środa, 10 czerwca 2015

Rozdział osiemnasty cz.2

- Wychodzę - krzyknęłam zakładając buty i skórzaną kurtkę... Ostatnio zaczęło się robić coraz zimniej, no ale mamy połowę października więc czemu ja się w ogóle dziwię...
- Dokąd? - dobiegł do mnie głos taty, który w tym momencie brał prysznic.
- Najpierw do mamy, a później do dziewczyn... Muszę obgadać z nimi "Pewną Sprawę" - odkrzyknęłam i nie czekając na odpowiedź opuściłam dom... Tak jak myślałam... W momencie moje ciało owiał zimny wiatr... Zapięłam kurtkę pod samą brodę i wolnym krokiem zaczęłam iść w stronę cmentarza... Znałam tę drogę tak dobrze, że po prostu nogi same mnie niosły, a dzięki temu ja mogłam oddać się szukaniu  odpowiedzi na pytania taty.  "A co z przyjaciółkami? A co z moją pracą? A tak w ogóle to gdzie moglibyśmy się przeprowadzić?" Jego głos cały czas rozchodził się w mojej głowie... Wydawało się, że to nie będzie takie trudne... a jednak... Ale muszę znaleźć odpowiedzi w dodatku muszą być bardzo przekonujące... Jeśli nie o przeprowadzce mogę tylko pomarzyć... Hmmm... No więc... Co z przyjaciółkami?? Przed oczami od razu pojawiły mi się smutne twarze Mandy i Natt. Nie wątpię, że ich pierwszą reakcją mogłoby być niedowierzanie i "rozpacz", ale uważam, że po dokładnym wyjaśnieniu wszystkiego zrozumieją moją sytuację... Muszą to zrobić! Przecież od tego właśnie są... No, ale... Nawet jeśli się wyprowadzimy to... nie będzie to drugi koniec świata tylko jakieś niedaleko położone miejsce, żeby dziewczyny mogły mnie odwiedzać! No dobrze, ale od razu nasuwa się drugie pytanie... Skoro nie na drugi koniec świata to gdzie dokładnie? Ugh! Czy to wszystko musi być takie skomplikowane... No bo jakby nie patrzeć zmienienie dzielnicy nic nie wskóra... To byłoby zbyt proste... No więc gdzie się podziać?? Gdzie szukać mieszkania??
Skąd zaczerpnąć pomysł???  Momencik!!! Ciocia Becky! Swindon! - BINGO! Już chwileczkę.... Śpieszę z wyjaśnieniem. "Ciocia Becky" to młodsza i jedyna siostra mojego taty. Trzydziestosiedmioletnia kobieta mieszkająca w Swindon (miasteczku położonym o około 130 km od Londynu). Niecałe sześć lat temu wyszła za mąż... Niestety już rok po ślubie jej mąż zginął w tragicznym wypadku samochodowym... Od tamtej pory z nikim się nie spotykała bynajmniej ja o nikim takim nie słyszałam od... No właśnie... Ostatni raz kiedy ją widziałam to... Rok temu na pogrzebie mamy... Jaaaacie... Jak ten czas szybko leci... Bardzo dobrze pamiętam, że kiedy byłam młodsza, ostatnie dwa tygodnie każdych wakacji spędzałam właśnie u niej... Stare, dobre czasy... Myślę, że i  teraz znalazłaby dla mnie jakiś kąt w swoim dość sporym mieszkaniu... No więc... Zostaje tylko odpowiedź na pytanie dotyczące pracy mojego taty... Hmm...  Mógłby dojeżdżać... Jednak codzienne pokonywanie stu trzydziestu kilometrów w jedną i drugą stronę byłoby czymś bardzo nużącym i nieefektywnym...  Ewentualnie pojechałabym do cioci sama... Tak. Druga opcja wydaje mi się bardziej odpowiednia... Oj... Moim zdaniem ten "problem" jest najmniej skomplikowany. Tym oto sposobem znalazłam trzy odpowiedzi uzasadnione argumentami... W samą porę, bo jeszcze kilka kroków i stałam przed "moją kwiaciarnią". Pociągnęłam za szklane drzwi i już po chwili znalazłam się w przytulnym, ciepłym, małym pomieszczeniu, w którym unosił się zapach przeróżnych kwiatów.
- Dzień dobry - przywitałam się z bladym uśmiechem na twarzy, a starsza kobieta od razu wyjęła błękitną różę spod lady i również obdarzyła mnie swoim promiennym uśmiechem... Rozumiałyśmy się już bez słów. Zapłaciłam, podziękowałam, pożegnałam się i pośpiesznie wyszłam... W głębi serca czułam, że muszę się znaleźć przy mamie jak najszybciej.  Po pięciu minutach szybkiego marszu już znajdowałam się na cmentarzu. Energicznym krokiem przeszłam przez znajome uliczki i stanęłam przy marmurowym nagrobku... Położyłam na nim błękitną różę i zmówiłam krótką modlitwę. Dopiero teraz mogłam usiąść na ławeczce, zamknąć oczy i rozpocząć wewnętrzny dialog z moją
najdroższą mamą...
- Witaj mamciu... Dziś przychodzę do Ciebie, ponieważ potrzebuję Twojej rady, aby podjąć ostateczną decyzję w pewnej sprawie... Otóż... Rozmawiałam dzisiaj przez telefon z Harrym... I... On powiedział, że jak wróci z trasy za dwa miesiące to porozmawiamy no wiesz tak w rzeczywistości... Twarzą w twarz...  A ja... mówiąc szczerze nie mam zamiaru się z nim nigdzie i nigdy spotykać dlatego też postanowiłam, że powinniśmy się z tatą przeprowadzić... Rozumiesz mnie prawda??  Po prostu nie chcę żeby Harry dowiedział się, że będzie miał ze mną dziecko no i ogólnie nie chcę mieć z nim nic wspólnego... Chcę uciec, zmienić numer i jeżeli dobrze pójdzie to zapomnieć... - zamknęłam oczy, a po moich policzkach zaczęły spływać słone łzy... Wszystkie wspomnienia znów powróciły i przelatywaly przez moją głowę jak klatki w filmie... Pierwsze spotkanie przed kawiarnią... Kolacja... Wypad nad jezioro... Dzień w Holmes Chapel... Weekend na domkach z przyjaciółmi... Szybko się zaczęło... Szybko się rozwijało... Szybko się skończyło... Takie jest moje życie i nic już tego nie zmieni.
 Nagle poczułam czyjś dotyk na swoim ramieniu... Możecie mi nie wierzyć, ale chyba jeszcze nigdy się tak nie przestraszyłam. No, ale sami pomyślcie... Siedzicie samotnie na cmentarzu, a tu nagle czujecie jak ktoś Was łapie za ramię... ZAWAŁ MUROWANY! Niepewnie otworzyłam oczy i ujrzałam przed sobą... Anne Styles... Słodki Jezu... Błagam Cię! Spraw, żeby to była tylko fatamorgana! Mrugnęłam kilka razy, ale niestety moja przyszła niedoszła teściowa nie zniknęła... Pasowałoby się jakoś przywitać co nie?
- Dzień dobry pani Styles. - szepnęłam i uśmiechnęłam się blado... Kobieta była bardzo smutna... Nawet nie odwzajemniła mojego wymuszonego uśmiechu... Coś jest na rzeczy.
- Witaj Camilo... Chciałabym z Tobą porozmawiać... Czy znalazłabyś dla mnie kilkanaście minut? - patrzyła na mnie błagalnym wzrokiem... Odetchnęłam głęboko i przez chwilę analizowałam jej ton głosu... O co może chodzić?? No na pewno o Harry'ego, ale... Czy jako jego matka będzie mnie prosić o wybaczenie czy wręcz przeciwnie przyzna mi rację? Pewnie kiedy zgodzę się na rozmowę to dowiem się wszystkiego... Wprawdzie boję się konsekwencji, ale... Kto nie ryzykuje ten nie zyskuje..
- Wprawdzie umówiłam się już, ale myślę że mogę pani poświęcić te kilkanaście minut... - zabrzmiało to chyba zbyt oschle... Moja stara natura wraca... A przecież nie chciałam być wobec niej niemiła... Co jak co, ale rodziców Harry'ego niemalże pokochałam... Poza tym to nie jego mama odpowiada za jego czyny... Styles jest już dorosły!
- Wobec tego przejdźmy się, dobrze? - spytała jakby trochę bardziej pewna siebie aczkolwiek nadal na jej twarzy nie widniał nawet cień uśmiechu... Nic z tego nie rozumiem...Wstałyśmy jednocześnie i wyszłyśmy z cmentarza, dopiero wtedy pani Styles zaczęła mówić...
- Camilko... Nie wiem od czego mam zacząć... Widziałyśmy się ponad dwa miesiące temu, a przez ten czas zdarzyło się tyle spraw... Przyznam szczerze, że długo zwlekałam z tą rozmową, ale tylko dlatego aby dać Ci trochę czasu na przemyślenie i ogarnięcie tego wszystkiego... Uwierz mi, że jestem tak samo wstrząśnięta tą całą sytuacją... Uważam, że Harry zachował się bardzo nieodpowiedzialnie i okropnie, ale mimo wszystko powinnaś dać mu szansę na wytłumaczenie... - czyli jednak się myliłam... Ale skąd w ogóle pomysł w mojej głowie, że matka stanęłaby przeciwko swojemu dziecku... Przecież to irracjonalne!
- Pani Styles... ja rozumiem, że bardzo kocha pani swojego syna i chce dla niego jak najlepiej, jednak... są rzeczy, których nie da się ani wyjaśnić, ani wybaczyć... Choćby nie wiem co... Naprawdę bardzo kochałam Harry'ego był pierwszą, a zarazem największą miłością mojego życia, ale nie jestem na tyle dobroduszna, aby wybaczyć mu zdradę... To zbyt  duże cierpienie i upokorzenie... A teraz przepraszam, ale muszę już iść... - przyśpieszyłam i bez żadnego pożegnania ją minęłam... Po
moich policzkach ponownie zaczęły spływać łzy... W tym momencie podjęłam ostateczną decyzję! Bez względu na to co powiedzą dziewczyny, z tatą czy bez niego przeprowadzam się do cioci! Opcja, że ciotka mogłaby nie zgodzić się na mój przyjazd nie przechodziła mi obecnie przez głowę. Energicznym krokiem szłam w stronę domu Natalie... Miałam ogromną nadzieję, że Mandy też tam będzie... Nie, nie umawiałyśmy się ze sobą... Tak skłamałam... Przepraszam ale nie jestem taka dobra w wymyślaniu kłamstw na poczekaniu jak Harry... Byłam trochę zła, ale też odrobinę zrezygnowana... To wszystko jest takie skomplikowane... Jedna osoba... Jedna chwila... Jeden moment... Zmienił wszystko w moim życiu... Na początku wydawało mi się, że z każdym dniem jest coraz lepiej, ale do czasu... To tak samo jak z Titanic'em. Ja i Harry płynęliśmy po spokojnych wodach oceanu, aż tu nagle pojawia się góra lodowa o imieniu Caroline... Rozbijamy się o nią i powoli spadamy na dno... Czy takie właśnie jest życie?? Czy z tym też muszę się pogodzić? Czy już nigdy nie zaznam szczęścia? Kolejne pytania zaczęły maltretować moją głowę co przyprawiło mnie o jej ból. Na szczęście jeszcze tylko kilkanaśnie metrów dzieliło mnie od domu Natalie... Szybko przemierzyłam tę odległość oraz te kilka schodków. Nacisnęłam biały przycisk dzwonka i z niecierpliwością czekałam na jakąś reakcję... Już po kilkunastu sekundach drzwi otworzyła mi Mandy. Chyba jeszcze nigdy się tak nie cieszyłam na jej widok.  Dziewczyna była lekko zdziwiona moim entuzjazmem, ale przywitała się i wpuściła mnie od razu do środka. Razem udałyśmy się do pokoju Natalie, gdzie dziewczyna właśnie malowała paznokcie.
- Witaj Cam! - krzyknęła rozpromieniona, ale kiedy przyjrzała mi się dokładniej, dopowiedziała - Coś się stało. - nie było to zdanie pytające.. Brzmiało raczej jak stwierdzenie... Kto jak kto, ale Natt zna mnie najlepiej... Zajęłam miejsce obok niej na łóżku, Mandy usiadła na pufie i w tym momencie obydwie przyjaciółki wgapiły się we mnie oczekująco...
- Rozmawiałam dzisiaj z Harrym - pomińmy fakt, że zaczynam tę historię już po raz trzeci od tego samego zdania.. - I doszłam do wniosku, że muszę się stąd wyprowadzić... - dokończyłam na jednym wydechu i spojrzałam na dziewczyny. Mandy szerzej otworzyła oczy, a Natalie w momencie przerwała malowanie paznokci... W pokoju zapanowała niezręczna cisza... No tak muszą to przetrawić i w ogóle, jednak to milczenie jest troszkę męczące i przytłaczające...
- Zaraz, zaraz! Jak to się wyprowadzić? Dlaczego? Dokąd? - zaczęły się przekrzykiwać i zadawać pytania... Czyli to również  nie będzie takie proste jak mi się wydawało... W sumie to powinnam się już przyzwyczaić...
- Jak już mówiłam zadzwonił dziś do mnie Harry i oznajmił, że kiedy tylko wróci będziemy musieli porozmawiać... Zapewne wiecie, że nie chcę, aby Styles dowiedział się o tym, że jestem z nim w ciąży dlatego też wolę stąd wiać... Wydaje mi się, że willa mojej ciotki Becky w Swindon będzie idealnym miejscem dla mnie i mojego dziecka więc... jeżeli siostra mojego taty się zgodzi w najbliższym czasie się tam wprowadzę... - skończyłam swój monolog i oparłam się plecami o poduszki... Tłumaczenie tego wszystkiego kolejny raz przyprawiło mnie o małe zawroty głowy... Moje przyjaciółki nadal siedziały w osłupieniu... Tak jakby to wszystko co im przed chwilą powiedziałam docierało do nich w jakimś zwolnionym tempie...
- No dobrze... Ale co z nami? Przecież jesteśmy przyjaciółkami, widujemy się praktycznie codziennie, a kiedy się wyprowadzisz to... - Natalie spojrzała na mnie smutnym wzrokiem... Zauważyłam, że w jej oczach pojawiły się łzy, Objęłam bliżej siedzącą brunetkę ramieniem, wzięłam głęboki oddech i  zaczęłam mówić głosem o ton głośniejszym od szeptu:
- Spokojnie... Z Londynu do Swindon jest dwie godziny drogi samochodem... Będziecie mogły mnie odwiedzać kiedy tylko zechcecie... Poza tym jest jeszcze skype i telefony... A skoro już o tym mowa... Zmieniam numer. I pod żadnym pozorem ani mój adres, ani mój nowy numer telefonu nie może dostać się w łapska, któregoś z chłopaków! Zrozumiano?!
Dziewczyny kiwnęły głowami i w tym momencie wszystkie trzy wybuchnęłyśmy śmiechem, który
po chwili zamienił się w rozpaczliwy szloch. Mandy wstała z pufy i wcisnęła się obok nas na łóżko
- Nie chcemy, żebyś wyjeżdżała - wychlipała Natt i mocniej się we mnie wtuliła...
 - A co będzie jeżeli ciotka nie zechcę Cię przygarnąć? - tym razem to Mandy zadała trafne pytanie... Jednak nie musiałam się długo zastanawiać...
- Znajdę jakieś inne miejsce... Jedno jest pewne! Nie zostanę w Londynie dłużej niż półtora miesiąca...

***
*Peter Evans (tata Camili)*

- Witaj Becky... Na początku... Chciałbym Cię przeprosić za to, że od tak dawna się nie odzywałem... - po długich namowach Camili w końcu odważyłem się zadzwonić do mojej siostry... Boże jak to
brzmi... No ale taka jest prawda... Po pogrzebie Megan straciłem kontakt ze wszystkimi członkami rodziny...
- O mój Boże! Peter to naprawdę Ty!? Jak dobrze znów Cię usłyszeć... Czy wszystko u Ciebie w porządku? Jak się trzymasz? Dlaczego milczałeś? Co u Cami? - kiedy usłyszałem jej głos w słuchawce od razu się uśmiechnąłem... Wprawdzie dzieli nas pięć lat różnicy, ale od początku dogadywaliśmy się wspaniale i zawsze mogliśmy na siebie liczyć...
- W porządku... Powoli wszystko wraca do normy... Milczałem ponieważ... Musiałem to wszystko ogarnąć, poradzić sobie z kilkoma problemami i... tak jakoś wyszło... A co do Camili to właśnie w jej sprawie dzwonię... - nie dokończyłem mówić, bo ona już weszła mi w słowo.
- Coś się stało z moją najdroższą kruszynką? Nie radzisz sobie z dwudziestoletnią dziewczyną? - w  jej głosie usłyszałem troskę, a zarazem oburzenie.  Camila od zawsze była oczkiem w głowie zarówno swojej cioci jak i babci dlatego jej reakcja w ogóle mnie nie dziwi... Mówiąc szczerze z każdą chwilą wydaje mi się, że moje obawy co do odrzucenia propozycji Camili były niepotrzebne... Jednak w głębi duszy czułem, że fakt iż Cami będzie miała dziecko może wszystko zmienić...
- Becky spokojnie... Sama powiedziałaś, że jest już dwudziestoletnią dziewczyną więc ona sama umie już o siebie zadbać...  
- No więc o co chodzi- odparła i zaśmiała się perliście... Kiedy usłyszałem jej śmiech od razu w mojej głowie pojawiły się wspomnienia... I pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno słuchanie jej głosu było dla mnie codziennością... A teraz... Nawet nie wiedziałem, że tak bardzo mi jej brakuje.
- Otóż... hmmm. To dość długa historia więc może zacznę od konkretów. Camila chciałaby się do Ciebie przeprowadzić na trochę o ile to nie byłby żaden kłopot...
- Co Ty mówisz?? Moje małe, najdroższe Słoneczko chcę odwiedzić ciotkę... - uśmiech na mojej twarzy coraz bardziej się powiększał...- mój dom jest dla was zawsze otwarty... 
- Tylko jest jedna mała rzecz, o której powinnaś wiedzieć i nie jestem pewien czy nie zmienisz przez to zdania....
- Peter co masz na myśli? Mów prędko o co Ci chodzi - głos mojej siostry od razu zmienił barwę na dość zdenerwowaną więc postanowiłem nie owijać w bawełnę...
- Cami spodziewa się dziecka, które ma przyjść na świat za sześć miesięcy - usłyszałem jak Becky bierze głęboki oddech. Boże błagam Cię spraw, żeby przygarnęła moją małą bez względu na wszystko... Skoro ona uważa, że tak będzie najlepiej...
- Naprawdę? Moje słoneczko będzie miało swoją własną małą kruszynkę?! Toż to cudowna wiadomość! Przecież wiesz jak ja lubię dzieci! - chyba jakoś akurat to mi umknęło... - Tym bardziej niech przyjeżdża! Nawet jutro! 
- Naprawdę? - spytałem z niedowierzaniem...
- Oczywiście, że tak! Już się nie mogę doczekać!
- No to świetnie! Zapewniam Cię, że jeszcze w tym tygodniu ją przywiozę.. Trzymaj się siostrzyczko i do zobaczenia!
- Do zobaczenia Peter. - usłyszałem jej roześmiany głos i sygnał zakończonego połączenia. Szybkim krokiem podszedłem do drzwi i je otworzyłem. Tak jak myślałem zastałem tam niespokojną Camilę .
- Możesz zacząć się pakować... W tym tygodniu jedziesz do ciotki - oznajmiłem, a moja córka niemal rzuciła się na mnie z okrzykami wdzięczności...

*********************************************************************************
Hej Haj Heloł! Rozdział w środku tygodnia - tego jeszcze nie było! Ale już śpieszę z wytłumaczeniem. Jak wyjechałam z domu nad ranem czwartego czerwca tak wróciłam wieczorem dziewiątego i nie miałam możliwości wstawienia rozdziału. Dlatego, żeby wynagrodzić Wam dłuższe oczekiwanie wstawiam drugą część... Jest sporo wyjaśnień, ale także mnożą się pytania, których dziś nie zadam i zdaję się na Waszą inwencję twórczą co do komentarzy! Kochani moi z racji tego, że do końca roku zostały jakieś dwa tygodnie, a do wystawiania ocen jeszcze mniej muszę już kończyć gdyż chcę mieć średnią powyżej 5.0, a to się wiąże z poprawianiem kilku przedmiotów więc... Żegnam Was serdecznie i do następnego już w sobotę! <3

Aleksandra *.*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz