sobota, 30 maja 2015

Rozdział siedemnasty cz. 2

Komentując okazujesz szacunek autorowi!!! <3 

- Czy ma pani chłopaka, narzeczonego?
- Miałam chłopaka... Ale przepraszam dlaczego pani o to pyta? - denerwowałam się coraz bardziej. 
- Radziłabym pani się z nim nie rozstawać. - odparła z uśmiechem na twarzy. Przepraszam bardzo ja
jestem u lekarza, a nie u jakiegoś doradcy życiowego!
- Niby czemu? - ojoj. Ze snu zimowego budzi się pyskata Camila... A miało być tak pięknie...

- Bo jest pani w ciąży... 
Nie... To nieprawda! To nie może być prawda... Ja nie mogę być w ciąży... Nie z... Harrym... To jakiś błąd! To musi być jakiś cholerny błąd!!!
- Pani żartuje prawda?? - spytałam niemal płaczliwym tonem... Ja jestem za młoda... Nie mogę mieć dziecka w takim wieku. W dodatku sama! To na pewno pomyłka!!! Szok... Przerażenie... Niedowierzanie... Wszystkie te uczucia opisywały mój obecny stan. Miałam nadzieję, że za chwilę się obudzę we własnym łóżku i to wszystko okaże się jednym wielkim koszmarem, jednak nic na to nie zapowiadało...
- Nie... Nigdy nie żartuję jeżeli chodzi o tak poważne sprawy. Jest pani w piątym tygodniu ciąży... - Słowa lekarki przyczyniły się do wzbudzenia w mojej głowie wspomnień z weekendu nad jeziorem... Czyli ona mówi prawdę... No jasne, że mnie nie okłamuje... A to oznacza, że... Od pięciu tygodni pod moim sercem rośnie sobie takie maleństwo...  Ale moment... O mój boże... Przecież "moje ostatnie tygodnie" to dyskoteki, alkohol, głodówki...
- Czy z dzieckiem wszystko w porządku? - spytałam natychmiast, drżącym ze strachu głosem. Jednak trochę się uspokoiłam kiedy zobaczyłam jak dobry humor lekarki wrócił.
- Tak rozwija się prawidłowo... Chce pani posłuchać bicia jego serduszka? - spytała z ogromnym uśmiechem. Chwilę zajęło mi przetrawienie słów, które docierały do mojego umysłu jakby z opóźnieniem... Czy ja aby na pewno tego wszystkiego chcę? Pewnie o wiele łatwiej byłoby pójść na zabieg i mieć "kłopot z głowy"... Ale z drugiej strony... Tyle się mówi o tych wszystkich wyrzutach sumienia do końca życia i w ogóle... A poza tym nawet fajnie byłoby mieć takiego szkraba w domu. Lekarka ponowiła pytanie dotyczące bicia serduszka dziecka. Tym razem bez zawahania twierdząco kiwnęłam głową. Już po chwili usłyszałam ten cudowny odgłos... W tym momencie coś we mnie pękło... W moich oczach pojawiły się łzy wzruszenia... Ja naprawdę jestem w ciąży... Że też od razu się nie domyśliłam... Przecież tych dolegliwości nie można pomylić z żadnymi innymi... Jestem taka głupia! Przecież swoimi ostatnimi poczynaniami mogłam wyrządzić mu jakąś krzywdę na całe życie. Niewinne maleństwo mogło cierpieć przeze mnie... Od początku miałam rację. Nie nadaję się na matkę! W moje rozmyślania wdarł się niespodziewanie głos lekarki.
- Wie pani, że teraz nie ma mowy o żadnych głodówkach i wszelkiego typu odchudzaniach. Musi
pani dbać o siebie i dziecko. - Cały czas kiwałam twierdząco głową w międzyczasie wycierając swój brzuch po badaniu. - Ponadto chcę widzieć panią co miesiąc na badaniach kontrolnych zrozumiano?
- Zrozumiano. - odparłam z niepewnością wymalowaną na twarzy...
- Zapewniam, że wszystko będzie dobrze. Rozumiem, iż to dla pani ogromny szok, ale powoli pani przez to przebrnie i później będzie się tylko cieszyć...
Uśmiechnęłam się lekko, powiedziałam najbardziej uprzejmie "do widzenia" i wyszłam z gabinetu.
Nadal targały mną mieszane uczucia... Z jednej strony w głębi serca czułam przeogromną radość, bo bardzo kocham dzieci i od zawsze chciałam je mieć, ale nie sądziłam, że to nastąpi tak szybko i nagle. Jednak na tym kończą się pozytywy. Moje obawy biorą górę... Reakcja przyjaciół i taty... Strach przed tym, czy dam sobie radę sama...  Przecież dziecko musi mieć ojca nieprawdaż? No właśnie... I tu pojawia się największy problem - Harry. I nie chodzi mi o dylemat czy powiedzieć mu o ciąży czy nie, bo to jest akurat jasne... Styles nie dowie się za żadne skarby, chyba, że po moim trupie...No, ale Wy pewnie chcecie wiedzieć o co mi chodzi... No więc jak dobrze pamiętacie miałam zapomnieć o Harrym, a dziecko w stu procentach będzie mi przypominało nikogo innego tylko jego, no bo jakby nie było to tak naprawdę będzie też jego dziecko... Czeka mnie podjęcie bardzo trudnej decyzji, ale to może nie w tej chwili, bo teraz muszę uporać się z natarczywymi przyjaciółkami. Kiedy tylko dziewczyny mnie zobaczyły od razu podbiegły w moją stronę i zaczęły wypytywać o
mój stan zdrowia. Odpowiedziałam wymijająco, że wszystko w porządku. Postanowiłam nikomu nic nie mówić dopóki nie podejmę właściwej decyzji.
- Chciałabym pójść na cmentarz do mamy.  Spotkajmy się za pół godziny w... - chciałam powiedzieć kawiarni, ale od razu zrezygnowałam z tego miejsca... Zbyt dużo wspomnień i świeżych ran... - u mnie w domu. Nie zwracając większej uwagi na przyjaciółki. wyszłam ze szpitala i udałam się w stronę cmentarza. Wiem to trochę egoistyczne, samolubne i chamskie, bowiem dziewczyny bardzo się o mnie martwiły, aczkolwiek myślę, że mnie zrozumiecie.
Cieszyłam się, bo droga na cmentarz zajmie mi jakieś dziesięć minut. W tym czasie będę mogła się dotlenić, a przy okazji jeszcze raz to wszystko przemyśleć i przeanalizować. Chyba jeszcze żadna wiadomość nie była dla mnie takim szokiem jak ta, a przyznam szczerze, że dużo sytuacji w moim życiu było dość nietypowych... Śmierć mamy, nałóg taty, zdrada Harry'ego... A teraz jeszcze to... Jestem w ciąży... Noszę w sobie małą istotkę... Nie mam pojęcia czy robię dobrze, ale wydaje mi się, że jednak będzie lepiej gdy donoszę tą ciążę...  Nie byłabym w stanie zabić dziecka, które nikomu niczym nie zawiniło... Przecież to nie jest wina tego malucha, że jego ojciec jest taki jaki jest... Najwyżej oddam je później w dobre ręce gdybym rzeczywiście nie dawała sobie rady... Chociaż w to też śmiem wątpić, ponieważ mam przy sobie dwie przyjaciółki i tatę... W takich właśnie sytuacjach najbardziej potrzebuję mamy... I choć wiem, że po wyznaniu prawdy, najpierw byłaby zła to później mocno by mnie przytuliła i powiedziała, że damy sobie radę ze wszystkim... Dlatego teraz postanowiłam ją odwiedzić z nadzieją, że jednak w jakiś sposób mi pomoże...
Nim się obejrzałam już wchodziłam przez dużą bramę prowadzącą na cmentarz. Jeszcze tylko kilkanaście kroków i... O niee.... Z tego wszystkiego zapomniałam o błękitnej róży... No nic. Mam
nadzieję, że mama mi to wybaczy, w końcu mam całkiem poważne wytłumaczenie... Zmówiłam krótką modlitwę i usiadłam na ławce. Znów wpatrzyłam się w zdjęcie na nagrobku, a po moich policzkach zaczęły płynąć łzy... Każda chwila coraz bardziej uświadamiała mi, że nawet nie zdaję sobie sprawy jak mocno jest mi potrzebna moja mama. Jednak co mi z tej świadomości kiedy i tak wiem, że w żaden sposób nie będę mogła jej przywrócić do świata żywych... Nie byłam w stanie tłumić w sobie dłużej wszystkich emocji dlatego zaczęłam mówić:
- Witaj mamusiu... Ostatnie wydarzenia sprawiły, że dość rzadko Cię odwiedzałam... Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz... Jednak teraz tak bardzo potrzebuję Twojej pomocy i rady... Potrzebuję Cię jak nigdy wcześniej... A Ciebie nie ma obok mnie... Mamo... Na pewno już to wiesz... A może wiedziałaś o tym jeszcze przede mną... No, ale... jestem w ciąży... Tak z Harrym... Tak z tym "cudownym" chłopakiem, który mnie zdradził... Nie wiem co mam robić... Nie wiem komu mogę o tym powiedzieć... Boję się... Coś mi podpowiada, że nie dam sobie rady... To wszystko jest takie ciężkie, a ja chyba nie jestem w stanie tego udźwignąć... Podpowiedz mi co mam zrobić...  - zakończyłam swój monolog i zamknęłam oczy... Miałam wrażenie, że za chwilę znów zemdleję... Wzięłam kilka głębszych oddechów i delikatnie dotknęłam plecami o oparcie ławki. Na całe szczęście z każdą chwilą czułam się co raz lepiej. W momencie kiedy miałam wstawać z ławki usłyszałam cichy, melodyjny głos mojej mamy.
- Córeczko... Ja cały czas jestem przy Tobie... Mimo tego, że mnie nie widzisz ja naprawdę czuwam. Nawet nie wiesz jak bardzo cierpiałam kiedy dowiedziałam się o tym, że Harry dopuścił się takiego czynu... Nawet nie wiesz jak bardzo się teraz cieszę wiedząc, że w pewnym sensie niedługo zostanę babcią... Bo dobrze wiesz o tym, że w ogóle nie dopuszczam do siebie myśli o tym, żę mogłabyś pójść na jakiś zabieg czy coś podobnego! Kochanie masz wokół siebie tylu wspaniałych ludzi, którzy na pewno Ci pomogą... Masz Mandy, Natt i tatę... Zaufaj mi, a zobaczysz, że wszystko się ułoży... Kochanie chcę Ci powiedzieć jeszcze jedno... Zapewne wiesz, że z miejsca, w którym obecnie się znajduję mogę widzieć wszystko i wszystkich... I możesz mi wierzyć lub nie, ale... Harry bardzo cierpi uwierz mi... On nie chciał tego zrobić... On kocha tylko Ciebie... Wiem, że zrobisz jak zechcesz, ale ja na Twoim miejscu przynajmniej spróbowałabym go wysłuchać i zrozumieć... Bardzo Cię kocham córciu i chcę żebyś była najszczęśliwsza na świecie... - ostatnie słowa były wypowiadane coraz ciszej, aż w końcu głos mojej mamy ucichł... Tak naprawdę nie wiem czy to tak naprawdę ona ze mną rozmawia, czy to tylko moja bujna wyobraźnia płata mi figle... Mimo wszystko po przyjściu tutaj czuję się o wiele lepiej..... Takie "rozmowy" albo moje monologi bardzo mi pomagają... Po "wyrzuceniu" z siebie wszystkich zmartwień mam wrażenie, że moje serce staje się lżejsze.
 Gdybym tylko mogła siedziałabym tu przez cały czas.Niestety już po chwili poczułam, że w torebce wibruje mój telefon. Pożegnałam się z mamą i wyszłam z cmentarza, dopiero teraz oddzwoniłam do Natt.
- Gdzie jesteś?? - spytała zaniepokojona...
- Wychodzę z cmentarza... Zaraz będę...

***
Właśnie w tym momencie siedzimy w moim pokoju, pijemy gorącą czekoladę, a ja zbieram myśli i próbuję w końcu wyznać im prawdę... Jednak za każdym razem kiedy chcę coś powiedzieć w moim gardle pojawia się ogromna gula i żaden dźwięk nie wychodzi z moich ust... 
- No więc... Zdradzisz nam w końcu co Ci powiedziała ta lekarka. - ponagliła mnie Mandy. Żeby to było takie łatwe. Nie jestem przyzwyczajona do rozmawiania o tak poważnych sprawach z moimi przyjaciółkami. Owszem wcześniej też miałyśmy różne problemy i w ogóle, ale jeszcze nigdy nie zdarzyła się żadnej z nas sprawa tak wielkiego kalibru.  
- To nie jest takie proste... Boję się... - ledwo wyszeptałam te dwa zdania...
- Cami nie strasz nas jeszcze bardziej! Czy to jakaś poważna choroba? - tym razem to Natalie zadała
pytanie... Automatycznie pokręciłam przecząco głową. - No więc co? Camila gadaj wreszcie!!! 
Nie wiem czy to nie za szybko na takie nowiny... Może powinnam przemyśleć to wszystko przynajmniej przez jeden dzień... Przespać się z tym... Ułożyć w głowie jakiś plan, cokolwiek... Chociaż... Znając moje przyjaciółki nie odpuszczą mi ot tak.
Wzięłam głęboki oddech, przymknęłam oczy i w końcu wydusiłam z siebie tę fascynującą wiadomość.
- Bo ja... Jestem w ciąży... - Te pięć słów przeszło przez moje gardło i rozbrzmiało w  czterech ścianach, a dziewczyny, aż usiadły z wrażenia... W pokoju zapanowała niezręczna cisza... Wprawdzie cieszyłam się, że mam już to za sobą, ale moją głowę wypełniał też strach przed tym co dopiero nastąpi... O tyle o ile obawiałam się reakcji dziewczyn to wiem, że z tatą to będzie dopiero coś strasznego... Mimo to sądzę, że z pomocą mamy wszystko się uda...
- WOOW! Cami szczere gratulacje! Nie no... Zaskoczyłaś nas i to totalnie... Yeeey... Wszystkiego się spodziewałam, ale nie tego... Mimo wszystko wiedz, że w każdej chwili możesz na nas liczyć... - po dłuższej chwili milczenia odezwała się Natalie... Na całe szczęście! Dzięki niej atmosfera w pomieszczeniu choć trochę się rozluźniła... Nie na długo, ale jednak... Bo kiedy już wszystko zaczynało wracać do normalności Mandy wypaliła ze swoimi przemyśleniami:
- No, ale co z "tatusiem"? Zamierzasz poinformować o tym Harry'ego?
Moje oczy rozszerzyły się do maksymalnych rozmiarów... Tak jak już wcześniej wspominałam Styles nie dowie się o niczym choćby nie wiem co! Dam sobie radę sama! Wychowam swoje dziecko najlepiej jak potrafię... Przecież jest wiele samotnych matek na świecie! A poza tym postanowiłam nie nawiązywać żadnego kontaktu, ani z Harrym, ani z chłopakami do końca życia!
- Natt... Mandy... Ja... Nie powiem Harry'emu... Nie... Nie ma takiej opcji i koniec kropka - odparłam, a w moich oczach pojawiły się łzy. Nie mam pojęcia dlaczego... Może tak po prostu bez powodu, a może jednak fakt, iż Harry będzie żył w nieświadomości mnie w pewnym stopniu bolał. Nie! To na pewno tylko przypadek... Przecież Harry mnie tak naprawdę nie kochał to czemu ja miałabym jego darzyć takim uczuciem?? Czas najwyższy otrząsnąć się z tej ślepej miłości! Postanowiłam zmienić temat.
 - Nie mam pojęcia jak powiedzieć o tym tacie... Bałam się Waszej reakcji, a co mówić o nim... - powiedziałam i oparłam się o ramię Natalie.
Dziewczyna pogłaskała mnie po głowie i od razu odparła, że mój tata zawsze był wyrozumiałym człowiekiem i bardzo mnie kocha dlatego też nie mam się czego obawiać...A najlepiej byłoby gdybym oznajmiła mu to od razu.  Wprawdzie jej stwierdzenia nie bardzo mnie przekonały, no ale może jednak nie będzie tak źle. Wstałyśmy z łóżka i powoli zeszłyśmy na dół. Zastałyśmy mojego tatę w salonie, kiedy oglądał telewizję.
- Już wychodzicie dziewczynki? - spytał z uśmiechem na twarzy, a mi zrobiło się tak jakoś lżej na
sercu... On nie potrafi się denerwować... Tym bardziej, że teraz stał się jeszcze bardziej opiekuńczy niż zwykle... Może naprawdę nie mam się czym przejmować?
- Tak. Musimy jeszcze załatwić parę spraw. Do widzenia. - odparły moje przyjaciółki, posłały mi pokrzepiający uśmiech i wyszły z domu... Przełknęłam głośno ślinę i weszłam do salonu. Usiadłam obok niego na kanapie przez co zwróciłam jego uwagę.
- Coś się stało córciu? - spytał, a w moim gardle znów pojawiła się gula. No Cam. Powiedziałaś już mamie, Mandy, Natt... Teraz już tylko z górki...
- Można tak powiedzieć... Ale zanim Ci cokolwiek oznajmię to obiecaj mi, że nie będziesz się na mnie denerwował...
- Jeżeli chodzi o afery z jakimiś klubami nocnymi sprzed kilku dni to spokojnie też mi się zdarzało zaszaleć w Twoim wieku - zaśmiał się, jednak nie zawtórowałam mu co sprawiło, że natychmiast się uspokoił.
- Nie tatku... Nie chodzi o to... No więc obiecujesz - odparłam bardzo poważnie. Widziałam na jego twarzy cień strachu, ale mimo wszystko twierdząco kiwnął głową. No i znów nie mogę się zebrać na odwagę... Przecież zapewnił Cię, że się nie zdenerwuje, przecież powiedziałaś o tym dziewczynom i mamie... Camila odważ się! Tata patrzył na mnie z coraz większym wyczekiwaniem. Raz kozie śmierć jak to mówią...
- Jak już pewnie zauważyłeś przez kilka ostatnich dni nie czułam się najlepiej... Dziewczyny postanowiły "zabrać" mnie do lekarza w celu zrobienia wyników... Dziś rano byłam w szpitalu i...
Tata spojrzał na mnie z przerażeniem w oczach...
- Cami chyba nie chcesz powiedzieć, że chorujesz na... tą samą chorobę co mama? - spytał drżącym
głosem. Położyłam swoją dłoń na jego i przecząco pokręciłam głową...
- Spokojnie... To coś mniej groźnego...
Tata rozluźnił się trochę, ale mimo wszystko nadal trochę obawiał się tego co powiem...
- No więc?? Co Ci jest??
Uśmiechnęłam się... Tak uśmiechnęłam się i niemalże wyszeptałam te trzy słowa... "Jestem w ciąży".
Czekałam na jakieś ogromne zaskoczenie i choć odrobinę nerwów, ale się nie doczekałam... Zostałam za to obdarzona ciepłym i pokrzepiającym uściskiem dłoni.
- Kochanie... Hmmm... Podejrzewam, że myślałaś iż ta informacja mnie rozjuszy lub coś w tym stylu... Ekhmmm... Nie ukrywam, że jestem zaskoczony, ale moje nerwy nie mają znaczenia, ponieważ co się stało to się nieodstanie... W każdym bądź razie jestem Twoim ojcem, dlatego  masz we mnie wsparcie i pomoc... Oraz zawsze możesz na mnie liczyć... Ale mam takie pytanie... Czy zamierzasz...
- Nie. Zamierzam wychować moje dziecko sama... Bez pomocy ani alimentów Harry'ego... I proszę Cię nie wracajmy do tego tematu dobrze?
Tata posmutniał, ale kiwnął twierdząco głową po czym objął mnie swoimi ramionami i uścisnął z całych sił...

*********************************************************************************No ja nie wiem.... Gdyby nie moja menagerka to rozdział by się dziść nie pojawił więc to jej należą się podziękowania... Tylko dzięki niej i Karolinie wiem, że ktoś to czyta i to właśnie one motywują mnie do wstawiania kolejnych rozdziałów czy części... Nie wiem o co mam Was zapytać, nie wiem co mam jeszcze napisać... Oj skoro Wy się nie wysilacie z komentarzami to i ja sobie tym razem odpuszczę długaśną notkę... Dziękuję wszystkim za czytanie, jeszcze bardziej za komentowanie! ;) :*

Pozdrawiam i ślę uściski!

Aleksandra <3

sobota, 23 maja 2015

Rozdział siedemnasty cz. 1

Hah... Coś nowego notka na początku... Spokojnie to tylko raz, gdyż nie chciałam umieszczać wszystkiego pod rozdziałem... Otóż w ankiecie, w której zapytałam czy mam kontynuować opowiadanie było 7 pozytywnych głosów czego się nie spodziewałam, a co więcej pojawiły się trzy obszerne komentarze dzięki, którym wiele się dowiedziałam, ale nie to jest teraz najważniejsze, bo jakby nie patrzeć to dzięki tym rozbudowanym opiniom zdecydowałam Wam "wybaczyć" i pisać dalej ;) Nie będę przedłużać, ponieważ na pewno chcecie znaleźć odpowiedzi chociaż na część pytań więc... Zapraszam na rozdział... A po nim na dłuższą notkę "u dołu" AHA! I jeszcze jedno: Komentując okazujesz szacunek autorowi!!! 

*Camila*

Otworzyłam oczy, ale nie mogłam stwierdzić czy już się obudziłam czy jeszcze śpię... Chociaż... Gdybym spała to nie byłoby mi tak niedobrze. Gwałtownie wyszłam z łóżka i pobiegłam do łazienki. Ostatnim razem gdy wymiotowałam miałam coś koło 10 lat więc już zapomniałam jakie to "przyjemne" uczucie. Po kilku minutach podniosłam się wreszcie z zimnych kafelków i postanowiłam wszystko ogarnąć. Jednym, szybkim ruchem spuściłam wodę i już po chwili myłam twarz, a następnie zęby. Kątem oka zerknęłam w lustro i mówiąc szczerze sama się przeraziłam. W
odbiciu ujrzałam dziewczynę z roztrzepanymi włosami,  blado - zielonkawym odcieniu skóry i ciemnofioletowymi sińcami pod pozbawionymi blasku oczami. Ponadto miała bardzo wystające kości policzkowe.  I pomyśleć, że tydzień temu ta sama dziewczyna wyglądała jak ósmy cud świata... No dobra może w tym momencie przesadziłam, ale gdyby tak porównać te dwa odbicia to znalazłoby się trochę racji w moim poprzednim stwierdzeniu.
Powłóczystym krokiem wróciłam do pokoju w celu wybrania jakichś ubrań. Nie przeglądałam szafy przez dziesięć minut jak to miałam w zwyczaju tylko złapałam szare, rozciągnięte dresy i szybko je założyłam. Nie trudziłam się z malowaniem, ani robieniem fryzury. Czułam się tak strasznie, iż od razu wróciłam do łóżka i sprawdziłam telefon. Znów to samo. Kilkanaście nieodebranych połączeń i kilkadziesiąt wiadomości tekstowych między innymi od dziewczyn, chłopców z zespołu, ale głównie od tego jedynego... Tak, Harry cały czas próbuje się ze mną skontaktować. Jednak ja nie jestem w stanie nawet wcisnąć zielonej słuchawki, a co mówić o jakiejkolwiek rozmowie. Zamknęłam oczy i spróbowałam ponownie zasnąć. Kiedy już byłam na granicy jawy i snu usłyszałam jak podłoga w moim pokoju zaskrzypiała. Automatycznie moje powieki się rozwarły i w progu ujrzałam mojego kochanego ojczulka...
- Witaj kochanie! Nie chciałem Ci przeszkadzać, ale... Masz gości... - powiedział cicho i zanim dotarły do mnie jego słowa już go nie było. Jednak nie zostałam sama na długo, bo kilka sekund później miejsce taty zajęły moje dwie przyjaciółki ze skruszonymi minami. Widziałam w ich oczach ogromny smutek i odrobinę strachu... Nie spodziewałam się, że mnie odwiedzą po tym wszystkim. Chociaż... Przez te kilka dni sporo myślałam... Wszystko dokładnie przeanalizowałam i doszłam do wniosku, że powinnam ich wysłuchać. Przecież jedna sprawa nie może doszczętnie zniszczyć wieloletniej przyjaźni...
- Witajcie... Przepraszam, za mój obecny wygląd, ale nie czuję się najlepiej chyba dopadła mnie jakaś grypa. A tak w ogóle to... Jeśli można wiedzieć oczywiście... W jakiej sprawie przyszłyście? - mówiłam o wiele łagodniejszym głosem niż tego pamiętnego dnia. W pokoju przez dłuższą chwilę panowała cisza. Widziałam coraz większy niepokój malujący się na twarzach dziewczyn... Chyba rzeczywiście żałowały tego co się stało...
- Chciałyśmy z Tobą porozmawiać i wyjaśnić parę spraw - odezwała się w końcu Natalie.
Gestem dłoni pokazałam żeby weszły i zajęły jakieś miejsca siedzące w moim pokoju.
- Zamieniam się w słuch... - wyszeptałam zdławionym głosem. Wspomnienie tamtego dnia nadal wywołuje łzy w moich oczach...
- No więc zaczynając od początku... Tamtego dnia z samego rana zadzwonił do mnie Zayn i powiedział, że za wszelką cenę mamy nie dopuścić abyś przeczytała jakąkolwiek gazetę, obejrzała telewizję lub zajrzała do Internetu... Prośba ta wydawała mi się dziwna lecz kiedy spytałam o co w ogóle chodzi odparł, że wszystko wyjaśni mi później, bo teraz nie ma na to czasu... - zaczęła Mandy, ale po chwili Natt weszła jej w słowo.
- My naprawdę nie wiedziałyśmy na co się piszemy, ale postanowiłyśmy bez względu na wszystko spełnić jego prośbę.Wprawdzie przez moją głowę przewinęło się wiele teorii, na przykład taka iż w mediach i prasie pojawiła się jakaś przykra plotka dotycząca Ciebie lub Twojego związku z Harrym, która mogłaby Cię zaboleć... Wiesz, że dla Twojego dobra zrobiłybyśmy wszystko... Właśnie dlatego przyszłyśmy do Ciebie z samego rana, żeby w pewnym sensie Cię pilnować... -
- Kiedy Ty poszłaś na górę się ubierać, my przez przypadek zauważyłyśmy ten artykuł i zaczęłyśmy go czytać. W tamtym momencie zrozumiałyśmy wszystko bardzo dokładnie... Działałyśmy bardzo pochopnie... Nie wiedziałyśmy co mamy robić... Nie miałyśmy pojęcia jaką decyzję podjąć... Nie chciałyśmy Cię okłamywać, ale  nie chciałyśmy też żebyś cierpiała... To wszystko działo się tak szybko i najzwyczajniej w świecie nas przerosło... - tym razem to Mandy przerwała wypowiedź Natalie. W ich oczach kryły się łzy, które tylko czekały, aby popłynąć w odpowiednim momencie...
- Cami wybacz nam... Zawsze byłyśmy przy Tobie. Zawsze udawało nam się unikać konfliktów i słusznie rozwiązywać wszelakie problemy. My po prostu nie możemy sobie wyobrazić, żeby było jakoś inaczej... - właśnie po tych słowach wszystkie trzy się rozpłakałyśmy.
W pokoju nastała cisza... Powoli trawiłam wszystkie słowa wypowiedziane przez obydwie dziewczyny... Miały rację. Zawsze trzymałyśmy się razem i jeszcze żadna z nas nie zawiodła tej drugiej... Patrząc na tą całą sytuację z ich perspektywy mogę stwierdzić iż to rzeczywiście nie była ich wina... W tamtej sytuacji zawinili chłopcy... Chyba pora zakopać topór wojenny i wrócić do jako takiej normalności... Westchnęłam głęboko i zaczęłam mówić:
- Przyznam, że tamtego dnia również powiedziałam kilka słów, których nie powinnam... Ja też działałam pod wpływem emocji i  właśnie w tym momencie chciałam Was przeprosić za to, że nie dałam Wam dojść do słowa... Powinnam Was wysłuchać i przynajmniej postarać się zrozumieć... Przepraszam... - Potok łez jeszcze bardziej się nasilił. Na szczęście teraz obok mnie były moje przyjaciółki. Wprawdzie obydwie tak samo jak ja zapłakane, ale jakie to ma znaczenie. W jednej chwili znalazły się przy mnie i zaczęły mnie przytulać i pocieszać...
- Robiłam głupie, dziwne rzeczy, żeby udowodnić Wam i Harry'emu, a przede wszystkim sobie, że nie jestem naiwną dziewczyną, ale doszłam do wniosku, że to nie ma sensu, bo tak naprawdę nią jestem i muszę się z tym pogodzić - wychlipałam swoje usprawiedliwienie, a uścisk przyjaciółek jeszcze bardziej się nasilił.
W pokoju znów było cicho... No pomijając nasze ciche łkanie i siąkanie nosami... Mimo wszystko czułam się o wiele lepiej psychicznie... Czułam, że jest mi jakoś lżej na sercu.. Bo jeżeli chodzi o mój stan fizyczny to nic się nie zmieniło... Chociaż... Mam wrażenie, że z minuty, na minutę moje mdłości znów się nasilają... Szybko wstałam z łóżka i pobiegłam do łazienki. Wspaniale... Powtórka z rozrywki! Szybko uklękłam przed toaletą i znów się zaczęło... To nie może być grypa żołądkowa! Przecież ja nic ostatnio nie jadłam, więc nie mogłam się niczym zatruć... Moja głowa produkowała myśli, a ja w tym czasie trzęsłam się w konwulsjach... Teraz zaczęłam żałować, że nie związałam tych głupich włosów... Próbowałam jakoś nad nimi zapanować, kiedy obok mnie pojawiły się moje przyjaciółki. Mandy odgarnęła moje kosmyki z twarzy, a Natt zaczęła mnie głaskać po plecach... Nie minęło jakieś pięć minut, a już poczułam się drobinę lepiej... Powoli opanowywałam swoje trzęsące się ciało.
- Cami... Już w porządku?? - spytała zmartwiona Nat. Odwróciłam się w jej stronę i kiwnęłam
twierdząco głową...
- Przepraszam, ale czy możecie wyjść... Ogarnę się szybko i zaraz do Was wrócę... - wysiliłam się na lekki uśmiech i z pomocą Mandy wstałam z podłogi. Dziewczyny szybko spełniły moją prośbę... Spuściłam wodę, przemyłam twarz wodą i ponownie umyłam zęby...
- Cami!- usłyszałam wołanie dochodzące z mojego pokoju, dlatego też jak najszybciej opuściłam to pomieszczenie i już po chwili znalazłam się w swoich czterech ścianach. Dziewczyny usadowiły mnie na łóżku i zaczęło się przesłuchanie. Nareszcie wróciła normalność.
- Camila... Co się z Tobą dzieje? - spytała zmartwiona Mandy. Spojrzałam na nią, a później na Natalie... Skoro już mam być szczera no to ok... Nie wiem czemu, ale po raz pierwszy bałam się wyznać im prawdę... Bałam się, że pomyślą iż jestem wariatką i wyślą mnie do jakiegoś psychiatry... Mimo wszystkich tych lęków zaczęłam opowiadać..
- Otóż tamtego dnia kiedy dowiedziałam się o... zdradzie Harry'ego postanowiłam się zmienić... Kiedy ujrzałam siebie w lusterku stwierdziłam, że wyglądam okropnie, że jestem gruba i brzydka i to właśnie przeze mnie Harry dopuścił się... tego... Postanowiłam więc  zacząć się odchudzać... Od kilku dni praktycznie nic nie jem... Ale tak naprawdę to nawet nie jestem głodna... Cały czas jest mi niedobrze, mam zawroty głowy i dwa razy zemdlałam... Dopiero dzisiaj zaczęły się te wizyty w łazience... Myślałam, że to przez odchudzanie, ale teraz już sama nie wiem - mówiłam szybko i znów ledwo powstrzymywałam napływające do moich oczu łzy. Zauważyłam, że dziewczyny spojrzały na siebie i kiwnęły twierdząco głowami...
- W takim razie zabieramy Cię do lekarza... Bez żadnych sprzeciwów zrozumiano?! - nie miałam zamiaru protestować... Mówiąc szczerze to dzisiejsze wydarzenia skłoniły mnie do tego samego wniosku. Wstałam i ponownie podeszłam do szafy. Tym razem wyjęłam z niej jakieś normalniejsze ubrania. Po raz trzeci znalazłam się w łazience. Szybko się przebrałam, zrobiłam lekki makijaż i związałam włosy w niechlujnego koka. Po piętnastominutowej metamorfozie zeszłam na dół gdzie miały na mnie czekać dziewczyny.
 - Chodź szybko, bo taksówka już czeka - powiedziała Natalie i niemalże wypchnęła mnie za drzwi jakby obawiała się, że im ucieknę... Jednak dobrze mieć przyjaciółki, bo gdyby nie one to nie wiem czy odważyłabym się  na wizytę u lekarza, a teraz siedzę w taksówce, obok mnie siedzi Mandy i dodaje mi otuchy poprzez głaskanie mojej dłoni i czuję się spokojniejsza i bezpieczniejsza.

*** 

Droga do szpitala nie trwała zbyt długo. Pewnie dlatego, że moje przyjaciółki dość wymownie pospieszały kierowcę taksówki... Już po piętnastu minutach byłyśmy przed białym, ogromnym budynkiem. W tej chwili rzeczywiście miałam ochotę stąd uciekać... Niestety, teraz nie było już odwrotu. Dziewczyny wzięły mnie za ręce i mocno trzymając prowadziły w stronę wejścia... O dziwo nie było żadnej kolejki, ani nic w tym rodzaju. Że też w takich sytuacjach akurat muszę mieć "szczęście". 
- Dzień dobry. Czy pani doktor jest w gabinecie? - spytała Natalie zaglądając przez okienko gdzie
siedziała pielęgniarka. Starsza kobieta spojrzała na nas i oschle odpowiedziała pytaniem na pytanie:
- A rejestrowała się pani? 
No tak! Zapomniałyśmy o najważniejszym... Ojeej... Jaki pech... Nie... No to ja się za chwileczkę zarejestruję może na za tydzień, albo za dwa... Już zaczęłam się cieszyć w duchu, kiedy Natalie znów zabrała głos. 
- Nie rejestrowałam się, ale tu nie chodzi o mnie... Moja przyjaciółka od kilku dni bardzo źle się czuje... Wymiotuje, ma zawroty głowy, a nawet dwa razy zemdlała...
Kobieta ponownie na nas spojrzała, wstała z fotela po czym przeszła do jakiegoś pomieszczenia. Przyznam szczerze, że byłam lekko zdezorientowana, ale wciąż miałam nadzieję, że jednak dzisiejsze badania się nie odbędą... Jednak, jak się pewnie domyślacie, mój pech ponownie zaczął działać... Pielęgniarka energicznym krokiem wyszła z pomieszczenia i oznajmiła już mniej oschłym tonem, że pani doktor zaprasza mnie do swojego gabinetu. Wzięłam głęboki oddech i podeszłam do białych drzwi na trzęsących się nogach. Zanim jeszcze weszłam do środka, odwróciłam głowę w stronę przyjaciółek. Mandy mrugnęła do mnie, a Natt promiennie się uśmiechnęła i zrobiła gest dłonią nakazujący mi wejście do środka... Z małą dawką otuchy weszłam do gabinetu. 
- Dzień dobry - przywitałam się nieśmiało. Nigdy nie lubiłam lekarzy. Taki jeden uraz z dzieciństwa zostawił po sobie ślad na całe moje życie. Ale ta lekarka wyglądała całkiem przyjaźnie. Kiedy skierowała swój wzrok na mnie od razu się uśmiechnęła, przywitała i poprosiła żebym usiadła.  
- No więc co pani dolega? - spytała spokojnie, a uśmiech nie schodził jej z twarzy.
Po raz kolejny opowiedziałam historię z odchudzaniem i opisałam szczegółowo wszystkie objawy.
- Pani doktor czy ta "głodówka" jest przyczyną mojego złego samopoczucia? - spytałam zaniepokojona...
Kobieta przez dłuższą chwilę się zastanawiała. 
- Hmmm. Zawroty głowy mogłyby nastąpić właśnie dlatego, ale skąd nudności, wymioty, no a przede wszystkim te omdlenia... Przypuszczam, że musimy jeszcze zrobić badanie USG. - Pani doktor wskazała "łóżko", na którym miałam się położyć. Posłusznie zajęłam miejsce i podciągnęłam bluzkę. Po raz pierwszy będę miała robione takie badanie... Ponoć nie jest bolesne, ani nic z tych rzeczy, ale nic do końca nie wiadomo.
Pani doktor usiadła obok mnie i rozpoczęła diagnostykę...
To takie dziwaczne uczucie kiedy coś zimnego i żelowego jeździ po Twoim brzuchu, aczkolwiek dosyć przyjemne... Jednak nie zawracałam sobie tym głowy na długo... Najważniejsze obecnie były wyniki. Mina pani doktor nie wyrażała nic... Nie była już tak uśmiechnięta, ale nie malował się też na niej smutek ani niepokój... Okej. Rozumiem, że musiała się skupić, no ale ja naprawdę się boję tych wyników, no!!  W końcu kobieta spojrzała na mnie i zadała pytanie, którego nie spodziewałam się wcale,,,
- Czy ma pani chłopaka, narzeczonego?
- Miałam chłopaka... - odparłam zgodnie z prawdą. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to moja prywatna sprawa i lekarz raczej nie powinien się do tego wtrącać - Ale przepraszam dlaczego pani o
to pyta? - denerwowałam się coraz bardziej. 
- Radziłabym pani się z nim nie rozstawać. - odparła z uśmiechem na twarzy. Przepraszam bardzo ja jestem u lekarza, a nie u jakiegoś doradcy życiowego!
- Niby czemu? - ojoj. Ze snu zimowego budzi się pyskata Camila... A miało być tak pięknie...
- Bo jest pani w ciąży...

*********************************************************************************
Taaaaak... To wszystko wyjaśnia... Nawet nie wiecie jak bardzo się powstrzymywałam, żeby nie udostępnić tego rozdziału wcześniej... Jakby nie patrzeć udało mi się, ale żeby Wam to wynagrodzić mam pewną propozycję, jeżeli pod tym rozdziałem pojawią się 3-4 komentarze to zostanie opublikowana kolejna część więc radziłabym się starać, chyba, że nie jesteście zbytnio ciekawe... :D
No, a teraz może kilka pytań co do rozdziału:
1. Czy Cami podjęła słuszną decyzję wybaczając przyjaciółkom?
2. Jak myślicie co się teraz stanie?
3. Czy Cami postanowi wybaczyć Harry'emu i powiedzieć mu o dziecku, czy wręcz przeciwnie??
Jest to kilka "szablonowych" pytań, na które nie musicie konkretnie odpowiadać. Po prostu ja wypisując te pytania podpowiadam Wam czego chciałabym się dowiedzieć od Was w komentarzach. W każdym bądź razie ode mnie na dzisiaj tyle... Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał i pamiętajcie... tym razem to Wy decydujecie o opublikowaniu kolejnej części! Jeszcze raz pragnę podziękować za wszystkie miłe słowa zawarte w komentarzach, a szczególnie mojej kochanej Menagerce od spraw showbiznesu, której dedykuję dzisiejszy rozdział!!! <3
Pozdrawiam Was bardzo gorąco i ślę miliony całusów i uścisków!!! *.*

Aleksandra ;)

niedziela, 17 maja 2015

INFORMACJA!!!

Witajcie! Chociaż nie wiem czy mogę tak napisać gdyż nie mam nawet pewności, że ktoś to przeczyta... Najpierw sprawa najważniejsza. Znów pragnę Was przeprosić za to, że wczoraj nic się tu nie pojawiło, ale jak wyruszyłam z domu o godzinie 8.30 tak wróciłam o 01.00 w nocy. Nie  wiem czy sensowne jest dalsze tłumaczenie, ale chcę być z Wami szczera w stu procentach więc... Najpierw byłam na próbie, później przygotowywałam się na wesele, a następnie jak już się zapewne domyślacie pojechałam na to wesele... No więc jeszcze raz bardzo przepraszam, że niczego wczoraj nie wstawiałam...
Drugą rzeczą jest kolejne wyjaśnienie... Jeżeli ktoś to czyta to może zadaje sobie pytanie: "Dlaczego nie piszę tego wszystkiego w notce pod rozdziałem?" Już odpowiadam... Postanowiłam nie wstawiać kolejnych rozdziałów przez jakiś czas... I znów dociekliwi mogą spytać "Jaki jest tego powód?" Jest tylko jeden, jedyny... Nie mam dla kogo tego robić... Liczba wejść bardzo spadła, a komentarze nie pojawiają się w ogóle... Dlatego też postanowiłam "zawiesić bloga" i zrobić pewną ankietę do której Was odsyłam!
Nie zostaje mi nic innego jak tylko się pożegnać... Chcę zaznaczyć, że jest mi naprawdę przykro z tego powodu i przez dłuższy czas się nad tym zastanawiałam, ale w końcu doszłam do wniosku, że skoro nikogo nie interesuje dalszy ciąg opowiadania to nie ma sensu, żebym ja się tu wysilała i robiła coś tylko dla własnej satysfakcji... No nic. Bo zaraz się tu rozkleję, a tego bym nie chciała. Jeszcze raz odsyłam osoby czytające do ankiety, która znajduje się po prawej stronie na samej górze.

Pozdrawiam Was Bardzo Gorąco i mam nadzieję, że to jeszcze koniec... Ale! Wszystko w Waszych rękach! <3



niedziela, 10 maja 2015

Rozdział szesnasty

*Camila*

Otworzyłam oczy... Od razu zostałam oślepiona promieniami słonecznymi wpadającymi przez okno.
Przetarłam całą twarz dłońmi, po czym głośno ziewnęłam. Chwilę zajęło mi przypomnienie sobie wszystkich wydarzeń z wczorajszego dnia... Leżałam na łóżku, pod ciepłą kołderką i nie miałam ochoty wstawać... Nadal nie czułam się najlepiej... Wciąż bolała mnie głowa i brzuch, a w dodatku było mi trochę niedobrze... Wprawdzie takie objawy to ostatnio norma, no ale coś jest z tym nie w porządku... Mimo wszystko trzeba wstawać i się zbierać, bo teatr wzywa... Bardzo ostrożnie wyszłam spod kołdry i podniosłam się z łóżka. Posuwistym krokiem podeszłam do szafki. Cały czas trzymałam się stabilnie stojących przedmiotów. Miałam wrażenie, że za chwilę się przewrócę. Co jakiś czas nachodziły mnie lekkie zawroty głowy. O co w tym wszystkim chodzi?? Co się ze mną dzieje?? Dlaczego właśnie teraz się tak źle czuję??  Najrozsądniej byłoby pójść do lekarza i zrobić wszystkie badania, ale jakoś na razie nie bardzo uśmiecha mi się taka wizyta...
Nie miałam humoru, ani ochoty na strojenie się dlatego też wyjęłam pierwsze lepsze, wygodne i pasujące do siebie ubrania, po czym poszłam do łazienki. Miałam nadzieję, że szybki prysznic choć odrobinę polepszy moje samopoczucie. Zdjęłam piżamę i rzuciłam ją na zimne kafelki. W końcu znalazłam się w niedużej kabinie prysznicowej. Z chwilą gdy poczułam na sobie pierwsze krople letniej wody od razu poczułam się lepiej. Jednak nie trwało to zbyt długo... Każda kolejna minuta przywracała mnie do poprzedniego "stanu". Kiedy wyszłam spod prysznica czułam się tak samo strasznie jak przedtem... Jedyne na co miałam ochotę to wrócić do pokoju, rzucić się na łóżko i znów pójść spać... Jednak tak jak już wcześniej wspominałam taka możliwość nie istnieje... Tym bardziej,
że Amy stała się ostatnio bardziej surowa i nie chcę jej podpaść...  Dlatego też szybko założyłam wcześniej przygotowane ubrania i zeszłam na dół. W kuchni zastałam już mojego tatę. Wysiliłam się na sztuczny uśmiech i dopiero wtedy przekroczyłam próg. Tata od razu spojrzał w moją stronę i chyba zauważył, że nie czuję się najlepiej. Jego mina wyrażała troskę, a zarazem delikatne przerażenie...
- Witaj córciu! Czy wszystko w porządku? Jesteś taka blada, a przecież wczoraj też nie czułaś się najlepiej... - powiedział zmartwionym głosem. Nie zdążyłam nawet mrugnąć, a on znalazł się przy mnie i sprawdzał dłonią czy aby nie mam gorączki.
W sumie to nie wiem czy jest sens w mówieniu prawdy... Po co mam go jeszcze bardziej martwić... Małe kłamstewko jeszcze raczej nikomu nie zaszkodziło... On i tak ma mnóstwo własnych problemów więc nie mogę dokładać mu jeszcze tych swoich... Jestem już dorosła... Muszę radzić sobie sama...
- Wszystko jest Ok... Po prostu jestem trochę przemęczona, ale spokojnie dziś czuję się o wiele lepiej - odparłam i wyszczerzyłam w zęby w "szczerym" uśmiechu. Ale mimo tego, że słówko szczery jest w cudzysłowie mój tata mi uwierzył. O nic już nie wypytywał tylko wrócił do wykonywania wcześniejszej czynności, a mianowicie krojenia warzyw. W momencie kiedy zobaczyłam produkty mój żołądek zrobił fikołka, a cała jego zawartość podeszła mi do gardła. Czym prędzej wyszłam z kuchni, żeby tylko nie patrzeć na jedzenie... Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje... Przecież taki żarłok jak ja nie może z dnia na dzień zmienić swojej "diety" tak diametralnie... Ja wiem, że postanowiłam się odchudzać i w ogóle, ale mimo wszystko powinnam odczuwać głód na widok jedzenia, a nie mdłości! Takie zachowanie podchodzi już pod jakąś chorobę lub obsesję... Tak mi się przynajmniej wydaje... A może jednak się mylę... Tego nie wie nikt... Jak na razie nie mam czasu się nad tym zastanawiać, bo praca wzywa. Założyłam buty i dżinsową marynarkę. Ostatnie spojrzenie w lusterko... Jest okej można wychodzić... Chyba dziś odpuszczę sobie to bieganie... Energiczny spacerek i świeże powietrze na pewno dobrze mi zrobi...
Tym razem miałam rację... Po dwudziestu minutach byłam już pod drzwiami teatru i czułam się o wiele lepiej... Weszłam do środka i od razu do moich uszu dotarły różne głosy... Czyżby wszyscy już
byli?? Przecież to niemożliwe... Dość szybkim krokiem przeszłam przez długi korytarz i już po chwili znajdowałam się przed salą widowiskową. Tam ujrzałam już zgromadzoną całą ekipę wraz z panią reżyser... To oznaczało, że albo ja się spóźniłam, albo reszta przyszła po prostu wcześniej. Jednak jakoś nie miałam ochoty poznawać prawdy... Weszłam do środka, przywitałam się ze wszystkimi i cierpliwie czekałam na dalszy bieg wydarzeń... Amy zdała nam relację z tego jak poszedł nam ostatni występ. Widać było jaka radość bije od niej, a to oznaczało, że bardzo jej się podobało. Z resztą każde jej słowo było pochwałą czy to indywidualną czy zbiorową...
Po omówieniu ostatniego wystawienia sztuki, dostaliśmy nowe scenariusze. Amy dała nam piętnaście minut na jako-takie zapoznanie się z treścią. W momencie gdy spojrzałam na kartki literki zaczęły mi się dosłownie rozmazywać co było dość dziwnym doświadczeniem, bo jeszcze nigdy nie miałam problemów ze wzrokiem. Podeszłam bliżej okna, zamknęłam oczy i zaczęłam głęboko oddychać. Po chwili wszystko wróciło do normalności i w spokoju mogłam przeanalizować swoją rolę. Nim się obejrzałam w sali ponownie pojawiła się Amy. Bez "owijania w bawełnę" zaczęliśmy pierwszą "próbę czytaną". Każdy kto miał jakąś styczność z aktorstwem lub ogólnie z występami i przedstawieniami dobrze wie, że początki są najgorsze... Nie potrafimy przyzwyczaić się do nowej roli, nowej osobowości... Nie umiemy odnaleźć się w nowym świecie, innej rzeczywistości... "Świeży" tekst sprawia wiele trudności w interpretowaniu, a niekiedy nawet w wypowiadaniu... O swobodnej gestykulacji i przemieszczaniu się w odpowiednich kierunkach można tylko pomarzyć. Ogólnie rzecz biorąc jedna wielka masakra... Właśnie tak przebiegała nasza dzisiejsza próba... Powoli i z ogromnym mozołem dotarliśmy do połowy sztuki. Właśnie w tym momencie Amy stwierdziła, że pora zrobić przerwę na lunch. Szczerze mówiąc to na prawdę, ale to na prawdę nie byłam głodna... Jednak, żeby nie wzbudzać jakichkolwiek podejrzeń wzięłam szklankę wody oraz najmniejsze, zieloniutkie jabłko. Z ogromnym trudem przełknęłam i to, ale jednak dostarczyłam mojemu organizmowi choć trochę jedzenia...
Po skonsumowaniu szybkiego lunch'u wróciliśmy na salę i zajęliśmy się próbowaniem drugiego aktu. Odczytywałam swoje kwestie, a w myślach już odtwarzałam sobie jak ostatecznie będzie wyglądać
całe przedstawienie.  Pusta scena... Z wyjątkiem miejsca gdzie stoi szpitalne łóżko... Dookoła ciemno i tylko jedno światło padające centralnie na środek sceny... I wtedy wbiegam ja - Eliza w dziwnej, białej, krótkiej sukience z krzykiem... "Zostawcie mnie! Ja nie chcę!" Pewnie po opisie scenografii można domyślić się treści spektaklu... Będzie to przedstawienie o nastoletniej dziewczynie znajdującej się w szpitalu psychiatrycznym, która... Momencik! Czy to, że gram główną rolę właśnie w  tym spektaklu to jest jakaś aluzja czy zwykły przypadek? Tego nie jestem pewna, ale chyba nie mam siły, żeby się nad tym zastanawiać.
***
W trakcie próbowania drugiego aktu moje samopoczucie znacznie się pogorszyło. Zrobiło mi się niedobrze i znów zaczęło mi się kręcić w głowie. To na pewno nie był głód, przecież zjadłam jabłko.... No więc o co znów chodzi?? Nie mam zielonego pojęcia!!!  Mimo wszystko starałam się zachowywać normalnie. Niestety nie bardzo mi się to udawało... Czytałam swoje kwestie z coraz większym trudem ponieważ wszystkie literki zlewały mi się w jedną całość. Ledwo stałam na nogach... Miałam wrażenie, że za chwilę się przewrócę i po prostu nie wstanę...
"Camila weź się w garść dziewczyno!" Myślałam, że karcenie samej siebie choć trochę pomoże, jednak bardzo się myliłam... Z każdą minutą czułam się coraz gorzej. Głębokie oddychanie również nie czyniło cudów. Nagle poczułam że moje nogi nie są w stanie dłużej utrzymywać stabilnie mojego ciała, a przed oczami zrobiło mi się całkowicie ciemno.
Straciłam kontakt ze światem... 
***
- Cami... Camila... Obudź się... - słyszałam jakieś niewyraźne głosy. Powoli zaczęłam otwierać
oczy... Wszystko było takie rozmazane i niewyraźnie... Widziałam, że są przy mnie wszyscy aktorzy i Amy, ale żadnego z nich nie mogłam rozpoznać. Mrugnęłam kilka razy, dzięki temu obraz zaczął się wyostrzać...
- Cam nic Ci nie jest? - usłyszałam już głośno i wyraźnie głos Rose. Powoli się podniosłam do pozycji siedzącej i kiwnęłam twierdząco głową... W tym momencie wszystko ponownie wróciło do "normy". Mdłości, zawroty głowy, mroczki przed oczami... Chyba jednak powinnam przystopować z tym odchudzaniem... Z drugiej strony przecież nie mogę się ot tak poddać! Nie mogę być taka słaba!!! Nie wiem co mam robić... Otrząsnęłam się z zamyślenia i zauważyłam, że Mike podaje mi rękę. Niepewnie chwyciłam jego dłoń i powoli wstałam z podłogi. Jednak przez chwilę musiałam podpierać się  na jego ramieniu, bo co jakiś czas miałam wrażenie, że wszystko dookoła mnie wiruje. 
- Camilo możemy porozmawiać na osobności? - spytała reżyserka, a ja zamiast odpowiedzieć znów
kiwnęłam twierdząco głową. i przeszłam za nią do jej "gabinetu".
Kiedy zamknęłam drzwi, kobieta usiadła w fotelu i pokazała gestem, że mam zająć miejsce na przeciwko niej. 
- Niepokoi mnie Twój stan zdrowia Cami. Powinnaś pójść do lekarza, zrobić badania, a co najważniejsze odpocząć... Bardzo dużo przeszłaś, ja to rozumiem, ale mimo wszystko martwię się o Ciebie dlatego... Myślę, że powinnaś na jakiś czas zrobić sobie przerwę w teatrze. Uwierz mi kiedy tylko poczujesz się lepie przyjmę Cię z otwartymi ramionami, ale teraz musisz  wziąć się za siebie... To nie jest propozycja tylko rozkaz! - powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu. Co miałam robić? Nie mogłam zaprzeczyć... Również czułam, że potrzebuję chwili odpoczynku... Podziękowałam jej za troskę, pożegnałam się i opuściłam teatr... Nie miałam jej tego za złe... Wręcz przeciwnie byłam wdzięczna za to, że ona sama kazała mi wziąć "urlop". W każdym bądź razie do żadnego lekarza się nie wybieram! Nie widzę takiej potrzeby... Po prostu zaczęłam troszkę drastyczne odchudzanie, a mój żołądek nie jest do tego przyzwyczajony i przekazuje mi różne sygnały... Tak innym po prostu burczy w brzuchu, ale nie mi... Ja muszę od razu mdleć... Wydaje mi się, że wystarczy tydzień, aby wszystko wróciło do normy.
Postanowiłam zadzwonić po taksówkę... Nie chciałam iść dwadzieścia minut do domu... Bałam się, że znów zemdleję, a wtedy co?? Wątpię, że ktoś, by się tym przejął... Wolałam nie ryzykować. Po dziesięciu minutach pod teatrem pojawił się czarny pojazd. Wsiadłam i podałam swój adres. Piętnaście minut później już byłam w domu.
- Hej córcia coś wcześnie dzisiaj - usłyszałam już w progu głos mojego taty. Zdjęłam buty po czym
udałam się do salonu. Tam właśnie zastałam mojego kochanego ojczulka.
- Amy kazała mi wziąć kilka dni wolnego, bo uważa, że powinnam trochę odpocząć... - powiedziałam i bez dalszych wyjaśnień weszłam po schodach na górę. Znajdując się już we własnym pokoju niemalże rzuciłam się na własne łóżko. A z racji tego, że znów czułam się coraz gorzej przykryłam swoje ciało kocem i... zasnęłam... 
*********************************************************************************
Hej! Haj! Heloł! Już się tłumaczę! Wczoraj nie było rozdziału gdyż od samego rana do wieczora nie było mnie w domu. Najpierw byłam w Kościele gdyż moja parafia miała ten zaszczyt goszczenia Symboli Światowych Dni Młodzieży, później próba zespołu, następnie ślub (jeszcze o tym nie wiecie, ale udzielam się także głosowo na tego tyu uroczystościach :D ) i jak wróciłam to po prostu padałam na twarz. Mam nadzieję, że wybaczycie mi moje spóźnienie i mimo wszystko nadal tutaj będziecie :D No, a teraz przechodzimy do rozdziału. Przepraszam, że jest taki krótki, ale jakoś nie miałam na niego kompletnie pomysły. Cud, że coś tam skleciłam... Szczerze mówiąc to mam wrażenie, że z każdym rozdziałem jest coraz gorzej, ale może to tylko moje spostrzeżenia... Nie mam zielonego pojęcia. A Wy co o tym myślicie?
Pod ostatnim rozdziałem pojawiło się pytanie kiedy w opowiadaniu pojawi się Ashton. Żeby nie spoilerować za bardzo powiem tylko, że będziecie mogły o nim poczytać już w dziewiętnastym rozdziale, ale nic więcej nie zdradzę choć wierzcie mi, że bardzo mnie korci... Wiele osób też miało niezłą koncepcję jeżeli chodzi o samopoczucie Cami... Tu też się nie wypowiem czy były trafne czy nie, no bo co by to było wtedy... Wszyscy straciliby chęć czytania dalszych części czyż nie?? No właśnie...
Czekam na Wasze opinie i spostrzeżenia, które możecie zawrzeć w komentarzu (jak zawsze! <3 )

Pozdrawiam Was baaaardzo serdecznie!!! <3

Aleksandra *.*

sobota, 2 maja 2015

Rozdział piętnasty

* Camila * NASTRÓJ
Z trudem otworzyłam swoje ciężkie powieki... Szczerze mówiąc to wolałabym cały czas spać...
Głowa bolała mnie niemiłosiernie, a do tego było mi strasznie niedobrze... Próbowałam przypomnieć sobie czemu lub komu "zawdzięczam" mój obecny stan, ale wszystkie wspomnienia z wczorajszego wieczoru widziałam jak przez mgłę.. Rozejrzałam się po pokoju i z ogromnym zdziwieniem stwierdziłam iż nie należy on do mnie... Wprawdzie znałam to wnętrze, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd... Błękitne ściany z mnóstwem obrazów, białe meble, i jasne panele... Ni stąd ni zowąd usłyszałam pukanie do drzwi i już po chwili w progu ujrzałam znajomą twarz Natt. Gwałtownie się podniosłam czego od razu pożałowałam, bo ból głowy jeszcze bardziej się nasilił i miałam wrażenie, że moje wnętrzności podchodzą mi do gardła... Dziewczyna usiadła obok mnie. Zaraz potem podała mi szklankę z wodą oraz jakąś tabletkę... Popatrzyłam na nią zdezorientowana i od razu zaczęłam zadawać różne pytania.
- Skąd się tu wzięłam?? Co się wczoraj działo???
- Zaraz wszystko Ci opowiem, ale najpierw weź lek przeciwbólowy... -odpowiedziała... Dziewczyna chyba bardzo dobrze wiedziała jak się czuję i czego w tym momencie potrzebuję najbardziej. Posłusznie wzięłam tabletkę i popiłam ją wodą... Dopiero wtedy moja przyjaciółka wygodniej rozsiadła się przy mnie i zaczęła mi opowiadać wszystkie zdarzenia z wczorajszego dnia... Przedstawienie... Rose... Impreza... Alkohol... Tańce... Harry... No i dużo rzeczy, których nie pamiętałam... Przyznam szczerze, że byłam w szoku, a do tego było mi trochę wstyd...  Nigdy w życiu nie doprowadziłam się do takiego stanu... Ale z drugiej strony... Przecież taka miałam być... Buntowniczka, imprezowiczka i w ogóle szalona dziewczyna... Taką siebie chciałam osiągnąć i udało mi się  to w jeden wieczór.
Głowa powoli przestawała boleć, jednak nudności nadal się utrzymywały... Tym bardziej, iż nieświadoma niczego Natalie zaproponowała żebym zjadła z nią śniadanie... Na samą myśl o jakimkolwiek jedzeniu żołądek mi się wywracał "do góry nogami"... Grzecznie podziękowałam, ale powiedziałam, iż nie skorzystam z propozycji i powoli będę się zbierać do domu... Widziałam, że dziewczyna jest smutna i jakby trochę zawiedziona... Hmm... Pewnie dręczą ją wyrzuty sumienia... W końcu wraz z Mandy mnie oszukały i...
No nic... Jakoś na razie nie mam ochoty wracać do tych jakże bolesnych chwil... Zeszłyśmy razem na dół... Będąc w hallu szybko założyłam buty, pożegnałam się z Natt krótkim "hej" i wyszłam z jej domu... Ale to co tam ujrzałam dosłownie mnie przeraziło. Przed domem przyjaciółki stało mnóstwo fotografów i reporterów z mikrofonami oraz kamerami. Skąd oni się tu wzięli i czego ode mnie
oczekują? Tego nie wiedziałam... Kiedy zeszłam ze schodów cały tłum jeszcze bardziej się do mnie zbliżył i wszystkie mikrofony i kamery skierowane były wprost na moją osobę...
- Camilo jak się czujesz z myślą, że Harry Cię zdradził? Czy Twoje nocne wypady do klubów są odreagowaniem? Chcemy wreszcie poznać prawdę? - zostałam zasypana wykrzyczanymi pytaniami. Na początku byłam bardzo zaskoczona i nie miałam pojęcia jak zareagować... Jednak im głośniej "tłum krzyczał" tym większa złość mnie opanowywała. W końcu zagotowało się we mnie i choć wiedziałam, że mogę żałować wypowiedzianych w tym momencie słów nic mnie nie powstrzymało.
- Wy nie chcecie prawdy! Chcecie ogromnych sensacji! Łapiecie normalnego człowieka i dorabiacie mu jakieś historie! Od zdrady Harry'ego minęło raptem trzy dni, i w przeciągu tego czasu byłam na jednej imprezie, na której rzeczywiście dałam się ponieść... Ale to był jeden jedyny raz kiedy chciałam uczcić dobrze zagraną sztukę... A Wy robicie ze zwykłej osoby jakąś wielką gwiazdę tylko po to, żeby publicznie ją zniszczyć! Żeby zarobić na zdjęciach i gazetach... To jest chore i tyle! Rzeczywiście Harry Styles to świetna ofiara. Osiągnął sukces, bo ma talent. Ma to o czym inni ludzie mogą tylko marzyć. Ale przez was stracił to co najcenniejsze w życiu. Wolność... Prywatność... Szczerość... A więc gratuluję, stworzyliście gwiazdę! W tym samym czasie zniszczyliście człowieka. Powinniście się tego wstydzić. Pewnie gdyby nie było Was pod tamtym hotelem, nie dowiedziałabym się o zdradzie Harry'ego... - W tym momencie do moich oczu zaczęły napływać łzy- I pewnie żyłabym z myślą, że wszystko jest w porządku, ale przynajmniej byłabym szczęśliwa... A teraz... Przez Was cierpią dwie osoby! Nie wiem tylko, która bardziej!
- Wobec tego odpowiedz nam jeszcze na jedno pytanie. Czy zamierzasz wybaczyć Harry'emu zdradę...
- Uważam, że zdrady nie da się wybaczyć... Choćby nie wiem jak bardzo kochało się drugą osobę.
Jeżeli chłopak spotyka się z dziewczyną, a później idzie do innej to tak naprawdę nigdy nie kochał tej pierwszej. - kiedy zakończyłam swoją wypowiedź ominęłam całą tą zgraję i z zapłakanymi oczami udałam się do domu.

***

Kiedy weszłam do mieszkania od razu otoczyło mnie ciepło, ale także zapachy, które spowodowały powrót mdłości... W pośpiechu zdjęłam buty i weszłam do kuchni. Właśnie tam zastałam tatę...
- Witam Cię... Miałem na Ciebie nie czekać, ale mimo wszystko myślałem, że wrócisz do domu... - powiedział z wyrzutem... Był zły... W sumie to mało powiedziane... Był wściekły... Ale czemu? Przecież jestem już dorosła... Mam prawo robić co chcę i wracać do domu wtedy kiedy mi się to podoba...
- Przepraszam tatku... Impreza skończyła się dość późno, a z racji tego, że była na niej też Natt i zaproponowała mi żebym przenocowała u niej to się zgodziłam...
Tata spojrzał na mnie i przez dłuższy czas nic nie mówił... Dopiero po kilku minutach oświadczył, że wszystko rozumie, bo z pewnością musiałyśmy wyjaśnić sobie parę spraw... Bardzo się zdziwiłam... Humor mojego taty zmienia się z ogromną szybkością... Dopiero złość już wyrozumiałość... Nie żebym miała coś przeciwko, ale myślałam, że dojdzie do nieprzyjemnej wymiany zdań, a tu taka miła niespodzianka... Jednak można dojść do porozumienia we względnym spokoju. Postanowiłam pójść na górę... Nie było mnie w moim pokoju tylko jedną noc, a tak bardzo się za nim stęskniłam... Kiedy tylko znalazłam się swoim azylu, rzuciłam się na łóżko i wbiłam swój
wzrok w sufit... Ostatnio to jedno z moich ulubionych zajęć... Leżenie w ciszy i rozmyślanie nad wszystkim co się ostatnio dzieje... Moja głowa rozpoczęła analizowanie wczorajszego dnia i dzisiejszego "wywiadu". Podczas imprezy pokazałam Harry'emu, że nie jestem taka za jaką mnie uważał... Poznał wreszcie prawdziwą mnie... Ale momencik.  Czy to rzeczywiście była ta prawdziwa Camila?? Buntowniczka czy naiwna dziewczynka... Która z nich jest prawdziwa, a która to tylko maska przywdziewana od czasu do czasu?  Mam taki mętlik w głowie... Patrząc na całe moje życie to raczej nigdy nie przepadałam za alkoholem i głośnymi imprezami... I to odziedziczyłam po swojej mamie...  Czyli jednak oblicze buntowniczki jest tylko na pokaz... A tak właściwie to teraz już nie muszę jej udawać. Chłopcy wyjechali w trasę i przez najbliższy czas nie będą mnie oglądać... Jednak patrząc na to z drugiej strony to trochę mi się spodobało bycie taką buntowniczką... Niczym się nie przejmujesz... Wszystko jest Ci obojętnie... Chodzisz na imprezy... Pijesz alkohol... Świetnie się bawisz... Takie życie ma dużo plusów... Ale minusów też mu nie brakuje... Ucieczka od problemów nie jest właściwą drogą do ich pokonania... Spędzanie całego wolnego czasu na imprezach też nie jest czymś, aż tak wspaniałym... Duże dawki alkoholu szkodzą zdrowiu... Wprawdzie tylko jeden dzień prowadziłam "hulaszcze" życie, ale może lepiej zakończyć to szybciej niż się zaczęło??? Nie zdążyłam odpowiedzieć sobie na to pytanie, ponieważ w moje myśli wkradł się dźwięk mojego telefonu... Rozejrzałam się po pokoju w celu namierzenia komórki, ale nigdzie jej nie było... Zbiegłam na dół, a w międzyczasie próbowałam ustalić gdzie kładłam go po raz ostatni... W końcu znalazłam go w torbie, która wisiała sobie na
wieszaku w hallu. Odebrałam i usłyszałam głos Emmy.
- No witaj moja szalona przyjaciółko.. Żyjesz?
Przyznam szczerze, że zdziwiło mnie to, ze do mnie dzwoni, a jeszcze bardziej zadawane przez nią pytania... Przecież ostatnio wcale ze sobą nie rozmawiałyśmy, a na wczorajszej imprezie też jej nie widziałam...
- Hej! A skąd wiesz o wczorajszej dyskotece? - spytałam bez ogródek...
- Kochana... Jesteś na pierwszej stronie wszystkich gazet... Nagłówki artykułów to m.in. "Camila Smith odreagowuje przykre emocje po zdradzie..." itp...
- Aha. Czyli to był główny powód dzisiejszego wywiadu - odparłam w sumie sama do siebie, ale ona natychmiast zaczęła wypytywać o wszystko. Pokrótce wytłumaczyłam jej co działo się przed domem Natt. - Ale tak w ogóle to dzwonisz tylko w tej sprawie? - zadałam kolejne nurtujące mnie pytanie...
- Nie ślicznotko. Dzwonię z nadzieją, że wybierzesz się ze mną na zakupy. - odparła ze śmiechem
przez co i ja się roześmiałam...
- Za piętnaście minut w centrum handlowym - powiedziałam i szybko się rozłączyłam. Kiedy miałam schodzić na dół uświadomiłam sobie, że wciąż mam na sobie ubrania z wczoraj dlatego wróciłam się do pokoju w celu znalezienia odpowiedniego zestawu na teraz... Z racji, że nie miałam zbyt dużo czasu wzięłam pierwsze lepsze ubrania i w ekspresowym tempie się przebrałam. Już po chwili byłam na dole i zakładając trampki oznajmiałam tacie iż wychodzę na zakupy. Zanim zdążył wyrazić sprzeciw mnie już nie było... Biegłam w stronę centrum, pomijając fakt iż moje samopoczucie nie poprawiło się ani trochę... Po dziesięciu minutach już byłam na miejscu gdzie zauważyłam znajomą blondynkę... Dziewczyna przytuliła mnie na powitanie i przyjrzała mi się dokładniej.
- Cami wszystko w porządku? Jesteś strasznie blada... - powiedziała zmartwiona... Odsunęłam się od niej natychmiast i odparłam, że czuję się znakomicie. Następnie nie czekając na nią weszłam do pierwszego lepszego sklepu...

*** 

Każda minuta spędzana w dusznych pomieszczeniach. sprawiała, że czułam się coraz gorzej. Po jakimś półgodzinnym spacerowaniu i oglądaniu przeróżnych rzeczy zaczęło mi się kręcić w głowie.
Do tego strasznie bolał mnie brzuch i było mi bardzo niedobrze... Ogólnie czułam się słabo i z trudem utrzymywałam się na nogach, ale o niczym nie wspominałam Emmie i ze sztucznym uśmiechem starałam się dorównać jej kroku... A było to dość trudne zadanie w takim stanie, ponieważ dziewczyna chodziła dość szybko...
Przez cały czas rozmawiałyśmy... Na całe szczęście nasza wymiana zdań polegała na tym iż to ona cały czas mówiła, a ja "słuchałam"... Dlaczego słowo słuchałam jest w cudzysłowie? Ano dlatego, że tak na prawdę wszystko co mówiła blondynka wpadało do mojego jednego ucha i po chwili wypadało drugim... Wiem, że to zachowanie nie jest zbyt miłe, ale po prostu byłam zmuszona w pełni oddać się rozmyślaniu... Bo mówiąc szczerze to zastanawia mnie trochę mój obecny stan... Na początku myślałam, że to skutki wczorajszej imprezy... Nigdy w życiu nie brałam do ust większej ilości alkoholu niż pół szklanki piwa więc nie znałam jakichś skutków ubocznych. Jednak ta teoria była błędna ponieważ upłynięciu tylu godzin i zażyciu tabletek uważam, że objawy kaca powinny przynajmniej trochę złagodnieć, a nie jeszcze bardziej się nasilić... Drugą myślą, która pojawiła się w mojej głowie było odchudzanie... Ale to też wydawało mi się trochę dziwne... Wprawdzie może zbyt rygorystycznie do tego podeszłam, bo nic nie jem i do tego biegam, ale to był dopiero jeden dzień mojej "diety" więc ta myśl  również odpada... I tym sposobem zaprzeczyłam swoim wszystkim teoriom.. Nic innego nie przychodziło mi do głowy...
Ojeej... Czy mi się wydaje czy moje ciało odmawia mi posłuszeństwa? Każdy krok był coraz mniej pewny... Nagle zachwiałam się lekko, na szczęście szybko odzyskałam równowagę... Emma nie zauważyła niczego więc możemy iść dalej... Jednak mimo moich najszczerszych chęci z każdą minutą zwalniałam, aż w końcu przystanęłam na środku chodnika. Zrobiło mi się ciemno przed oczami i mimo głębokich oddechów czułam jak powoli tracę kontrolę nad swoimi nogami. Na całe szczęście Emma zdołała mnie złapać i utrzymać w równowadze... Powoli, w pełni wsparta na "przyjaciółce" podeszłam do najbliższej ławki. Emma z niepokojem wymalowanym na twarzy
usadziła mnie na niej. Oparłam się i zaczęłam łapczywie czerpać powietrze... Czułam się jakbym była na pograniczu jawy i snu... Z  bardzo daleka dochodziły do mnie niewyraźne słowa blondynki, która jak się domyślałam zamawiała taksówkę... Przez  kilka dłużących się niemiłosiernie minut podczas których czekałyśmy na taksówkę usłyszałam długie kazanie na temat tego dziś mam porządnie wypocząć... Nie miałam zamiaru się sprzeciwiać... Jeszcze nigdy w życiu nie czułam się tak beznadziejnie... Miałam ochotę położyć się we własnym łóżku i spać... Nie jestem pewna czy nie przysnęłam w drodze do swojego mieszkania, bo nim się obejrzałam już znajdowałam się przed moim domkiem. Emma chyba wystraszyła się nie na żarty, bo zaprowadziła mnie aż pod same drzwi pokoju i wyszła dopiero wtedy kiedy była pewna, że leżę w łóżku i jestem pod opieką mojego taty. Szczerze wątpiłam w to, że zasnę... Męczyły mnie okropne nudności i ból głowy. Jednak kiedy tylko przyłożyłam głowę do poduszki i poczułam ciepłe dłonie taty głaszczące mnie po głowie, zamknęłam oczy i odpłynęłam... Tak przespałam całe popołudnie i noc.

*********************************************************************************
Witam Was po raz drugi tego dnia! Jak pewnie niektórzy zdążyli zobaczyć mój blog wreszcie doczekał się swojego zwiastunu. (Jeżeli jakieś osoby jeszcze go nie widziały to odsyłam Was do tego posta: KLIK! )
Druga sprawa, którą chciałabym umieścić w tej notce jest fakt, iż mój blog cieszy się coraz większą popularnością... Dlaczego tak stwierdzam? Pomimo tego, że nie ma tutaj szalenie dużej liczby obserwatorów i komentatorów (chociaż i tak cieszę się z tych osób, które są ze mną) to mamy już ponad 3100 wyświetleń i zostałam nominowana poraz piąty do LBA. Z czego przeogromnie się cieszę i w ogóle...
No i na koniec... Kilka pytań dotyczących dzisiejszego rozdziału:
1. Co myślicie o wypowiedzi Camili w związku z tymi reporterami?
2. Czy popieracie zachowanie jej ojca czy wręcz przeciwnie twierdzicie, że powinien dać jej jakąś karę? :D
3. Co myślicie o złym samopoczuciu Camili?
4. Nie chyba skończyły mi się pomysły na pytania...
No nic... W każdym bądź razie chciałabym podziękować serdecznie wszystkim, którzy są od początku tego opowiadania, i którzy sprawiają, że blog staje się czymś lepszym... DEDYKACJA DLA WSZYSTKICH CZYTELNIKÓW!!! <3

Pozdrawiam Was bardzo serdecznie! Ślę uściski! Do następnego tygodnia <3 ^^

ZWIASTUN!

Hej! Haj! Heloł! Jestem tak bardzo podjarana, że nawet nie nie wiecie! Powód ?? Na pewno już zauważyliście w tytule posta, no ale powtórzę mój blog doczekał się swojego zwiastunu !!! Tak on się prezentuje:


CO O NIM sądzicie ?? Mi sie podoba na strasznie. Po prostu brak mi słów. Przeogromnie dziękuję Naomi z Doliny Zwiastunów, ponieważ nieźle się natrudziła, zeby stworzyć to Dzieło! <3

PS. O której chcecie kolejny rozdział?? ;)