sobota, 21 lutego 2015

Rozdział dziesiąty cz. 1

Komentując okazujesz szacunek autorowi!!!  *.*

2 tyg. później (Włącz)

Właśnie dziś mija pierwsza rocznica od śmierci mojej mamy. Może właśnie dlatego śniły mi się dzisiaj same koszmary... To na pewno przez dręczące mnie wspomnienia... Kiedy tylko zamknę oczy widzę JĄ... Ale nie taką jak zawsze -  promiennie uśmiechniętą, pełną życia. Widzę ją w dniu śmierci... Bladą, wymizerowaną, leżącą na łóżku... Po jej policzkach płyną łzy... Zawsze była silna i nie okazywała bólu, ale wtedy już nawet morfina nie była w stanie uśmierzyć jej cierpienia... Pamiętam jak lekarz podszedł do nas i powiedział dokładnie te słowa: "Walka skończona... Przegraliśmy... Radzę pożegnać się z nią jak najszybciej". W tamtej chwili myślałam, że bez żadnych skrupułów rzucę się na niego i wydrapię mu oczy... Jak można przekazywać takie informacje w tak oschły sposób... Dobrze, że obok mnie był mój tata, który mnie powstrzymał.
 Złapał moją dłoń i powolnym krokiem weszliśmy do sali. Usiedliśmy obok łóżka mamy. Cały czas płakała... Z naszych oczu również zaczęły płynąć ogromne łzy... Nie mogliśmy pogodzić się z tym, że odchodzi... Że już jej nigdy nie zobaczę. I choć wiedziałam, iż tak dla niej będzie lepiej. Zakończy się jej męka i ból, za żadne skarby nie chciałam, żeby nas opuszczała. Nieśmiało położyłam swoją dłoń na jej policzku i delikatnie otarłam jej łzy. Mama uśmiechnęła się blado, zamknęła oczy i już ich nie otworzyła... W momencie aparatura do której była podłączona zaczęła wydawać z siebie jednostajny dźwięk, który zagłuszyłam swoim głośnym szlochem.  Tata natychmiast wyprowadził mnie z sali. Od tamtej chwili nie miałam pojęcia co się ze mną dzieje... Wiedziałam tylko, że dostałam jakieś silne leki. Niby funkcjonowałam normalnie, ale nic nie było w stanie do mnie dotrzeć... Kilka dni później odbył się pogrzeb... Z tamtego dnia pamiętam tylko tyle, że moje przyjaciółki nie opuszczały mnie na krok podczas ceremonii. a po powrocie do domu tata sięgnął po pierwszą butelkę... I to stało się normalnością...


Dosłownie za pięć minut przyjedzie po mnie Harry i razem jedziemy na cmentarz... Uparł się, że nie zostawi mnie samej w trudnym dla mnie dniu. Może nie okazywałam mu tego w jakiś szczególny sposób, ale w głębi serca byłam mu ogromnie wdzięczna. Podeszłam do lusterka i kolejny raz się w nim przejrzałam. Muszę z bólem przyznać, że jeszcze nigdy tak strasznie nie wyglądałam. Przepłakana noc dała się we znaki... Podkrążone oczy były bardzo dobrze widoczne, ponieważ nie trudziłam się z makijażem... Wiedziałam, że na dziś nie koniec łez więc malowanie nie miałoby najmniejszego sensu. W dodatku każdy element mojego stroju był czarny... Szczerze mówiąc to trochę się bałam, że gdy Harry zobaczy mnie w takim stanie, ucieknie gdzie pieprz rośnie twierdząc, że ujrzał śmierć, albo jeszcze coś gorszego.  Niespodziewanie w moim domu zabrzęczał dzwonek... Tym razem zeszłam powoli, bez większego entuzjazmu... 
- Hej Cami! Możemy jechać... - usłyszałam kiedy tylko otworzyłam drzwi. 
Skinęłam głową, nawet się nie witając. Zamknęłam dom i poszłam za Harrym w stronę auta.
Loczek jak zawsze otworzył przede mną drzwi, ale tym razem nie uśmiechnęłam się tylko od razu zajęłam swoje miejsce. Chwilę później już jechaliśmy na cmentarz... W aucie panowała cisza... Ani
ja, ani Harry nie próbowaliśmy nawiązać jakiejkolwiek rozmowy... Radio również nie zostało włączone... Za to też byłam wdzięczna Harry'emu. Był wyrozumiały i wiedział czego akurat w danym momencie potrzebuję... Teraz w pełni mogłam oddać się wspomnieniom. A tego pragnęłam najbardziej. Wpatrując się w płynące po szybie krople przypominałam sobie najpiękniejsze chwile z mamą. Nim się spostrzegłam, stanęliśmy przed "moją kwiaciarnią"... Miałam ochotę ucałować Harry'ego w policzek, ale nie zrobiłam tego. Za to blado się uśmiechnęłam, co było nie lada wyczynem, i wyszłam z samochodu. Szybkim krokiem weszłam do kwiaciarni.
- Dzień dobry. Dziś poproszę dziesięć błękitnych róż - powiedziałam lekko zachrypniętym głosem. 
- Dzień dobry. Poczekaj dziecinko muszę pójść na zaplecze... - odparła starsza kobieta i zniknęła w głębi pomieszczenia. Po chwili znów pojawiła się za ladą i podała mi bukiet. W ekspresowym tempie zapłaciłam za róże. Następnie pożegnałam się i wyszłam... Kiedy tylko wsiadłam do samochodu Harry spojrzał na kwiaty w moich dłoniach... 
- Zawsze zastanawiałem się dlaczego na tym nagrobku leżą tylko i wyłącznie błękitne róże... Nigdy w innym odcieniu, nigdy inne kwiaty...
Uśmiechnęłam się... Kolejne wspomnienie przemknęło przez moją głowę.
Około pięcioletnia dziewczynka wbiegła do dużego pokoju i wskoczyła na kolana swojej mamy. Kobieta przerwała naukę roli i objęła córkę swoimi ramionami... Tata siedział w fotelu i czytał jakąś starą książkę... Na małym stoliku stał kryształowy wazon, a w nim błękitne róże...
- Mamusiu, a cemu tu zawse są te same kwiatki? - spytała nagle dziewczynka. Rodzice spojrzeli na siebie i promiennie się uśmiechnęli...
- Wiesz słoneczko z tym się wiąże jedna piękna historia... Dokładnie sześć lat temu była premiera spektaklu, w którym grałam główną rolę. Po skończonym przedstawieniu wszyscy się rozeszli, ale na widowni został jeden pan. Pan, którego już dobrze znałam, a był nim Twój tatuś. Siedział w pierwszym rzędzie z ogromnym bukietem błękitnych róż. Kiedy tylko wyszłam z garderoby i podeszłam do Twojego tatusia, on uklęknął i mi się oświadczył - odpowiedziała kobieta cały czas się uśmiechając.
- Od tamtej pory błękitne róże są ulubionymi kwiatami Twojej mamy - dopowiedział mężczyzna, po czym odłożył książkę, dosiadł się do swojej żony i córeczki, i mocno je przytulił...
- Będę miał możliwość dowiedzieć się jaki jest tego powód - usłyszałam głos Harry'ego dobiegający "zza światów". Popatrzyłam w jego stronę i westchnęłam głęboko.
- To były ulubione kwiaty mojej mamy - odparłam cicho powstrzymując się od ponownego wybuchnięcia płaczem. 
Loczek położył dłoń na mojej ręce i skupił wzrok na drodze, ponieważ w tym momencie ponownie ruszyliśmy.  Już po chwili byliśmy na miejscu. Wyszliśmy z samochodu i trzymając się za ręce weszliśmy na cmentarz. Powoli przeszliśmy przez kilka uliczek, aż w końcu dotarliśmy do tej "odpowiedniej". Ławeczka, na której zawsze przesiadywałam była już zajęta... Była zajęta... przez mojego tatę... Ubranego w czarny garnitur, płaczącego jak dziecko. Uścisnęłam mocniej dłoń Harry'ego i gwałtownie wciągnęłam powietrze... To był dla mnie ogromny szok. Nie wiedziałam jak mam się zachować... Nie miałam pojęcia jakim cudem on się tu znalazł... Nie byłam w stanie stwierdzić czy jest trzeźwy choć wszystko na to wskazywało. W końcu wypuściłam silną dłoń zielonookiego chłopaka i odważyłam się nieśmiało podejść przed grób. Położyłam na nim kwiaty po czym zaczęłam odmawiać modlitwę. Czułam na sobie wzrok Harry'ego, ale także spojrzenie mojego ojca. Przyznam szczerze, że to mrowienie w karku nie było najprzyjemniejsze. Kiedy skończyłam się modlić, nie patrząc na nic usiadłam obok mężczyzny i tak samo jak on rozpłakałam się. Schowałam swoją twarz w dłoniach i poczułam jak mój ojczulek obejmuje mnie swoimi silnymi ramionami... Poczułam znajomy zapach jego perfum... Od razu uświadomiłam sobie jak bardzo mi go brakowało... Jak bardzo za nim tęskniłam, a nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy... Tata "wtulił" swoją twarz w moje włosy i powtarzał szeptem tylko trzy słowa "Moja kochana córeczka". Cała sytuacja była dla mnie jakimś wstrząsem emocjonalnym... Dopiero kiedy się trochę uspokoiłam, nieśmiało podniosłam głowę i spojrzałam prosto w błękitne oczy taty. Powoli uniosłam swoją dłoń i kciukiem starłam łzy z jego policzków... Mężczyzna ujął moją rękę swoimi palcami i niespodziewanie zaczął mówić.  
- Przepraszam Cię... Przepraszam Mój Najdroższy Skarbie... Przepraszam, za to, że zamiast wspierać Cię i pomagać sam upadłem tak nisko... Już wszystko wróciło do normy... Przestałem pić... Znalazłem pracę... Od dwóch miesięcy jest już całkowicie normalnie... Po prostu nie byłem w stanie odszukać Cię i do Ciebie przyjechać... Bałem się Twojej reakcji na mój widok... Myślałem, że całkowicie mnie
znienawidziłaś - każde słowo wypowiadał drżącym głosem, a po jego policzkach znów zaczęły płynąć łzy... Jego wypowiedź wprawiła mnie w osłupienie. Przez dłuższą chwilę nie byłam w stanie powiedzieć nic. Zbierałam myśli, aż w końcu zdołałam z siebie coś wydusić... 
- Tato... Jak mogłeś tak myśleć... Przecież wiesz, że oferowałam Ci moją pomoc, ale Ty nigdy nie chciałeś jej przyjąć twierdząc, że wiesz lepiej co jest dla Ciebie dobre.... Kocham Cię najbardziej na świecie, bo mimo wszystko jesteś moim ojcem! Każdy czasem upada... Każdy czasem błądzi... Ale człowiek zawsze zasługuje na drugą szansę... 
Tata znów mocniej mnie uścisnął... 
- Kiedy Ty wyrosłaś na taką mądrą i piękną kobietę co? - spytał z cieniem uśmiechu na twarzy... Zachichotałam cicho i od razu odpowiedziałam:
- Mówisz jakbyś nie widział mnie przez kilka lat, a nie kilka miesięcy... 
- Może dla Ciebie to było tylko kilka miesięcy, ale dla mnie to była wieczność
Znów wtuliłam się w niego i ponownie zaciągnęłam się perfumami, które przywołały kolejne wspomnienia... Nagle przez głowę przeleciała mi pewna myśl. Nie zastanawiając się nad nią dłużej wypowiedziałam ją na głos.
- Tatku, a może wpadłbyś do mnie na obiad co?
Tata odsunął mnie na długość swojego ramienia i spojrzał na mnie załzawionymi oczami.
- Oczywiście... Z wielką przyjemnością...! - odpowiedział rozentuzjazmowany i ponownie mocno mnie uścisnął.
- To ja nie będę przeszkadzał... Pa Cami, do widzenia... - usłyszałam za sobą zachrypnięty głos mojego przyjaciela. O Mój Boże! Kompletnie o nim zapomniałam. Wstałam gwałtownie i zrobiłam krok w jego stronę...
- Przepraszam Cię Harry... Będzie mi bardzo miło jeżeli Ty również pojawisz się na obiedzie. - powiedziałam na jednym wydechu i popatrzyłam na niego oczami niczym kota ze Shrek'a.
Harry tylko się zaśmiał. Odebrałam to jako zgodę dlatego też wzięłam tatę za rękę i razem wyszliśmy z cmentarza...
- Córciu może w końcu przedstawisz mi swojego chłopaka... - odezwał się nagle tata, a ja aż przystanęłam. I co teraz?? Już miałam zaprzeczyć, ale coś, a raczej ktoś mnie powstrzymywał.
- Nazywam się Harry Styles i bardzo miło mi pana poznać. - usłyszałam szybką odpowiedź ze strony zielonookiego. Chłopak spojrzał na mnie i promiennie się uśmiechnął, po czym podał dłoń mojemu ojcu. Na twarzy mężczyzny nagle pojawił się szeroki uśmiech.
- Peter Evans. Mnie również...
Czy mnie wzrok nie myli czy właśnie mój tata poznał mojego przyjaciela i uważa go za mojego
chłopaka... Bardziej zagmatwane to być nie mogło. Czemu nie zaprzeczyłam od razu! Czemu znów ktoś myśli, że jestem w związku ze Styles'em!!!
- Aniołku to Wy jedźcie razem, a ja pojadę za Wami... Przecież jeszcze nigdy nie byłem w Twoim nowym mieszkaniu - oznajmił mój tata i wsiadł do samochodu.
Oczywiście bez żadnych sprzeciwów zajęłam miejsce po stronie pasażera w aucie Harry'ego. Nadal byłam lekko oszołomiona tym co się ostatnio wokół mnie dzieje. Zielonooki usiadł za kierownicą i powoli ruszył... Najpierw jechaliśmy w ciszy, ale zauważyłam że Harry zamierza mi coś powiedzieć dlatego też cierpliwie czekałam. Atmosfera w aucie robiła się coraz gęstsza.... Loczek mocniej zacisnął swoje palce na  kierownicy, westchnął głęboko no i w końcu się odezwał...
- Tak sobie myślę, że skoro większość znajomych uważa, że jesteśmy parą to może... - zawahał się, ale po chwili szybko dokończył - może rzeczywiście powinniśmy nią zostać.
Jego słowa wbiły mnie w fotel... Niby taka myśl kilka razy pojawiła się w mojej głowie, ale nigdy nie sądziłam, że "ujrzy światło dzienne"... Chyba dzisiejszy dzień nie przestanie mnie zaskakiwać... Harry wbił swój wzrok w moją twarz i oczekiwał jakiejkolwiek odpowiedzi... Nie wiem czy to dobry pomysł... Znamy się tylko miesiąc... Niektórzy powiedzieliby pewnie: "Tylko?? Raczej aż!"
Co robić? Co wybrać? Tak czy nie?? Niby proste, ale jednak... dość trudne... Mamusiu kiedy poprosiłam Cię o pomoc, obok mnie na cmentarzu pojawił się Harry. Czy to oznacza, że mogę w pełni mu zaufać i być z nim??  Spojrzałam w jego stronę, a on nie odrywał ode mnie wzroku.
- Harry ja... Nie wiem co mam Ci odpowiedzieć... Szczerze mówiąc to... Nie byłam jeszcze w
żadnym związku i trochę się tego obawiam, ale z drugiej strony mam wielką ochotę spróbować czegoś nowego i...
- Daj nam szansę... Spróbujmy... Zobaczmy... Może akurat nam się uda... - powiedział bardzo przekonująco... Na co ja kiwnęłam głową, uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek.
*********************************************************************************

Hej, Haj, Helooł! Zaskoczeni?? Mam nadzieję, że chociaż trochę... Nie wiem jak Wy, ale ja przy pisaniu tego rozdziału wyłam jak bóbr... Każde zdanie wywoływało u mnie tyle emocji, że to aż straszne... No, ale ten fakt pomińmy, bo nie o moich przeżyciach mamy tu "rozmawiać", a o kolejnym rozdziale... No więc...
Duuuużo zmian nastąpiło nieprawdaż?? Camila po półrocznej "przerwie" pogodziła się ze swoim tatą... No i... zgodziła się zostać dziewczyną Harry'ego! Hip! Hip! HURRA!!! Mam wrażenie, że tylko ja się tym wszystkim tak bardzo emocjonuję...
Pod ostatnim rozdziałem pojawiło się aż sześć komentarzy... Jestem z Was taka dumna! Znowu się będę powtarzać z tym, że mnie motywujecie do dalszego działania i w ogóle, ale taka jest po prostu prawda!!! Więc! Z tego miejsca chcę Wam wszystkim baaaardzo podziękować i prosić o jeszcze więcej:
* komentarzy
*głosów
* obserwacji
* poleceń mojego bloga!
Rozdział z dedykacją dla Verba Drozda! <3 Dziękuję za każdy komentarz i tyle miłych słów dotyczących rozdziałów!
Dooobra chyba będę już kończyć, bo całkowitą wenę przeznaczam na kolejne rozdziały, a na notki mi jej nie starcza, dlatego już się z Wami żegnam! JESZCZE RAZ ZA WSZYSTKO BARDZO DZIĘKUJĘ I PRZYPOMINAM O WYŻEJ WYMIENIONYCH FORMACH WSPARCIA!!! <3

Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i "do zobaczenia" za tydzień <3

Aleksandra! ;*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz