sobota, 23 maja 2015

Rozdział siedemnasty cz. 1

Hah... Coś nowego notka na początku... Spokojnie to tylko raz, gdyż nie chciałam umieszczać wszystkiego pod rozdziałem... Otóż w ankiecie, w której zapytałam czy mam kontynuować opowiadanie było 7 pozytywnych głosów czego się nie spodziewałam, a co więcej pojawiły się trzy obszerne komentarze dzięki, którym wiele się dowiedziałam, ale nie to jest teraz najważniejsze, bo jakby nie patrzeć to dzięki tym rozbudowanym opiniom zdecydowałam Wam "wybaczyć" i pisać dalej ;) Nie będę przedłużać, ponieważ na pewno chcecie znaleźć odpowiedzi chociaż na część pytań więc... Zapraszam na rozdział... A po nim na dłuższą notkę "u dołu" AHA! I jeszcze jedno: Komentując okazujesz szacunek autorowi!!! 

*Camila*

Otworzyłam oczy, ale nie mogłam stwierdzić czy już się obudziłam czy jeszcze śpię... Chociaż... Gdybym spała to nie byłoby mi tak niedobrze. Gwałtownie wyszłam z łóżka i pobiegłam do łazienki. Ostatnim razem gdy wymiotowałam miałam coś koło 10 lat więc już zapomniałam jakie to "przyjemne" uczucie. Po kilku minutach podniosłam się wreszcie z zimnych kafelków i postanowiłam wszystko ogarnąć. Jednym, szybkim ruchem spuściłam wodę i już po chwili myłam twarz, a następnie zęby. Kątem oka zerknęłam w lustro i mówiąc szczerze sama się przeraziłam. W
odbiciu ujrzałam dziewczynę z roztrzepanymi włosami,  blado - zielonkawym odcieniu skóry i ciemnofioletowymi sińcami pod pozbawionymi blasku oczami. Ponadto miała bardzo wystające kości policzkowe.  I pomyśleć, że tydzień temu ta sama dziewczyna wyglądała jak ósmy cud świata... No dobra może w tym momencie przesadziłam, ale gdyby tak porównać te dwa odbicia to znalazłoby się trochę racji w moim poprzednim stwierdzeniu.
Powłóczystym krokiem wróciłam do pokoju w celu wybrania jakichś ubrań. Nie przeglądałam szafy przez dziesięć minut jak to miałam w zwyczaju tylko złapałam szare, rozciągnięte dresy i szybko je założyłam. Nie trudziłam się z malowaniem, ani robieniem fryzury. Czułam się tak strasznie, iż od razu wróciłam do łóżka i sprawdziłam telefon. Znów to samo. Kilkanaście nieodebranych połączeń i kilkadziesiąt wiadomości tekstowych między innymi od dziewczyn, chłopców z zespołu, ale głównie od tego jedynego... Tak, Harry cały czas próbuje się ze mną skontaktować. Jednak ja nie jestem w stanie nawet wcisnąć zielonej słuchawki, a co mówić o jakiejkolwiek rozmowie. Zamknęłam oczy i spróbowałam ponownie zasnąć. Kiedy już byłam na granicy jawy i snu usłyszałam jak podłoga w moim pokoju zaskrzypiała. Automatycznie moje powieki się rozwarły i w progu ujrzałam mojego kochanego ojczulka...
- Witaj kochanie! Nie chciałem Ci przeszkadzać, ale... Masz gości... - powiedział cicho i zanim dotarły do mnie jego słowa już go nie było. Jednak nie zostałam sama na długo, bo kilka sekund później miejsce taty zajęły moje dwie przyjaciółki ze skruszonymi minami. Widziałam w ich oczach ogromny smutek i odrobinę strachu... Nie spodziewałam się, że mnie odwiedzą po tym wszystkim. Chociaż... Przez te kilka dni sporo myślałam... Wszystko dokładnie przeanalizowałam i doszłam do wniosku, że powinnam ich wysłuchać. Przecież jedna sprawa nie może doszczętnie zniszczyć wieloletniej przyjaźni...
- Witajcie... Przepraszam, za mój obecny wygląd, ale nie czuję się najlepiej chyba dopadła mnie jakaś grypa. A tak w ogóle to... Jeśli można wiedzieć oczywiście... W jakiej sprawie przyszłyście? - mówiłam o wiele łagodniejszym głosem niż tego pamiętnego dnia. W pokoju przez dłuższą chwilę panowała cisza. Widziałam coraz większy niepokój malujący się na twarzach dziewczyn... Chyba rzeczywiście żałowały tego co się stało...
- Chciałyśmy z Tobą porozmawiać i wyjaśnić parę spraw - odezwała się w końcu Natalie.
Gestem dłoni pokazałam żeby weszły i zajęły jakieś miejsca siedzące w moim pokoju.
- Zamieniam się w słuch... - wyszeptałam zdławionym głosem. Wspomnienie tamtego dnia nadal wywołuje łzy w moich oczach...
- No więc zaczynając od początku... Tamtego dnia z samego rana zadzwonił do mnie Zayn i powiedział, że za wszelką cenę mamy nie dopuścić abyś przeczytała jakąkolwiek gazetę, obejrzała telewizję lub zajrzała do Internetu... Prośba ta wydawała mi się dziwna lecz kiedy spytałam o co w ogóle chodzi odparł, że wszystko wyjaśni mi później, bo teraz nie ma na to czasu... - zaczęła Mandy, ale po chwili Natt weszła jej w słowo.
- My naprawdę nie wiedziałyśmy na co się piszemy, ale postanowiłyśmy bez względu na wszystko spełnić jego prośbę.Wprawdzie przez moją głowę przewinęło się wiele teorii, na przykład taka iż w mediach i prasie pojawiła się jakaś przykra plotka dotycząca Ciebie lub Twojego związku z Harrym, która mogłaby Cię zaboleć... Wiesz, że dla Twojego dobra zrobiłybyśmy wszystko... Właśnie dlatego przyszłyśmy do Ciebie z samego rana, żeby w pewnym sensie Cię pilnować... -
- Kiedy Ty poszłaś na górę się ubierać, my przez przypadek zauważyłyśmy ten artykuł i zaczęłyśmy go czytać. W tamtym momencie zrozumiałyśmy wszystko bardzo dokładnie... Działałyśmy bardzo pochopnie... Nie wiedziałyśmy co mamy robić... Nie miałyśmy pojęcia jaką decyzję podjąć... Nie chciałyśmy Cię okłamywać, ale  nie chciałyśmy też żebyś cierpiała... To wszystko działo się tak szybko i najzwyczajniej w świecie nas przerosło... - tym razem to Mandy przerwała wypowiedź Natalie. W ich oczach kryły się łzy, które tylko czekały, aby popłynąć w odpowiednim momencie...
- Cami wybacz nam... Zawsze byłyśmy przy Tobie. Zawsze udawało nam się unikać konfliktów i słusznie rozwiązywać wszelakie problemy. My po prostu nie możemy sobie wyobrazić, żeby było jakoś inaczej... - właśnie po tych słowach wszystkie trzy się rozpłakałyśmy.
W pokoju nastała cisza... Powoli trawiłam wszystkie słowa wypowiedziane przez obydwie dziewczyny... Miały rację. Zawsze trzymałyśmy się razem i jeszcze żadna z nas nie zawiodła tej drugiej... Patrząc na tą całą sytuację z ich perspektywy mogę stwierdzić iż to rzeczywiście nie była ich wina... W tamtej sytuacji zawinili chłopcy... Chyba pora zakopać topór wojenny i wrócić do jako takiej normalności... Westchnęłam głęboko i zaczęłam mówić:
- Przyznam, że tamtego dnia również powiedziałam kilka słów, których nie powinnam... Ja też działałam pod wpływem emocji i  właśnie w tym momencie chciałam Was przeprosić za to, że nie dałam Wam dojść do słowa... Powinnam Was wysłuchać i przynajmniej postarać się zrozumieć... Przepraszam... - Potok łez jeszcze bardziej się nasilił. Na szczęście teraz obok mnie były moje przyjaciółki. Wprawdzie obydwie tak samo jak ja zapłakane, ale jakie to ma znaczenie. W jednej chwili znalazły się przy mnie i zaczęły mnie przytulać i pocieszać...
- Robiłam głupie, dziwne rzeczy, żeby udowodnić Wam i Harry'emu, a przede wszystkim sobie, że nie jestem naiwną dziewczyną, ale doszłam do wniosku, że to nie ma sensu, bo tak naprawdę nią jestem i muszę się z tym pogodzić - wychlipałam swoje usprawiedliwienie, a uścisk przyjaciółek jeszcze bardziej się nasilił.
W pokoju znów było cicho... No pomijając nasze ciche łkanie i siąkanie nosami... Mimo wszystko czułam się o wiele lepiej psychicznie... Czułam, że jest mi jakoś lżej na sercu.. Bo jeżeli chodzi o mój stan fizyczny to nic się nie zmieniło... Chociaż... Mam wrażenie, że z minuty, na minutę moje mdłości znów się nasilają... Szybko wstałam z łóżka i pobiegłam do łazienki. Wspaniale... Powtórka z rozrywki! Szybko uklękłam przed toaletą i znów się zaczęło... To nie może być grypa żołądkowa! Przecież ja nic ostatnio nie jadłam, więc nie mogłam się niczym zatruć... Moja głowa produkowała myśli, a ja w tym czasie trzęsłam się w konwulsjach... Teraz zaczęłam żałować, że nie związałam tych głupich włosów... Próbowałam jakoś nad nimi zapanować, kiedy obok mnie pojawiły się moje przyjaciółki. Mandy odgarnęła moje kosmyki z twarzy, a Natt zaczęła mnie głaskać po plecach... Nie minęło jakieś pięć minut, a już poczułam się drobinę lepiej... Powoli opanowywałam swoje trzęsące się ciało.
- Cami... Już w porządku?? - spytała zmartwiona Nat. Odwróciłam się w jej stronę i kiwnęłam
twierdząco głową...
- Przepraszam, ale czy możecie wyjść... Ogarnę się szybko i zaraz do Was wrócę... - wysiliłam się na lekki uśmiech i z pomocą Mandy wstałam z podłogi. Dziewczyny szybko spełniły moją prośbę... Spuściłam wodę, przemyłam twarz wodą i ponownie umyłam zęby...
- Cami!- usłyszałam wołanie dochodzące z mojego pokoju, dlatego też jak najszybciej opuściłam to pomieszczenie i już po chwili znalazłam się w swoich czterech ścianach. Dziewczyny usadowiły mnie na łóżku i zaczęło się przesłuchanie. Nareszcie wróciła normalność.
- Camila... Co się z Tobą dzieje? - spytała zmartwiona Mandy. Spojrzałam na nią, a później na Natalie... Skoro już mam być szczera no to ok... Nie wiem czemu, ale po raz pierwszy bałam się wyznać im prawdę... Bałam się, że pomyślą iż jestem wariatką i wyślą mnie do jakiegoś psychiatry... Mimo wszystkich tych lęków zaczęłam opowiadać..
- Otóż tamtego dnia kiedy dowiedziałam się o... zdradzie Harry'ego postanowiłam się zmienić... Kiedy ujrzałam siebie w lusterku stwierdziłam, że wyglądam okropnie, że jestem gruba i brzydka i to właśnie przeze mnie Harry dopuścił się... tego... Postanowiłam więc  zacząć się odchudzać... Od kilku dni praktycznie nic nie jem... Ale tak naprawdę to nawet nie jestem głodna... Cały czas jest mi niedobrze, mam zawroty głowy i dwa razy zemdlałam... Dopiero dzisiaj zaczęły się te wizyty w łazience... Myślałam, że to przez odchudzanie, ale teraz już sama nie wiem - mówiłam szybko i znów ledwo powstrzymywałam napływające do moich oczu łzy. Zauważyłam, że dziewczyny spojrzały na siebie i kiwnęły twierdząco głowami...
- W takim razie zabieramy Cię do lekarza... Bez żadnych sprzeciwów zrozumiano?! - nie miałam zamiaru protestować... Mówiąc szczerze to dzisiejsze wydarzenia skłoniły mnie do tego samego wniosku. Wstałam i ponownie podeszłam do szafy. Tym razem wyjęłam z niej jakieś normalniejsze ubrania. Po raz trzeci znalazłam się w łazience. Szybko się przebrałam, zrobiłam lekki makijaż i związałam włosy w niechlujnego koka. Po piętnastominutowej metamorfozie zeszłam na dół gdzie miały na mnie czekać dziewczyny.
 - Chodź szybko, bo taksówka już czeka - powiedziała Natalie i niemalże wypchnęła mnie za drzwi jakby obawiała się, że im ucieknę... Jednak dobrze mieć przyjaciółki, bo gdyby nie one to nie wiem czy odważyłabym się  na wizytę u lekarza, a teraz siedzę w taksówce, obok mnie siedzi Mandy i dodaje mi otuchy poprzez głaskanie mojej dłoni i czuję się spokojniejsza i bezpieczniejsza.

*** 

Droga do szpitala nie trwała zbyt długo. Pewnie dlatego, że moje przyjaciółki dość wymownie pospieszały kierowcę taksówki... Już po piętnastu minutach byłyśmy przed białym, ogromnym budynkiem. W tej chwili rzeczywiście miałam ochotę stąd uciekać... Niestety, teraz nie było już odwrotu. Dziewczyny wzięły mnie za ręce i mocno trzymając prowadziły w stronę wejścia... O dziwo nie było żadnej kolejki, ani nic w tym rodzaju. Że też w takich sytuacjach akurat muszę mieć "szczęście". 
- Dzień dobry. Czy pani doktor jest w gabinecie? - spytała Natalie zaglądając przez okienko gdzie
siedziała pielęgniarka. Starsza kobieta spojrzała na nas i oschle odpowiedziała pytaniem na pytanie:
- A rejestrowała się pani? 
No tak! Zapomniałyśmy o najważniejszym... Ojeej... Jaki pech... Nie... No to ja się za chwileczkę zarejestruję może na za tydzień, albo za dwa... Już zaczęłam się cieszyć w duchu, kiedy Natalie znów zabrała głos. 
- Nie rejestrowałam się, ale tu nie chodzi o mnie... Moja przyjaciółka od kilku dni bardzo źle się czuje... Wymiotuje, ma zawroty głowy, a nawet dwa razy zemdlała...
Kobieta ponownie na nas spojrzała, wstała z fotela po czym przeszła do jakiegoś pomieszczenia. Przyznam szczerze, że byłam lekko zdezorientowana, ale wciąż miałam nadzieję, że jednak dzisiejsze badania się nie odbędą... Jednak, jak się pewnie domyślacie, mój pech ponownie zaczął działać... Pielęgniarka energicznym krokiem wyszła z pomieszczenia i oznajmiła już mniej oschłym tonem, że pani doktor zaprasza mnie do swojego gabinetu. Wzięłam głęboki oddech i podeszłam do białych drzwi na trzęsących się nogach. Zanim jeszcze weszłam do środka, odwróciłam głowę w stronę przyjaciółek. Mandy mrugnęła do mnie, a Natt promiennie się uśmiechnęła i zrobiła gest dłonią nakazujący mi wejście do środka... Z małą dawką otuchy weszłam do gabinetu. 
- Dzień dobry - przywitałam się nieśmiało. Nigdy nie lubiłam lekarzy. Taki jeden uraz z dzieciństwa zostawił po sobie ślad na całe moje życie. Ale ta lekarka wyglądała całkiem przyjaźnie. Kiedy skierowała swój wzrok na mnie od razu się uśmiechnęła, przywitała i poprosiła żebym usiadła.  
- No więc co pani dolega? - spytała spokojnie, a uśmiech nie schodził jej z twarzy.
Po raz kolejny opowiedziałam historię z odchudzaniem i opisałam szczegółowo wszystkie objawy.
- Pani doktor czy ta "głodówka" jest przyczyną mojego złego samopoczucia? - spytałam zaniepokojona...
Kobieta przez dłuższą chwilę się zastanawiała. 
- Hmmm. Zawroty głowy mogłyby nastąpić właśnie dlatego, ale skąd nudności, wymioty, no a przede wszystkim te omdlenia... Przypuszczam, że musimy jeszcze zrobić badanie USG. - Pani doktor wskazała "łóżko", na którym miałam się położyć. Posłusznie zajęłam miejsce i podciągnęłam bluzkę. Po raz pierwszy będę miała robione takie badanie... Ponoć nie jest bolesne, ani nic z tych rzeczy, ale nic do końca nie wiadomo.
Pani doktor usiadła obok mnie i rozpoczęła diagnostykę...
To takie dziwaczne uczucie kiedy coś zimnego i żelowego jeździ po Twoim brzuchu, aczkolwiek dosyć przyjemne... Jednak nie zawracałam sobie tym głowy na długo... Najważniejsze obecnie były wyniki. Mina pani doktor nie wyrażała nic... Nie była już tak uśmiechnięta, ale nie malował się też na niej smutek ani niepokój... Okej. Rozumiem, że musiała się skupić, no ale ja naprawdę się boję tych wyników, no!!  W końcu kobieta spojrzała na mnie i zadała pytanie, którego nie spodziewałam się wcale,,,
- Czy ma pani chłopaka, narzeczonego?
- Miałam chłopaka... - odparłam zgodnie z prawdą. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to moja prywatna sprawa i lekarz raczej nie powinien się do tego wtrącać - Ale przepraszam dlaczego pani o
to pyta? - denerwowałam się coraz bardziej. 
- Radziłabym pani się z nim nie rozstawać. - odparła z uśmiechem na twarzy. Przepraszam bardzo ja jestem u lekarza, a nie u jakiegoś doradcy życiowego!
- Niby czemu? - ojoj. Ze snu zimowego budzi się pyskata Camila... A miało być tak pięknie...
- Bo jest pani w ciąży...

*********************************************************************************
Taaaaak... To wszystko wyjaśnia... Nawet nie wiecie jak bardzo się powstrzymywałam, żeby nie udostępnić tego rozdziału wcześniej... Jakby nie patrzeć udało mi się, ale żeby Wam to wynagrodzić mam pewną propozycję, jeżeli pod tym rozdziałem pojawią się 3-4 komentarze to zostanie opublikowana kolejna część więc radziłabym się starać, chyba, że nie jesteście zbytnio ciekawe... :D
No, a teraz może kilka pytań co do rozdziału:
1. Czy Cami podjęła słuszną decyzję wybaczając przyjaciółkom?
2. Jak myślicie co się teraz stanie?
3. Czy Cami postanowi wybaczyć Harry'emu i powiedzieć mu o dziecku, czy wręcz przeciwnie??
Jest to kilka "szablonowych" pytań, na które nie musicie konkretnie odpowiadać. Po prostu ja wypisując te pytania podpowiadam Wam czego chciałabym się dowiedzieć od Was w komentarzach. W każdym bądź razie ode mnie na dzisiaj tyle... Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał i pamiętajcie... tym razem to Wy decydujecie o opublikowaniu kolejnej części! Jeszcze raz pragnę podziękować za wszystkie miłe słowa zawarte w komentarzach, a szczególnie mojej kochanej Menagerce od spraw showbiznesu, której dedykuję dzisiejszy rozdział!!! <3
Pozdrawiam Was bardzo gorąco i ślę miliony całusów i uścisków!!! *.*

Aleksandra ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz