
- Witaj moja droga! Przyszedłem zapytać
jak się czujesz, bo oczywiście nie raczyłaś wysłać nawet SMS-a. - powiedział i
zmierzył mnie swoim wzrokiem od stóp do głów. - a tak poza tym to bardzo ładnie
wyglądasz...
Oczywiście po tych ostatnich słowach na
moich policzkach nie omieszkał pojawić się rumieniec, jednak Ashton zdawał się
tego nie zauważać.

- Sam wszedłem... Kiedyś mówiłaś, żebym
czuł się tutaj jak u siebie w domu i teraz postanowiłem to wykorzystać... -
zaśmiał się, a jego śmiech był tak zaraźliwy, że od razu mu zawtórowałam.
- Czy nie uważasz, że ostatnio spotykamy
się zbyt często? - zapytałam w momencie, kiedy już się opanowałam... Wprawdzie
sama się nad tym jakoś głębiej nie zastanawiałam, ale rzeczywiście od
pamiętnego dnia na wrzosowisku widzimy się niemalże codziennie. Nie żeby mi to
w jakiś sposób przeszkadzało, tylko... Dla niektórych osób typu mamy Ashton’a
czy mojej cioci może wydawać się to podejrzanie...
- Nie uważam, że spotykamy się zbyt
często. Ja mógłbym spędzać z tobą całe dnie, a nawet i noce, gdyby była taka
potrzeba...
Na moje policzki wystąpił rumieniec o
mocniejszym odcieniu... Nie mam pojęcia jak to odebrać... Nasze relacje od
kilku dni nie przypominają tych między dwójką przyjaciół, a mimo to chyba nie
jesteśmy parą... Sama nie wiem czego chcę... Wydaje mi się, że tak jest w
porządku, ale z drugiej strony najwyższa pora podjąć jakąś decyzję... Tylko
cztery miesiące dzielą mnie od przyjścia na świat mojego maleństwa... Dla jednych
to sporo, dla innych znów nie tak dużo... Mimo wszystko nie wiem, czy mogę
poruszyć ten temat... W momencie kiedy już decydowałam się zadać konkretne
pytanie, rozległo się pukanie do drzwi mojego pokoju. Ciocia w pracy, Ashton
jest ze mną... Mimowolnie ciarki przeszły mi po plecach... Nie spodziewałam się
żadnych gości i... zanim zdołałam cokolwiek powiedzieć czy zrobić, Ashton już
otwierał drzwi. W progu ujrzałam Natalie, na jej twarzy malował się niepokój,
przez co przypomniałam sobie wczorajszą akcję z telefonami i automatycznie sama
zaczęłam się martwić... W każdym razie miałam rację, myśląc, że coś się
stało...
Jakby nie patrzeć, samotny przyjazd Natt, w dodatku w środku tygodnia,
nie mógł wróżyć niczego dobrego…
Mój dobry humor ulotnił się w mgnieniu
oka, a zastąpił go strach... Zaprosiłam niepewnie przyjaciółkę do mojego
pokoju. Dziewczyna usłuchała mojej prośby i już po chwili siedziała obok
mnie... Drżącym głosem spytałam o co chodzi, jednak Natt nie chciała nic mówić.
Spojrzała najpierw na mnie, później znaczącym wzrokiem na Ashton’a… Wtedy
domyśliłam się, że dopóki mój sąsiad nie opuści tego pomieszczenia, to niczego
się nie dowiem… Przez chwilę się wahałam z tym, jak mam postąpić, ale ciekawość
i niepokój wzięły górę nad „miłością”. Wzięłam głęboki oddech i w miarę
spokojnym tonem oznajmiłam chłopakowi, że ja i Natt musimy zostać sam na sam…
Ashton bardzo niechętnie opuścił mój pokój. Chyba również domyślił się, że coś
jest nie tak, a z racji tego, że oficjalnie nominował się na mojego ochroniarza,
nie uśmiechał mu się fakt, że musi zostawić mnie samą… Czyżby wyczuł jakieś
zagrożenie… Może nie będzie aż tak źle… Zaraz wszystkiego się dowiem… Jednak
najpierw musiałam dogonić Ash’a i odprowadzić pod same drzwi…
***
- Jak coś to dzwoń... - po raz kolejny
powtórzył Ashton, przez co ja o mało nie dostałam szału. Od pięciu minut
próbuję "wygonić" go z mojego domu, żebym mogła w spokoju porozmawiać
z moją przyjaciółką, a ten w kółko tylko "Jakby coś to dzwoń."
Zrozumiałam już za pierwszym razem, że dla mnie zawsze jest do dyspozycji,
jakkolwiek głupio by to nie brzmiało... W końcu udało mi się zamknąć za nim
drzwi. W tym samym czasie Natalie krzątała się po kuchni. Weszłam do
pomieszczenia i czujnym wzrokiem spojrzałam na przyjaciółkę... Zauważyłam, że jej
każdy mięsień jest spięty do granic możliwości… Ponadto jej wzrok jest
rozbiegany, jakby się czegoś bała…
Nigdy nie była dobra w ukrywaniu swoich
emocji. Kiedy coś się stało, od razu było to po niej widać... Nawet kiedy
byłyśmy małymi dziewczynkami, Natalie całą swoją osobą oznajmiała, że coś
przeskrobała, nawet wtedy, gdy nie wypowiadała żadnego słowa. Boże daj
siły, bo dłużej nie wytrzymam tej niewiedzy i niepokoju.
- Możemy iść do pokoju. Twój kubek to
ten w serduszka... - powiedziała cicho tym samym wkradając się w moje i tak
poplątane myśli i wspomnienia. Chwyciłam kubek i powolnym krokiem szłam po
schodach. Chwila. Jeszcze raz przeanalizowałam przed chwilą wypowiedziane
zdania Natt. W mojej głowie pojawiło się pytanie, które postanowiłam od razu
zadać…
- A co za różnica z tymi kubkami??
Dziewczyna przez chwilę skupiła swój
wzrok na mnie, westchnęła głęboko i po krótkim zastanowieniu odparła:
- Bo tobie zaparzyłam melisę, a sobie
herbatę owocową...
Czyli tak, jak myślałam, coś jest na
rzeczy. Przecież wszyscy wiedzą, że melisa ma działanie uspokajające… Czyli coś
się stało… Wiem, że takie powtarzanie się może być irytujące, ale uwierzcie mi,
że uświadamianie tego kilka razy na minutę też nie jest cudownym uczuciem...
Dotarłyśmy do pokoju i w milczeniu zajęłyśmy miejsca - jedna na łóżku, druga na
obrotowym krześle przy biurku. Po upiciu łyka parującej cieczy Natt zaczęła
mówić.
- Camila, miałam ci to wszystko
opowiedzieć wczoraj przez telefon, dlatego dzwoniłam… Na szczęście w ostatniej
chwili stwierdziłam, że lepszym wyjściem będzie, jeżeli przyjadę i będę przy
tobie podczas przekazywania tych wszystkich informacji - nie powiem, ale z
każdą chwilą czułam się coraz bardziej przerażona... Sprawa tak wielkiej wagi,
że Natt pofatygowała się do mnie, nie patrząc na żadne przeciwności... W mojej
głowie od razu zaczęły się tworzyć najczarniejsze scenariusze… Tak, to też
wiem… Straszna ze mnie panikara, ale taka już jestem i raczej się nie zmienię…
Ale nie cechy mojego charakteru są tu teraz najważniejsze! Ja chcę się w końcu dowiedzieć o co tutaj
chodzi! - Tak jak ci wspominałyśmy z Mandy podczas ostatniego pobytu, chłopcy
wrócili z trasy wcześniej... Uwierz mi, że Styles miał naprawdę wspaniały plan co
do przeprosin i całego wytłumaczenia, naprawdę... Gdybyś tylko była w domu, to
wszystko by się udało… Jednakże kiedy Harry nie zastał cię w twoim mieszkaniu i
dowiedział się, że wyjechałaś, wpadł w szał… Pokazał, że jeśli mu na czymś
zależy, to jest zdolny do wszystkiego - w tym momencie pokazała mi swoje
nadgarstki, na których widniały żółto-fioletowe siniaki. Na ten widok moje oczy
przybrały rozmiar piłeczek pingpongowych. Nie wiedziałam czy mam to jakoś
skomentować, ale po chwili Natt kontynuowała – Przyjechał do mnie i chciał
zdobyć twój adres… Ja jako prawdziwa przyjaciółka sprzeciwiłam mu się… Już
wtedy byłam przerażona, ale potem było już tylko gorzej… Styles złapał mnie za
nadgarstki i zaczął tarmosić mną jak workiem kartofli krzycząc przy tym
niemiłosiernie głośno... Myślał, że w ten brutalny sposób uda mu się wydusić ze
mnie jakiekolwiek informacje – prychnęła, ale widziałam, że wspomnienia nadal
wzbudzają w niej strach… - Gdyby nie Niall, nie mam pojęcia jakby się to
wszystko potoczyło... Ale... Ekhm... Nie jestem tu po to, żeby jeszcze bardziej
nastawiać cię przeciwko niemu... Możliwe, że do tej pory tak to brzmiało, ale
mój cel jest całkiem odwrotny… Chciałam ci powiedzieć, że Harry naprawdę cię
kocha i żałuje tego, co zrobił… Pokazał na co go stać i mniejsza już o to, że
trochę na tym ucierpiałam… Jedno jest pewne, że gdyby ktoś zrobił taką zadymę z
mojego powodu, bez zastanowienia bym mu wszystko wybaczyła… I gdyby to nie
pokomplikowało jeszcze bardziej, to możliwe, że w jakiś sposób wy byście się
pogodzili i rozpoczęli nowy rozdział w swoim życiu. – Mój Boże… On jej coś
zrobił, on ją przeciągnął na swoją stronę… Jak Natt może wygadywać takie
głupoty po tym, jak ten psychopata dosłownie na nią napadł… Teraz to już w stu
procentach jestem pewna, że nie dopuszczę do naszego spotkania… Choćbym miała
uciekać do końca swojego życia… Harry omal nie pobił mojej przyjaciółki… Jak w
ogóle mogłam być z kimś takim… A z kim
jesteś teraz? Ashton na twoich oczach pobił Jason’a i to prawie śmiertelnie… Ashton
mnie bronił! Gdyby nie on, nie wiadomo, co stałoby się w tej uliczce… Starałam
się stłumić ten cichy szept w mojej głowie, ale nie wychodziło mi to najlepiej…
A Harry chciał tylko ciebie odnaleźć…
Poza tym takie argumenty nie są najbardziej korzystne, gdyż nie zmieniają
faktu, że Ashton nie jest święty i w każdej chwili może stracić kontrolę…
- Zamknij się do cholery! – wrzasnęłam i
dopiero po chwili dotarło do mnie, że te słowa dosłownie wyleciały z moich ust…
Natalie spojrzała na mnie z jeszcze większym przerażeniem…
- Przepraszam cię… Nie powinnam snuć
takich niestworzonych historii – powiedziała skruszona… Aż mi się gorąco
zrobiło…
- To ja cię przepraszam… Nie bierz tego
do siebie słońce… Ja po prostu próbowałam uciszyć ten piekielny głos w mojej
głowie… Przepraszam… - Przerażenie w jej ochach zamieniło się w zmartwienie…
- Chyba powinnam ci oszczędzić dalszych
informacji… - odparła, przyglądając mi się z niepokojem wymalowanym na twarzy…
No tak… Brakowało mi tylko tego, żeby moja przyjaciółka myślała, że jestem
chora umysłowo… A może rzeczywiście jestem? Może powinnam udać się do jakiegoś
psychologa… Wprawdzie niedługo mam wizytę kontrolną w szpitalu, ale może
powinnam się wybrać do lekarza wcześniej… Muszę to jeszcze przemyśleć…
I chociaż chciałam przytaknąć Natt… I
chociaż nie chciałam słuchać już niczego więcej, bo nie wiedziałam jakie mogą
być tego skutki, to mimo wszystko się przełamałam i poprosiłam, żeby
dokończyła…
- Skoro chcesz to... – przełknęła głośno
ślinę i spojrzała na mnie... Miałam świadomość tego, że teraz Natt przekaże mi
tak straszną wiadomość, jakby była kulminacją tych wszystkich z ostatnich
miesięcy… Mimo to gestem dłoni pokazałam, żeby kontynuowała. – Cami tego samego
dnia w domu Harry’ego zawitała Caroline. – pomińmy fakt, że na sam dźwięk jej
imienia mam mdłości i słuchajmy dalej… Oddychałam bardzo głęboko w celu
uspokojenia się, ale to co usłyszałam sprawiło, że wypuściłam całe powietrze i
zamarłam - Ona jest... w czwartym miesiącu ciąży... I... zaszantażowała
Styles’a – w tym momencie znów zerknęła w moją stronę… Nie byłam w stanie
zrobić nic… Zapomniałam nawet jak się oddycha… Ta wiadomość była jak kopnięcie
z całej siły w brzuch… Dopiero w chwili, gdy poczułam, że nie wytrzymam dłużej
wzięłam głęboki haust powietrza i powstrzymując łzy zadałam pytanie.
- W jaki sposób? - zapytałam, choć
dobrze wiedziałam, że nie chcę tego słyszeć...
- Postawiła mu ultimatum, albo uznaje
dziecko, albo ona rujnuje mu karierę... - Natalie odstawiła kubek i zajęła
miejsce obok mnie…
- Wybrał tą pierwszą opcję, prawda? –
spytałam ponownie. Dziewczyna tylko skinęła głową i podała planowaną datę ich
ślubu... Czternasty lutego - walentynki - święto zakochanych... To takie
romantyczne, że aż się chce rzygać… Wtuliłam się w ramiona przyjaciółki i
zaczęłam łkać... To nie tak miało być... To nie ja miałam tak bardzo
cierpieć... Wszystkie zabliźnione rany
znów zostały rozdrapane, a nawet przypuszczam, że przybyło wiele świeżych... I
znów to znajome ukłucie w sercu zapierające dech... Miałam ochotę krzyczeć,
wrzeszczeć, tupać, wierzgać... W mojej głowie cały czas wirowały te wszystkie
informacje... Natalie głaskała mnie po włosach, a także górnej części pleców,
co działało na mnie odrobinę kojąco… Mimo to po chwili odsunęłam się od niej,
wtuliłam twarz w poduszki i dosłownie zaczęłam piszczeć, aż do zdarcia gardła…
Wyczerpana, zrozpaczona i zapłakana zasnęłam…
Moje sny były przepełnione wspomnieniami i marzeniami związanymi z osobą
noszącą nazwisko Styles... Był to zlepek przeróżnych historii kompletnie się ze
sobą nie łączących... Jedna z nich przedstawiała scenkę, w której brałam udział
ja, Harry i mała dziewczynka. We troje wędrowaliśmy po jakiejś rozległej plaży,
trzymając się za ręce... Ach... Gdybym mogła się już nie obudzić...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz