sobota, 20 czerwca 2015

Rozdział dwudziesty

Obudziłam się tylko dzięki pięknemu zapachowi, który dotarł do moich nozdrzy i sprawił, że po prostu musiałam otworzyć oczy. Przez pierwsze kilka minut byłam nieco zdezorientowana, bo zapomniałam o całej przeprowadzce i nie miałam pojęcia gdzie się znajduję, ale już po chwili się ogarnęłam i wszystko wiedziałam. Wstałam z łóżka i wyjrzałam przez okno... O dziwo była dość ładna pogoda. Może słońce nie świeciło jakoś promiennie, ale nie było ogromnego zachmurzenia, a TO.
co najważniejsze nie padał deszcz. To sprawiło, że mój humor uległ minimalnej poprawie. Przetarłam oczy i ziewając podeszłam do białej szafy. W co by się tu ubrać?? Analizowałam całą jej zawartość i znów doszłam do wniosku, że nie mam się w co ubrać. W tym mi będzie za zimno, w tym znów za gorąco... To nie pasuje do tego, a to znów do tamtego... Taaak. Jestem dziewczyną! Humorzastą i zmienną dziewczyną! Więc takie zachowanie to u mnie norma... Na szczęście, po jakichś dziesięciu minutach przeglądania ciuchów zdecydowałam się na
Ostatnio zauważyłam, że staje się coraz większym leniem... Na przykład teraz nie chce mi się zrobić tych kilku kroków i pójść do łazienki... No nic... Przebiorę się w pokoju. W ekspresowym tempie zmieniłam ubrania i przejrzałam się w lustrze... Wpatrując się w swoje odbicie mimowolnie podniosłam bluzkę. Zaczęłam pilniej przyglądać się mojemu brzuchowi. Nie powiem, ale byłam w lekkim szoku. To dopiero trzeci miesiąc, a on już dość urósł... Przynajmniej mam dowód na to, że dobrze zrobiłam uciekając z Londynu. Jakby nie patrzeć swego czasu zrobiłam się "sławna" dlatego ktoś mógłby zauważyć jakieś zmiany i to nagłośnić, a przecież wszyscy dobrze wiemy, że bardzo
bym tego nie chciała... Kiedy się tak przeglądałam. usłyszałam, że podłoga w moim pokoju zaskrzypiała dlatego szybko opuściłam tunikę i w lekkim popłochu odwróciłam się w stronę drzwi.
- Dzień dobry Camilko. Zrobiłam śniadanie więc jeżeli jesteś głodna to zapraszam Cię do kuchni... - w progu stała ciocia z promiennym uśmiechem na twarzy. Od razu go odwzajemniłam i w pośpiechu ruszyłam za nią, ponieważ mój brzuch zaczął dawać się we znaki. Zanim dotarłyśmy do kuchni ciocia zdołała mnie wypytać dosłownie o wszystko. O miesiąc ciąży, ojca dziecka, natychmiastową przeprowadzkę... Przyznam szczerze, że mój uśmiech zniknął tak samo szybko jak się pojawił... Zdawkowo odpowiadałam na każde pytanie... Na moje szczęście ciocia chyba zauważyła, że nie są to dla mnie zbyt przyjemne tematy dlatego po chwili sobie odpuściła... Byłam jej za to bardzo wdzięczna, ponieważ... Każde pytanie było falą wspomnień, a zarazem ukłuciem w sercu... Odetchnęłam głęboko i tym razem to ja postanowiłam zadać cioci nurtujące mnie od wczoraj pytanie. Między kolejnymi kęsami odważyłam się wreszcie odezwać.
- Ciociu kto mieszka w domu obok? - spojrzałam na nią z wyczekiwaniem. Kobieta nie ukrywała
zaskoczenia... Moja głowa już zaczęła tłoczyć myśli. Ciekawe o co może chodzić... Czy to jakaś patologiczna rodzina, a może... Może przestań wyciągać pochopne wnioski i poczekaj na odpowiedź... Ciotka długo się zastanawiała zanim cokolwiek odpowiedziała. Jednak po kilku minutach doczekałam się słów z ust cioci.
- Mieszkają tam państwo Montgomery wraz ze swoim dwudziestojednoletnim synem. - Mówiąc szczerze coś mi się tu nie podobało... Dziwny ton głosu ciotki, to głębokie zamyślenie i jeszcze ten chłopak w oknie... To wszystko jest jakieś podejrzane. Chciałam znać więcej szczegółów dlatego po skończonym posiłku zadałam kolejne pytanie.
- Czy coś jest z nimi nie tak?  - teraz to ciotka spojrzała na mnie jakoś tak podejrzliwie i znów przez dłuższy czas nie odpowiadała. Jednak ja nadal nie miałam zamiaru odpuszczać. Wstałam od stołu  i zaczęłam myć po sobie naczynia wciąż oczekując na jakieś słowa z jej ust... Dopiero kiedy z powrotem usiadłam na przeciwko niej przy stole dowiedziałam się czegoś więcej.
- Nieee... To znaczy... Od początku kiedy się poznaliśmy byli naprawdę mili i przyjaźni, nawet ten Ashton... - czyli już znam imię chłopaka. Jest dobrze! No, ale słuchajmy dalej! - Jednak jakiś rok temu coś się tam wydarzyło... Chłopak bardzo się zmienił i to na niekorzyść. Zaczął uciekać z domu, a kiedy wracał był mocno poobijany... Zamknął się w sobie, unikał kontaktu nawet z najbliższymi... Zaczął wariackie podróże na motorze... Tak na marginesie to wszyscy twierdzą, że w końcu się zabije... Do tej pory nie wiadomo co przyczyniło się do jego diametralnej zmiany... Jego rodzice od tamtego czasu również stali się nieufni, dlatego też nie utrzymujemy zbyt dobrych relacji... No, ale koniec tych dramatycznych informacji... Bardzo ładnie wyglądasz. Wybierasz się gdzieś może? - kiedy zaczęło się robić ciekawie ona sprytnie zmieniła temat... Mimo wszystko zaintrygowała mnie
trochę tą jakże mroczną opowieścią... Nie wiem czy dobrze robię, ale myślę że dowiem się wszystkiego na temat tego całego Ashton'a i jego "diametralnej zmiany"...
- Wychodzę na spacer... Chcę zobaczyć ile się zmieniło od mojego ostatniego pobytu. - odpowiedziałam, a ciocia kiwnęła tylko głową i promiennie się uśmiechnęła. Czy wspominałam już, że uwielbiam jej uśmiech?  Jest identyczny jak ten mojego taty. Po prostu jakby przerysowany przez kalkę... Może to dlatego tak mi się podoba... Dokładnie nie wiem... No właśnie... A tata pewnie jest teraz w pracy... Muszę wziąć telefon w razie gdyby zadzwonił. Pobiegłam na górę, spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do małej torebki i wróciłam z powrotem.
- Tylko wróć na obiad przed czternastą... - usłyszałam głos cioci dobiegający z jej "gabinetu".
- Tak jest! - odkrzyknęłam i pospiesznie wyszłam z domu. Zbiegłam po schodach i obróciłam się kilka razy wokół własnej osi. Nie mam pojęcia dlaczego, ale w tym momencie poczułam całkowitą wolność, a przy tym niepohamowaną radość. Tak jestem dziwna i w pewnym stopniu zwariowana co nie pasuje do dwudziestoletniej dziewczyny, ale taka już moja natura. Szybkim krokiem ruszyłam po wybrukowanej alejce i nim się spostrzegłam już mijałam ogromną bramę prowadzącą do parku. To był jeden z plusów tego miejsca... Dosłownie wszędzie można dostać się w kilka minut. Tutaj wszystko jest rozmieszczone bardzo blisko siebie... Naprawdę mi się to spodobało, ale zachwycanie się miastem nie było teraz moim głównym celem. W tym momencie moją głowę zajmowało tylko jedno pytanie czy "ono" jeszcze tam jest. Kiedyś jak byłam młodsza i baaardzo ciekawska lubiłam przechadzać się po tym parku i odkrywać jego najmniejsze zakamarki. Pewnego razu udało mi się przedostać przez gęste chaszcze różnych traw i krzewów, a dzięki temu znalazłam dla siebie własną samotnię... Była to hmmm... niewielka łąka, a raczej mini wrzosowisko... Coś przepięknego! Miałam ogromną nadzieję, że i tym razem uda mi się tam przedostać. Przeszłam przez cały park i powoli traciłam wiarę w to, że w ogóle znajdę moje miejsce, aż w końcu nie wiadomo skąd wyrosła przede mną gęsta, zielona ściana. Moje serce, aż podskoczyło ze szczęścia. Rozejrzałam się dookoła, a że nikogo nie zauważyłam zaczęłam się przedzierać przez liczne warstwy traw i krzewów. Po kilkunastu minutach osiągnęłam swój cel i przedostałam się na drugą stronę. Mimo mojego wyczerpania i obolałego ciała byłam mega szczęśliwa. W momencie kiedy ujrzałam małe
wrzosowisko zaparło mi dech w piersiach... Szczerze mówiąc we wspomnieniach nie wyglądało to tak jak w rzeczywistości. Tu jest po prostu cudnie!!! Wszędzie fiolet tylko gdzieniegdzie jaskrawa zieleń... W dodatku to świeże powietrze! I piękne odgłosy ptaków... Gdybym tylko mogła zostałabym w tym miejscu na zawsze. Usiadłam na ziemi i wpatrzyłam się w błękitne niebo... Jednak po kilku minutach mój kark tak ścierpł, iż postanowiłam się położyć. Tak było o wiele lepiej... Błękitne obłoczki płynęły sobie spokojnie układając się przy tym w różne kształty... Przebywanie w tym miejscu równało się z zatrzymaniem czasu... Człowiek zapomina o wszystkim... O bólu, o przemijaniu, o życiu w ciągłym biegu... Po prostu się zatrzymuje i jest w stanie dostrzec piękno miejsc i chwil, których na co dzień nie widzi. Zamknęłam oczy i  spróbowałam wyciszyć wszystkie swoje myśli kłębiące się w moim umyśle... Byłam tylko ja i szum wiatru, trawy oraz cichy śpiew różnych ptaków... Wzięłam głęboki oddech i przejechałam rozpostartymi dłońmi po trawie. Znów poczułam się jak czternastolatka bez żadnych większych problemów... Gdyby tak można było cofnąć czas...
Nie miałam pojęcia czy zasnęłam, czy po prostu zatraciłam się w uroku tego miejsca, ale do świata żywych przywróciło mnie jakieś szamotanie wśród krzewów.  Zerwałam się na równe nogi, a moje serce gwałtownie przyspieszyło... Boże, żeby to był tylko mały zajączek, albo inne niegroźnie zwierzę... Błagam... Jednak kiedy do moich uszu dotarły ciche wiązanki przekleństw już wiedziałam, że to nie może być żadne zwierze... Miałam wrażenie, że moje serce ulokowało się na ramieniu. W gardle już wyrosła ogromna gula, a nogi zrobiły się jak z waty. Kto to może być? Czy ktoś mnie śledził? A jeżeli tak to kto? Jakie ma zamiary? Milion pytań przeleciało w ciągu sekundy przez moją głowę... Nie miałam pojęcia co robić... Uciekać, ale gdzie? Schować się, ale gdzie?? Postanowiłam nie ruszać się z miejsca i czekać na dalszy przebieg wydarzeń. Po kilku minutach z zielonego gąszczu wydostał się... Ashton. O... Mój... Boooże... No to teraz czeka mnie pewny zgon. Ale momencik!
Skąd on się tu wziął? Czy rzeczywiście mnie śledził? Ponownie głęboko westchnęłam, tak aż zachłysnęłam się powietrzem. Chłopak natychmiast spojrzał w moją stronę, a jego oczy zaszły mgłą...  W momencie jego klatka piersiowa zaczęła unosić się w szaleńczym tempie. Był wściekły...
- Kim jesteś i co tu robisz? - warknął, a moje kolana się ugięły... Mamo... Boże... Ktokolwiek... ratujcie! Przecież on może mnie zabić nawet wzrokiem...
Cami co się z Tobą dzieje? Gdzie zniknęła Twoja odwaga? Na początku znajomości z Harry'm mogłaś być pyskata i zarozumiała a teraz? Zaryzykuj! - usłyszałam jakiś głos w mojej głowie. Wprawdzie nie był to głos mojej mamy, ale  w sumie czemu nie posłuchać tej rady?
- Równie dobrze mogę spytać Cię o to samo. - powiedziałam spokojnym, opanowanym głosem mimo tego, że nadal miałam ogromną ochotę stąd wiać. Zauważyłam, że jego dłonie zaciskają się w pięści, a szczęki nerwowo zazgrzytały. Może to zabrzmi głupio i nieprawdopodobnie, ale dzięki temu dostałam jakąś małą dawkę odwagi.
- Ja odkryłem to miejsce i nikt nie ma prawa tutaj przychodzić! - niemalże krzyknął szczególnie akcentując "Ja"... Jednak już mnie to zbytnio nie wzruszało. Tym bardziej iż przypomniałam sobie o swoim postanowieniu poznania tego chłopaka.
- Jakoś nigdzie nie zauważyłam, żeby było podpisane iż jest czyjąś własnością. - ooops chyba zbyt ostre posunięcie. Ashton zbliżył się w moją stronę, popatrzył głęboko w moje oczy i już miał coś powiedzieć kiedy nagle cofnął się o krok. Przyznam szczerze, że to było dziwne, nawet baaaardzo. Jednak dalsze wydarzenia wprowadziły mnie w jeszcze większą dezorientację... Ashton odwrócił się ode mnie plecami i twardym tonem powiedział.
- Odejdź stąd... Proszę... - gdyby nie dodał tego prawie płaczliwego proszę możliwe że bym została... Jednak tym ostatnim słowem zmienił wszystko.  Powoli ruszyłam w stronę "wyjścia". Ponownie zaczęłam przedzierać się przez chaszcze. W głowie miałam ogromny mętlik... Ta cała sytuacja była dziwna i mega przerażająca... A mimo to osoba Ashton'a jeszcze bardziej mnie zaintrygowała. Dlatego też umocniłam się w swoim postanowieniu.
Kiedy ponownie znalazłam się w parku mogłam odetchnąć z ulgą...

***

W domu byłam już po godzinie dwunastej. Pewnie gdyby nie Ashton to wróciłabym o wiele później, no ale wyszło jak wyszło. Mimo wszystko mam nadzieję, że kiedyś będę miała jeszcze okazję tam wrócić... Chociaż kto wie... Mam wrażenie, że Ashton nie lubi, kiedy ktoś mu się sprzeciwia... Może rzeczywiście powinnam sobie odpuścić to miejsce... Dla własnego bezpieczeństwa... Ale zaraz! Co ja w ogóle wygaduję? Przecież to ja odkryłam wrzosowisko pięć lat temu... I nigdy go tam nie spotkałam, a to może równie oznaczać, że to ja pierwsza się tam hmm zadomowiłam... No więc przepraszam bardzo, ale kto tu ma większe prawo do tego miejsca co? A tak w ogóle to zastanawia mnie jedno... Jak udało mu się znaleźć to miejsce? Pamiętam, że pierwszy raz znalazłam się na polanie tylko z jednego powodu... Próbowałam uciec, zniknąć, zaszyć się gdzieś... Teraz już nie
wiem przed kim lub przed czym... Kto by tam wiedział co kryło się w umyśle czternastoletniej dziewczynki? No, ale ten fakt chyba jest w tym momencie najmniej istotny... Najważniejszy jest fakt, ze wtedy szukałam jakiejś kryjówki, odosobnienia, miejsca gdzie mogłabym w spokoju wszystko przemyśleć. Cudem udało mi się znaleźć to moje małe wrzosowisko... Pewnie zastanawiacie się do czego zmierzam... Już śpieszę z wyjaśnieniem. Otóż wydaje mi się, że Ashton również szukał jakiegoś ukrycia lub schronienia... I nadal nurtuje mnie jedno pytanie... Co go trapiło lub przed kim uciekał??  Im dłużej się nad tym wszystkim zastanawiałam tym nasuwało mi się więcej pytań, a odpowiedzi jakoś nie mnożyły się w ten sam cudowny sposób... Miałam tylko nadzieję, że uda mi się dowiedzieć wszystkiego w najbliższym czasie... 
Z racji tego, że wróciłam do domu wcześniej, postanowiłam pomóc cioci w robieniu obiadu. Nie mam pojęcia czy tylko ja tak uważam, ale wydaje mi się, że w pomieszczeniu jakim jest kuchnia rozmawia się najlepiej... A szczególnie przy gotowaniu lub pieczeniu...  Może rzeczywiście to tylko moje dziwne spostrzeżenia, ale nawet teraz o  wiele przyjemniej rozmawia mi się z ciocią na niektóre tematy... Szczerze mówiąc to rozmawianiem bym tego nie nazwała... Czemu? Bo głównie to ja opowiadałam, a ciocia zadawała pytania. Wypytywała o pracę w filmie, o powód rezygnacji, o podjęciu pracy w teatrze... Gadałam jak najęta... Niestety nie mogłam ominąć tematu Harry'ego, a przez dłuższy czas jakoś mi się to udawało... I choć wiedziałam, że w końcu będę musiała powiedzieć prawdę to miałam nadzieję, że nastąpi to trochę później... Ku mojemu zdziwieniu wyszło tak, że podczas jedzenia obiadu ciocia dowiedziała się wszystkiego na "nasz" temat... Muszę przyznać, że podziwiałam samą siebie, bo podczas moich opowieści nie uroniłam ani jednej łezki, co było ostatnio nie lada wyczynem. Może wreszcie rozpoczął się proces gojenia ran? Może z każdym dniem będzie co raz lepiej... Może po jakimś czasie rany zabliźnią się aż w końcu znikną na dobre... Aby ich tylko nie rozdrapywać, a będzie dobrze!
*********************************************************************************
Witam, witam!!! Jak się czujecie tydzień przed zakończeniem roku? Oceny już powystawiane? Pasek na świadectwie będzie?? Ja jestem rozdarta na pół, bo z jednej strony cieszę się, że wakacje i w ogóle, a z drugiej rozstanie po sześciu latach z najlepszą klasą to dla mnie zbyt wiele... A jeżeli chodzi o moje oceny... Hmm nie są tak zadowalające jak mogły być, ale średnią 5.3 chyba udało mi się osiągnąć... Poza tym wyniki z egzaminu też całkiem spoko więc muszę przyznać, że wczorajszy dzień był dość pozytywny! Mam nadzieję, że dzisiaj to Wy sprawicie, że będzie pozytywny przez pisanie dłuuugich komentarzy! Bo nawet nie wiecie jak kocham czytać Wasze opinie czy teorie na przyszłe rozdziały. No więc... Co sądzicie o tym czymś nad gwiazdkami? Bo ja tam uważam, że tekst nie jest, aż taki zły, ale same wiecie, że nie da się obiektywnie ocenić własnych "prac"... No więc czekam na Wasze zdanie! Chyba nie będę pisała pytań. Znów dam Wam pole do popisu... Aaale zapomniałabym o najważniejszym... W końcu było więcej Ashton'a. Hah. Zastanawiam się tylko czy właśnie w takiej wersji się go spodziewałyście... Wszystko piszcie w komentarzach!!! Ja będę powoli kończyć gdyż muszę się zacząć zbierać na próbę...
Kocham mocno i gorąco pozdrawiam! <3
Do następnego!!! *.*

Aleksandra 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz