i jedną wiadomość... Nie mam pojęcia dlaczego, ale w mojej głowie pojawiło się tylko jedno imię: Harry. Wiedziałam, że prędzej czy później mnie "znajdzie", ale nie sądziłam, że to nastąpi tak szybko... Ale od kogo dostałby mój numer? Któraś z dziewczyn się wygadała... Albo... Nie... Myślę, że Harry nie byłyby zdolny do czegoś takiego... Przecież nie skontaktowałby się z moim tatą po tym wszystkim prawda? Cała zaczęłam się trząść... Nie byłam w stanie nacisnąć tego jednego przycisku i dowiedzieć się czy moje przypuszczenia to prawda... Zaczęłam głęboko oddychać i drżącymi dłońmi odblokowałam telefon... Muszę w końcu odczytać tego SMS'a choćby nie wiem co w nim było... Kliknęłam na "ikonkę" skrzynki pocztowej i wstrzymałam oddech. Jak na złość mój telefon postanowił się zawiesić w najmniej odpowiednim momencie... Jednak po dwóch czy trzech minutach już wiedziałam kto i jaką wiadomość mi przysłał... To nie był Harry tylko moja ciocia informująca mnie o tym, że musi zostać w szpitalu i wróci dopiero na obiad... Z ulgą usiadłam na łóżku... Jak ja mogłam pomyśleć, że to Harry? Skąd w ogóle taki pomysł? Dlaczego wszystko co się dzieje w moim życiu musi się kręcić wokół niego? Czy ja powoli zaczynam mieć jakąś obsesję na jego punkcie... Byłoby to dziwne, bo... W sumie to chyba wcale nie byłoby dziwne... Ja go po prostu nadal szaleńczo kocham i mimo wszystko nie mogę pogodzić się z tym, że już nigdy się nie spotkamy... Ale co mi po mojej miłości, kiedy dla Harry'ego to uczucie nic nie znaczy? Kiedy dla niego wypowiedzenie słów "Kocham Cię" to zwykła błahostka... Cami musisz się pogodzić z tym, że to co było już nie wróci i dać sobie spokój z myślami i wspomnieniami o nim...
Ponownie wstałam z łóżka i zeszłam na dół do kuchni... Ostatnio mam taki apetyt na wszystko, że to aż straszne... Powiedziałabym nawet, że jem za dwóch, ale to akurat jest trafne stwierdzenie... Przecież pod moim sercem rośnie owoc miłości mojej i Harry'ego... BRAWO! I znów wracamy do tego jedynego tematu... Najwidoczniej od kiedy Styles pojawił się w moim życiu to wszystko straciło dla mnie większe znaczenie... Najważniejszy był on... Tak czy siak ja naprawdę muszę coś z tym zrobić, bo inaczej zwariuję... Zaczęłam krzątać się po kuchni i wyjmować produkty, które będą mi potrzebne do stworzenia idealnego śniadania... Kiedy już wszystko miałam na stole, włączyłam radio tak głośno, aby zagłuszyć swoje myśli... Nie podziałało to na ile bym chciała, ale przynajmniej trochę mi ulżyło... Po dwudziestu minutach mój posiłek był gotowy... Usiadłam przy stole i nucąc kolejną piosenkę zaczęłam jeść... Teraz moja głowa była zaprzątnięta myślami na temat wczorajszego wieczoru i spotkania z Ashton'em... Tak naprawdę to nie jest zły chłopak... Nosi maskę twardziela, którego nikt i nic nie obchodzi a tak naprawdę jest wrażliwym człowiekiem... Wszystko można wyczytać z jego oczu... Jejku...
Tak mi go było wczoraj szkoda...Ciekawe o co chodziło... Kto go zranił? A może to po prostu zwykłe wyrzuty sumienia... Czemu jego osoba jest taka tajemnicza? I czemu ja mimo wszystko tak bardzo chcę go poznać tak od środka? Nie wiem... Może chcę mu w jakiś sposób pomóc... Albo to tylko zwykła ludzka ciekawość... Tego to już naprawdę nie wiem, ale mimo wszystko mam nadzieję, że uda mi się go w całości rozszyfrować... Po zjedzeniu śniadania wstawiłam naczynia do zmywarki i wzięłam witaminy... Co do tych "lekarstw" to muszę się bardzo pilnować... Ale nie mam z tym problemu... Kiedy sobie pomyślę co wyczyniałam w pierwszym miesiącu ciąży i jak mogłam zaszkodzić mojemu dziecku włos mi się na głowie jeży... Dlatego teraz dbam i o siebie, i o maleństwo jak najlepiej... Kątem oka spojrzałam na zegarek. WOW! To już 13.00... Muszę się zbierać, bo chcę pochodzić trochę po sklepach z rzeczami dla dzieci, a tu już o 16.30 robi się ciemno... Założyłam buty i kurtkę, po czym wyszłam z domu i spacerkiem udałam się w stronę najbliższego interesującego mnie sklepu. Dotarłam do niego w piętnaście minut i kiedy tylko
weszłam zakochałam się we wszystkim co się tam znajdowało... Od skarpetek i bucików, przez śpioszki i zabawki, aż do wózeczków i nosidełek... Najchętniej kupiłabym każdą rzecz i gdyby nie moje racjonalne myślenie, które w odpowiednim momencie wróciło to możliwe, że tak by się stało... Chodziłam po całym sklepie i oglądałam wszystko... Nawet nie wiedziałam kiedy na moich ustach pojawił się tak szeroki uśmiech... I pomyśleć, że jeszcze tylko pięć miesięcy i sama będę używała tych rzeczy... Coś niesamowitego... Mimo tego, że obejrzałam dokładnie całe wyposażenie sklepu wyszłam z niego po jakiejś godzinie, a w swoich rękach miałam tylko poradnik dla przyszłych mam i najmniejsze, różowe skarpetki... Jak na razie to mi musiało wystarczyć... Postanowiłam wstąpić jeszcze do sklepu spożywczego, a później już prościutko do domu... Musze ugotować obiad przed przybyciem cioci czyli przed godziną 15.00. Szłam dość energicznym krokiem dlatego pokonałam odległość dzielącą oba sklepy w niecałe dziesięć minut. Weszłam do środka i zabrałam się za wyszukiwanie odpowiednich produktów. Kiedy stwierdziłam, że z tego co uzbierałam uda mi się zrobić idealny obiad udałam się do kasy. Zaczęłam wykładać wszystkie artykuły na ladę i niespodziewanie doznałam takiego uczucia jakby ktoś mnie obserwował... Mrowienie w okolicach karku i pleców z każdą sekundą się nasilało... Mimo tego nie byłam w stanie odwrócić się i sprawdzić czy moje przypuszczenia są prawdziwe... Jak najszybciej spakowałam do torby policzone produkty lecz w momencie gdy wyjmowałam portfel uczucie mrowienia zniknęło... Odetchnęłam z ulgą i zapłaciłam sprzedawczyni po czym szybkim krokiem wyszłam ze sklepu i... wpadłam na jakiegoś chłopaka. Był
wysoki i dobrze zbudowany. Nie wyglądał przyjaźnie... Ze strachu zmiękły mi kolana.
- Przepraszam bardzo... Nie wiedziałam, że ktoś stoi przed drzwiami... - wymamrotałam pod nosem i postanowiłam go wyminąć. Jednak nie udało mi się to najlepiej. Chłopak ponownie zastąpił mi drogę, po czym jedną dłonią chwycił moją brodę tak iż musiałam spojrzeć w jego oczy. Myślałam, że już nic nie jest w stanie mnie bardziej przestraszyć, ale myliłam się. Jego tęczówki były ciemne, niemalże czarne, a usta wygięły się w szyderczym uśmieszku...
- Wiedziałem, że laski na mnie lecą, ale że aż tak... - zaśmiał się i złapał mój nadgarstek, po czym zaczął ciągnąć mnie w stronę jakiejś ciemnej i ciasnej uliczki.

***
- Puść mnie! - krzyczałam jednocześnie próbując się wyrwać z jego żelaznego uścisku.  Z mojego gardła wydobył się cichy krzyk kiedy szarpnął mnie brutalniej. Złapał mnie mocno, kiedy się zachwiałam. 
- Nie wyrywaj mi się - burknął i jeszcze bardziej zacieśnił uścisk na moim nadgarstku... W moich oczach pojawiły się łzy... Ból i przerażenie to jedyne uczucia towarzyszące mi w tym momencie... Wolę nawet nie myśleć co może wydarzyć się za chwilę... Mimo moich wszelakich protestów i krzyków udało mu się zaciągnąć mnie do tej uliczki... Wcale mu się nie dziwię... Był ze trzy razy większy i silniejszy ode mnie, ale mimo wszystko miałam nadzieję, że jakimś cudem mu ucieknę... Jak widać cuda się nie zdarzają, przynajmniej nie w moim życiu. Chłopak złapał mnie za ramię i przygwoździł do zimnej ściany jakiegoś budynku, Zaczęłam panikować... Moje ciało trzęsło się jak w febrze... Zamknęłam oczy, żeby uniknąć kontaktu wzrokowego z nim... Jednak nie mogłam długo wytrzymać i ponownie je otwarłam... Chłopak dosłownie gapił się na mój zakryty dekolt. Jego
palce zbliżyły się do suwaka mojej kurtki. Byłam przerażona do szpiku kości... Mój umysł wariował... Po mojej głowie krążyły różne straszne myśli... Nie miałam pojęcia co robić, ale nawet jeśli bym je miała to i tak nie miałam możliwości nawet się ruszyć... 
- Pomocy! - krzyknęłam nagle choć wiedziałam, że i tak nic to nie da, tylko bardziej rozwścieczy mojego napastnika... Nie myliłam się. W jednej sekundzie jego spocona dłoń znalazła się na moich ustach.
- Zamknij się! I tak nikt Ci nie pomoże... - warknął przez co mój strach pomieszał się z wściekłością, w wyniku czego ugryzłam go w palec... Na "wojnie" i w miłości wszystkie chwyty dozwolone... Tak przynajmniej mówią... Chłopak syknął z bólu i oderwał dłoń od mojej twarzy. Na moje usta wkradł się triumfalny uśmiech, ale szybko zniknął... Chłopak położył swoje dłonie na moich biodrach, przytrzymując mnie w miejscu. Właśnie wtedy usłyszałam znajomy warkot silnika... Nie minęła minuta, a w uliczkę wjechał czarny motor i zatrzymał się kilka centymetrów przed nami... Byłam pewna, że motocyklista i mój napastnik są w jakiejś zmowie... Moje serce zaczęło bić w o wiele za szybkim tempie... Zaczęło mi się kręcić w głowie, a moje nogi momentalnie zrobiły się jak z waty... Nie miałam pojęcia co mnie czeka... Szybka śmierć? Tortury? Jedno z dwóch... Ale dlaczego ja?? Czym sobie na to zasłużyłam? Myśli przemykały przez moją głowę z prędkością światła... Jednak kiedy spojrzałam na chłopaka zauważyłam dezorientację na jego twarzy... To oznaczało, że motocyklista pojawił się tutaj tylko przez przypadek i bardzo możliwe, że zostanie moim wybawcą... Chłopak w czarnym "kombinezonie" zeskoczył z motoru i jednym szybkim ruchem zdjął kask. Kiedy spojrzałam w jego stronę, moje serce zamarło. To był Ashton... Był rozwścieczony... Ręce zacisnął w pięści i zaczął zgrzytać zębami. 
- Zostaw ją, Jason! - krzyknął. Teraz to ja jestem zdezorientowana... Oni się znają? Skąd? A może ta cała akcja to plan Ashton'a? Moja głowa zaczęła produkować kolejną dawkę pytań, na które nie znałam odpowiedzi. Ciemnooki chłopak nie posłuchał się... Wręcz przeciwnie, złapał moją dłoń, przyciągnął mnie do siebie i zamknął w żelaznym uścisku... 
- Och Ashton... Jak miło Cię znów widzieć...  - spytał i znów zaśmiał się w ten szyderczy sposób... O co w tym wszystkim chodzi? Mówiąc szczerze to chyba jednak nie chcę tego wiedzieć. Spojrzałam łagodnym wzrokiem w stronę znajomego chłopaka... W jego oczach widziałam wściekłość, a zarazem ból... Coś tu jest na rzeczy... Czemu on kryje w sobie tyle tajemnic?
- Puść ją słyszysz! - krzyknął jeszcze głośniej i zrobił dwa kroki w naszą stronę... Chłopak chyba się trochę przestraszył, bo rozluźnił uścisk jednak nadal trzymał mnie w swoich objęciach...
- Chciałem się tylko trochę zabawić... - odparł z uśmiechem na twarzy... 
- Nie z nią! Ona jest... Ona jest moja! - moje oczy rozszerzyły się do rozmiarów pięciozłotówek... Że co proszę?? Nie przypominam sobie, że bym była czyjąś własnością... Poza tym jeszcze dwa dni temu mnie nienawidził więc... To rzeczywiście może być jakiś jego niecny plan...  Ale... Wróć! Jeżeli to ma być jedyny sposób na wyjście cało z tej sytuacji, to przystanę na taką wersję... Jason wypuścił mnie ze swoich objęć... W tym samym momencie Ashton podszedł do nas jeszcze
bliżej i wyciągnął swoją dłoń w moją stronę. Moje oczy najpierw skupiły się na jego dłoni, lecz po chwili przeniosły się na jego twarz. Spojrzałam w te czekoladowe oczy i już wiedziałam, że z nim będę bezpieczna. Szybko zaakceptowałam ten gest. Moje mięśnie napięły się, kiedy mijałam Jason'a, w momencie gdy Ashton przeciągnął mnie na swoją stronę. Zostałam pociągnięta za jego sylwetkę. On sam stał nieustraszony i osłaniał mnie swoim ciałem. 
- Daj spokój Ash - powiedział żartobliwym tonem... - Po prostu dobrze się bawiliśmy... Prawda??
Jason spojrzał na mnie swoimi ciemnymi oczami w taki sposób jakby oczekiwał potwierdzenia z mojej strony. Niestety się nie doczekał... Może dla niego to było coś zabawnego, ale ja tak tego nie odczułam... Zamiast tego położyłam swoje dłonie na plecach Ashton'a i całkowicie się za nim schowałam... 
- Ej mała! Myślałem, że Ci się podobało... - usłyszałam jego kroki... Czyżby zbliżał się w naszą stronę?? 
Ashton zastąpił mu drogę. 
-Wyjdź stąd i czekaj na mnie przed tym budynkiem - usłyszałam jego stanowczy głos, którym zwracał się do mnie... Ja jednak nie miałam zamiaru się nigdzie ruszać. Zacisnęłam swoje palce na jego kombinezonie i uporczywie miętosiłam materiał... Chłopak odwrócił głowę w moją stronę, a jego wzrok odnalazł moje oczy.
- Idź... 
Tym razem go posłuchałam... Moje ciało nadal drżało... Wprawdzie czułam się już pewniej, ale wiem, że wydarzenia sprzed kilku minut nie dadzą mi spokoju przez najbliższe kilka tygodni... Szłam bardzo powoli... Każdy krok był tak niepewny iż myślałam, że zaraz upadnę... Na szczęście udało mi się dotrzeć do wyjścia z uliczki. Kiedy znalazłam się przed budynkiem lekko wychyliłam głowę by móc obserwować... Nie miałam zielonego pojęcia o czym rozmawiają gdyż ich głosy były ledwo słyszalne... Zdołałam wyłapać tylko jakieś dziewczęce imię i właśnie w tamtym momencie pięść Jason'a zderzyła się z twarzą Ashton'a. Kolejny cios wymierzony został w jego brzuch... Ten widok zaparł mi dech w piersiach... Jednak nadal stałam jak kołek i obserwowałam całą sytuację. Ashton dość szybko się pozbierał. Otarł dłonią miejsce pod nosem, a kiedy zauważył na niej ślad krwi nie wahał się przed kopnięciem Jason'a w brzuch. Powietrze rozdarł jęk ciemnookiego. Zaraz po tym zauważyłam, że Ashton powtórzył poprzedni cios przez co Jason upadł na ziemię. Z trudem łapałam powietrze kiedy Ashton usiadł na chłopaku i okładał go swoimi silnymi pięściami. Nie byłam w
stanie dłużej na to patrzeć... Musiałam jakoś zareagować, bo wiedziałam, że inaczej Ashton go zabije... A na pewno nie zamierzał przestać. Jego silnie zaciśnięta prawa pięść bez przerwy lądowała na ciele Jason'a, Szybko i w miarę pewnie ruszyłam w ich stronę.
- Ashton przestań...- położyłam swoją dłoń na jego ramieniu, ale on nie reagował... Jego dłoń po raz kolejny zadała cios. Kurczowo oplotłam jego ramiona swoimi dłońmi.
- Ashton uspokój się!- krzyknęłam, jednak on nadal nie zwracał na mnie uwagi. Wyrwał się z moich "objęć" i znów zaczął okładać Jason'a pięściami... To dlatego wszyscy się go boją... To dlatego często wraca do domu poobijany... Ashton nie jest w stanie zapanować nad swoimi emocjami! A może jednak... Muszę spróbować ostatni raz...
- Zabijesz go! - dopiero w tym momencie "Ash" zatrzymał swoją pięść tuż przed zakrwawioną twarzą chłopaka... Odwrócił się w moją stronę... Zauważyłam, że jego oczy nie były czekoladowe, ale wręcz czarne dosłownie takie same jak Jason'a w momencie kiedy na niego wpadłam... Jednak kiedy wpatrzył się w moje oczy, z każdą sekundą naturalny kolor jego tęczówek zaczął wracać... Ashton podniósł się z ciała Jason'a i stanął przede mną. Od razu zrobiłam krok w tył... Po tym co się stało, naprawdę zaczęłam się go bać... Wiem... powinnam być mu wdzięczna, bo stanął w mojej obronie, ale... nie musiał od razu wdawać się w bójkę... Nawet jeśli to Jason zaczął... On powinien zachować zimną krew... No nic, co się stało to się nieodstanie. Chłopak nie skomentował mojego zachowania chociaż zauważyłam w jego oczach odrobinę żalu... Wziął moją dłoń i poprowadził mnie pod swój motor. Po raz ostatni odwróciłam głowę w stronę Jason'a. Chłopak nadal leżał na ziemi, jęczał i zwijał się z bólu... Jego zmasakrowane ciało turlało się po ziemi...
- Cami, zakładaj to... - głos Ashtona, sprawił, że musiałam na niego spojrzeć... Chłopak w swoich
wyciągniętych w moją stronę dłoniach trzymał kask. On chyba nie myśli, że wsiądę na to coś! Mój wzrok przeniósł się na jego twarz... No chyba jednak tak myśli... Ale przecież... Nie mogę... To jest niebezpieczne... A co jeśli zdarzy się jakiś wypadek? Z moim szczęściem wszystko jest możliwe... Z drugiej strony wydaje mi się, że mimo wszystko przy nim jestem bezpieczna..
- Zakładasz to sama czy mam Ci pomóc? - spytał dość żartobliwym tonem... Czy to co zdarzyło się przed chwilą nie miało dla niego większego znaczenia? Czy dla niego bicie kogoś do nieprzytomności jest czymś normalnym?? Ponownie wbiłam wzrok w  jego brązowe tęczówki i
już znałam odpowiedź... Mimo tego, że jego głos brzmiał żartobliwie w jego oczach widać było lekki niepokój i ból... Niezły z niego aktor przyznam szczerze... Nie wiem czy nie lepszy ode mnie jeżeli chodzi o ukrywanie swoich uczuć... No dobra, ale chyba nie będziemy tu stać wieczność, więc... jestem zmuszona założyć kask i pojechać z nim do domu na motorze... Wzięłam od niego okrycie głowy i szybko je założyłam... Chłopak spojrzał na mnie i szeroko się uśmiechnął...
- Do twarzy Ci wiesz? - spytał, po czym roześmiał się... Nie mogłam uwierzyć, że to ten sam Ashton co wczoraj i na polanie... Coś się w nim zmieniło... Coś w nim pękło... Jeszcze nie wiem co, ale zapewne domyślacie się, że nie byłabym sobą gdybym się nie dowiedziała wszystkiego  tej sprawie...
Chłopak wsiadł na motor i odwrócił głowę w moją stronę z wyczekującym spojrzeniem... Wahałam się jeszcze przez chwilę, aż w końcu usiadłam na miejscu za nim.
- Złap mnie w pasie i trzymaj się mocno - usłyszałam jeszcze zanim zapalił silnik. Posłuchałam się od razu. Moje ręce oplotły jego ciało i wtedy naprawdę poczułam, że jestem bezpieczna. Chłopak odpalił motor i po chwili ruszyliśmy... Z każdą chwilą jechaliśmy co raz szybciej... Standardowo zaczęłam panikować, a moje serce zajęło swoje miejsce na wysokości ramienia...
- Ashton zwolnij proszę! - starałam się przekrzyczeć pracujący silnik... Jednak kiedy mnie nie usłyszał położyłam głowę na jego ramieniu i ponowiłam prośbę... Dopiero wtedy mnie usłyszał... Posłuchał mojej prośby i odrobinę zwolnił, po czym odwrócił głowę w miarę możliwości i krzycząc zadał pytanie.
- Czyżbyś się bała??
Oczywiście, że tak... Przecież jadę na motorze po raz pierwszy! Z chłopakiem, którego ledwo znam! I w dodatku z maleństwem pod moim sercem!
- Bynajmniej nie o siebie! - odkrzyknęłam, na co chłopak się zdziwił...
- Czy to znaczy, że martwisz się o mnie? - spytał ponownie, po czym się zaśmiał... Rzeczywiście baaardzo śmieszne...
- Uwierz mi, że po tym co dziś widziałam wiem, że Ty dasz sobie radę ze wszystkim... - odparłam zgodnie z prawdą... Owszem kiedy Jason uderzył go po raz pierwszy trochę się przestraszyłam jednak gdy zobaczyłam jak Ashton okłada chłopaka pięściami, już wiedziałam, że jemu nikt lub nic nie grozi...
- No więc skoro nie boisz się o siebie, ani o mnie, a jesteśmy tylko we dwoje to...
Oczekiwał odpowiedzi, a ja nie wiedziałam czy mogę mu powiedzieć o kogo tak naprawdę się boję po kilku dniach znajomości... Jednak kiedy chłopak znów zaczął przyśpieszać od razu wykrzyczałam mu prawdę...
- Boję się o moje dziecko...
Ashton gwałtownie skręcił na pobocze i się zatrzymał... Odwrócił swoją twarz w moją stronę i spytał:
- Ty tak na serio?? - jego twarz nie wyrażała jakiegoś konkretnego uczucia... Było to pomieszanie przerażenia, niedowierzania i zmartwienia...
- Nie żartuję z tak poważnych spraw. Jestem w czwartym miesiącu ciąży... - sama zdziwiłam się z jaką łatwością te słowa przechodziły przez moje gardło... Chyba z nikim do tej pory nie rozmawiałam tak otwarcie (nie licząc rodziny i przyjaciół).
- W takim razie nie jedziemy teraz do domu tylko do szpitala! Przecież mogło się... Wam coś stać... - teraz w jego oczach wyraźnie był ukazany niepokój.
- Spokojnie... Jedyną osobą, która potrzebuje teraz interwencji lekarza, albo przynajmniej doświadczonej pielęgniarki jesteś Ty... Wprawdzie doświadczenia żadnego nie mam, ale mieszkam w jednym domu z pielęgniarką więc... może uda mi się opatrzyć te Twoje rany...  - odparłam spokojnym tonem. Chłopak chciał się sprzeciwić, ale nie dałam mu takiej możliwości... Już po kilku chwilach siedzieliśmy na motorze i pokonywaliśmy ostatnie kilkaset matrów dzielących nas od mojego domu...
*********************************************************************************
Hej Haj Heloł! Przepraszam, że w sobotę nie było rozdział, ale... Miałam bardzo ważne spotkanie... Nie chcę się tutaj na ten temat rozwodzić, bo nie jest to, ani miejsce, ani czas więc... Przechodzę do tekstu nad gwiazdkami...
Emotions! Emotions! I jeszcze raz Emotions... (Nie wiem co mi dziś odwala... Więc nie pytajcie! :D )
W każdym bądź razie sama nie wiedziałam, że jestem w stanie coś takiego napisać... Wprawdzie miałam już na swoim koncie kilka momentów grozy, ale chyba jeszcze żadna nie miała aż tak wielkiej wagi...
 (Nie mogłam się powstrzymać... :D )


Ashton is hero!!! <3 


Wszystkie wielkie fanki Ashtona nie muszą mi dziękować... Sama się nim mega jarałam... Boże jak to głupio brzmi... Jarać się własnym opowiadaniem... Masakra! :D Muszę się jakoś zrehabilitować więc przekażę informację, że kolejna część pojawi się normalnie w sobotę....

A teraz może kilka pytanek... 
1. Skąd mógł się tam wziąć Ashton? (pytam z ciekawości, bo sama jeszcze tego do końca nie wiem :D)
2. Skąd Ashton zna James'a? 
3. O czym mogli rozmawiać po wyjściu Cam?
4. Jak wpłynie na Ashtona informacja o ciąży?

Dobra to chyba tyle... Tak jak już wspominałam następny rozdział już w sobotę... Mam nadzieję, że ten fakt Was cieszy... ;) Rozdział dedykuję mojej najdroższej i najwspanialszej Eragona aa!!! Mimo, że tutaj jej jakby nie widać to ona wciąż jest i bardzo mocno mnie wspiera i motywuje, za co bardzo jej dziękuję! <3 

Pozdrawiam Wszystkich bardzo serdecznie i czekam na Wasze opinie w komentarzach, których ostatnio nie było zbyt wiele :( Mam nadzieję, że tym razem się lepiej spiszecie! Kocham Was mocno i przesyłam mnóstwo uścisków ;)

Aleksandra *.*