sobota, 27 czerwca 2015

Rozdział dwudziesty pierwszy

*Harry*
- Nie ma takiego numeru...Nie ma takiego numeru... - cudem powstrzymałem się od rzucenia telefonem o ścianę. Od dwóch dni, kiedy próbuję dodzwonić się do Camili nie słyszę nic innego... Nie mogę pojąć o co chodzi... Zrozumiałbym jeszcze gdyby "miła pani" informowała mnie, że telefon Cam jest poza zasięgiem lub po prostu jest wyłączony... Ale nie! Ten numer najzwyczajniej w świecie przestał istnieć... A mi coraz bardziej nie podoba się ta cała sytuacja... Przecież numery nie giną z dnia na dzień... Chyba, że o czymś nie wiem... Najbardziej irytujące jest jednak to. że Natalie Mandy unikają jakiegokolwiek kontaktu ze mną, a chłopcom też nie mówią nic na temat Camili... Czy tylko dla mnie to wszystko jest jakieś podejrzane? Każda minuta przynosi tysiące niepokojących myśli... Ostatnia rozmowa z  Cam nie przyniosła oczekiwanych rezultatów, a mówiąc szczerze zadziałała wręcz przeciwnie... Wszystko zaczęło mnie dobijać ze dwojoną siłą... Z każdą chwilą boję się o nią co raz bardziej... Wrażenie, że dzieje się u niej coś złego nie opuszcza mojej głowy ani na chwilę. Brak najmniejszego kontaktu i żadnych informacji to wszystko pogarsza... Jakiś cichy głos
podpowiada mi, że gdybym był w Londynie to cała ta sytuacja wyglądałaby całkiem inaczej... Wtedy mógłbym pojechać pod dom Cami, i po prostu upewnić się, iż wszystko u niej w porządku... Nie musiałaby od razu ze mną rozmawiać... Sam widok, że nic jej nie jest podziałałby jak tabletka na uspokojenie... Czuję, że nie zdzierżę kolejnych dwóch miesięcy w trasie... Nasz menadżer jest bezdusznym człowiekiem... Przecież nikt na tym nie korzysta... Ani ja, bo chciałbym wyjaśnić całą tą idiotyczną sytuację z Cami... Ani chłopcy, bo też brakuje im dziewczyn, a przede wszystkim wytchnienia i wolności... Ani fani, bo widzą, że nie jesteśmy w dobrej formie i nie dajemy z siebie wszystkiego na koncertach... Ani Cami, bo cierpi przeze mnie, a ja nie wytłumaczyłem jej wszystkiego... No dobrze, ale co robić? Jak wyrwać się z tego całego kieratu? Przecież... Nie mógłbym tak... Chociaż... Ale z drugiej strony... Myśli bez ustanku kotłowały się w mojej głowie, a ja miałem wrażenie, że za chwilę niekontrolowanie wybuchnę... Kiedy nagle dotarła do mnie jedna najbardziej istotna rzecz. Koniec z tym! Camila jest dla mnie najważniejsza... Więc postawię swojemu szefowi warunek... Albo skracamy trasę i koncertujemy tylko i wyłącznie do końca miesiąca, albo wracam do Londynu sam...

*Camila*
Dziś wstałam o wiele później... Nawet najcudowniejsze zapachy nie zdołały mnie obudzić... Pewnie
dlatego, że kilka razy budziłam się w nocy... Dlaczego? Śniło mi się kilka koszmarów... Głównie z Ashton'em w roli głównej, ale Harry też nie omieszkał się w nich pojawić... Prawdę mówiąc to ten ze Styles'em najbardziej mnie wystraszył... Śniło mi się bowiem, że zielonooki w jakiś sposób mnie odnalazł i odebrał mi moje maleństwo... Obudziłam się zlana potem i nie mogłam zasnąć przez dobrą godzinę... Cały czas uświadamiałam sobie, że to tylko sen, który nie ma prawa się wydarzyć, ale kiedy tylko zamykałam oczy widziałam złowrogi obraz Harry'ego z dzieciątkiem na rękach... To była jedna z najgorzej przespanych nocy...
Wyciągnęłam rękę w stronę szafki nocnej i wzięłam z niej telefon, w celu sprawdzenia godziny. Było już sporo po jedenastej... Najwyższy czas opuścić ciepłe łóżeczko. Odrzuciłam kołdrę na bok i od razu podeszłam do lusterka... Muszę przyznać, że ostatnio co raz więcej czasu przed nim spędzam... Pwodem tego jest moje nieustanne niedowierzanie... Czasami mam wrażenie, że to, iż za kilka
miesięcy w swoich ramionach będę trzymać synka albo córeczkę jest jednym wielkim kłamstwem... Ale wtedy właśnie staję przed lustrem i widzę swój lekko zaokrąglony już brzuszek. To utwierdza mnie w przekonaniu, że za kilka miesięcy zostanę mamą... Nie da się opisać uczucia, które towarzyszy tym myślom... Jest wręcz niesamowite... Uśmiechnęłam się szeroko do swojego odbicia i zeszłam w piżamie na dół.
- No nareszcie moje słoneczko wstało! - wykrzyknęła ciocia na mój widok... Powoli przyzwyczajałam się do jej pieszczotliwych ksywek. Nawet zaczynały mi się one podobać... Kiedy ciocia ich używała czułam się w jakiś sposób bezpieczniejsza i dopieszczona. Nie to, żeby z tatą było mi źle, jednak taka jakby kobieca nadopiekuńczość była mi potrzebna szczególnie w moim obecnym stanie. No bo... Na zewnątrz pokazuję, że jestem twarda... Że fakt iż niedługo zostanę samotną matką mnie tak jakby nie rusza... Jednak w moim wnętrzu panuje jedna wielka rozsypka... Dlatego potrzebuję chociaż kilku miłych słów, które dadzą mi świadomość, że ktoś mnie kocha i jestem komuś potrzebna...
- Dzień dobry ciociu... - odparłam, a uśmiech na mojej twarzy delikatnie zbladł.
- Wiesz co... Chociaż jeszcze tego dobrze nie widać to muszę przyznać, że ciąża Ci służy - podeszła do mnie i pogłaskała swoją dłonią moją głowę... Właśnie o tym mówię... To właśnie ciocia okazywała mi tyle uczuć ilu potrzebowałam... Co jak co, ale przeważnie facet nie jest dobry w ich okazywaniu...
- Dziękuję... - powiedziałam i z lekkim rumieńcem weszłam do kuchni. Postanowiłam w końcu coś zjeść... Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Po zlokalizowaniu tostera już wiedziałam z czego będzie składało się moje śniadanie. Nalałam wody do czajnika i postawiłam go na gazie. W między czasie wrzuciłam saszetkę z herbatą do kubka i włożyłam dwie kromki chleba do tostera. Krzątałam się po kuchni i wyjmowałam kolejne rzeczy, które były mi potrzebne. Zawsze było tak, że kiedy przyjeżdżałam do cioci to już po dwóch dniach czułam się jak u siebie w domu.
- Kochanie... Korzystając z ładnej pogody pójdę popracuję trochę w ogródku, bo później wychodzę do pracy na nocną zmianę i wrócę dopiero nad ranem... - w progu znów pojawiła się rozpromieniona ciocia.
- Okeej. - odparłam i się uśmiechmęłam. Ciocia pokręciła tylko głową jakby z niedowierzaniem i tak jak zapowiadała wyszła z domu. Ja natomiast mogłam w końcu zjeść swoje śniadanie. Dwa tosty z dżemem truskawkowym i herbatka... Pyszności. Zaopatrzona w jedzenie wróciłam do swojego pokoju. A co! Taka będę szalona. A tak na serio to w pokoju zostawiłam witaminy, które muszę brać codziennie, więc wykorzystałam to jako pretekst zjedzenia śniadania w swoich czterech ścianach. Można? Można! Po skonsumowaniu posiłku i połknięciu witamin pościeliłam łóżko... Dzisiejsza noc nieźle dała mi się we znaki dlatego postanowiłam zrobić sobie dzień relaksu i leniuchowania... Pośpiesznie wyjęłam z szafki szare dresy, po czym pobiegłam do łazienki. Długa kąpiel z duużą ilością piany to jest to czego w tym momencie najbardziej pragnę! Odkręciłam kurek z gorącą wodą i zaczęłam zdejmować swoją piżamę... Po chwili leżałam zanurzona w wannie po samą szyję... Cały czas nucąc nakładałam na siebie kolejne cudownie pachnące żele i odżywki... Spędziłam w wannie jakieś pół godziny i może posiedziałabym sobie dłużej, ale woda z każdą chwilą była coraz bardziej zimna... Następnie umyłam swoje długie ciemne włosy i nałożyłam na twarz nawilżającą maseczkę... Po zrobieniu porządku w łazience wreszcie mogłam wrócić do swojego pokoju. Zmierzając w stronę
swojego łóżka, wzięłam po drodze jedną książkę. Niemalże rzuciłam się na swoje miękki posłanie, przykryłam się kocem i przeniosłam się w świat fantazji...
Byłam w trakcie czytania trzeciego rozdziału kiedy w  pokoju rozbrzmiał dzwonek mojej komórki. Wciąż zapatrzona w książkę błądziłam dłonią po szafce nocnej, aż w końcu udało mi się odnaleźć komórkę. Nie patrząc na wyświetlacz odebrałam od razu...
- Hej Córcia! - usłyszałam te słowa kiedy tylko przyłożyłam telefon do ucha... Na mojej twarzy od razu pojawił się szeroki uśmiech...
- Cześć Tato! Już po pracy??
- Właśnie wracam do domu... Stęskniłem się za Tobą wieesz? - zaśmiałam się mimo tego, że bardzo chciało mi się zapłakać...
- Ja też bardzo za Tobą tęsknie, ale jakoś się trzymam... - zdławiłam rosnącą gulę w gardle i powstrzymałam łzy kryjące się w kącikach oczu.
- No właśnie... Co tam u Ciebie? Co porabiasz?
- Dziś akurat nic, bo ciocia ma nocną zmianę dlatego zostaję w domu, ale jutro pójdę na pierwsze poważniejsze zakupy... - odparłam zgodnie z prawdą...
- Może się wstrzymaj... Przyjadę w piątek wieczorem... To już tylko dwa dni... - czy mi się zdaje, czy on się czymś martwi?
- Nie wiem czy wytrzymam... Mam ochotę poszukać już czegoś dla dziecka... Albo po prostu pooglądać wystawy... Z każdym dniem co raz bardziej chcę być mamą... - odpowiedziałam z ogromnym uśmiechem...
- To chyba dobrze kochanie... Zrobisz tak jak będziesz uważała... W końcu jesteś już dorosła... - jego głos teraz brzmiał tak nostalgicznie... Jakby sam nie mógł pogodzić się z tym, że już nie jestem małą dziewczyneczką...
- A Ty co jeszcze powiesz? - spróbowałam jakoś odwrócić temat od mojej osoby. Na całe szczęście udało mi się... I tak rozmowa toczyła się jeszcze przez pół godziny... Kiedy już mieliśmy się rozłączyć, któreś z nas przypominało sobie o "czymś ważnym" i dyskusja trwała nadal... Po upłynięciu tych trzydziestu minut w momencie gdy odkładałam telefon znów usłyszałam jego dzwonek... W pierwszej chwili myślałam, że to tata znów o czymś zapomniał, ale kiedy spojrzałam na ekran zobaczyłam zdjęcie Natt... Ojeeej... Czułam, że podczas tej rozmowy poleją się łzy... I miałam rację kiedy tylko usłyszałam głosy przyjaciółek zaniosłam się szlochem... One też co chwilę siąkały nosami... Plotkowałyśmy o wszystkim... Cały czas dopytywałam czy aby na pewno nie powiedziały, któremuś z chłopców, że "uciekłam", ale zapewniły mnie, że moja tajemnica jest i będzie bezpieczna... Dziewczyny pytały o to jak się czuję, co robię i tak dalej... Ale to było na początku... Później jak już opowiedziałam o sytuacji z Ashton'em... Wtedy dopiero wszystko się ożywiło... Przegadałyśmy coś koło dwóch godzin, a skończyłyśmy tylko dlatego, że mój telefon się rozładował... Tak więc gdy po zakończeniu wszystkich rozmów, było już koło dziewiętnastej, a na dworze zrobiło się ciemno... Zeszłam na dół w celu zamknięcia drzwi na klucz, ale zamiast tego wyszłam na zewnątrz. Choć było już dość późno, nie było jakoś przerażając zimno dlatego postanowiłam chwilę tu zostać. Miałam
szczęście, że cioci nie było w domu, bo zaraz usłyszałabym: "Wracaj do domu, bo się przeziębisz... Musisz na siebie uważać..." I tak dalej, i tak dalej... Rzeczywiście jest trochę nadopiekuńcza, ale za to kocham ją najbardziej... Opierając się o balustradę wpatrzyłam się w gwieździste niebo. Było takie śliczne... W głowie zaczęłam wyobrażać sobie, że w tym momencie znajduje się na wrzosowisku i z tamtego miejsca obserwuje złote punkciki na granatowym niebie... Nagle usłyszałam ciche wzdychanie i siąkanie nosem... Miałam wrażenie, że moje serce najpierw się zatrzymało, a później zaczęło bić dwa razy szybciej... Wsłuchałam się w odgłosy i już po chwili wiedziałam, że dochodzą sprzed domu obok. A to oznaczało tylko jedno... Ashton! Czy on płacze?? To chyba byłoby niemożliwe... Ten umięśniony i złowrogo nastawiony do wszystkiego chłopak, nie mógłby płakać... Mimo moich zapewnień w głębi serca czułam, że to jednak on... Że potrzebuje czyjejś pomocy... Zeszłam z jednego schodka, ale zaraz się cofnęłam... Nie mogę tam pójść... Nasze pierwsze spotkanie nie wyglądało zbyt dobrze... On mnie nienawidzi... Co on sobie pomyśli kiedy nagle pojawię się obok niego... Kiedy już miałam wejść do domu usłyszałam stłumiony szloch, który mnie zatrzymał... A jeżeli coś mu się stało? A jeżeli potrzebuje pomocy, i jego rodziców nie ma w domu? Wzięłam głęboki oddech i zeszłam po schodach. Niepewnie stawiałam kroki, ale mimo wszystko cały czas przemieszczałam się w tamtą stronę i słyszałam co raz głośniejszy płacz... Nie byłam w stanie pojąć jakim cudem człowiek taki jak on może płakać... Myślałam, że jest wyzuty z jakichkolwiek uczuć, ale chyba jednak się myliłam... Przez moje ciało cały czas przechodziły dreszcze... I choć w głowie miałam plan ucieczki to wiedziałam, że nie mogę się już wycofać... W tych ciemnościach trudno było cokolwiek lub kogokolwiek dostrzec. Jednak po dokładnych oględzinach zlokalizowałam miejsce pobytu chłopaka. Ashton siedział na schodach przed swoim domem... Głowę miał schowaną w dłoniach, a jego ciało całe się trzęsło... Teraz zrozumiałam, że nie powinnam tu przychodzić... W ogóle się nie znamy... Pierwsza rozmowa nie toczyła się w zbyt przyjaznej atmosferze... A z tego co zdołałam zauważyć to Ashton jest bardzo porywczy... Nie mam pojęcia jak zareaguje kiedy mnie tu zobaczy... No nic... Odwrotu niestety już nie ma... Kucnęłam przed nim i zdołałam wydobyć z siebie jakiś cichy szept.
- Przepraszam... Czy wszystko w porządku. - chłopak gwałtownie podniósł głowę i spojrzał na mnie załzawionymi oczami....
- Przepraszam... Co Ty tu robisz i skąd się wzięłaś? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Jego głos brzmiał ostro, ale widziałam, że nie był zły... Wystarczyło spojrzeć w jego czekoladowe oczy.
- Nie wiem czy wiesz, ale kilka dni temu się tu przeprowadziłam i tym samym zostaliśmy sąsiadami... A przyszłam tutaj, bo usłyszałam, że... Myślałam, że coś Ci się stało i potrzebujesz pomocy... - powiedziałam łagodnym głosem, a moje ciało trzęsło się z zimna i ze strachu...
Chłopak wstał tak gwałtownie, że aż się zachwiałam i gdyby nie wyciągnął dłoni w moją stronę, zapewne leżałabym teraz na ziemi. Nie rozumiem jego zachowania... Z jednej strony się na mnie wścieka, a z drugiej "ratuje" przed upadkiem...
- Dzięki za troskę i fatygę, ale umiem o siebie zadbać - powiedział oschle, ale już nie tak bardzo jak wcześniej... Może jest nadzieja na normalną rozmowę... A co do jego dbania o siebie to... hmmm słyszałam co innego, no ale na razie pomińmy ten fakt...
- Czyli wszystko w porządku? - spytałam, a on zmierzył mnie swoim lodowatym spojrzeniem... Tak jakby chciał mnie jeszcze bardziej przestraszyć, żebym uciekła i przestała zadawać trudne dla niego pytania... A ja mimo tego, że strasznie się bałam nie miałam zamiaru odpuszczać...
- Tak. Jest ok. Tak w ogóle to... Mam na imię Ashton. - powiedział już całkiem spokojnie, a mnie na chwilę zatkało... Po wczorajszym spotkaniu myślałam, że już nigdy się do siebie nie odezwiemy, a tu nagle całkiem odmienna sytuacja... Otrząsnęłam się z krótkiego zamyślenia i drżącym głosem odparłam:
- Ja nazywam się Camila... - jednak zanim zdołałam rozwinąć swoją wypowiedź, Ashton mi przerwał.
- No to... Miło było Cię poznać i w ogóle... Przepraszam za to na wrzosowisku... Poniosło mnie trochę... A teraz mogłabyś już sobie pójść... - powiedział to wszystko na jednym wydechu, a moje oczy powiększyły się do rozmiaru pięciozłotówek... Jeszcze nigdy nie widziałam tak "przejrzystego" człowieka... Z jego twarzy można było wyczytać wszystko nie słuchając tego co mówił... Bo słowa, które wychodziły z jego ust nie zawsze odzwierciedlały uczucia mu towarzyszące... Kiedy mówił, że wszystko jest okeej w jego oczach widziałam żal i smutek, który temu zaprzeczył. Gdy wypowiadał słowa przeprosin jego wzrok diametralnie się zmienił i już wiedziałam, że w tym momencie mówi prawdę i rzeczywiście żałuje tego co stało się wczoraj... A ostatnia delikatna sugestia, żebym już
sobie poszła tak naprawdę była prośbą... Hah! Znalazłam sposób na rozgryzienie Ashton'a... Wystarczy tylko słuchać co mówi i patrzeć w jego oczy... W sumie to dobrze mi poszło jak na drugie spotkanie!
- No to sobie idę... Również się cieszę, że Cię poznałam od tej lepszej strony, bo nasze pierwsze spotkanie... No, nieważne... Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy - odparłam tak samo jak on, na jednym wydechu i ruszyłam w stronę domu cioci... Niby już wszystko było w porządku... Rozmawialiśmy w miarę normalnie, ale mimo wszystko moje nogi nadal były jak z waty, a serce dopiero zaczynało funkcjonować normalnie... Nie mam pojęcia czy takie nerwy i stres to dobre dla dziecka... Raczej nie, ale mam nadzieję, że nic takiego się już więcej nie powtórzy. Kiedy znalazłam się w swoim pokoju, od razu znalazłam się pod kołdrą... Trochę zmarzłam, ale było warto... Myślę, że Ashton nie jest aż taki straszny jaki wydawał się być na pierwszy rzut oka... "Pozory często mylą"- od dłuższego czasu coraz bardziej się przekonuję do tego stwierdzenia... No, bo na przykład taki Harry... Wydawał się być chłopakiem kochającym, troskliwym, czułym i w ogóle idealnym, ale po nie aż tak długim czasie ujawniła się jego prawdziwa strona... Tylko dlaczego ja znów o nim myślę skoro chcę zapomnieć??? Czemu znów po moich policzkach płyną łzy, kiedy chcę chociaż raz szczerze się uśmiechnąć?? A no dlatego, że ja jak głupia idiotka nadal kocham Styles'a... Mimo tego jak bardzo mnie zranił, mimo tego, że uciekłam i urwałam z nim wszelakie kontakty nadal żywię do niego to wspaniałe uczucie jakim jest miłość... Nie wiem ile tak przeleżałam i przepłakałam, jednak po długim czasie udało mi się w jakiś sposób zasnąć...
*********************************************************************************

Hej Haj Heloooł! Jakbyście jeszcze nie zauważyli to pragnę Was powiadomić, że od wczoraj mamy WAKACJE!!! No więc teraz nie będzie wymówek, że nauka czy coś innego macie baaardzo dużo czasu na pisanie komentarczy!!! (Oczywiście żartuję i do niczego nie zmuszam, aczkolwiek byłoby miło gdyby pojawiało się ich trochę więcej niż podczas roku szkolnego)...


Chyba jestem na tyle zmotywowana, że uda mi się sklecić standardowe trzy pomocnicze pytanka tak więc...
1. Czy Harry osiągnie swój cel i przyczyni się do skrócenia trasy czy zostanie? A może wróci sam tak jak zapowiedział?? Jak myślicie??
2. Czy Cami dobrze zrobiła ryzykując i idąc pod dom Ashton'a?
3. Czy po tym spotkaniu ich relacje się poprawią choć odrobinę?
Hah... A ja już znam odpowiedzi na wszystkie pytania... Mimo wszystko chciałabym się przekonać, czy macie podobne teorie więc bardzo proszę o pisanie ich w komentarzach...
No dobrze, będę już kończyć, bo przyjechał do mnie gość i trochę mi głupio, że tak siedzi koło mnie i czeka, aż skończę więc...
Dedykuję ten rozdział mojej kochanej Lucy, która po dłuugiej przerwie znów powróciła na mojego bloga i napisała przepiękny komentarz! Przeogromnie Ci za to dziękuję Słońce!!!
No, a teraz to już naprawdę kończę!
Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie i ślę mnóstwo całusów!!!
Do następnego!!! <3

Aleksandra *.*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz