poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Rozdział trzydziesty pierwszy

* Cami * NASTRÓJ

Ponownie się obudziłam… Na szczęście tym razem przez okno wpadało kilka promieni
słonecznych, co wskazywało na to, że nowy dzień już się rozpoczął. 
Chwilkę po otworzeniu oczu poczułam jakiś ciężar na swoim ramieniu. Delikatnie odwróciłam głowę i ujrzałam śpiącego Ashton'a. Z jednej strony ogromne zaskoczenie, a z drugiej szeroki uśmiech formujący się na mojej twarzy świadczył o moim lekkim zdezorientowaniu…
Wspomnienia z dzisiejszej nocy zaczęły powoli powracać... Bóle brzucha, przybycie Ashton'a i… nietypowe oświadczyny... Jedna noc, a tak wiele się wydarzyło... Czasami mam wrażenie, że chciałabym wrócić do czasów, kiedy miałam całkowicie nudne życie z normalną pracą, bez żadnych miłości… Ale wtedy uświadamiam sobie, że nie spotkałoby mnie tyle wspaniałych rzeczy… Może pogodziłabym się z tatą, ale nie poznałabym Ashton’a… Przyznajcie sami, że to byłoby wielką stratą… I dlatego ostatnio zaczęłam wychodzić z założenia, że nic nie dzieje się przypadkowo… Owszem, cały ten bałagan z Harrym można byłoby pominąć, ale wtedy nie zaszłabym w ciążę… A w tym momencie fakt, że już niedługo zostanę mamą, jest czymś najwspanialszym, więc… Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło… No, ale ja tu tak sobie rozmyślam, a czas biegnie. Pasowałoby wstać, ogarnąć się i zrobić jakieś śniadanie...
Spróbowałam delikatnie zsunąć głowę chłopaka na jedną z miękkich poduszek, co udało mi się perfekcyjnie. Następnie podniosłam się do pozycji siedzącej, modląc się, aby żadna sprężyna w moim łóżku nie zatrzeszczała… Już miałam powiedzieć, że szczęście mi sprzyjało, ale w momencie, kiedy wstałam, zaskrzypiała podłoga i cały mój misterny plan nie budzenia Ashton'a poszedł w niepamięć. Chłopak otworzył oczy i od razu spojrzał na mnie zaspanym spojrzeniem… Jego brązowe, lekko zamglone tęczówki tak mnie rozczuliły, że nie byłam w stanie nawet powiedzieć zwykłego "dzień dobry". Za to Ashton nie miał z tym żadnych trudności, dlatego przywitał się i od razu zadał pytanie, którego nie chciałam jak na razie usłyszeć...
- Nie żebym naciskał, ale... Czy podjęłaś już jakąś decyzję?
Westchnęłam głęboko i ponownie zajęłam miejsce na łóżku. Nie mam nawet pojęcia kiedy dłoń Ashton’a znalazła się na mojej, ale przyznam szczerze, dodało mi to jakiejś otuchy… Ogólnie rzecz biorąc, nie poznałam jeszcze konkretnej odpowiedzi... Wprawdzie zanim zasnęłam, analizowałam wszystkie za i przeciw, ale po przespaniu się z tym, nagle argumenty w jakiś sposób się pomnożyły, a na ich przemyślenie jeszcze nie miałam czasu... Splotłam nasze palce i zaczęłam mówić…
- Ja... hmm... Jeszcze nie jestem do końca pewna, ale... Uważam, że osoba taka jak ja nie jest idealną kandydatką na żonę... - zauważyłam, że Ashton już chciał zaprotestować, ale poprosiłam go o to, żeby mi nie przerywał i kontynuowałam - Po prostu jesteś za młody na zostanie ojcem... Całe życie przed tobą i na pewno znajdziesz sobie kogoś sto razy lepszego ode mnie... Dziewczynę, która nie będzie po takich przejściach jak ja, bez dziecka pod sercem… - wypowiadałam zdania bardzo spokojnie, choć wewnątrz mnie szalały różne emocje...
- Cami nie wygaduj takich głupstw... Czy nie słuchałaś dokładnie moich słów wypowiedzianych jakichś kilka godzin temu? Ja już czuję się odpowiedzialny za ciebie i twoje dziecko... A jeżeli zgodzisz się zostać moją... żoną, to pokocham je jak swoje własne... Zresztą nie ma co się nad tym rozwodzić, najważniejsze jest to o co mam zamiar cię teraz zapytać... Czy ty mnie w ogóle kochasz?
Zatkało mnie... Najzwyczajniej w świecie Ashton znów mnie zaskoczył… Nie spodziewałam się tego pytania z jego ust… W każdym razie trafił sedno, gdyż wszyscy dobrze wiemy, że bez miłości nie można tworzyć prawdziwego związku, o małżeństwie to już nawet nie wspomnę… Pytanie niby banalne… Wystarczy odpowiedzieć tylko jedno trzyliterowe słowo… Ale najpierw trzeba wybrać pomiędzy dwoma całkowicie sprzecznymi… No więc? Camilo czy ty kochasz Ashton’a? – mój wewnętrzny głos się obudził… Miejmy nadzieję, że przyniesie więcej pożytku niż szkód. Przypomnij sobie dzień, w którym widziałaś jego załamanie… Kiedy mogłaś widzieć jego bezradność i rozpacz... Przypomnij sobie ten moment, w którym cię uratował… Kiedy ryzykował swoje zdrowie bijąc się z Jasonem… A obiad w jego domu… Razem z jego przecudowną mamą… A szczera rozmowa na wrzosowisku, w której wyznał ci wszystko… Otworzył się tylko przed tobą… Wyznał całą prawdę jedynie tobie… Czy to nie ma żadnego znaczenia?? Przypomnij sobie swoją obietnicę… Dotrzymałaś jej… Poznałaś tajemnice Ashton’a. Wpłynęłaś na niego… Nie jest już tą samą osobą, którą był te trzy miesiące temu… Tego właśnie chciałaś? Czy nie sprawiło ci to radości, satysfakcji? Czy oglądanie jego uśmiechu i błyszczących, brązowych oczu nie jest dla ciebie spełnieniem marzeń? Dobrze wiesz, że Ashton będzie wspaniałym, opiekuńczym mężem i ojcem… Owszem… miłość do Harry’ego nie zniknie ot tak, ale… On też już zaczął układać sobie życie… Niespełna dwa miesiące dzielą go od jego ślubu z Caroline… Później ona urodzi mu dziecko i będę szczęśliwą rodziną… Ale ty nie będziesz się tym przejmować, gdyż będziesz zajęta swoim szczęściem z Ashton’em i maluszkiem…
- Cami, prosta odpowiedź. Tak lub nie... – tym razem usłyszałam prawdziwy i dobrze znany mi głos… Wzięłam głęboki oddech i bez żadnych zahamowani odpowiedziałam…
- Tak.
Nie da się opisać tego, co się działo, kiedy do Ashton’a dotarło to, co powiedziałam. Ten błysk w jego oczach, te białe zęby wyszczerzone w szerokim uśmiechu…
Chłopak gwałtownie wstał z łóżka i podszedł do mnie. Bez zawahania klęknął przede mną, po czym wziął moją prawą dłoń i złożył na niej subtelny pocałunek...
- Ja ciebie też kocham Cam... Najbardziej na świecie... - po tych słowach spojrzał mi prosto w oczy i zbliżył swoją twarz na niebezpieczną odległość. Już miałam się cofnąć kiedy nagle jakaś siła nie wiadomo skąd zatrzymała mnie w miejscu. Nasze usta w końcu się zetknęły... Przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz... Przyznam szczerze, że już bardzo dawno nie czułam się tak, hmm, przyjemnie? Chyba to słowo najbardziej pasuje do całej sytuacji... Zamknęłam oczy... Szczerze mówiąc to nie mam pojęcia dlaczego... Po prostu to wszystko było chyba zbyt cudowne... Uniosłam swoje ręce i zarzuciłam je na jego kark, a palce wplotłam między kosmyki jego dość długich loków...
- Tak... Tego było mi trzeba... Miłość jest najlepszym lekarstwem na złamane serce...
- Idiotko to, akurat każde dziecko wie...
-No więc dlaczego wcześniej na to nie wpadłam?
- Wpadłaś, tylko nie chciałaś dopuścić do siebie tej myśli...
- Dlaczego prowadzę jakiś wewnętrzny dialog sama ze sobą skoro powinnam się skupić na...
- Pocałunku z Ashton'em...
- Zamknij się kimkolwiek jesteś...
To uciszenie pomogło... Już nie słyszałam w głowie żadnych głosów i od razu zaznaczam, że nie potrzebuję numeru do psychologa... Teraz w pełni mogłam się oddać temu niesamowitemu uczuciu...
Niestety, ale chwilę później musiałam odsunąć się od chłopaka, gdyż powoli brakowało mi tchu... Ashton ponownie spojrzał mi w oczy, a ja czułam jak powoli na moje policzki wkrada się siarczysty rumieniec...
- Zgłodniałem, a ty? - powiedział ni stąd ni zowąd, czym ogromnie mnie rozśmieszył... Idealna chwila na takie wyznania... Podniosłam się z łóżka, złapałam go za rękę i bez słowa pociągnęłam za sobą. Zeszliśmy na dół trzymając się za ręce, a w kuchni zastaliśmy ciocię. Powoli wypuszczałam dłoń Ash'a kiedy nagle jego uścisk nasilił się. Spojrzałam na niego, ale nie wyczytałam z jego twarzy żadnych negatywnych emocji, dlatego odetchnęłam z ulgą... Po prostu nie wstydzi się swoich uczuć do mnie i nie chce ich ukrywać...
- Witajcie moi drodzy! Dobrze wam się spało? - spytała ciotka, a ja od razu się zarumieniłam... Fakt, że Ashton spał w moim łóżku i to w dodatku razem ze mną, był troszeczkę krępujący... Kiedy ja zastanawiałam się nad odpowiedzią, Ashton odsunął dla mnie krzesełko przy stole, i w międzyczasie już odpowiedział ciotce.
- Mnie się spało bardzo dobrze.
Po tych słowach poczułam, jak rumienią mi się już nie tylko policzki, ale też szyja, a nawet uszy! Oczywiście nie uszło to uwadze mojej kochanej cioci, która od razu, gdy to zauważyła, wybuchła
śmiechem...
- Już sobie idę... Nie będę was krępować... - wydukała przez śmiech i opuściła pomieszczenie... Spuściłam głowę z zażenowania, a Ashton od razu położył mi swoją dłoń na ramieniu...
- Wspaniała kobieta. - powiedział cicho i również się roześmiał. Mi nie pozostało nic innego, jak do niego dołączyć, dlatego po chwili sama ocierałam łzy z kącików oczu. W końcu kiedy już się ogarnęliśmy, wstałam z krzesełka i zabrałam się za przygotowywanie śniadania... Zrobiłam mnóstwo naleśników i wyjęłam z lodówki przeróżne dodatki... Ashton z niepokojem przyglądał się mojemu talerzowi... No szczerze mówiąc, to nie jest normalnym nakładanie sobie na naleśnika nutelli, dżemu truskawkowego i pokrojonych w plasterki ogórków kiszonych ale co poradzę, że na takie smaki akurat miałam ochotę? Kiedy zjadłam drugiego naleśnika zawierającego te same dodatki, i to z uśmiechem na twarzy, Ashton przestał się już dziwić i sam zaczął konsumować swoją porcję... Jedzenie śniadania minęło nam w bardzo miłej atmosferze... Tak jakby fakt, że zostaliśmy narzeczeństwem, zbliżył nas do siebie… Nie no oklaski mi się należą. Przecież to chyba jest normalne zjawisko… Wkroczenie w nowy etap… Wprawdzie my nie byliśmy nawet oficjalnie parą, ale… Nie czepiajmy się szczegółów…
Po zjedzeniu śniadania wstawiłam zabrudzone naczynia do zmywarki i poszłam do salonu, gdzie siedział już Ashton z moją ciocią. Nie podsłuchiwałam, więc nie miałam zielonego pojęcia o czym rozmawiali, ale na ich twarzach widziałam ogromne podekscytowanie... Nie chciałam być wścibska, więc o nic nie dopytywałam, tylko usiadłam na kanapie z nadzieją, że czegoś się dowiem... Niestety w momencie kiedy tylko zajęłam swoje miejsce obok cioci, nagle wszystko ucichło nastąpiła zmiana tematu... Śmiem podejrzewać, że rozmawiali o mnie, ale stu procentowej pewności nie mam...
- Dobrze kochani, ja idę się zbierać, bo za pół godziny mam do pracy... Powinnam wrócić przed dwudziestą drugą... - po tych słowach ciocia wstała i opuściła pokój. W tym samym momencie Ashton znalazł się obok mnie i zaproponował mi, żebyśmy również wyszli na miasto... Zerknęłam na niego i zauważyłam, że jest niemalże zachwycony swoim pomysłem, dlatego nie miałam serca mu odmówić... Musiałam tylko wrócić do pokoju i ciepło się ubrać, gdyż jakby nie patrzeć, zaczął się drugi tydzień grudnia... Poinformowałam go o tym i w ekspresowym tempie – na ile to było wykonalne w wiadomych okolicznościach - znalazłam się na górze. O dziwo nie miałam jakiegoś większego problemu z doborem ciuchów, dlatego dziesięć minut później byłam z powrotem... Poinformowałam ciocię o tym, że wychodzimy i razem z Ash'em opuściliśmy mieszkanie. Szliśmy powolnym krokiem i rozmawialiśmy, kiedy nagle poczułam jak jego ciepła dłoń wsuwa się w moją własną. Ten gest tak mnie zaskoczył, że nieświadomie cofnęłam rękę. Oczywiście Ashton natychmiast się speszył i ucichł. Zrobiło mi się głupio, dlatego chwilę później sama delikatnie ujęłam jego dłoń w swoją. Ashton spojrzał na mnie i uśmiechnął się tak ciepło, aż miałam wrażenie, że moje serce topnieje... Dalej szliśmy już bez żadnych spięć, rozmawiając na różne tematy. W końcu dotarliśmy przed sklep, do którego zmierzaliśmy. Weszłam do środka trochę niepewnie, jednak Ashton nie pozwolił mi na dalszą nieśmiałość. Trzymając nadal moją dłoń, pociągnął mnie delikatnie w głąb sklepu. Przyglądałam się każdej wystawce bardzo długo... Widok malutkich śpioszków, skarpetek, bucików i czapeczek niemalże mnie wzruszał... Zawsze kochałam małe dzieci, ale teraz, kiedy miałam świadomość, iż tylko cztery miesiące dzieli mnie od ujrzenia mojego maleństwa, to uczucie jeszcze bardziej przybrało na swojej sile. Wyszliśmy ze sklepu godzinę później z dwoma siatkami. Nie mogłam się oprzeć i kupiłam kurteczkę, czapeczkę, cieplejsze buciki, kocyczek i kolejną książkę o ciąży i wychowywaniu maluszków. Ale to tylko moje zakupy… Ashton, jako przyszły tatuś postanowił też coś kupić i tym oto sposobem moje jeszcze nienarodzone maleństwo otrzymało średniej wielkości brązowego misia... Te jego widoczne starania sprawiały mi wielką radość oraz ogólne rozczulenie i choć gdzieś tam daleko w mojej podświadomości istniała myśl, że to Harry powinien chodzić ze mną na zakupy i szykować prezenty dla swojego dzieciątka, to cieszyłam się z tego, że na swojej poplątanej drodze życiowej spotkałam Ashton'a.
W drodze powrotnej mój towarzysz postanowił jeszcze zajrzeć do sklepu jubilerskiego. Zaskoczona zerkałam na niego co chwilę, jednak on niewzruszony z uśmiechem od ucha do ucha pewnie wszedł do budynku.
Wnętrze pomieszczenia było bardzo jasne, gdyż na każdej ścianie błyszczały małe lampeczki, a oprócz tego wszędzie pobłyskiwały różnego rodzaju biżuterie...
- Witam państwa! W czym mogę pomóc? - spytała kobieta w średnim wieku stojąca za małym biurkiem...
- Dzień dobry. Chcielibyśmy obejrzeć jakieś bransoletki lub pierścionki. - odparł neutralnie chłopak i obdarzył ją czarującym uśmiechem.
- Proszę bardzo... Kiedy się państwo na coś zdecydują, proszę powiedzieć.
Podeszliśmy do jednej gablotki, a ja natychmiast szeptem spytałam:
- Ash co Ty wyprawiasz? - byłam zdezorientowana, gdyż nie planowaliśmy niczego takiego, i przerażona widniejącymi cenami... Ashton spojrzał na mnie, uśmiechnął się i powiedział:
- Kupiliśmy tyle rzeczy dla maleństwa... Tobie też się coś należy...
Szeroki uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Nie zastanawiając się nawet stanęłam na palcach i cmoknęłam go w policzek, Nie ukrywał, że mile go tym zaskoczyłam.
- Kochanie największym prezentem jest spędzony czas z tobą… Nie musisz tracić pieniędzy ze względu na mnie… - mimo mojego szczerego zapewnienia Ashton kazał mi się uciszyć i wybrać coś co mi się spodoba. Zrezygnowana zerknęłam za szklaną szybę zaczęłam szukać czegoś najtańszego... Ash i tak dużo dla mnie zrobił... Tak jak już wcześniej wspomniałam… Sama jego obecność mi wystarcza i nie potrzebuję żadnych prezentów… Fakt, że mnie kocha, chce być ze mną i opiekować się moim maleństwem, to już jest ogromny podarunek, wprawdzie niematerialny, ale kto powiedział, że taki właśnie musi być… Niestety chłopak nie chciał nawet słyszeć o żadnych sprzeciwach... Jeszcze kilka razy próbowałam go odwieść od tego pomysłu, ale nic tym nie wskórałam. Mój… narzeczony oznajmił, że nie wyjdziemy stąd dopóki czegoś nie wybiorę. Po długich oględzinach zdecydowałam się na skromniutki, srebrny pierścionek z jednym małym kryształkiem na środku w przyzwoitej cenie. Tym razem to Ash zaczął się spierać ze mną… Powiedział, że stać go na jakiś drogocenny pierścionek, a ja wybrałam jeden z najtańszych, ale pokazałam, że też potrafię być uparta… Z resztą skromne pierścionki i tak podobają mi się najbardziej… Po długich „konsultacjach” dokonaliśmy zakupu i wreszcie mogliśmy opuścić sklep... Kiedy tylko wyszliśmy, zimny wiatr owionął nasze ciała, przez co wbrew swojej woli zaczęłam dygotać. Ashton, widząc to, objął mnie swoim długim ramieniem i przyciągnął do siebie. Od razu zrobiło mi się cieplej i to w takim stopniu, że na moje policzki wystąpiły delikatne rumieńce, chociaż może to z zawstydzenia… Jakoś nie zdołałam się jeszcze przyzwyczaić do okazywania sobie czułości publicznie… No, ale miejmy nadzieję, że to przyjdzie z czasem.
Szliśmy tak przytuleni do siebie, aż minęliśmy małą restauracje. Ashton stwierdził, iż lepiej będzie, gdy zjemy na mieście, gdyż nie będę musiała później stać przy garach i gotować obiadu... Wprawdzie gotowanie było dla mnie przyjemnością, a jedzenie w restauracjach to strata pieniędzy, ale wiedziałam, że nawet jeśli wyraziłabym sprzeciw, to i tak chłopak postawiłby na swoim… Nie pozostało mi nic innego, jak tylko się zgodzić... Miałam jednak nadzieję, że takie „akcje” nie zdarzają się chłopakowi zbyt często, gdyż przez taką, hmmm, rozrzutność w końcu zbankrutuje… Jakby nie patrzeć, to za większość rzeczy płacił on mimo moich licznych zakazów... Weszliśmy do środka i od razu zajęliśmy najbliższy, dwuosobowy stolik. Rozejrzałam się dookoła i od razu zwróciłam uwagę na to, że oprócz nas nie ma tu żadnych innych osób... Nie powiem, ale czułam się z tym jakoś tak bardziej komfortowo... Zdjęliśmy swoje wierzchnie ubrania i usiedliśmy przy wybranym stoliku. Zaczęliśmy rozmawiać, ale po chwili przy nas pojawił się kelner, a my bez dłuższego zastanawiania się złożyliśmy zamówienie. Kiedy tylko mężczyzna zniknął w kuchni,
Ashton wstał ze swojego miejsca i klęknął przede mną... Moje serce zaczęło bić szybciej, a moja twarz po raz kolejny tego dnia wyrażała ogromne zdziwienie...
- Cami... Z racji tego, że nie oświadczyłem ci się tak jak przystało, postanowiłem to naprawić... - wyciągnął z kieszeni czerwone pudełeczko i otworzył je, a moim oczom ukazał się wybrany przeze mnie pierścionek... Na początku patrzyłam na niego z lekkim niedowierzaniem i jakiegoś rodzaju politowaniem, gdyż nie musiał się dla mnie aż tak starać. Jednak chwilę później ogromny uśmiech zagościł na mojej twarzy, a w oczach pojawiły się łzy szczęścia i wzruszenia... – Camilo Evans czy... zostaniesz moją żoną? - zadał pytanie, a ja tym razem bez żadnego zawahania się zgodziłam. Wzięłam jego twarz w swoje dłonie i złożyłam delikatny i subtelny pocałunek na jego pełnych wargach…
- A teraz już usiądź na swoim miejscu... – wyszeptałam i zachichotałam.
Wykonał moje „polecenie”, nawet z bonusem. Co mam na myśli?? Mój ukochany, najbardziej oficjalnie narzeczony wstał ze swoich kolan, pocałował mnie bardziej, ekhem, namiętnie i dopiero wtedy zajął miejsce na swoim krześle. Oczywiście nie obyło się bez rumieńców na mojej twarzy.. No ale taka już moja natura...
Zawsze myślałam, że takie sytuacje mają miejsce tylko w filmach... Ewentualnie w książkach… Myliłam się i to bardzo... Potwierdzeniem jest tych kilka zdań wyżej... W prawdzie do tej pory mam jakieś zachwiania emocjonalne i nie wierzę, że jestem czyjąś narzeczoną, a jednak jedno spojrzenie na krążek umieszczony na moim palcu jest najprawdziwszy na świecie...
Z racji tego, że byliśmy jedynymi gośćmi tej restauracji otrzymaliśmy nasze dania dość szybko, co było ogromnym plusem, gdyż po długim spacerze i wszystkich wydarzeniach byłam bardzo głodna. Zaczęliśmy zajadać własne dania, co jakiś czas wymieniając się jakimiś opiniami lub zwykłymi informacjami. Ot zwyczajna rozmowa o wszystkim i o niczym. W pewnym momencie usłyszałam charakterystyczny dźwięk otwieranych drzwi. Z racji tego, że siedziałam tyłem nie miałam pojęcia kim były lub była osoba, która weszła. Jednakże w tej samej chwili twarz Ashton'a pobladła, a jego ręka zastygła z widelcem przy ustach i już wiedziałam, że coś tu jest na rzeczy. Wprawdzie miałam świadomość tego, że takie oglądanie się jest dość niekulturalne, ale ciekawość wygrała. Odwróciłam głowę w stronę wejścia i ujrzałam, na pierwszy rzut oka, normalną dziewczynę. Była średniego wzrostu i nie wyróżniała się jakimś ekstrawaganckim strojem czy czymś podobnym. Jednak kiedy przyjrzałam się jej dokładniej, dostrzegłam coś, czego wcześniej nie byłam w stanie zauważyć. Ona 
wyglądała jakby była moją siostrą bliźniaczką, dosłownie, różniło nas tylko to, że  miała o wiele krótsze włosy… No i nie była w ciąży. Połączyłam wszystkie fakty ze sobą i w mojej głowie stworzyła się jedna całość. Byłam świadoma tego, że w tym właśnie momencie moje oczy oglądają niejaką Emily, byłą narzeczoną Ashton’a... Kiedy to do mnie dotarło, mój humor od razu uległ zmianie. Nagle stałam się spięta i zdenerwowana… Wcale nie dziwiłam się Ashton’owi, że tak zareagował.
Dziewczyna powiedziała coś kelnerowi i ruszyła w naszym kierunku... W momencie kiedy mijała nasz stolik, jej wzrok mimochodem skierował się na Ashton’a. Z wrażenia, aż przystanęła. Czyżby nie spotkali się od tamtego incydentu? Nie... To niemożliwe... W jednej i tej samej miejscowości... Przecież ich drogi musiały się jakoś przecinać..
- A… Ashton... - wyszeptała tylko i na dłuższą chwilę zamilkła. W jej oczach widziałam ból, a nawet wielką rozpacz... - Ja... Nawet nie wiesz ile razy chciałam do ciebie wpaść... - zaczęła mówić nie zwracając w ogóle uwagi na mnie... No nie powiem, ale to jeszcze bardziej mnie zirytowało… Ja nie jestem niewidzialna… Od razu posiłek, który przed chwilą zjadłam jakby zaczął się cofać… Zerkałam to na Emily to na Ashton’a, ale oni w tamtym momencie byli nieobecni… Wpatrzeni w swoje oczy, niepewni tego co mogą powiedzieć, a co lepiej zachować dla siebie… Miałam ochotę wstać i stamtąd wyjść... Czułam się jak piąte koło u wozu... Nie chciałam im przeszkadzać... W mojej głowie już widziałam piękny scenariusz… Widziałam jak sobie wszystko tłumaczą i się godzą, i... znów zostaję sama... Zdradzona i niekochana... Hah. To aż absurdalne, ale mam wrażenie, że takie uczucie będzie mi towarzyszyć już zawsze… Do końca moich dni... W momencie kiedy ja o tym myślałam, Emily znów zaczęła się produkować i wszystko wyjaśniać, a Ashton patrzył na nią z niedowierzaniem, ale też dostrzegałam w jego oczach cień dawnej miłości... I wtedy coś we mnie pękło. Miałam wrażenie, że po raz drugi wali mi się cały świat… Po raz drugi, kiedy wszystko zaczęło się dobrze układać, ktoś inny musiał to zniszczyć. Nie myśląc dłużej zsunęłam pierścionek ze swojego palca, położyłam go na stoliku,
wstałam i wyszłam pośpiesznym krokiem ze łzami w oczach... Najwidoczniej nie zasługuję na prawdziwą miłość... Z każdym szybszym krokiem moja rozpacz i żal zamieniały się w niepohamowany gniew… (Owszem podczas ciąży i jakieś dwa miesiące po porodzie kobiety ciężarne mają ogromne wahania nastrojów, więc to normalne…) I dobrze! Bardzo dobrze!! Prawdziwie kochać będę tylko swoje maleństwo i nikogo więcej!!! Z takimi postanowieniami maszerowałam energicznie, z dwoma siatkami zakupów, a ponad to wylewałam łzy... Nie wiem czemu? Może dlatego, że uwierzyłam, iż mogę być jeszcze szczęśliwa i kochana... Tak, tak... Jestem głupia i bezmyślna, i...
- Camila zaczekaj! - usłyszałam za sobą krzyk Ashtona... I choć rozum kazał iść dalej, to wbrew wszystkim prawom natury serce przejęło kontrolę nad moimi nogami i się zatrzymałam... Chłopak dogonił mnie w jednej chwili i zdyszany odwrócił moje ciało w swoją stronę...
- Myślisz, że... po tym wszystkim... co się wydarzyło między nią..., a mną... mógłbym ją jeszcze kochać? Myślisz, że w dniu kiedy wyznałem ci miłość i się oświadczyłem mógłbym ot tak cofnąć wszystko i wrócić do Emily na jej jedno skinienie? Bo jeżeli tak myślisz to jesteś w ogromnym błędzie... Kocham ciebie! To ty wyleczyłaś mnie z tej chorej miłości do niej... Teraz zależy mi tylko i wyłącznie na tobie oraz na twoim maluszku... - po tych słowach ujął moją twarz w swoje dłonie i złączył nasze usta w pocałunku... Gdybym tylko mogła, to zatopiłabym swoje palce w jego miękkich, długich włosach, ale na moje nieszczęście w obydwu dłoniach trzymałam te przeklęte siatki z zakupami... Ja naprawdę jestem głupia… Jak ja w ogóle mogłam pomyśleć, że ktoś taki jak Ash, byłby w stanie zrobić coś takiego? Wbrew pozorom znałam odpowiedź na to pytanie… Pomyślałam tak tylko dlatego, że swój tok myślenia kierowałam maksymą „stara miłość nie rdzewieje”. Na szczęście nie zawsze stare przysłowia się sprawdzają…
 Nie chciałam kończyć naszego pocałunku, ale jeszcze chwila i mogłabym się udusić... Ashton zabrał zakupy ode mnie, po czym wręczył mi pierścionek, który zostawiłam w restauracji...
- Moja ty kochana wariatko… My naprawdę się dzisiaj oficjalnie zaręczyliśmy… I ty byłaś w stanie pomyśleć, że... - tym razem to ja mu przerwałam i złożyłam na jego ustach krótki lecz subtelny pocałunek...


*********************************************************************************
Witajcie! Piszę tę notkę tylko i wyłącznie dlatego, żeby przeprosić Was za to, że poprzedni rozdział był bez żadnych gifów, ale jakoś nie mogłam znaleźć odpowiednich... Mam nadzieję, że dzisiaj wszystko nadrobiłam! Jeszcze tylko sześć rozdziałów i EPILOG! Cieszycie się? Czy może wręcz przeciwnie?? Ja z jednej strony się cieszę, a z drugiej jestem zrozpaczona... No, ale coś się kończy, a coś się zaczyna... Bądźmy dobrej myśli, że w niedalekiej przyszłości (jak już ogarnę pierwszy miesiąc w liceum i szkole muzycznej) zacznę pracę nad czymś nowym... Czekam na jakieś opinie i komentarze! <3 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz