*2 TYG
PÓŹN.*
*Harry* ( NASTRÓJ )
Wracamy!!! Świadomość, że już za kilka godzin ujrzę Camilę po
całych trzech miesiącach jest czymś najwspanialszym na świecie... Siedzę obok
Louis'a, wpatrzony w mijane widoki, uśmiechnięty od ucha do ucha. W głowie mam
już ułożony monolog, którym wytłumaczę wszystko Cami... Myśl, że dziewczyna nie
będzie chciała mnie
wysłuchać w tym momencie dla mnie nie istnieje... Mam
dokładnie opracowany plan i nie przewiduję w nim żadnych zmian...Wprawdzie nie
byliśmy ze sobą długo, ale jedno wiem na pewno, Camila nie potrafi się długo
gniewać... Poza tym uwielbia wspomnienia, jest romantyczką, a także jest
wrażliwa...Właśnie według tych "kryteriów" ułożyłem cały plan… Nie
mam pojęcia czy to ze zmęczenia trasą czy przez bezsenne noce spowodowane
różnymi koszmarami lub rozmyślaniem o Cam zrobiłem się bardzo senny. Powieki
zaczęły same opadać, a kołysanie samochodu działało jeszcze bardziej
usypiająco… Nie miałem pojęcia kiedy odpłynąłem…
Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej taka
myśl towarzyszyła mi w momencie kiedy wspinałem się po schodach do własnego
pokoju. Trzy miesiące nie widziałem z okna mojego ulubionego widoku, trzy
miesiące nie spałem we własnym łóżku… Jestem pewien, że każdy kto wraca z
podróży ma podobne odczucia… Jednak na razie nie mam czasu, żeby się nad tym
wszystkim rozczulać. Udałem się do łazienki w celu wzięcia szybkiego prysznica i przebrania się w mój najlepszy garnitur. O dziwo nie zajmuje mi to nawet
piętnastu minut. W ekspresowym tempie opuszczam toaletę, zbiegam na dół i
wychodzę z domu. Jadę samochodem do kwiaciarni co jakiś czas przeczesując
nerwowo włosy… Z jednej strony się cieszę, że tak mała odległość dzieli mnie od
spotkania mojej ukochanej, ale z drugiej strony odrobinę się stresuję… W mojej
głowie pojawiają się obrazy płaczącej Cami po obejrzeniu wiadomości, w uszach dźwięczą
wykrzyczane słowa… Czuję jak mój żołądek robi fikołka. Nie! Nie mogę się teraz
wycofać… Jestem prawie w stu procentach pewien, że wszystko pójdzie po mojej
myśli. Staram się przestać myśleć i skupić swój umysł na drodze. Nim się
obejrzałem znalazłem się pod kwiaciarnią. Wyszedłem z auta, zakupiłem
największy bukiet czerwonych róż i znów znalazłem się w swoim samochodzie.
Znajoma okolica sama sprawia, że wypatruję domu Cam. Po kilku minutach
dostrzegam obiekt mojego zainteresowania. Parkuję przed budynkiem, wysiadam z
samochodu, niemrawo pokonuję schody i skruszony pukam do drzwi… Przez
chwilę nie dzieje się nic. Zrezygnowany, odwracam się powoli kiedy słyszę
szczęk kluczy i w progu pojawia się moja ukochana. Na jej twarzy nie widnieje
nic innego tylko ogromne zaskoczenie. Kiedy dociera do niej, że to naprawdę ja
próbuje zamknąć mi drzwi przed nosem jednak ja niezrażony tym gestem
powstrzymuję ją i klękam przed nią na kolana. Biorę głęboki oddech i wygłaszam
przygotowaną wcześniej przemowę. Mówię o tym, że nigdy nie kochałem nikogo
innego tak bardzo jak ją, że nie wyobrażam sobie dalszej przyszłości bez niej,
że te trzy miesiące w trasie były najgorszym okresem w moim życiu. Po tym
przechodzę do najtrudniejszego punktu mojej wypowiedzi, a mianowicie tego co
stało się tamtej, pamiętnej nocy… Mimo mojego lęku wyznaję całą prawdę o tym
jak przez Louis’a spiłem się niemalże do nieprzytomności, a kiedy się obudziłem
leżałem już obok Caroline, jednakże nie jestem w stanie przypomnieć sobie czy
doszło do czegoś między nami… I w tym momencie kończę mój monolog… Spuszczam
głowę i ledwo powstrzymuję łzy cisnące się do moich oczu… Camila nie może
dłużej stać obojętnie. Podnosi mój podbródek swoją delikatną dłonią i cichym
głosem wyznaje, że mi przebacza, ponieważ kocha mnie najbardziej na świecie i
również bardzo za mną tęskniła. Podnoszę się z kolan i porywam ją w swoje
ramiona…
*4 godz. później*
- Harry... - po tak długim czasie słyszę ten anielski głos, który
szepcze moje imię... To jest niesamowite… Owszem miałem świadomość, że bardzo
tęskniłem za moją ukochaną, ale nie wiedziałem, że sam jej subtelny głos może
przyprawić mnie o zawrót głowy...
- Harry, do jasnej anielki, obudź się wreszcie!!! - otworzyłem
oczy, ale nad sobą nie ujrzałem Cam… Wręcz przeciwnie powitała mnie
rozwścieczona twarz Louis'a... Czyli to był tylko sen… Czyli wszystko co
najstraszniejsze jeszcze przede mną... A już myślałem, że tak dobrze poszło...
Zapewne nie jesteście w stanie wyobrazić sobie mojego rozczarowania… No nic…
Przynajmniej zyskałem ogromną dawkę nadziei na to, że mój plan wypali. - Jak
wolisz... Ja idę do domu... - ponownie usłyszałem głos mojego przyjaciela i
poczułam jak jego ręka opuszcza moje ramię... Momencik... Czy on powiedział...
do domu?? Zerwałem się z półleżącej pozycji i spojrzałem przez okno...
TAAAAK!!! Moje oczy wreszcie ujrzały ten długo wyczekiwany widok jakim jest
nasza willa!!! Wyskoczyłem z auta jak z procy i zacząłem wcielać plan w życie.
Przemierzyłem schody najszybciej jak potrafiłem i wpadłem do swojego pokoju.
Nie patrząc na nic rzuciłem torbę na środek podłogi i już po chwili znajdowałem
się w swojej własnej łazience. W ekspresowym tempie zrzuciłem ubrania i
natychmiast znalazłem się pod prysznicem. To takie wspaniałe uczucie kiedy
strumień ciepłej wody zmywał ze mnie oznaki zaspania i zmęczenia. Gdybym tylko
mógł zostałbym tutaj o wiele dłużej, ale dobrze wiem, że w tym momencie mam o
wiele ważniejsze sprawy do załatwienia. Po dziesięciominutowym prysznicu,
wytarłem swoje wilgotne włosy i mokre ciało,
a następnie z ręcznikiem owiniętym wokół bioder powędrowałem do swojego pokoju.
Podszedłem do szafy w celu znalezienia swojego ulubionego, czarnego garnituru i
białej koszuli. Na szczęście poszukiwania nie zajęły mi więcej niż pięć
minut... Ubrałem się w szybkim tempie, spryskałem się perfumami i jednym słowem
fizycznie byłem gotowy. Zbiegłem po schodach głośno tupiąc i jednoznacznie
oznajmiając reszcie w jak dobrym humorze jestem... Założyłem buty i kiedy z
kuchni wyjrzał Liam z jakimś pytaniem na ustach, mnie już nie było... Szybkim
krokiem przeszedłem odległość dzielącą mnie od mojego samochodu... Wsiadłem do
auta, zamknąłem drzwi i z piskiem opon ruszyłem do znajomej kwiaciarni... Jechałem dość szybko i aż sam się dziwiłem, że
nie spowodowałem żadnego wypadku... No, ale jakby nie patrzeć to trochę mi się
śpieszyło. Nim się obejrzałem, znalazłem się pod znajomym budynkiem. Wszedłem
do kwiaciarni i z uśmiechem przywitałem kwiaciarkę... Już miałem prosić o
bukiet, kiedy dostrzegłem pod ladą usychającą błękitną różę, która wywołała u
mnie lawinę wspomnień… Wtedy uświadomiłem sobie, że to właśnie te kwiaty
sprawią największą przyjemność mojej ukochanej...
- Poproszę bukiet błękitnych róż - powiedziałem uprzejmie, na to
starsza kobieta spojrzała na mnie trochę smutnym, a trochę złośliwym wzrokiem i
odparła:
- Niestety, ale już ich nie sprzedaję... - jej oschły ton
przyprawił mnie o dreszcze...
- A mógłbym wiedzieć dlaczego? - spytałem niepewnie, kobieta znów
zmierzyła mnie tym przerażającym wzrokiem...
- A dlatego, że już nikt ich tutaj nie kupuję... - coś mi tu nie
pasowało... Dlaczego niby Camila miała zaprzestać swojego rytualnego kupowania
ulubionych kwiatów jej mamy? To pytanie zaczęło się pałętać po mojej głowie, a
ja nie mogłem znaleźć żadnej sensownej odpowiedzi... W każdym bądź razie ta
niepewność całkowicie odmieniła mój humor z ogromnej radości w
przerażenie...
- W takim razie poproszę bukiet czerwonych róż.
Kobieta bez słowa odwróciła się i wyjęła z wiaderka ogromną ilość
kwiatów i mi je podała... Zapłaciłem należność, pożegnałem się i wyszedłem z
kwiaciarni... Z sercem na ramieniu i zaschniętymi ustami ruszyłem w stronę domu
Camili... Dopiero teraz zaczęły do mnie docierać jakieś przebłyski tego, że coś
w moim planie może nie wypalić... Mimo wszystko wciąż jechałem znajomą drogą...
Po kilku minutach zacząłem poznawać
domy… Jeszcze tylko kilkadziesiąt metrów i już parkowałem pod mieszkaniem
Camili. (ZMIEŃ) Wziąłem głęboki oddech i wyszedłem z auta. Posuwistym krokiem ruszyłem po
schodach i niepewnie zapukałem do drzwi. Nie było żadnego odzewu, dlatego też
postanowiłem zawrócić, ale właśnie w tym momencie usłyszałem przekręcenie
kluczyka i skrzypnięcie klamki. O dziwo jak na razie wszystko idzie zgodnie z
moim snem… No może oprócz tego bukietu, ale…To jeszcze o niczym nie świadczy
prawda?? Nowa fala optymizmu zalała mnie od stóp do głów… Drzwi uchyliły się
lekko, a w progu ujrzałem
ojca Camili... Szlag... Tego też nie brałem pod
uwagę... Wydaje mi się, że jednak powinienem zrobić kilka wariantów tego mojego
wspaniałego planu... Wziąłem głęboki oddech, przełknąłem głośno ślinę i
zachrypniętym ze strachu głosem zacząłem mówić...
- Dzień dobry panie Evans... Czy zastałem Camilę? - brzmiałem tak
żałośnie, że było mi samego siebie szkoda... Niestety nijak nie mogłem nad sobą
zapanować... Ojciec Camili spojrzał na mnie ni to z pogardą ni z politowaniem,
aż w końcu odpowiedział na moje pytanie:
- Witaj Harry... Camili nie ma w domu...
- A o której tak mniej więcej mogę się jej spodziewać? - spytałem
już trochę pewniej... Jednak kiedy spojrzałem na mojego niedoszłego teścia, zamarłem,
a przez moje ciało przeszedł lodowaty dreszcz... Ten zbolały wzrok i wymowne
milczenie... Boże… Jedyne co mi przychodzi do głowy to... Ale ona nie byłaby w
stanie tego zrobić... Nie z mojego powodu... Chociaż... Jeżeli kochała mnie tak
bardzo, a ja ją skrzywdziłem to... Miałem wrażenie jakbym znajdował się na
jakimś morzu czy oceanie podczas sztormu… Topiłem się… Ogromne fale rozpaczy
pochłaniały mnie w całości… Jednak w najmniej oczekiwanych momentach pojawiał
się przebłysk nadziei i udawało mi się wypłynąć na powierzchnię, by złapać
oddech…
- Harry chyba się nie zrozumieliśmy... Camila wyjechała i nie ma zamiaru
wracać do Londynu... - Nie jesteście w stanie nawet sobie wyobrazić co w tamtej
chwili czułem... Po części mi ulżyło gdyż spodziewałem się najgorszego, a
mianowicie w mojej głowie jedyną myślą był fakt że targnęła na swoje życie.
Jednak z drugiej strony cios, który po raz kolejny rozerwał moje serce na
kawałki... Wyjechała z Londynu... Uciekła… Nie chce mnie znać... Nie chce mieć
ze mną nic wspólnego...
Wiedziałem, że dalsza rozmowa z ojcem Cam nie ma większego sensu,
dlatego podziękowałem za udzielone informacje, pożegnałem go, a następnie
udałem się do domu Natalie... Kto jak kto, ale ona musi wiedzieć gdzie znajduje
się Camila... A skoro posiada adres Cami to może łaskawie się nim ze mną
podzielić… Może? MUSI!!! Nagle moja rozpacz zamieniła się w niepohamowany gniew.
Jakim prawem ona stąd wyjechała? Owszem zraniłem ją, ale żeby od razu zostawiać
wszystko i wszystkich? Dlaczego zachowała się tak niedorzecznie? Przecież jest
świadoma tego, że nie odpuszczę dopóki jej nie znajdę. I nie mam zamiaru liczyć
się z kimkolwiek… Jak dobrze, że Natt mieszka na tej samej ulicy. Dojazd na
miejsce zajął mi zaledwie trzy minuty... Niemalże wybiegłem z samochodu, w
trzech susach przemierzyłem schody i pięściami uderzyłem kilkakrotnie w ciemne
drzwi... Natychmiast usłyszałem ciche stukanie obcasów i już po chwili w progu
ujrzałem małą, zaskoczoną brunetkę...
- Gdzie jest do cholery Cam? - spytałem bez żadnego powitania. Nie
było na to czasu… Dziewczyna patrzyła na
mnie ogromnymi oczami i nic nie odpowiadała, a we mnie coraz bardziej wzbierała
złość... - Natalie nie przyjechałem tu po to, żeby się na Ciebie
poprzyglądać...
- Hha… Harry ja... - zaczęła się jąkać, a ja ledwo powstrzymywałem
się od dalszych wybuchów... - Ja nie mogę... - No tak… Ta durna solidarność
przyjaciółek... Szczerze mówiąc mało mnie to w tej chwili obchodziło...
Złapałem ją za nadgarstki i popchnąłem w głąb korytarza tak iż uderzyła plecami
o wieszak z kilkoma bluzami. Zacząłem krzyczeć...
- Nie obchodzi mnie co sobie przysięgałyście!!! Rozumiesz?? Chcę
ją odzyskać i nie
odpuszczę dopóki nie powiesz mi gdzie ona jest!!!
Widziałem zbierające się łzy w jej oczach... W normalnych
okolicznościach podziałałoby to na mnie łagodząco, ale w tym momencie nic nie
było w stanie mnie opanować...
- Harry to boli... Puść mnie... - wyjęczała, a ja jeszcze bardziej
wzmocniłem uścisk... Uwierzcie mi, że w tej chwili nie byłem sobą… I mimo tego,
że gdzieś z tyłu mojej głowy tliła się myśl, aby przystopować z tą agresją,
była zbyt mała i cicha, aby zapanować nad moim umysłem i ciałem…
-Ała... Harry jak się uspo... koisz to poga... damy...
- Nie chcę rozmawiać... Chcę adresu Camili! – warknąłem.
- ODWAL SIĘ OD NIEJ!!! - usłyszałem za sobą znajomy krzyk Niall'a,
ale za nim zdążyłem zareagować dostałem z pięści w nos... Natychmiast puściłem
ręce dziewczyny i złapałem się za bolące miejsce..
- Nie odpuszczę tak łatwo... - wysyczałem i wróciłem do samochodu,
po czym z piskiem opon ruszyłem przed siebie... Nie zwracałem uwagi na to, że z
mojego nosa co jakiś czas kapią szkarłatne krople... Nie zwracałem uwagi na to,
że moje dłonie zacisnęły się na kierownicy tak mocno, iż pobielały mi knykcie…
Nie zwracałem uwagi na to, że z coraz większą siłą naciskam pedał gazu. Licznik
wskazywał coraz większe liczby kilometrów na godzinę, ale im szybciej jechałem
tym bardziej zaczynałem panować nad swoimi emocjami. Nagle dotarło do mnie w
jaką furię wpadłem co jeszcze nigdy w życiu mi się nie zdarzyło... Będę
musiał przeprosić Natt i na spokojnie z nią porozmawiać... I to jak
najszybciej… To znaczy… Na pewno nie dziś… I ja, i ona musimy całkowicie
ochłonąć… Zatrzymałem się gwałtownie na środku ulicy, ku wielkiemu
niezadowoleniu pozostałych kierowców i zawróciłem w stronę mojego domu. Pomińmy
fakt, że w przeciągu ostatnich trzydziestu czy czterdziestu minut złamałem
kilkanaście przepisów. Na szczęście droga powrotna minęła mi szybko i w
opanowanej atmosferze. Nim się obejrzałem dotarłem na naszą ulicę... W momencie
kiedy miałem skręcić pod nasz dom, zobaczyłam, że ktoś już tam zaparkował... Samochód
wydawał mi się dziwnie znajomy, aczkolwiek na tą chwilę nie miałem pojęcia
czyją był własnością... Zatrzymałem się za nim i wysiadłem ze swojego auta.
Szybko ruszyłem do domu, ponieważ musiałem zrobić sobie zimny okład na ten mój
coraz bardziej obolały nos... Otworzyłem drzwi i wszedłem do domu.
- Harry to Ty? - usłyszałem głos Louis'a dobiegający z
salonu...
- Tak, a co?? - odkrzyknąłem udając się do kuchni.
- Masz gościa... - powiedział cicho mój przyjaciel stojąc już w
progu... Nie mam pojęcia dlaczego, ale od razu twarz Camili pojawiła się
przed moimi oczami... Owszem taka myśl, była kompletnie niedorzeczna, no ale
zdesperowany mężczyzna potrafi wmówić sobie wszystko. Zostawiłem przedmioty,
które zdążyłem już wyjąć i pobiegłem do salonu... Jednak kiedy tam dotarłem
poczułem jednocześnie rozczarowanie, zdezorientowanie i przerażenie... Na
kanapie siedziała Caroline i wyglądała jakoś tak inaczej... Przez dłuższą
chwilę przyglądałem się jej, ale nie mogłem określić co jest w niej nie tak…
Nagle moja głowa wyprodukowała jedno pytanie i zanim ugryzłem się w język moje
usta już je wypowiadały…
- Przepraszam Cię bardzo a co Ty tutaj robisz? - spytałem, ale nie
byłem pewien czy chcę znać odpowiedź...
- Witaj Harry... Ja również się cieszę, że Cię widzę... Swoją
drogą nieładnie to tak znikać bez wieści po upojnej nocy... – powiedziała
kokieteryjnie, a ja czułem jak moja złość, którą zdołałem opanować kilkanaście
minut temu powraca ze zdwojoną siłą…
- Wynoś się stąd... Rozumiesz? Wyjdź! - wrzasnąłem... Przysięgam,
że ktoś za chwile może zginąć... I to z mojej ręki…
- Oj Harry... Harry... Rozluźnij się i najlepiej usiądź, bo mam Ci
coś ważnego do powiedzenia... – odparła niczym niezrażona… Miałem ochotę
podejść do niej i zacisnąć szczelnie swoje dłonie wokół jej szyi…
- Nie obchodzi mnie to co masz mi do powiedzenia... Zniszczyłaś
mój związek z najwspanialszą dziewczyną jaką kiedykolwiek poznałem… Jeszcze Ci
mało??
- Harry Twoje słowa mnie ranią, a nie powinnam się denerwować w
moim stanie... - powiedziała z chytrym uśmiechem na twarzy. Miałem wrażenie, że
cała krew odpłynęła mi z twarzy…
- O czym Ty mówisz?? - spytałem zdezorientowany...
- O tym, że za pięć miesięcy zostaniesz tatą...
************************************************************************
Witajcie moi drodzy! Tak wiem, że to nie sobota, tak wiem, że pod poprzednim rozdziałem nie ma ani jednego komentarza, ale... Z racji tego, że nieuchronnie zbliżamy się do końca wakacji, a zarazem końca tego opowiadania wymyśliłam, że od dziś rozdziały będą pojawiały się codziennie... Epilog zostanie opublikowany w poniedziałek 31 sierpnia! Mi jest to bardzo na rękę, ponieważ od września zaczynam naukę w liceum, a także mam klasę dyplomową w muzyku więc chciałabym się temu oddać całkowicie... Nie wiem jak mi to wyjdzie... Możliwe, że nie wytrzymam i zacznę pisać nowe opowiadanie, ale tego jak na razie nie obiecuję! Będziecie mi musieli wybaczyć to, że prawdopodobnie w kolejnych rozdziałach nie pojawią się już żadne gify, a jeśli już to ich znikoma ilość... Mimo wszystko ja uważam, że najważniejsza jest treść, a nie obrazki...
A teraz przejdźmy do rozdziału. Co o nim myślicie?? Chyba po raz pierwszy cały rozdział jest z perspektywy Harry'ego... Poza tym dużo się tutaj wydarzyło... Ja uważam, że wyszedł mi całkiem nieźle... No, ale nie moja opinia jest tutaj najważniejsza więc czekam na komentarze i lecę pracować nad kolejnymi rozdziałami ;) Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i "do jutra"! <3
Aleksandra *o*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz