sobota, 13 czerwca 2015

Rozdział dziewiętnasty

*Kilka dni później*

*Camila*

Dziś wstałam dość wcześnie... Muszę załatwić kilka spraw przed wyjazdem...  Tak  już za kilka
godzin wyjeżdżam do Swindon! Usiadłam na łóżku i przetarłam oczy rozpostartymi dłońmi. Rozejrzałam się dookoła i jakoś nie mogłam uwierzyć, że znajduję się w tym samym pomieszczeniu. Wszystko było tu takie opustoszałe i odludne... No może przesadzam, ale w momencie kiedy ze wszystkich szafek zniknęły pamiątki i zdjęcia zrobiło tu się tak pusto, aż obco. Wstałam z łóżka, po czym wzięłam z krzesła przygotowany wczoraj strój  i poszłam do łazienki gdzie wzięłam szybki prysznic, i się przebrałam... Teraz wystarczyło tylko zrobić makijaż, związać włosy w koka i będę gotowa! Po dwudziestu minutach spędzonych w łazience wyszłam jak nowo narodzona... Nie patrząc na nic od razu zbiegłam na śniadanie... Mojego taty nie było w domu, ponieważ od niecałej godziny jest w pracy...   Mam ogromną nadzieję, że uda mu się wyrwać wcześniej, bo jak nie to automatycznie mój wyjazd się opóźni, a to oznacza więcej czasu na przemyślenia i ewentualną zmianę planów... Zaczęłam się krzątać po kuchni w celu znalezienia miski, płatków i mleka. Ze zrobieniem sobie śniadania wyrobiłam się w niecałe dziesięć minut. Kiedy jadłam posiłek rozplanowywałam co mam zrobić po kolei. Ostatnio zaczęłam robić się bardzo dokładna... Nie mówię, że to coś złego, wręcz przeciwnie, tylko zastanawiam się skąd ta nagła zmiana... Zawsze byłam roztrzepaną i zmienną dziewczyną, a teraz... Możliwe, że dzieje się tak przez świadomość iż już za pare miesięcy zostanę mamą i będę musiała świecić przykładem dla mojego maluszka... No, ale przyczyna jest akurat najmniej ważna. Najistotniejszy jest fakt iż zachodzi we mnie taka pozytywna zmiana... No, a teraz

wacajmy do planowania najbliższych godzin. Obecnie jest dziewiąta...  Muszę wyrobić się do trzynastej. Czyli najpierw pożegnam się z mamą, a dopiero potem z dziewczynami. Dlaczego akurat tak? Chcę poświęcić więcej czasu swojej rodzicielce, bo wiem, że dziewczyny będą mnie odwiedzać, a z mamą może zobaczę się dopiero za kilka miesięcy... Po skończonym śniadaniu wstawiłam miskę do zmywarki i opuściłam kuchnię. W przedpokoju założyłam buty oraz czarną, skórzaną kurtkę, a następnie wyszłam z domu. Kiedy tylko otworzyłam drzwi moje ciało owiał zimny wiatr.  Zapięłam kurtkę pod samą szyję i zamknęłam dom. Szłam bardzo powoli i przez cały czas się rozglądałam... Chciałam zapamiętać te okolice jak najlepiej.. Kto wie kiedy tu wrócę,
czy w ogóle wrócę... Mijałam znajome domy, drzewa, ławki  i nie mogłam się nadziwić ile rzeczy nie zauważałam podczas zwykłych spacerów czy nieustannym biegu do pracy.   Droga na cmentarz zajęła mi dwa razy więcej czasu niż zwykle, ale to tylko dlatego, że zagadałam się trochę z kwiaciarką... Tak. Z nią też postanowiłam się w pewien sposób pożegnać... No, ale ostatecznie po półgodzinnym spacerze znalazłam się na cmentarzu. Odprawiłam swój rytuał to jest położyłam różę i zmówiłam krótką modlitwę, po czym usiadłam na swojej ławeczce. Delikatnie dotknęłam plecami oparcia i zamknęłam oczy. W głowie od razu pojawiły się obrazki przedstawiające wszystkie chwile spędzone z mamą... Te dobre i te złe... Te wesołe i te smutne... W tej właśnie chwili dotarło do mnie, że tak naprawdę nigdy w życiu nie rozstawałyśmy się na dłużej niż kilka dni. Nawet po jej śmierci starałam odwiedzać ją regularnie... Przynajmniej raz w tygodniu... A teraz nie wiem nawet czy kiedykolwiek tu jeszcze wrócę... To wszystko jest zbyt przytłaczające... Spod mich powiek zaczęły wypływać pojedyncze, słone krople.
- Hej mamciu! Tak jak ostatnio wspominałam... wyjeżdżam do Swindon, do cioci Becky. Nadal uważam, że podjęłam słuszną decyzję mimo tego, że opuszczam wszystkich i
 wszystko co mi najbliższe... Podjerzewam, że znajdą się osoby, które stwierdzą, iż postąpiłam egoistycznie i patrzyłam tylko na to, aby mi było dobrze, jednak to nie jest prawda.
Bardzo boli mnie rozstanie z Tobą, z tatą, z dziewczynami, z Londynem po prostu ze wszystkim, ale... Jestem pewna, że tak będzie łatwiej i mi, i Hary'emu. Najstraszniejsze jest to,
 że nie wiem czy kiedykolwiek tu wrócę. Wiem jednak, że nawet w Swindon Ty będziesz przy mnie i w każdej chwili mi pomożesz.. A teraz przepraszam Cię najmocniej, ale muszę
wracać, bo zostało mi jeszcze kilka spraw do załatwienia, a mam mało czasu... Mam nadzieję, że jeszcze się tu pojawię, ale nie jestem w stanie niczego obiecać... - skończyłam
swój szeptany monolog, otarłam łzy i gwałtownie wstałam ze swojego miejsca... Mówiąc szczerze poczułam się teraz gorzej... Ból i zawroty głowy, mdłości, kłucie w sercu -
z takimi dolegliwościami musiałam się teraz dodatkowo zmagać, ale nie chciałam dzwonić po taksówkę... Ruszyłam między wąskimi uliczkami z nadzieją, że dzięki kolejnej dawce
tlenu poczuję się choć odrobinę lepiej.

***

Pod dom Mandy dotarłam dość szybko jak na moje dzisiejsze tempo. Nie chciałam przeciągać tego wszystkiego w nieskończoność. Weszłam po schodach i zapukałam
najgłośniej jak potrafiłam. Nie musiałam długo czekać na jakąkolwiek reakcję. Dosłownie po kilku sekundach w progu ujrzałam obydwie przyjaciółki. Bez zbędnych słów
wpadłyśmy sobie w objęcia... Wiedziałam, że to pożegnanie będzie najcięższe ze wszystkich, które już odbyłam. Tyle lat razem... Tyle wspaniałych wspólnych przygód... Tyle niezealizowanych jeszcze planów i marzeń...  O żadnych rozłąkach nie było nawet mowy, a teraz... Jedna z nas wszystko przekreśla jedną grubą linią i jakby nigdy nic
sobie stąd wyjeżdża... Wiem to nie jest sprawiedliwe, ale tak już po prostu musi być... Dziewczyny
wpuściły mnie do środka. Kiedy tylko znalazłyśmy się w ciepłym korytarzu znów wtuliłyśmy się w siebie...
- Będziemy za Tobą bardzo tęsknić - wyszeptała Natt i nagle rozpłakała się... Sama ledwo powstrzymywałam łzy... Jak ja nienawidzę pożegnań!
- Ja będę tęsknić za Wami jeszcze bardziej! - powiedziałam i  tym momencie dałam upust wszystkim emocjom kryjącym się w moim sercu...
Słone krople popłynęły po moich policzkach po raz kolejny dzisiejszego dnia... Kiedy minęło pare ładnych minut i powoli zaczęłyśmy się ogarniać, oznajmiłam moim przyjaciółkom,
że za niecałe dwie godziny będę musiała wracać do domu dlatego powinnyśmy wykorzystać ten czas lepiej niż na bezsenswnym płakaniu...
Moje wspaniałomyślne przyjaciółki stwierdziły, iż najlepszym sposobem będzie pójście na stary plac zabaw czyli miejsce, w którym się poznałyśmy. Dotarcie tam zajęło nam jakieś
piętnaście, może dwadzieścia minut... Kiedy byłyśmy już na miejscu zaczęłyśmy wspominać... Właśnie tak minęły nam ostatnie wspólne godziny.

***

- Na pewno wszystko wzięłaś? - po raz kolejny usłyszałam to pytanie z ust mojego taty... Nie powiem, ale powoli zaczynam się przez to denerwować... Czy on uważa mnie za jakąś
 niekompetentną nastolatkę???
- Tak tato. Powtarzam po raz kolejny, że sprawdziłam dziesięć razy caluteńką walizkę... Możemy już jechać? - tym razem to ja zadałam pytanie...
Mówiąc szczerze to byłam lekko sfrustrowana i poirytowana. Jest już piętnasta, a my jeszcze nie wyruszyliśmy... Ten fakt natomiast działał na mnie jak płachta na byka...
Chciałam mieć to za sobą jak najszybciej, a wyjazd cały czas się opóźniał...
- Więc chodźmy - nareszcie do moich uszu dotarły tak długo wyczekiwane słowa... Pewnym krokiem podążałam za moim tatą, ale w momencie kiedy miałam przekroczyć próg coś
mnie zatrzymało. Odwróciłam się i ostatni raz popatrzyłam wgłąb wnętrza mojego mieszkania.
- Żegnaj domku - wyszeptałam, a po moim policzku spłynęła jedna, samotna łza... Nienawidzę pożegnań. Wiem, wiem.. Już o tym wspominałam. Mam nadzieję, że wybaczycie mi moje
powtarzanie się.
Zamknęłam drzwi na klucz i ruszyłam w stronę samochodu gdzie tata pakował moją walizkę... Zajęłam miejsce pasażera, po czym zapięłam pasy bezpieczeństwa.
Nim się obejrzałam ojczulek usiadł za kierownicą i już jechaliśmy szarą, długą ulicą. Położyłam swoją głowę na zimnej szybie i wbiłam swój wzrok na mijanych, znajomych
widokach. Z każdym kilometrem pustka i ból w sercu rosła. Tak wiem, że to moja decyzja! Tak wiem, że wcale nie musiałam jej podejmować, a skoro już to zrobiłam to powinnam
się cieszyć z wyjazdu i gdzieś tam głęboko tliła się iskierka szczęścia, ale ocean smutku i rozpaczy po opuszczeniu najbliższych nieustannie ją gasił... Zamknęłam oczy, bo im dłużej
patrzyłam przez szybę tym więcej łez gromadziło się w moich oczach.
Panującą w samochodzie ciszę przerwały ciche dźwięki znanej mi melodii. Przez kilka chwil nie mogłam rozpoznać co to za piosenka jednak po krótkim namyśle dotarło do mnie, iż był to ulubiony utwór mojej mamy.
Mimo wszystkich smutków blady uśmiech zagościł na mojej twarzy. Nie mam pojęcia czy to przez kojący ton muzyki czy przez ciepłe powietrze dmuchające wprost na mnie, ale już po dwóch minutach spałam jak dziecko.

***

- Cami obudź się! Jesteśmy na miejscu! - usłyszałam głos mojego taty, który dobiegał gdzieś z zaświatów. Otworzyłam oczy i od razu wyjrzałam przez okno. Tak to właśnie tu!
Ogromna willa mojej ukochanej cioci. Nic się nie zmieniła, a byłam tu ostatnio jakieś pięć lat temu... Otworzyłam drzwi i energicznie wysiadłam z samochodu. Chłodne
powietrze owinęło moje ciało, ale i tak uważałam je za dość przyjemne. Krótki sen przyniósł ze sobą nowe spojrzenie na całą tą sytuację. Odetchnęłam głęboko i już wiedziałam,
że nowy rozdział który rozpoczynam będzie wspaniały! Kiedy tylko owo stwierdzenie pojawiło się w mojej głowie drzwi willi się otworzyły, a z nich wybiegła ciocia Becky i pędem
 ruszyła w moją stronę...
- Camiiilka!!! - krzyknęła na cały głos. Już po chwili byłam wtulona w jej ciepłe i przyjemnie pulchniutkie ciało. Poczułam się jak mała pięcioletnia dziewczynka, która po długiej rozłące wraca do domu, do swojej kochającej mamy, która zawsze potrafiła najlepiej okazywać swoje uczucia... Na moje usta wkradł się promienny uśmiech. Teraz byłam w stu procentach pewna, że podjęłam słuszną decyzję.  Po dobrych kilku minutach ściskania mnie ciocia przypomniała sobie o swoim bracie,
a moim ojcu i w jednym momencie to on znalazł się w jej objęciach. Kiedy wszystkie uściski, całusy i inne ceregiele dobiegły końca ciocia zaprosiła nas wreszcie do środka. Wnętrze willi również nie uległo jakimś diametralnym zmianom, dlatego też od razu poczułam się tu jak we własnym domu. Szliśmy powoli długim, wąskim korytarzem i słuchaliśmy cioci. Siostra mojego taty jest bardzo miłą, kochaną, otwartą i dość gadatliwą osobą dlatego cały czas "trajkotała" o tym, jak bardzo się cieszy z mojego przyjazdu i że już nie może się doczekać chwili kiedy zobaczę swój "nowy pokój". Dlatego też od razu po zdjęciu wierzchnich ubrań ciotka zaprowadziła nas na górę. Wszyscy stanęliśmy przed ogromnymi białymi drzwiami. Szczerze mówiąc to sama chciałam jak najszybciej zobaczyć wnętrze nowej sypialni. Wzięłam głęboki oddech i pchnęłam lekko drzwi. To co ukazało się moim oczom było nie do opisania... Czyli jednak ciotka postanowiła trochę pozmieniać, bo nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek wcześniej widziała to wnętrze. A przyznam szczerze, że takich widoków się nie zapomina. Weszłam do środka i rozejrzałam się po pokoju. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to, to że był na pewno dwa razy większy od mojego poprzedniego. Ogólna kolorystyka pomieszczenia to biel i ciemny fiolet. Informacja dla dociekliwych: trzy ściany były pokryte fioletową farbą, a tylko jedna była biała i dzięki temu pokój wydawał się bardziej przytulny i odrobinę jaśniejszy. Meble wpadały w delikatny odcień kremu natomiast dywan i zasłony były w jaśniejszych odmianach fioletu. Jednak miejscem, które spodobało mi się najbardziej było duże, ogromne wręcz okno z widokiem na przepiękny ogród. Dlaczego? Ponieważ był tam też dość spory parapet, na którym można było sobie usiąść pomarzyć, pomyśleć lub najzwyczajniej w świecie poczytać książkę. Śmiało mogłabym nazwać go "moim nostalgicznym kącikiem". Ogólnie rzecz biorąc całość prezentowała się idealnie! 
- Myślę, że ten pokój najbardziej przypadnie Ci do gustu i jest dość duży, aby pomieścić w nim ł
óżeczko kiedy urodzi się maleństwo - głos ponownie zabrała ciotka. Odwróciłam się w jej stronę i bez żadnego uprzedzenia znów wpadłam w jej objęcia. 
-Dziękuję... Baardzo Ci dziękuję ciociu za to, że pozwoliłaś mi przyjechać i za to, że...
- Ćsiiii... Nic już nie mów. W końcu jesteś moją jedyną siostrzenicą więc ktoś od czasu do czasu musi Cię rozpieszczać... - odparła przez śmiech i pogłaskała mnie po głowie... - Peter zostaw tutaj walizkę Camili, a teraz chodźmy zjeść kolację, bo na pewno jesteście głodni... Po kolacji my sobie porozmawiamy, a Cami będzie miała czas na rozpakowanie się - ciotka mrugnęła do mnie, po czym chwyciła za dłoń i razem zeszliśmy na dół.

***

- Ciociu to było przepyszne! Nawet nie wiesz jak bardzo brakowało mi takich domowych obiadków - powiedziałam od razu kiedy tylko uporałam się z ogromną porcją przygotowanego przez ciotkę dania. Zauważyłam, że tata w pewien sposób karci mnie wzrokiem dlatego postanowiłam szybko uratować tę sytuację - Nie twierdzę, że tata źle gotuje, ale kuchnia kobieca to całkiem co innego. - dopowiedziałam i odetchnęłam z ulgą. Ciocia Becky ponownie zaczęła się śmiać... Dlaczego ponownie? Odkąd usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść w pomieszczeniu nie było słychać niczego innego jak śmiech ukochanej cioci. Bawiło ją dosłownie wszystko. Nasze opowieści... Jej
wspomnienia... Od razu wiedziałam, że dzięki niej mój humor ulegnie diametralnej zmianie. 
- Już się najadłaś kochanie? - spytała troskliwie, na co ja kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się promiennie - W takim razie zmykaj na górę i zacznij się rozpakowywać, a ja tu sobie jeszcze porozmawiam z Twoim tatą. Wstałam, odsunęłam krzesełko i w ekspresowym tempie znalazłam się na górze. Jednak zanim zaczęłam się rozpakowywać, położyłam się na łóżku i wbiłam swój wzrok w fioletowy sufit...
Udało się... Jestem w Swindon... Zmieniłam numer... Harry o niczym nie wie... Dziewczyny obiecały, że mnie nie wydadzą... UCIEKŁAM! Teraz byłam bardziej szczęśliwa aczkolwiek gdzieś w głębi mojego serca krył się smutek, żal, niepewność, zwątpienie, strach... Coś podpowiadało mi, żebym nie cieszyła się na zapas, bo już niedługo znów mogę to wszystko stracić... Zapewne to tylko moje fobie i lęki, ale mimo wszystko na razie nie dawały mi spokoju... 
- "Córeczko tak szybko dziś ode mnie wyszłaś, że nie zdołałam Ci nawet odpowiedzieć... Akurat w tym przypadku się mnie nie posłuchałaś i postawiłaś na swoim... Mam nadzieję, że wiesz co robisz i masz pewność, że to było najlepsze rozwiązanie... Zawsze powtarzałam Ci, że uciekanie od problemów nie jest rozwiązaniem, ale może teraz jest inaczej... Czas płynie i wszystko się zmienia, więc może rzeczywiście Ty masz rację... Tego nie wie raczej nikt oprócz Ciebie... A dla mnie najważniejsze jest to, żebyś Ty była szczęśliwa więc jeżeli uważasz, że postąpiłaś słusznie to mi pozostaje mi nic innego tylko się z Tobą zgodzić... " - nagle i niespodziewanie usłyszałam cichy głos mojej mamy... Przyznam szczerze, że tym razem nie pomógł mi za bardzo, a nawet jeszcze bardziej przytłoczył...Sama nie
wiem czy to co robię jest właściwe, ale wiem, że już w najbliższej przyszłości życie da mi odpowiedź... Musiałam zaryzykować... Kto nie ryzykuje ten nie zyskuje. A nuż mi się uda i rzeczywiście będę szczęśliwą mamusią... Czas rzeczywiście płynie i to bardzo szybko, dlatego wiem, że na odpowiedź nie będę czekać długo.
No dobra! Koniec tego rozmyślania i jednoczesnego leniuchowania. Czas się rozpakować i ostatecznie zadomowić... Wstałam z miękkiego, wygodnego, dużego łóżka i podeszłam do walizki. Zaczęłam z niej wyjmować po kolei kosmetyczkę, ubrania, zdjęcia, pamiątki, ulubione książki... Tych rzeczy było tyle, że nie mam pojęcia jak ja je wszystkie pomieściłam. Ułożenie ciuchów w szafce nie zajęło mi zbyt dużo czasu, natomiast porozkładanie zdjęć, drobiazgów, pamiątek z tym było gorzej. Żeby znaleźć odpowiednie miejsce dla każdego przedmiotu potrzeba sporo czasu, ale i z tym wkrótce się uporałam. Około godziny 19.00 mój pokój był urządzony. Postanowiłam tu trochę przewietrzyć, dlatego też podeszłam do ogromnego okna i delikatnie je uchyliłam. W momencie kiedy miałam odejść zauważyłam, że firanka w oknie na przeciwko się
poruszyła. Wytężyłam wzrok i przez szybę zobaczyłam jakiegoś chłopaka... Wprawdzie dzieliła nas dość spora odległość mimo wszystko dzięki mojemu sokolemu wzrokowi udało mi się dostrzec, że chłopak jest mniej więcej w moim wieku i ma kręcone włosy. W mojej głowie pojawiło się tylko
jedno imię - Harry. Na samo wyobrażenie, że to może być on, aż się cofnęłam i gwałtownie zaciągnęłam firankę... Nie. To nie możliwe! To nie może być on! Skąd? Jak? Dlaczego? Po co? Ale moment Cam! Ogarnij się... Harry jest w trasie przez najbliższe dwa miesiące... To tylko Twoja wyobraźnia która po raz kolejny płata Ci figle. Uspokojona w pewnym stopniu odetchnęłam z ulgą i zeszłam na dół, ponieważ usłyszałam głos taty informujący ciotkę, że będzie już jechał. Kiedy znalazłam się w hallu mój tata zakładał już kurtkę. Mimowolnie moje oczy się zaszkliły, a w gardle pojawiła się ogromna gula. Mój tata momentalnie to zauważył dlatego mocno mnie objął, a ja wtuliłam się w niego. 
- Trzymaj się córcia! Dzwoń codziennie o każdej porze nawet w nocy... Postaram się przyjechać w niedzielę - powiedział głosem o ton głośniejszym od szeptu, poklepał mnie po plecach i wypuścił ze swoich objęć. Chwilę później zniknął za drzwiami razem z ciocią, która postanowiła go odprowadzić do samochodu. Pobiegłam do kuchni i pomachałam ojcu ostatni raz przez okno. Nie mam pojęcia skąd w moim organizmie tyle wody... Mogę płakać non stop, a łez mi nie braknie... 
- To co Cami wykąpiesz się i pójdziesz spać prawda? Ciężki dzień za Tobą, a w dodatku podróż... Na pewno jesteś zmęczona.  Jutro będziemy miały duuużo czasu na pogaduchy... - powiedziała ciotka w momencie kiedy tylko pojawiła się w kuchni. Otarłam łzy i tylko jej przytaknęłam, po czym dałam jej całusa w policzek i ponownie poszłam na górę... Zgodnie z jej słowami wykąpałam się, przebrałam w piżamy i położyłam na łóżku... Rzeczywiście byłam zmęczona, bo kiedy tylko przyłożyłam twarz do poduszki momentalnie zasnęłam.

*********************************************************************************
Hejoł!!! Nareszcie jest ten długo wyczekiwany, przez niektóre osoby rozdział, w którym pojawia się Ashton. Choć nie było tutaj o nim za wiele przyszłe rozdziały będą kręciły się głównie wokół niego więc fanki Ashton'a będą usatysfakcjonowane... No dobrze skoro to już mam za sobą chyba pora na kilka pytań.
1. Jak myślicie w jaki sposób potoczy się historia Ashton'a z Cam??
2. Czy Harry zrobi wszystko i odnajdzie swoją ukochaną czy odpuści?
3. Czy pomysł z przeprowadzką był słuszny?
Standardowe trzy pomocnicze pytanka, na które możecie, ale nie musicie odpowiadać... ;)
Rozdział z dedykacją dla Karo, która chyba nie opuściła jeszcze żadnego rozdziału jeżeli chodzi o komentarze. Uwierz mi, że nawet te kilka słów, które piszesz motywują mnie do dalszego działania! Za to bardzo Ci dziękuję! No dobrze pora już kończyć!
Kolejny rozdział już sobotę... No chyba, że zaskoczycie mnie jakąś dużą liczbą komentarzy (więcej niż dwa :D ) to może wstawię wcześniej... Zastanowię się jeszcze nad tym... W każdym bądź razie do następnego!

Pozdrawiam bardzo serdecznie *.*

Aleksandra! <3 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz