*Harry* (NASTRÓJ)
Raz w życiu Caroline miała rację...
Powinienem usiąść, kiedy o to prosiła, gdyż jakby nie patrzeć ta informacja
zwalała z nóg... Ale moment, chwila... Czy ona powiedziała, że… Za pięć
miesięcy będę ojcem? No tak… Dokładnie te słowa wyszły z jej wyrysowanych ust.
A to oznacza, że... O mój Boże... Jednorazowa, niechciana przygoda z Car
zakończyła się... czymś czego nie jestem w stanie nazwać po imieniu... Przez
moje ciało przeszedł lodowaty dreszcz i na chwilę straciłem kontakt ze
światem... Potrzebowałem kilku minut, żeby to do mnie dotarło. Jednak nawet po upłynięciu
tego czasu i kiedy już miałem pewną świadomość tego, że Caroline jest w ciąży,
a na dodatek ja jestem ojcem dziecka, to mimo wszystko nie miałem pojęcia, jak
mam się zachować lub co powiedzieć... Mój szok powoli zaczął mijać, a jego
miejsce zastępował wcześniejszy gniew... Co więcej, mogę szczerze powiedzieć,
że jeszcze żadnego dnia nie byłem tak bardzo nerwowy jak dziś… Za dużo się
wydarzyło… Nie tak miał wyglądać nasz powrót do domu… A ja nie byłem
przygotowany na żadne niespodzianki… Nagle po jakichś dziesięciu minutach
przypomniałem sobie o obecności Caroline… Podniosłem głowę i przeskanowałem
wzrokiem jej ciało… Rzeczywiście jej brzuch był lekko zaokrąglony, ale nie aż
tak, żeby rzucał się w oczy…
- No i powiedz mi, czego ode mnie
oczekujesz? - powiedziałem, ledwo powstrzymując się od podnoszenia głosu...
Jednocześnie starałem się ukryć i ukazać cały swój jad… Mam świadomość, że to
brzmi dziwacznie i niedorzecznie, ale taka jest prawda… I jestem pewien, że
znajdą się osoby, które teraz ze współczuciem patrzą na Caroline, a z pogardą
zerkają na mnie… Znam świat, na którym żyję już przeszło dwadzieścia lat… Hah.
Ciekawe, że jednego dnia wydaje nam się, że jesteśmy jeszcze młodzi, a nawet
dziecinni, a następnego oczekują od nas, żebyśmy stali się dorośli i dojrzali…
Bo tak właśnie się czuję… Jeszcze kilka godzin temu „beztrosko” planowałem mój
powrót z trasy i przeprosiny Cam, a teraz znajduję się w salonie z Car, która
oznajmia mi, że będę ojcem… Wiem, że ta ciąża to również moja wina, no bo jakby
nie patrzeć, Caroline sama sobie tego dziecka nie zrobiła, ale…
- Harry nie złość się... – powiedziała
spokojnie i z irytującym uśmieszkiem na twarzy, tym samym przypominając mi o
swojej obecności i przywracając mnie z odległych granic mojego rozmyślania…
-Brzmisz tak, jakbym była twoim wrogiem, a dobrze wiesz, że nim nie jestem...
Może już zapomniałeś, ale jeszcze nie tak dawno byliśmy ze sobą bardzo
szczęśliwi... Pomyśl, jakby było pięknie, gdybyśmy do siebie wrócili i... – nie
odpowiedziała na moje wcześniej zadane pytanie, a wręcz przeciwnie… Zaczęła
snuć jakieś chore wymysły i jeszcze mnie nimi katować… Nie mogłem tego dłużej
słuchać, dlatego w końcu wybuchłem.

- Daję Ci dwa dni na podjęcie słusznej
decyzji... Znasz adres, numer telefonu
również... Jeżeli w
tym czasie nie zmienisz zdania, to... porozmawiamy
inaczej...- Po skończonej wypowiedzi wstała ze swojego miejsca i wyszła, tupiąc
swoimi obcasami. Kiedy tylko w całym domu rozległ się odgłos trzaśnięcia
drzwiami, w salonie pojawiła się reszta chłopców, którzy w trakcie naszej
rozmowy jakoś się ulotnili...
- Harry... - zaczął Zayn, ale ja od razu
mu przerwałem... Po wysłuchiwaniu bzdur z ust mojej byłej, teraz to ja chcę się
wygadać... Nikomu nie każę słuchać, ale po prostu czuję, że jeżeli za chwilę
nie wypowiem wszystkich myśli, które kłębią się w mojej głowie, to zwariuję i
trafię do psychiatryka...
- Ja naprawdę od zawsze wiedziałem, że
zdrada jest czymś złym... I mam świadomość tego, że za złe uczynki się karze,
ale mam wrażenie, że moja ”kaźń” jest zbyt surowa... Najpierw zniknięcie
Camili, teraz jeszcze Caroline z... - nie przejdzie mi to przez usta... -To już
mnie przerasta... To nie jest mój scenariusz dzisiejszego dnia!!! Wiecie, że to
nie tak miało wyglądać… Nie byłem przygotowany na tyle zmian. Chciałem wszystko
naprawić, ale jak zwykle jeszcze bardziej wszystko pogorszyłem – nie miałem
pojęcia kiedy mój głos stał się tak zrozpaczony i chrypliwy, a z moich oczu
zaczęły
płynąć łzy… Zdałem sobie sprawę z tego, jak słaby jestem… I to dobiło
mnie jeszcze bardziej… Nie miałem racji… Wygadanie się jeszcze bardziej
pogorszyło całą sprawę… Nie dość, że nie przyniosło żadnej ulgi i spokoju, to
jeszcze pokazałem się przed chłopakami jako kompletny mięczak… W końcu się
ogarnąłem… Wziąłem jeden głęboki oddech, otarłem łzy i dodałem. - Jedno jest
pewne... Obecnie moim największym problemem jest odnalezienie Cam, a nie
zajmowanie się...
- Harry, poczekaj chwilkę! - teraz to
Zayn mi przerwał... Spojrzałem tylko w jego stronę zbolałym wzrokiem, a on
powoli i dość cicho zaczął mówić to, co pewnie kryło się też w głowach
pozostałej dwójki... - Znasz Caroline i chociaż nie ukrywam, że również
chciałbym się dowiedzieć o co chodzi ze zniknięciem Camili, to uważam, że nie
ona jest obecnie Twoim największym problemem. Zważ na to, że Caroline cię w
pewien sposób zaszantażowała, a znasz ją i wiesz do czego ona jest zdolna...
Jeżeli w przeciągu tych dwóch dni nie okażesz jej tego, czego oczekuje, może
cię zniszczyć, gdyż ma sporo znajomości... Już jestem w stanie sobie wyobrazić
te nagłówki na pierwszych stronach gazet. "Nieodpowiedzialny Harry Styles
nie chce mieć nic wspólnego z własnym dzieckiem" czy coś w tym stylu... Hazz, fani cię przez to znienawidzą jeszcze
bardziej... Będziesz pokazywany w najgorszym świetle… Uwierz mi... Z nią nie ma
żartów, więc...
- Więc co? Co mam zrobić?? Jak ją
uszczęśliwić!? - złość, desperacja, gniew, szok doprowadziły mnie na krawędź
wytrzymałości... Ukryłem twarz w dłoniach i zamknąłem oczy, z których znów
popłynęły łzy... Chcę się obudzić! Dłużej nie wytrzymam...
- Myślę, że musisz się uspokoić i
dopiero wtedy porozmawiać z Caroline - tym razem to Liam zabrał głos. I znów
jest tak samo, jak zawsze… Harry, jako najmłodszy z zespołu, pakuje się w
kłopoty, a Liam, jako ten najodpowiedzialniejszy i najporządniejszy, wygłasza
swoje przemądrzałe rady i opinie… DOŚĆ! Mam tego dość! Dlaczego to ja zawsze
muszę stwarzać problemy?? Dlaczego nie mogę być zwykłym nastolatkiem ze
wspaniałą dziewczyną u swego boku? Dlaczego, kiedy byłem naprawdę szczęśliwy,
musiałem to zepsuć? Dlaczego nie potrafię się postawić? Dlaczego nie mogę
wreszcie zrobić tego, czego chcę, tylko muszę wykonywać najsłuszniejsze
czynności? Dlaczego byłem na tyle głupi i pojechałem w trasę zamiast walczyć o
Cam? Dlaczego nie starałem się bardziej? Dlaczego pozwoliłem Louisowi na upicie
mnie? Dlaczego nie posłuchałem serca i poszedłem na tą galę zamiast spędzić
cudowny wieczór z moją ukochaną? Pytania się mnożyły, a odpowiedź była tylko
jedna: „Bo należysz do zespołu One Direction”
Nie wiem ile tak przesiedziałem... Na
pewno minęło sporo czasu, ponieważ kiedy podniosłem swoją głowę, w
pomieszczeniu nie było już nikogo... Zastanawiacie się jakie skutki przyniosło
to moje siedzenie i myślenie? Mogę powiedzieć tylko, że podjąłem dużo decyzji
niezgodnych z moim sercem i sumieniem...
*Camila*
- Dzień dobry pani... Alice. Czy
zastałam Ashton'a? - spytałam z promiennym uśmiechem, stojąc
w progu domu moich
sąsiadów... Kobieta również nie ukrywała radości z powodu mojego przybycia...
Muszę przyznać, że… Ostatnio bardzo się polubiłyśmy, aczkolwiek nadal z trudem
przychodzi mi zwracanie się do niej po imieniu.
- Witaj Cami... Tak, jest u siebie... -
odparła i cofnęła się trochę, robiąc mi tym samym przejście. Troszkę niepewnie
weszłam do pomieszczenia i w milczeniu skierowałam się na górę... Szybko
(oczywiście w miarę możliwości) przemierzyłam schody i już po chwili byłam na
górze... Drzwi prowadzące do pokoju Ashton'a były otwarte na oścież, co -
według słów jego mamy - zdarzało się coraz częściej od mojego przybycia, więc postanowiłam to wykorzystać. Po cichutku
i na palcach zakradłam się do siedzącego tyłem chłopaka i zakryłam mu oczy
dłońmi. Ledwo powstrzymałam się od parsknięcia śmiechem, kiedy Ashton aż
podskoczył ze strachu. Sekundę zajęło mu opanowanie się i wydobycie z siebie
jakiegoś słowa.
- No... niech zgadnę... Cam! - na jego
słowa roześmiałam się głośno, a on zdjął moje dłonie ze swoich oczu i lekko
przyciągnął mnie w swoją stronę tak, że usiadłam na jego kolanach...
- Stęskniłem się za Tobą... - wyszeptał
i zbliżył swoją twarz do mojej...
- Niemożliwe... Widzieliśmy się jakieś
szesnaście godzin temu... - odparłam i znów parsknęłam głośnym śmiechem...
Przyznam szczerze, że od momentu kiedy opowiedzieliśmy sobie nasze dramatyczne
historie, zarówno mój jak i humor Ashton’a uległy diametralnym zmianom... I
chociaż wiem, że to brzmi dość nieprawdopodobnie, coraz częściej przyłapuję się
na tym, że zapominam o osobniku z zielonymi oczami i kręconymi włosami...
- Czyżbyś liczyła każdą godzinę
beze mnie? - spytał chichocząc, a ja zamiast odpowiedzi złożyłam na jego ustach
krótki pocałunek... Spokojnie bez pochopnych osądzeń! Nie jesteśmy parą... To
znaczy… Jakby to powiedzieć... nie oficjalnie... Naprawdę sama nie wiem jak
mogę określić stosunki między nami... Ostatnie dwa tygodnie były całkiem
inne... Wprawdzie zachowywaliśmy się trochę jak para, jednak żadne z nas
jeszcze nie odważyło się do tego przyznać... I wiecie co? Jak na razie jest mi
z tym dobrze... Odrobina przestrzeni i czas na dokończenie przemyśleń będą
dobre dla nas dwojga...
- Jaką masz propozycję spędzenia
dzisiejszego dnia, hmmm?? - spytałam i wyplątałam się z jego objęć...
- Możemy go spędzić jakkolwiek...
Najważniejszym warunkiem dla mnie jest spędzanie czasu z Tobą... - odparł, czym
sprawił, że na moich policzkach pojawiły się rumieńce...
- Aww... Muszę przyznać, że to było dość
słodkie... - powiedziałam i ucałowałam go w czoło. Nie zastanawiałam się nad
każdym wykonywanym gestem... Robiłam tylko to, co podpowiadało mi serce...
Wstałam z jego kolan i podeszłam do
ogromnego telewizora wiszącego na ścianie i zaczęłam przeglądać płyty stojące
na jednej z półek stojącej obok... Znajdowały się tam najróżniejsze gatunki
filmowe poczynając od komedii, kończąc na horrorach. Jako fanatyczka komedii
romantycznych bez zastanowienia wyjęłam wszystkie i zaczęłam je przeglądać…
Żaden tytuł nic mi nie mówił co było czymś naprawdę dziwnym… Jednakże każdy
tytuł był na swój sposób oryginalny, dlatego przez długi czas nie mogłam się
zdecydować... Na szczęście krótka konwersacja z właścicielem filmów zakończyła
się pomyślnie. Ashton zasłonił okna, ja włączyłam film o tytule „Oświadczyny po
irlandzku”, a następnie razem rozłożyliśmy się na ogromnym łóżku w
najwygodniejszy dla nas
sposób. Ashton oparł się plecami o stertę poduszek, a
ja ułożyłam się na jego kolanach i zaczęliśmy oglądać...
Chyba jeszcze żaden film nie sprawił, że
tyle płakałam... Jak nie ze śmiechu to ze wzruszenia... Aż trudno jest opisać
wrażenia po jego obejrzeniu... Zakończenie nie było przewidywalne. Do ostatniej
chwili trzymało w napięciu… Przynajmniej ja tak to odczuwałam… W każdym bądź
razie jestem pewna, że te niecałe dwie godziny nie były czasem zmarnowanym… Tym
bardziej, że przez cały film byłam wtulona w Ashton'a i mogłam rozkoszować się
jego cudownymi perfumami oraz bijącym od niego ciepłem... Coś cudownego,
wierzcie mi na słowo… Tak w ogóle to miałam ochotę wypytać Ash’a o treść filmu
i sprawdzić czy ma podzielną uwagę… Dlaczego? Gdyż podczas oglądania jego wzrok
nie był wpatrzony w ekran telewizora, tylko we mnie… Jednak powstrzymałam się i
postanowiłam, że zachowam to dla siebie… Może on wcale nie chciał być na tym
„przyłapany”…
Równo z pojawieniem się napisów końcowych
na ekranie, w domu rozległ się łagodny głos pani Montgomery wołającej nas na
obiad... Wyłączyliśmy telewizor i powędrowaliśmy schodami na dół... W momencie
kiedy mieliśmy wejść do kuchni. Ash wsunął swoje duże palce w moją dłoń... Nie
powiem, ale było to na tyle przyjemne, że na mojej twarzy pojawił się promienny
uśmiech i delikatne rumieńce... Nasze zachowanie nie umknęło uwadze Alice, na
co kobieta tylko się uśmiechnęła. Usiedliśmy przy już nakrytym stole i nim się
obejrzałam, w jadalni zostaliśmy tylko my... Swoją drogą to było dość uprzejme
ze strony Alice… Bo mimo tego, że się polubiłyśmy, to nadal czuję się trochę
skrępowana przebywając z nią i jej synem w jednym pomieszczeniu…
- Smacznego Cami... - powiedział Ashton
z ogromnym uśmiechem na twarzy... Czasami jeszcze się zastanawiam, jak on był w
stanie chować ten śliczny uśmieszek przed całym światem i skrywać go pod maską
naburmuszonego nastolatka... Jednak szybko odsuwam od siebie te myśli i cieszę
się z tego, że udało mu się zrzucić tą maskę, a dzięki temu ja mogę oglądać
jego prawdziwe oblicze!
- Dziękuję Ash... I wzajemnie... -
odparłam, a uśmiech na mojej twarzy robił się coraz większy, aż dziwne, że
policzki mnie jeszcze nie bolały…
Podczas konsumowania obiadu cały czas
rozmawialiśmy na różne tematy, poczynając od wymiany zdań na temat obejrzanego
filmu (który Ashton musiał już wcześniej oglądać, bo znał wszyściuteńkie
szczególiki), a kończąc na sprawach o wiele poważniejszych, między innymi
planach na przyszłość... Na niektóre pytania odpowiadałam nieco zdawkowo, gdyż
sama jeszcze nic na ich temat nie wiedziałam. Ashton nie wydawał się być
zawiedziony z tego powodu... Rozumiał mnie jak nikt inny i za to właśnie tak
bardzo go polubiłam... Po zjedzeniu dania stwierdziłam, że powinnam wracać do
domu... Owszem, może wyglądało to niezbyt kulturalnie, ale po prostu czułam, że
moje hormony się budzą, a to oznacza nagłe zmiany nastroju i gorsze
samopoczucie... Przeprosiłam Alice za
to, że od razu po obiedzie uciekam do domu, pożegnałam się z nią i razem z
Ashton’em wyszliśmy na zewnątrz. Oczywiście mój sąsiad odprowadził mnie pod
same drzwi mojego mieszkania i oznajmił, że w razie czego jest pod telefonem...
Podziękowałam mu za wszystko, zapewniłam, że jakby się coś działo, to na pewno
od razu go powiadomię i wreszcie mogłam wejść do domu. Zastałam ciocię w
kuchni. Przywitałam się z nią gdyż nie widziałyśmy się rano, ale nie zostałam
na dłuższą pogawędkę, gdyż tak jak myślałam moje samopoczucie z każdą chwilą
się pogarszało... Zrobiłam sobie gorącej herbaty i udałam się do swojego
pokoju. Kubek z parującym naparem postawiłam na swojej szafeczce nocnej i
położyłam się na łóżku. Leżałam tak przez kilka minut z zamkniętymi oczami,
głęboko oddychając, aż nagle usłyszałam brzęczenie mojego telefonu. Zlokalizowanie
go nie zajęło mi dużo czasu. Jednak zanim wcisnęłam zieloną słuchawkę
połączenie się urwało. Od razu sprawdziłam kto śmiał zakłócić mi spokój. W
spisie połączeń pokazał mi się numer Natt, dlatego też już po chwili to ja
dzwoniłam do niej. Co dziwne po dwóch sygnałach usłyszałam głos automatycznej
sekretarki... Troszeczkę zaniepokojona wystukałam numer do drugiej przyjaciółki
jednak i do niej się nie dodzwoniłam... Teraz już byłam święcie przekonana, że
coś się stało.
Ostatnią osobą, do której się zwróciłam, był mój tata. Wprawdzie
on odebrał telefon, ale niczego nowego i konkretnego się od niego nie
dowiedziałam... Odłożyłam komórkę i ponownie ułożyłam się wygodnie na swoim
łóżku… Nie miałam pojęcia dlaczego dziewczyny mnie olały, zaraz po tym jak do
mnie zadzwoniły… Nigdy takie coś nie miało miejsca… Jedno było pewne, coś się
tam wydarzyło!
*********************************************************************************
Przybywam z kolejnym rozdziałem!!! Muszę przyznać, że do końca nie pamiętam jak to było, ale znając mnie wydaje mi się, że przy nim też płakałam jak bóbr więc jeżeli Wam też łezka poleci to będzie normalna reakcja na moje opowiadanie :D Swoją drogą nie mam pojęcia co pisać w notkach... Może lepiej, by było gdybym teraz wstawiała tylko czyste rozdziały, a dopiero po epilogu napisała taką dłuuugą notkę podsumowującą i pożegnalną?? Co o tym myślicie?? Czekam z niecierpliwością na Wasze opinie, a ja tymczasem zmykam korzystać z ostatnich dni wakacji!!!
Pozdrawiam i ślę uściski!!! Do jutra!!!
PS. Czy tylko ja uważam, że teledysk do Drag Me Down jest najcudowniejszy ze wszystkich nakręconych do tej pory?? Wcześniej mówiłam tak o Nght Changes, ale oni każdy teledysk robią coraz lepszy!!! <3
Aleksandra...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz