niedziela, 10 maja 2015

Rozdział szesnasty

*Camila*

Otworzyłam oczy... Od razu zostałam oślepiona promieniami słonecznymi wpadającymi przez okno.
Przetarłam całą twarz dłońmi, po czym głośno ziewnęłam. Chwilę zajęło mi przypomnienie sobie wszystkich wydarzeń z wczorajszego dnia... Leżałam na łóżku, pod ciepłą kołderką i nie miałam ochoty wstawać... Nadal nie czułam się najlepiej... Wciąż bolała mnie głowa i brzuch, a w dodatku było mi trochę niedobrze... Wprawdzie takie objawy to ostatnio norma, no ale coś jest z tym nie w porządku... Mimo wszystko trzeba wstawać i się zbierać, bo teatr wzywa... Bardzo ostrożnie wyszłam spod kołdry i podniosłam się z łóżka. Posuwistym krokiem podeszłam do szafki. Cały czas trzymałam się stabilnie stojących przedmiotów. Miałam wrażenie, że za chwilę się przewrócę. Co jakiś czas nachodziły mnie lekkie zawroty głowy. O co w tym wszystkim chodzi?? Co się ze mną dzieje?? Dlaczego właśnie teraz się tak źle czuję??  Najrozsądniej byłoby pójść do lekarza i zrobić wszystkie badania, ale jakoś na razie nie bardzo uśmiecha mi się taka wizyta...
Nie miałam humoru, ani ochoty na strojenie się dlatego też wyjęłam pierwsze lepsze, wygodne i pasujące do siebie ubrania, po czym poszłam do łazienki. Miałam nadzieję, że szybki prysznic choć odrobinę polepszy moje samopoczucie. Zdjęłam piżamę i rzuciłam ją na zimne kafelki. W końcu znalazłam się w niedużej kabinie prysznicowej. Z chwilą gdy poczułam na sobie pierwsze krople letniej wody od razu poczułam się lepiej. Jednak nie trwało to zbyt długo... Każda kolejna minuta przywracała mnie do poprzedniego "stanu". Kiedy wyszłam spod prysznica czułam się tak samo strasznie jak przedtem... Jedyne na co miałam ochotę to wrócić do pokoju, rzucić się na łóżko i znów pójść spać... Jednak tak jak już wcześniej wspominałam taka możliwość nie istnieje... Tym bardziej,
że Amy stała się ostatnio bardziej surowa i nie chcę jej podpaść...  Dlatego też szybko założyłam wcześniej przygotowane ubrania i zeszłam na dół. W kuchni zastałam już mojego tatę. Wysiliłam się na sztuczny uśmiech i dopiero wtedy przekroczyłam próg. Tata od razu spojrzał w moją stronę i chyba zauważył, że nie czuję się najlepiej. Jego mina wyrażała troskę, a zarazem delikatne przerażenie...
- Witaj córciu! Czy wszystko w porządku? Jesteś taka blada, a przecież wczoraj też nie czułaś się najlepiej... - powiedział zmartwionym głosem. Nie zdążyłam nawet mrugnąć, a on znalazł się przy mnie i sprawdzał dłonią czy aby nie mam gorączki.
W sumie to nie wiem czy jest sens w mówieniu prawdy... Po co mam go jeszcze bardziej martwić... Małe kłamstewko jeszcze raczej nikomu nie zaszkodziło... On i tak ma mnóstwo własnych problemów więc nie mogę dokładać mu jeszcze tych swoich... Jestem już dorosła... Muszę radzić sobie sama...
- Wszystko jest Ok... Po prostu jestem trochę przemęczona, ale spokojnie dziś czuję się o wiele lepiej - odparłam i wyszczerzyłam w zęby w "szczerym" uśmiechu. Ale mimo tego, że słówko szczery jest w cudzysłowie mój tata mi uwierzył. O nic już nie wypytywał tylko wrócił do wykonywania wcześniejszej czynności, a mianowicie krojenia warzyw. W momencie kiedy zobaczyłam produkty mój żołądek zrobił fikołka, a cała jego zawartość podeszła mi do gardła. Czym prędzej wyszłam z kuchni, żeby tylko nie patrzeć na jedzenie... Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje... Przecież taki żarłok jak ja nie może z dnia na dzień zmienić swojej "diety" tak diametralnie... Ja wiem, że postanowiłam się odchudzać i w ogóle, ale mimo wszystko powinnam odczuwać głód na widok jedzenia, a nie mdłości! Takie zachowanie podchodzi już pod jakąś chorobę lub obsesję... Tak mi się przynajmniej wydaje... A może jednak się mylę... Tego nie wie nikt... Jak na razie nie mam czasu się nad tym zastanawiać, bo praca wzywa. Założyłam buty i dżinsową marynarkę. Ostatnie spojrzenie w lusterko... Jest okej można wychodzić... Chyba dziś odpuszczę sobie to bieganie... Energiczny spacerek i świeże powietrze na pewno dobrze mi zrobi...
Tym razem miałam rację... Po dwudziestu minutach byłam już pod drzwiami teatru i czułam się o wiele lepiej... Weszłam do środka i od razu do moich uszu dotarły różne głosy... Czyżby wszyscy już
byli?? Przecież to niemożliwe... Dość szybkim krokiem przeszłam przez długi korytarz i już po chwili znajdowałam się przed salą widowiskową. Tam ujrzałam już zgromadzoną całą ekipę wraz z panią reżyser... To oznaczało, że albo ja się spóźniłam, albo reszta przyszła po prostu wcześniej. Jednak jakoś nie miałam ochoty poznawać prawdy... Weszłam do środka, przywitałam się ze wszystkimi i cierpliwie czekałam na dalszy bieg wydarzeń... Amy zdała nam relację z tego jak poszedł nam ostatni występ. Widać było jaka radość bije od niej, a to oznaczało, że bardzo jej się podobało. Z resztą każde jej słowo było pochwałą czy to indywidualną czy zbiorową...
Po omówieniu ostatniego wystawienia sztuki, dostaliśmy nowe scenariusze. Amy dała nam piętnaście minut na jako-takie zapoznanie się z treścią. W momencie gdy spojrzałam na kartki literki zaczęły mi się dosłownie rozmazywać co było dość dziwnym doświadczeniem, bo jeszcze nigdy nie miałam problemów ze wzrokiem. Podeszłam bliżej okna, zamknęłam oczy i zaczęłam głęboko oddychać. Po chwili wszystko wróciło do normalności i w spokoju mogłam przeanalizować swoją rolę. Nim się obejrzałam w sali ponownie pojawiła się Amy. Bez "owijania w bawełnę" zaczęliśmy pierwszą "próbę czytaną". Każdy kto miał jakąś styczność z aktorstwem lub ogólnie z występami i przedstawieniami dobrze wie, że początki są najgorsze... Nie potrafimy przyzwyczaić się do nowej roli, nowej osobowości... Nie umiemy odnaleźć się w nowym świecie, innej rzeczywistości... "Świeży" tekst sprawia wiele trudności w interpretowaniu, a niekiedy nawet w wypowiadaniu... O swobodnej gestykulacji i przemieszczaniu się w odpowiednich kierunkach można tylko pomarzyć. Ogólnie rzecz biorąc jedna wielka masakra... Właśnie tak przebiegała nasza dzisiejsza próba... Powoli i z ogromnym mozołem dotarliśmy do połowy sztuki. Właśnie w tym momencie Amy stwierdziła, że pora zrobić przerwę na lunch. Szczerze mówiąc to na prawdę, ale to na prawdę nie byłam głodna... Jednak, żeby nie wzbudzać jakichkolwiek podejrzeń wzięłam szklankę wody oraz najmniejsze, zieloniutkie jabłko. Z ogromnym trudem przełknęłam i to, ale jednak dostarczyłam mojemu organizmowi choć trochę jedzenia...
Po skonsumowaniu szybkiego lunch'u wróciliśmy na salę i zajęliśmy się próbowaniem drugiego aktu. Odczytywałam swoje kwestie, a w myślach już odtwarzałam sobie jak ostatecznie będzie wyglądać
całe przedstawienie.  Pusta scena... Z wyjątkiem miejsca gdzie stoi szpitalne łóżko... Dookoła ciemno i tylko jedno światło padające centralnie na środek sceny... I wtedy wbiegam ja - Eliza w dziwnej, białej, krótkiej sukience z krzykiem... "Zostawcie mnie! Ja nie chcę!" Pewnie po opisie scenografii można domyślić się treści spektaklu... Będzie to przedstawienie o nastoletniej dziewczynie znajdującej się w szpitalu psychiatrycznym, która... Momencik! Czy to, że gram główną rolę właśnie w  tym spektaklu to jest jakaś aluzja czy zwykły przypadek? Tego nie jestem pewna, ale chyba nie mam siły, żeby się nad tym zastanawiać.
***
W trakcie próbowania drugiego aktu moje samopoczucie znacznie się pogorszyło. Zrobiło mi się niedobrze i znów zaczęło mi się kręcić w głowie. To na pewno nie był głód, przecież zjadłam jabłko.... No więc o co znów chodzi?? Nie mam zielonego pojęcia!!!  Mimo wszystko starałam się zachowywać normalnie. Niestety nie bardzo mi się to udawało... Czytałam swoje kwestie z coraz większym trudem ponieważ wszystkie literki zlewały mi się w jedną całość. Ledwo stałam na nogach... Miałam wrażenie, że za chwilę się przewrócę i po prostu nie wstanę...
"Camila weź się w garść dziewczyno!" Myślałam, że karcenie samej siebie choć trochę pomoże, jednak bardzo się myliłam... Z każdą minutą czułam się coraz gorzej. Głębokie oddychanie również nie czyniło cudów. Nagle poczułam że moje nogi nie są w stanie dłużej utrzymywać stabilnie mojego ciała, a przed oczami zrobiło mi się całkowicie ciemno.
Straciłam kontakt ze światem... 
***
- Cami... Camila... Obudź się... - słyszałam jakieś niewyraźne głosy. Powoli zaczęłam otwierać
oczy... Wszystko było takie rozmazane i niewyraźnie... Widziałam, że są przy mnie wszyscy aktorzy i Amy, ale żadnego z nich nie mogłam rozpoznać. Mrugnęłam kilka razy, dzięki temu obraz zaczął się wyostrzać...
- Cam nic Ci nie jest? - usłyszałam już głośno i wyraźnie głos Rose. Powoli się podniosłam do pozycji siedzącej i kiwnęłam twierdząco głową... W tym momencie wszystko ponownie wróciło do "normy". Mdłości, zawroty głowy, mroczki przed oczami... Chyba jednak powinnam przystopować z tym odchudzaniem... Z drugiej strony przecież nie mogę się ot tak poddać! Nie mogę być taka słaba!!! Nie wiem co mam robić... Otrząsnęłam się z zamyślenia i zauważyłam, że Mike podaje mi rękę. Niepewnie chwyciłam jego dłoń i powoli wstałam z podłogi. Jednak przez chwilę musiałam podpierać się  na jego ramieniu, bo co jakiś czas miałam wrażenie, że wszystko dookoła mnie wiruje. 
- Camilo możemy porozmawiać na osobności? - spytała reżyserka, a ja zamiast odpowiedzieć znów
kiwnęłam twierdząco głową. i przeszłam za nią do jej "gabinetu".
Kiedy zamknęłam drzwi, kobieta usiadła w fotelu i pokazała gestem, że mam zająć miejsce na przeciwko niej. 
- Niepokoi mnie Twój stan zdrowia Cami. Powinnaś pójść do lekarza, zrobić badania, a co najważniejsze odpocząć... Bardzo dużo przeszłaś, ja to rozumiem, ale mimo wszystko martwię się o Ciebie dlatego... Myślę, że powinnaś na jakiś czas zrobić sobie przerwę w teatrze. Uwierz mi kiedy tylko poczujesz się lepie przyjmę Cię z otwartymi ramionami, ale teraz musisz  wziąć się za siebie... To nie jest propozycja tylko rozkaz! - powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu. Co miałam robić? Nie mogłam zaprzeczyć... Również czułam, że potrzebuję chwili odpoczynku... Podziękowałam jej za troskę, pożegnałam się i opuściłam teatr... Nie miałam jej tego za złe... Wręcz przeciwnie byłam wdzięczna za to, że ona sama kazała mi wziąć "urlop". W każdym bądź razie do żadnego lekarza się nie wybieram! Nie widzę takiej potrzeby... Po prostu zaczęłam troszkę drastyczne odchudzanie, a mój żołądek nie jest do tego przyzwyczajony i przekazuje mi różne sygnały... Tak innym po prostu burczy w brzuchu, ale nie mi... Ja muszę od razu mdleć... Wydaje mi się, że wystarczy tydzień, aby wszystko wróciło do normy.
Postanowiłam zadzwonić po taksówkę... Nie chciałam iść dwadzieścia minut do domu... Bałam się, że znów zemdleję, a wtedy co?? Wątpię, że ktoś, by się tym przejął... Wolałam nie ryzykować. Po dziesięciu minutach pod teatrem pojawił się czarny pojazd. Wsiadłam i podałam swój adres. Piętnaście minut później już byłam w domu.
- Hej córcia coś wcześnie dzisiaj - usłyszałam już w progu głos mojego taty. Zdjęłam buty po czym
udałam się do salonu. Tam właśnie zastałam mojego kochanego ojczulka.
- Amy kazała mi wziąć kilka dni wolnego, bo uważa, że powinnam trochę odpocząć... - powiedziałam i bez dalszych wyjaśnień weszłam po schodach na górę. Znajdując się już we własnym pokoju niemalże rzuciłam się na własne łóżko. A z racji tego, że znów czułam się coraz gorzej przykryłam swoje ciało kocem i... zasnęłam... 
*********************************************************************************
Hej! Haj! Heloł! Już się tłumaczę! Wczoraj nie było rozdziału gdyż od samego rana do wieczora nie było mnie w domu. Najpierw byłam w Kościele gdyż moja parafia miała ten zaszczyt goszczenia Symboli Światowych Dni Młodzieży, później próba zespołu, następnie ślub (jeszcze o tym nie wiecie, ale udzielam się także głosowo na tego tyu uroczystościach :D ) i jak wróciłam to po prostu padałam na twarz. Mam nadzieję, że wybaczycie mi moje spóźnienie i mimo wszystko nadal tutaj będziecie :D No, a teraz przechodzimy do rozdziału. Przepraszam, że jest taki krótki, ale jakoś nie miałam na niego kompletnie pomysły. Cud, że coś tam skleciłam... Szczerze mówiąc to mam wrażenie, że z każdym rozdziałem jest coraz gorzej, ale może to tylko moje spostrzeżenia... Nie mam zielonego pojęcia. A Wy co o tym myślicie?
Pod ostatnim rozdziałem pojawiło się pytanie kiedy w opowiadaniu pojawi się Ashton. Żeby nie spoilerować za bardzo powiem tylko, że będziecie mogły o nim poczytać już w dziewiętnastym rozdziale, ale nic więcej nie zdradzę choć wierzcie mi, że bardzo mnie korci... Wiele osób też miało niezłą koncepcję jeżeli chodzi o samopoczucie Cami... Tu też się nie wypowiem czy były trafne czy nie, no bo co by to było wtedy... Wszyscy straciliby chęć czytania dalszych części czyż nie?? No właśnie...
Czekam na Wasze opinie i spostrzeżenia, które możecie zawrzeć w komentarzu (jak zawsze! <3 )

Pozdrawiam Was baaaardzo serdecznie!!! <3

Aleksandra *.*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz